– Moglibyśmy spowodować jakiś wypadek – zaczął Aki. – Może tak podłożymy jakieś substancje wybuchowe. Mógłbym skombinować trochę plastiku. Gorzej będzie z zapalnikami, ale to też da się zrobić.
Jezu, to naprawdę terrorysta! Spojrzałam szybko na Maksa, ale on wyglądał tak, jakby wywód Akiego nie zrobił na nim żadnego wrażenia. No, tak… przecież znają się od dziecka.
Ale mimo wszystko nie mogę uwierzyć w to, że Aki byłby w stanie zrobić bombę!
– Chyba żartujesz?! – wykrzyknęłam.
– Nie, dlaczego? – szczerze się zdziwił. – To jest nawet bardzo proste.
– Przecież to zbrodnia!
– Nie większa niż włamanie – odpowiedział z niezmąconym spokojem. – Najgorzej, że nie wiemy, gdzie są te najważniejsze dokumenty. Moglibyśmy je przez przypadek wysadzić.
On jest psychiczny! Nikt mi nie wmówi, że jest inaczej!
Najgorsze jest to, że on pewnie naprawdę by to zrobił. W końcu za wszelką (dosłownie!) cenę chce się dowiedzieć, dlaczego jest wilkiem. Co miałam innego zrobić? Powiedziałam to, o czym pomyślałam. Chociaż często zdarza mi się mówić bez zastanowienia…
– Według mnie bezpieczniejsze byłoby normalne włamanie. I to mówię ja, wzorowa uczennica, zawsze najwyższe oceny na świadectwie. Do czego to doszło, jak rany! Jak tak dalej pójdzie, to pewnie za rok będę zarobkowo obrabiać sklepy i banki? Matko…
To całe Wolftown (parszywa, zapadła dziura) ma na mnie wyraźnie zły wpływ.
– Tylko musimy dokładnie przemyśleć, jak się tam dostaniemy – natychmiast podchwycił mój pomysł Aki.
– Yhy – zgodziłam się niechętnie.
– Zaraz, zaraz – przerwał nam Max. – Ja jednak sądzę, że to głupi pomysł. Mogą nas złapać i tylko pogorszymy sprawę, bo narobimy sobie kłopotów.
– Ale jeśli dobrze się przygotujemy i przez jakiś czas będziemy ich obserwować, wszystko powinno się udać – powiedział Aki. – Musimy się przecież dowiedzieć prawdy!
– No tak, ale… – zaczął Max.
– Przecież to jest ważne, Max! – krzyknął Aki. – Nie chcesz wiedzieć, co się za tym wszystkim kryje?!
– Włamanie do miejscowego szpitala to jedno, a do prywatnej firmy, która na pewno jest nieźle strzeżona, to drugie. Możemy wpaść w poważne kłopoty – powiedział. – Pamiętasz tamten posterunek policji w Lorat? Ledwo uciekliśmy.
Posterunek? Jaki posterunek? O co tu chodzi? Lorat to miasteczko leżące najbliżej Wolftown. Byłam tam z Ivette na koncercie The Calling, ale to wydarzyło się tak dawno… W zupełnie innej epoce.
– To możesz nie iść – rzucił wściekły Aki. – Ale chociaż nie przeszkadzaj.
– Przecież wiesz, że i tak pójdę – mruknął Max i uśmiechnął się.
– Wiem, dlatego jesteśmy kumplami – odpowiedział Aki i też się uśmiechnął.
– No dobra, ale ona nigdzie nie pójdzie! – powiedział kategorycznie Max, patrząc na Akiego i wskazując mnie palcem.
– Dlaczego? Też chcę iść – zaprotestowałam.
– Nie będziemy cię narażać. I tak już prawdopodobnie jesteś w niebezpieczeństwie. Zostaniesz w domu. Poza tym nie masz pojęcia, jak to jest włamywać się do czegoś takiego.
– No wiesz! Oczywiście, że z wami pójdę. Poza tym skąd ty możesz wiedzieć, jak włamuje się do czegoś takiego?!
No, bo chyba tego nie wie, no nie? Prawda???
– Nie, nie pójdziesz! Nie zgadzam się!
– Też coś! Ivette jest moją przyjaciółką i też chcę się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi! Poza tym skoro jestem w niebezpieczeństwie, to i tak nie mogę już sobie bardziej zaszkodzić – powiedziałam jednym tchem.
Tak, wiem, nie grzeszę inteligencją. Powinnam się cieszyć, że pozwalają mi zostać w domu. Ale wkurzyłam się na nich obu o to, że usiłują się mnie pozbyć. Poza tym nie wytrzymałabym, siedząc bezczynnie i mając świadomość, że oni się narażają. A gdyby Maksowi coś się stało? No dobra, zwykle to ja go pakuję w kłopoty, ale przynajmniej nie byłby wtedy sam.
