– Byłem za daleko – mruknął speszony Max, także zaskoczony szybkimi skojarzeniami lekarza.
– Następnym razem musisz ją zatem złapać, bo przy swoim szczęściu do wypadków jeszcze coś sobie złamie – stwierdził doktor i uśmiechnął się do niego ciepło.
Muszę powiedzieć, że wyciąganie cierni olbrzymią pęsetą jest tak bolesne, jak średniowieczne tortury. Gdyby Max nie trzymał mnie mocno za ramiona, to chyba zerwałabym się z krzesła, na którym siedziałam, i uciekłabym gdzie pieprz rośnie. To gorsze niż zastrzyki! To gorsze niż złamanie nogi! To gorsze niż wszystko!!!
Doktor razem z Maksem cały czas usiłowali zabawiać mnie rozmową, ale w ogóle im to nie wychodziło. W którymś momencie Max zaproponował:
– A może opowie nam pan o szpitalu, albo o ciekawych pacjentach?
Od razu zwróciłam na to uwagę i muszę wam powiedzieć, że nawet na chwilę zapomniałam o bólu.
– W zasadzie, to wszelkie informacje są ściśle tajne – odpowiedział lekarz.
– Tak jak karty pacjentów? – spytał niby bezinteresownie Max.
– Tak, ale to nic ciekawego…
– A można oglądać swoje karty, czy to też jest zabronione?
– pytał dalej Max.
– W zasadzie, to nie. Pacjent może być tylko poinformowany o przebiegu swojej choroby, ale nie ma wglądu do karty.
– Szkoda, pewnie za jakieś dwadzieścia lat śmiałabyś się z dzisiejszego wpisu – powiedział do mnie Max.
– Z czegoś tak bolesnego nigdy nie będę się śmiać – wydusiłam z siebie.
– Jeśli w takim tempie będą cię spotykały wypadki, to twoja karta za dwadzieścia lat nie będzie mieścić się w archiwum – zaśmiał się doktor. – Skończyłem. Teraz jeszcze to obmyjemy i założymy opatrunki, i będziesz mogła iść do domu.
– Archiwum? – spytał zaciekawiony Max. – To zebrała się cała biblioteka kart?
– Coś w tym rodzaju – odpowiedział lekarz. – Tylko że nikt ich nawet nie przegląda. Zwłaszcza tych starych. Poza tym, komu by się chciało schodzić po nie do piwnicy?
Żadnego z nas nie rozbawił ten dowcip. Doktor się wygadał. Teraz już wiemy, gdzie szukać.
Po zabandażowaniu moich rąk (ciekawe, kiedy będę mogła ich normalnie używać) doktor uśmiechnął się do mnie i dał mi lizaka.
– To za odwagę – zażartował. – I uważajcie, jak się razem wymykacie.
– Dobrze – odpowiedzieliśmy zakłopotani i wyszliśmy do poczekalni, w której zastał nas Aki.
Prawdę mówiąc, mam wyrzuty sumienia, że chcemy włamać się do tego archiwum. Doktor był taki miły, a my podstępnie wyciągnęliśmy z niego informacje. Nieświadomie stał się naszym wspólnikiem. A niech to…
– Co tak długo? – spytał Aki.
– To bolesny (zaakcentowałam to słowo) zabieg wyjmowania mi na żywca (znowu zaakcentowałam) kilkudziesięciu kolców, a nie wizyta w sklepie – warknęłam.
Aki ciągle mnie wkurza. Jak Max z nim wytrzymuje i jeszcze na dodatek się przyjaźni? Ja bym go już dawno przydusiła pod wodą na basenie, żeby tylko przestał zrzędzić. Zazdroszczę Maksowi tej jego anielskiej cierpliwości…
– Karty są w archiwum w piwnicy – powiedział ściszonym głosem Max. – Ale żaden pacjent nie ma do nich wglądu.
– Niech to! Tam pewnie będą kamery – mruknął Aki.
O tym nie pomyślałam. A co będzie, jak nas nagrają, a potem wyślą taśmę na policję?! Rodzice by mi czegoś takiego nie wybaczyli. Pewnie do końca życia nie mogłabym się spotykać z Maksem! Rany, w co ja się wpakowałam?! Przecież to przestępstwo!
– Musimy pomyśleć – stwierdził Aki i usiadł na krzesełku, udając, że nie widzi wzburzonego spojrzenia jakiejś staruszki, która też najwyraźniej miała ochotę tu usiąść.
– Ta dzisiejsza młodzież! – usłyszałam jej głośne prychnięcie, kiedy przechodziła obok mnie.
