I wiecie, co? Stwierdzam jednak, że Aki mimo wszystko ma odrobinę inteligencji.
Max przybił mu piątkę i dalej jakby nigdy nic poszliśmy korytarzem.
W końcu dotarliśmy do drzwi z napisem „Archiwum”. Miło z ich strony, bo w tym korytarzu są chyba tysiące drzwi. Większość ma tabliczki w stylu: „Prosektorium” (tylko siłą ktoś by mnie tam wepchnął) lub „Laboratorium”.
Tak jak podejrzewałam, za drzwiami siedział strażnik i kiedy tylko weszliśmy, od razu na nas spojrzał. Strasznie się denerwowałam, ale o dziwo Max i Aki zachowali kamienne twarze. Aki wyglądał nawet na lekko znudzonego i zdegustowanego.
Przechodząc obok biurka strażnika, Aki machnął mu ukradzionym identyfikatorem, a my szliśmy po prostu za nim.
I wiecie, co? Strażnik nawet nie mrugnął. Po prostu wrócił do czytania gazety. Zadziwiający jest poziom ochrony w szpitalach, prawda?
Szczerze mówiąc, to za bardzo nie wiedzieliśmy, gdzie mamy szukać. Archiwum zajmuje chyba prawie całe podziemia. Bogu dzięki, że szafki są ustawione rocznikami. Szybko skierowaliśmy się więc w stronę szafek rocznika wilków. Uwierzycie, że było ich kilkanaście?! Na szczęście nazwiska ułożono alfabetycznie.
Podzieliliśmy się i szukaliśmy teczek wilków według listy Marka. Jednak, co najciekawsze, żadnej z nich nie było.
Aki rzucił jakieś ciche przekleństwo i zamknął z łomotem szufladę. Aż podskoczyłam. Poza tym miałam, delikatnie mówiąc, małe kłopoty z poruszaniem zabandażowanymi dłońmi.
– Nie ma ich! – warknął wściekły. – Musieli je gdzieś ukryć.
– W takim razie ich poszukamy – odpowiedział spokojnie Max i zagłębił się pomiędzy regały.
Poszłam w jego ślady. Zaczęłam spacerować, szukając w każdym roczniku karty Maksa. To chyba oczywiste, że nigdzie jej nie było… I na tym to całe nasze wtargnięcie na teren prywatny się skończy…
Aż w pewnej chwili trafiłam na szafkę, na której nie było żadnego napisu. Stała sobie w kącie, z dala od innych, ale nie była zakurzona. Poza tym moja ciekawość jeszcze bardziej wzrosła, kiedy pociągnęłam za jedną z szuflad. Okazało się, że są zamknięte.
Ciekawe, no nie?
Szybko pokazałam ją chłopakom.
– Chyba właśnie tego szukaliśmy – ucieszył się Max. – Świetna robota, Margo.
Nie muszę mówić, że miło mnie połechtał ten komplement, no nie?
– Ale jest zamknięta, więc i tak się do niej nie dostaniemy – stwierdziłam.
– To żaden problem – powiedział Aki i wyjął z kieszeni wytrych.
No tak, przecież on pewnie nigdy nie rozstaje się z zestawem „Mały włamywacz”…
Chwilę dłubał przy zamku jednej z szuflad i dosłownie parę sekund potem usłyszeliśmy cichy szczęk zamka. Taak… z Akiego naprawdę byłby świetny terrorysta albo złodziej. Widzę przed nim wielką karierę. Mam nadzieję, że odpaliłby mi trochę z jakiegoś napadu na bank. W końcu zawsze chciałam mieć własny basen, a moje milczenie trochę by go kosztowało…
Ciekawe, co znaleźliśmy w szufladzie, prawda?
Odpowiedź jest prosta. To, czego szukaliśmy. (Chociaż ja podejrzewałam, że będzie tam tylko kurz…).
Aki od razu złapał swoją kartę, a Max swoją. Oczywiście zapuściłam żurawia Maksowi przez ramię.
No co? Czysta ciekawość.
– Też coś! – prychnął Aki. – Nigdy nie miałem złamanej nogi! A tu napisali, że miałem!
– A ile miałeś wtedy lat? – spytał Max. – Bo ja w wieku czterech lat miałem podobno wstrząs mózgu.
– Ja też miałem cztery lata, kiedy niby złamałem nogę – powiedział Aki i jeszcze raz spojrzał w swoją kartę.
– Jesteście pewni, że nic podobnego się wam nie wydarzyło?
– spytałam.