Miałby mnie.
Po mniej więcej godzinnej kłótni (odkryłam, że Max jak chce, to potrafi całkiem głośno krzyczeć – zwykle mówi coś pod nosem, tak że trudno go zrozumieć, więc to była całkiem miła odmiana), wreszcie pozwolił mi ze sobą iść. Ale wiedział też, że poszłabym nawet bez jego zgody. Wolałby zatem mieć mnie na oku, tak na wszelki wypadek. Miło z jego strony, bo na pewno się w coś wpakuję.
– Może za tydzień w nocy zrobimy zebranie nadzwyczajne? – spytał Akiego, kiedy wreszcie przestałam się z nimi kłócić.
– Dobry pomysł. Zadzwonię do innych – odparł Aki.
– Mogę przyjść? – spytałam cicho.
W odpowiedzi Max rzucił mi mordercze spojrzenie, jeszcze był na mnie zły. Jednak nie zwróciłam na niego uwagi i swoje pytanie skierowałam tym razem do Akiego:
– Mogę przyjść?
– No dobra… – mruknął niechętnie.
Bardzo dobrze, że się zgodził. Chcę wiedzieć o wszystkim, na bieżąco!
– A o co chodzi z tym posterunkiem? – spytałam.
– Stare dzieje – mruknął Max. – Wierz mi, wolałabyś nie wiedzieć.
No i się nie dowiedziałam.
Te nieprzespane noce sprawią kiedyś, że padnę na twarz bez życia. Wierzcie mi. Czemu wilki muszą urządzać te swoje zebrania po północy?! Nie mogliby trochę wcześniej?
Właściwie to nic ciekawego się na tym zebraniu nie działo. Po prostu wszyscy się przerzucali pomysłami, jak dostać się do Instytutu. W końcu w drodze losowania wyłoniono pięć osób, które wezmą udział w akcji: mnie, Maksa, Akiego, Marka i tę dziewczynę, co się poprzednio kłóciła z Akim. Nie pamiętam, jak ma na imię…
Wszyscy chcieli oczywiście iść tam od razu następnego dnia, ale Max ich przygasił.
– Proponuję, żebyśmy najpierw rozeznali się w sytuacji – powiedział.
– Co masz na myśli? – spytała jakaś dziewczyna.
– Najpierw powinniśmy poobserwować trochę Instytut. Dowiedzieć się, o której godzinie go zamykają i czy na przykład w ogóle pracują w niedzielę – wyjaśnił. – Ty mogłabyś wypytać swoją mamę. W końcu tam pracuje.
– Eee, jasne, spróbuję – powiedziałam.
Fajnie, teraz wszyscy patrzą na mnie wrogo, jakbym też była zamieszana w cały ten spisek. Dzięki za reklamę, Max.
Ale to rzeczywiście dobry pomysł. Moja mama na pewno będzie coś wiedziała. Muszę ją podpytać o różne sprawy.
Tylko jak to zrobić? Przecież nie spytam: „Hej, mamo. Czy w twoim Instytucie robicie jakieś nielegalne eksperymenty na ludziach?”. Paranoja.
W każdym razie ten pomysł podchwycili też inni. Poza tym postanowili, że ustalą nocne zmiany i każdego wieczoru w parach będą obserwować Instytut. Też chciałam w tym uczestniczyć, ale się nie zgodzili, bo nie jestem wilkiem i robię za dużo hałasu.
To nieprawda! Wcale nie robię dużo hałasu! Chociaż wtedy w lesie z Jaguarem i potem z Maksem, i dzisiaj… No dobra, robię dużo hałasu. Ale nadal uważam, że to niesprawiedliwe.
I właśnie tak, w wielkim skrócie, wyglądało to zebranie.
Nigdy się nie przyzwyczaję do tego, jak oni zamieniają się w wilki. To niesamowite! Oczywiście Max nie chciał się przy mnie zamienić. A szkoda…
Hej! Mówię to tylko z przyczyn… hm… naukowych. Tak! Naukowych!
Gdy w końcu, po całych godzinach ustaleń i moim przysypianiu na ramieniu Maksa, dotarliśmy do furtki, Max powiedział:
– Tylko uważaj, jak będziesz przepytywać swoją mamę. Nie wiadomo, w co jest zamieszana.
– Moja mama? Ona na pewno nie jest w nic zamieszana – odparłam. – Przecież ją znam.
– Tak, ale uważaj – mruknął.
Читать дальше