Juliette Benzoni - Katarzyna Tom 6

Здесь есть возможность читать онлайн «Juliette Benzoni - Katarzyna Tom 6» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Исторические любовные романы, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Katarzyna Tom 6: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Katarzyna Tom 6»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Введите сюда краткую аннотацию

Katarzyna Tom 6 — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Katarzyna Tom 6», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Juliette Benzoni

Katarzyna Tom 6

CZĘŚĆ PIERWSZA

OBLĘŻENIE

Rozdział pierwszy

OGNIE W DOLINIE

Pochylona nad grzywą wierzchowca, Katarzyna de Montsalvy z duszą na ramieniu gnała do swego miasta, błogosławiąc niebiosa za to, że zamiast swojej pięknej, lecz delikatnej klaczy paradnej wybrała tego silnego ogiera, którego dzielność zdawała się nie mieć granic i który dawał pewną nadzieję na ucieczkę przed pościgiem. Mansour dosłownie płynął w powietrzu, pokonując strome zbocze z rozpostartym białym ogonem, czyniącym go podobnym do komety. W promieniach zachodzącego słońca oświetlającego horyzont krwawymi blaskami jasna maść konia musiała być widoczna na milę. Katarzyna wiedziała, że rozpoznano ją i że nie uda się jej zniknąć. Za sobą słyszała ciężki tętent kopyt Machefera, konia intendenta, Josse Rallarda, który zawsze towarzyszył jej w wyprawach. Z oddali, z głębi mrocznej doliny porośniętej kasztanowcami, dochodził groźny galop niewidzialnych rozbójników...

Tego zimnego, marcowego dnia 1436 roku na wyżynie Lasu Kasztanowego, na południe od Aurillac, zalegał jeszcze śnieg, pokrywając czarną ziemię jasnymi płatami, które wiatr z północy zamienił w lód. Amazonka starała się je omijać, drżąc na samą myśl, co by się z nią stało, gdyby Mansour poślizgnął się i upadł...

Czasami odwracała się z trwogą, czując za plecami poruszające się rytmicznie hełmy i słysząc głuchy szczęk oręża. Odrzucała wtedy z wściekłością niebieską zasłonę, którą dziki pęd zarzucał jej na oczy. Kiedy kolejny raz obejrzała się zatrwożona, usłyszała uspokajający głos Jossego:

– Nie trzeba się odwracać, pani Katarzyno! Dojeżdżamy!... Zobacz sama! Już widać mury! Będziemy w Montsalvy przed nimi!

Istotnie. Na skraju płaskowzgórza zamajaczyła ciemna masa murów osady, odcinająca się od czerwonego nieba swymi grubo ciosanymi wieżami wzniesionymi z surowego granitu i z lawy wygasłych wulkanów, z otworami strzelniczymi, z wąskimi bramami osłoniętymi żelaznymi kratami i dębowym mostem zwodzonym. Mury proste, wiejskie, najeżone spiczasto zakończonymi klepkami z beczek, lecz mogące wytrzymać oblężenie i stanowić skuteczne schronienie dla ludzi.

Należało przybyć na tyle wcześniej przed rozbójnikami, by zdążyć zamknąć bramy i przygotować osadę do obrony. W przeciwnym razie dzika fala wpadłaby wraz z kasztelanką, znosząc Montsalvy i jego tysiąc mieszkańców z powierzchni ziemi...

Na samą myśl o tym serce Katarzyny zamarło. Zbyt często i zbyt blisko widziała wojnę, aby żywić złudzenia co do losu kobiet i dzieci w podbitym mieście, gdyby żądna złota, wina, krwi i kobiet horda zbirów napadła na nich, puszczając wodze najgorszym instynktom.

Pani de Montsalvy mocniej przycisnęła się do konia, drżąc ze strachu nie o siebie, lecz o to, że nie przybędzie na czas, by bronić swoich dzieci i poddanych.

Podobnie jak umierającemu w jednym mgnieniu staje przed oczami całe jego życie, tak i jej ukazały się w tej chwili najdroższe osoby – dzieci, czteroletni Michał z okrągłą buzią i płowymi lokami oraz dziesięciomiesięczna Izabela, mały tyran królujący na zamku, w osadzie, a nawet w opactwie. Ujrzała Czarną Sarę, wierną towarzyszkę od czasu, kiedy jako dziewczynka znalazła się na Dziedzińcu Cudów, Sarę, która teraz, mając już 53 lata, wychowywała jej dzieci i zarządzała gospodarstwem. Była jeszcze Maria, żona Jossego, którą poznała ongiś w haremie kalifa Grenady i z którą wspólnie uciekły z niewoli. Była Donatka i jej mąż Saturnin, stary zarządca dóbr Montsalvych, byli mieszkańcy osady i Bernard de Calmont d’Olt, przeor klasztoru i jego spokojni, mądrzy mnisi... cały ten ludek, którego życie i bezpieczeństwo leżało teraz w jej rękach...

Nie mogła dopuścić, by wpadli w szpony drapieżców z Gévaudan!