– W życiu nie miałem wstrząsu mózgu – odparł Max. Chwilę staliśmy, wpatrując się w dokumenty. W końcu nie wytrzymałam i sięgnęłam po kartę Marka, bo w zasadzie tylko jego znam. Sprawdziłam, jakie choroby miał według listy, którą stworzył, i porównałam z tym, co było napisane w karcie. Oczywiście nic się nie zgadzało. Również wtedy, kiedy miał cztery lata, bo wpisano mu fikcyjny wypadek na rowerze…
Powiedziałam o tym chłopakom, a oni zaczęli sprawdzać inne karty. Ja natomiast dokładniej wczytałam się w kartę Marka.
– Spójrzcie – przerwałam im w którymś momencie. – Tu jest napisane, że badaniami kierował jakiś doktor Skin, a wyniki zostały przesłane do Instytutu Badań nad Medycyną. A co on ma do rzeczy?
– Czekaj – powiedział Aki i zaczął wertować swoją kartę.
– Doktor Skin i wyniki do Instytutu?
– Tak jest napisane w karcie Marka – odpowiedziałam.
– W mojej też – mruknął Aki.
– I w mojej – dodał Max.
Szybko zaczęliśmy przeglądać pozostałe karty. W każdej było to samo: kierownikiem badań był doktor Skin, a wyniki przesłano do Instytutu Badań nad Medycyną w celu dokładniejszej analizy.
– No, to zaczyna się robić ciekawie… – powiedziałam pod nosem. – Co ma do tego Instytut?!
– W jakiś sposób musi być powiązany. Może ma lepsze pracownie albo laboratoria – mruknął Max, nadal wpatrując się w swoją kartę.
– Dobra, spadamy stąd – stwierdził Aki i zaczął wkładać wyjęte karty do szuflad.
Po zatuszowaniu wszystkich śladów naszej obecności (łącznie z wytarciem tajemniczej szafki ściereczką – to był pomysł Akiego, który nie chciał zostawiać swoich odcisków – paranoja, no nie?) ruszyliśmy do wyjścia.
Strażnik nadal czytał gazetę, ale spojrzał na nas, jak wychodziliśmy. A już zaczynałam sądzić, że on patrzy tylko na tych wchodzących…
Gdy szliśmy korytarzem, Aki zaczął zachowywać się trochę dziwnie. (Wiem, że on jest taki cały czas, ale to było coś nowego). Mianowicie, zaczął liczyć drzwi.
Tak, nie zmyślam. Aki liczył drzwi.
A gdy doszedł do piętnastu (to długi korytarz), przystanął i położył na ziemi skradzioną legitymację.
– Co? – spytał zdziwiony, widząc moje spojrzenie, mówiące: „Jesteś kretynem, czy tylko tak mi się wydaje?”. – To po to, żeby facet się nie zastanawiał. Mógłby pomyśleć, że ją ukradliśmy.
– No, co ty? – spytałam ironicznie. – To by była straszna pomyłka.
Lubię go drażnić. Po prostu nie mogę na to nic poradzić. Gdy przebieraliśmy się w szatni, zauważyłam, że Aki wkłada swój uniform pod bluzę.
– Po co ci to? – spytałam.
– Wszystko się może kiedyś przydać – odparł.
Jasne… Co ciekawsze, Max nie przejął się zbytnio zachowaniem Akiego. Widocznie to u niego częste.
Ręce zaczynają mnie boleć. Za dużo nimi robiłam. Trzeba było sobie darować przeglądanie tych wszystkich szuflad. Poza tym samo włamanie nie było nawet takie straszne. W końcu nikomu ni zrobiliśmy krzywdy.
Postanowiliśmy pojechać do Maksa, żeby pogadać o tym, czego się dowiedzieliśmy. Tym razem nie siedzieliśmy w jego pokoju. Zostaliśmy w ogromnym salonie z panoramicznym oknem zajmującym prawie całą jedną ścianę. Co prawda widok nie jest tu za ciekawy, bo po prostu widać las. Ale i tak fajnie to wygląda.
– To co zrobimy? – spytał Max, kiedy już usiedliśmy w fotelach.
– Trzeba się czegoś dowiedzieć o Instytucie – stwierdził Aki.
– Tylko jak? – spytałam. – Ivette dostała się tam pewnie do sieci danych, ale ją wykryli.
– Trzeba znaleźć inną drogę – mruknął Aki i zaczął przygryzać wargę.
Jak tak na niego patrzę, to mówię wam, prawie widzę takie maleńkie trybiki kręcące się wewnątrz jego głowy… Mogę się założyć, że planuje jakiś wybuch albo chociaż coś tak prostego jak zwykłe podpalenie.
Читать дальше