– Może byś wstał i puścił kogoś potrzebującego na to miejsce? – powiedziałam do Akiego.
– Mam nogę skręconą w kostce – powiedział i wysunął przed siebie nogę tak, że każdy mógłby się teraz o nią potknąć. – Nie przeszkadzaj mi. Myślę.
Jedno trzeba mu przyznać. Jest pomysłowy.
Jednak trochę nudne było tak stać nad nim i patrzeć, jak myśli. Zwłaszcza kiedy rozwiązanie było dość proste, prawda? Najłatwiej byłoby przecież zdobyć trzy fartuchy lekarskie i zjechać na dół windą. Może nie trzeba będzie tam pokazywać legitymacji lekarskiej. A jeśli nawet, to się zmyśli, że jesteśmy na praktyce. I to cała filozofia. Nad czym tu się zastanawiać?
– Moglibyśmy poczekać do zmroku – zaczął Aki. – Dostać się do maszynowni, uśpić strażnika, przeciąć kable i szybko dostać się do archiwum. Ukradniemy karty i wydostaniemy się z budynku. A żeby zatrzeć ślady, możemy spowodować pożar w maszynowni. Wtedy nie będzie śladów włamania…
Umysł Akiego działa w zbyt skomplikowany sposób, prawda? Świetnie nadawałby się na terrorystę…
Powiedziałam im, co ja wymyśliłam, i muszę powiedzieć, że spojrzeli na mnie z uznaniem. Ha!
– A ostatecznie, gdyby to się nie udało, możemy spowodować pożar – powiedział Aki i wstał, co od razu wykorzystała tamta staruszka. – Wtedy wszyscy pobiegną do ognia, a my będziemy mieć wolną drogę.
Boże, w nim siedzi jakiś rąbnięty pirotechnik!
– Chcesz podpalić szpital?! – spytałam, patrząc na niego szeroko otwartymi oczyma. – Szpital?! Zgłupiałeś?!
– Cel uświęca środki – mruknął. Ahh!!! Mam ochotę go trzasnąć!!!
– To co zrobimy? Musimy w jakiś sposób zdobyć te ich uniformy – przerwał nam Max.
– Moglibyśmy kogoś złapać i… – zaczął Aki, ale teraz to ja mu przerwałam:
– A nie prościej byłoby wejść do jakiegoś składziku i pożyczyć to, co jest nam potrzebne?
Zauważyliście, że Aki myśli tak jakoś inaczej? Strasznie okrężną drogą…
W każdym razie chłopcy zgodzili się na mój plan i już chwilę później staliśmy pod drzwiami składziku. Taak… tylko co teraz?
– Ty – powiedział Aki, wskazując na mnie. – Wejdziesz do środka. Jeśli ktoś tam będzie, to powiesz, że się zgubiłaś. A jak będzie pusto, to nas zawołasz.
– Dlaczego… – zaczęłam, ale nie zdążyłam skończyć, bo mnie wepchnął do środka.
Na szczęście nikogo nie było, więc ich zawołałam. Tylko jak Aki wchodził, to potknął się przypadkiem o moją nogę. No, co? Przecież nie mogę używać rąk. Warknął coś do mnie, ale nie za bardzo zrozumiałam. Trudno.
Przebraliśmy się szybko w gustowne szpitalne ubranka i ruszyliśmy w stronę windy.
Wpadniemy. Mogę się założyć. Przecież na pewno każą nam się tam wylegitymować, a my nie mamy identyfikatorów! Wpadniemy. Na pewno. Dlaczego zawsze muszę się w coś wpakować?
Gdy już wysiedliśmy z windy, ruszyliśmy korytarzem prosto przed siebie. Szczerze mówiąc, nie mieliśmy innego wyboru, bo nie było innych odgałęzień. No i dobrze. Max cały czas czujnie rozglądał się po ścianach w poszukiwaniu kamer, a jednocześnie udawał, że nic go nie obchodzi. Genialnie grał swoją rolę. Zupełnie jak Aki. Skąd oni mają takie doświadczenie?
W pewnym momencie z drzwi przed nami wyszedł jakiś facet. Aki nie potrafi chodzić, wierzcie mi. Mimo że podłoga jest tu idealnie równa, to on się potknął i wpadł na tego faceta. Mało brakowało, a obydwaj by się przewrócili.
– Uważaj, jak leziesz! – warknął facet i szybko nas wyminął. Kiedy tylko odszedł na bezpieczną odległość, Aki wyjął coś z kieszeni i pomachał nam przed oczami. To był identyfikator. Aki odpiął mu go od koszuli, a facet nawet tego nie zauważył!
Читать дальше