Katarzyna i Josse galopowali teraz prosto do bramy północnej osady, bramy Aurillac, którą poprzedzało kilka zuchwale wysuniętych domów małego przysiółka Saint-Antoine. Konie przyśpieszyły. Josse chwycił zatknięty u pasa krowi róg, z którym nigdy się nie rozstawał, i zadął weń z całej siły, by zawiadomić straże na murach o nadciągającym niebezpieczeństwie.

Jeźdźcy prawie równocześnie wpadli na dziedziniec, potrącając młynarza na ośle. Gruby Felicjan i jego wierzchowiec przewrócili się do góry nogami na stertę suszonego, krowiego łajna, służącego strażnikom jako opał.

Zatrzymany mocnym szarpnięciem koń Katarzyny stanął dęba.

– Rozbójnicy! – krzyknęła, kiedy Josse przestał dąć w róg. – Ścigają nas! Podnieść most! Spuścić kratę! Ja udam się do klasztoru i do bramy Entraygues!

Tymczasem Josse zeskoczył z konia i rzucił się na pomoc mieszkańcom, którzy zaczęli w pośpiechu gromadzić kamienie na murach i za pomocą klepek z beczek utykali otwory strzelnicze. Kobiety rozgdakały się jak przestraszone kury; zewsząd dolatywało ich zatrwożone „Jezus Maryja”, inne zaczęły odmawiać litanię do miejscowych świętych, szukając w popłochu swoich kurcząt. Krata opadła z okropnym skrzypieniem.

– Od kiedy już mówię, że trzeba ją naoliwić! – rozzłościł się Josse, chwytając za ciężki kołowrót służący do podnoszenia mostu. Felicjan, wygrzebawszy się z gnoju, pośpieszył mu z pomocą.

Katarzyna, wydając okrzyki na trwogę, ruszyła galopem główną drogą w stronę klasztoru. Spod kopyt końskich tryskały na lewo i prawo strumienie błota, przepędzając spłoszony drób i prosięta.

Karczmarz Pastouret na wszelki wypadek pozamykał szczelnie okiennice i przegnał z gospody nielicznych opojów.

Katarzyna resztką sił przemknęła przez romańską bramę klasztoru i zeskoczyła z konia przed przeorem, który podwinąwszy rękawy, przycinał róże i nawoził swoje zioła lecznicze hodowane w małym, przyklasztornym ogródku. Skierował na Katarzynę młodą twarz szczęśliwego ascety z błyszczącymi oczami zdającymi się widzieć dalej i wyżej niż inni ludzie.

– Wpadasz tu jak burza, moja córko! Co się stało? Katarzyna bez żadnych zbędnych wstępów rzuciła:

– Każ bić na alarm, ojcze! Zbliżają się rozbójnicy! Trzeba postawić Montsalvy w stan gotowości!

Bernard de Calmont d’Olt spojrzał na Katarzynę ze zdziwieniem.

– Grabieżcy? A skąd by się tu wzięli?

– Z Gévaudan, ojcze! To banda Béraulta Apchiera, wasza świątobliwość. Widziałam ich chorągiew. Grabią i palą wszystko, co napotkają po drodze! Wyjdź na wieżę, a ujrzysz płomienie i dym w wiosce Pons!

Ojciec Bernard nie potrzebował długich wyjaśnień. Zatknąwszy nóż ogrodniczy za sznur, którym przepasany był jego czarny habit, ruszył żwawo w stronę kościoła, krzyknąwszy na odchodnym:

– Wracaj do domu, pani, i zajmij się bramą południową! Ja zadbam o resztę.

Chwilę potem donośny, spiżowy głos Géraude, największego dzwonu w klasztorze, rozerwał ciszę wieczorną, a wiejący znad starych, wygasłych wulkanów kwaśny wiatr poniósł oszalałe dźwięki pradawnego, zawsze groźnego alarmu zwiastującego nieszczęście i łzy. Katarzyna, licząc jego uderzenia, poczuła ucisk w sercu. Podobnie jak Joanna d’Arc, zawsze lubiła dzwony, a życie jej domu jak i jej własne toczyło się niezmiennym rytmem odmierzanym przez dzwonienie klasztorne – od tego zmarzniętego o świcie na Anioł Pański po te wieczorne, spokojne i napawające otuchą. Lecz dzisiaj to dzwonienie, te krzyki trwogi wznoszące się do niebios odczuwała boleśnie każdą cząstką swej duszy i ciała.

– Arnoldzie... – szepnęła przez zaciśnięte wargi – dlaczego znowu jestem sama? Dlaczego znowu porwał cię demon wojny, a mnie każe zapłacić okup...

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Katarzyna Tom 6»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Katarzyna Tom 6» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Juliette Benzoni - A templomosok kincse
Juliette Benzoni
Juliette Benzoni - Az átok
Juliette Benzoni
Juliette Benzoni - Le Couteau De Ravaillac
Juliette Benzoni
Juliette Benzoni - Le réfugié
Juliette Benzoni
Juliette Benzoni - Princesses des Vandales
Juliette Benzoni
Juliette Benzoni - Haute-Savane
Juliette Benzoni
Juliette Benzoni - Jean de la nuit
Juliette Benzoni
Juliette Benzoni - El Prisionero Enmascarado
Juliette Benzoni
Отзывы о книге «Katarzyna Tom 6»

Обсуждение, отзывы о книге «Katarzyna Tom 6» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x