– On nie jest moim bratem.
– Ale mówiliście…
– Cóż miałem robić? – odparł krótko. – Wyjaśniać wszystko? Nie było na to czasu.
– Nie podoba mi się, że kłamiecie – powiedziała Silje zachmurzona, odbierając z jego rąk skórzane strzępy i obwiązując nimi na powrót nogi. Niemowlę położyła na ziemi; nie mogła się przemóc, by podać dziecko temu zwierzoczłekowi.
Jego głos zabrzmiał ochryple i twardo.
– Byłem zmuszony do kłamstwa. Musiałem go ratować, inaczej zdradziłby nas wszystkich, tak bardzo boi się bólu. Poza tym potrzebujemy go.
Silje w głębi duszy zainteresowało, kim są owi „my”.
– A więc nie jesteście hrabią, panie? Skoro nie jesteście braćmi?…
– On też wcale nie jest hrabią – zaśmiał się cicho w ciemności.
– Co? Uwierzyłam w wasze słowa. Sądziłam, że ratuję jednego z królewskich kurierów.
– Musiałaś mi wierzyć. Nie bądź tak naiwna, Silje. To może cię kosztować cnotę i honor, nie mówiąc już o życiu.
Jego odpowiedź zrobiła na niej duże wrażenie. Jakaś zmysłowa siła, która promieniowała od tego człowieka, sprawiała, że Silje była dziwnie niespokojna.
– O cnotę się nie boję – powiedziała podnosząc się. – Walczyłam o nią wiele razy i zawsze wygrywałam.
Wydawało się, że jej słowa uspokoiły go. Usłyszała to w tonie jego głosu, gdy oddawała mu szatę z aksamitu, której zresztą nie chciał przyjąć.
– Będziesz z niej miała więcej pożytku niż ja. I… odzienie niemowlęcia… zachowaj je, Silje! Może ci się kiedyś przydać. A teraz chodź!
Pewnie sądzi, że będę je mogła sprzedać, gdy przyciśnie mnie bieda, pomyślała i ruszyła za nim. W otaczającej ich ciemności wydawał się taki ogromny, ale może sprawiała to skóra wilka. Było dla niej zagadką, w jaki sposób odnajdywał drogę nocą w ciemnym lesie, choć właściwie nie powinna się dziwić. Po tym człowieku można było spodziewać się wszystkiego. Z łatwością mogła przyjąć, że posiadał zwierzęcy instynkt i zmysł orientacji.
– Proszę nie iść tak szybko – zawołała. – Mała nie może nadążyć.
Zaczekał na nie, wydawał się nieco zniecierpliwiony.
– Słyszałem, jak rozmawiałaś z tą krwiożerczą hałastrą, tam w dole – powiedział – kiedy całkiem dobrze potrafiłaś odegrać hrabinę. Teraz mówisz raczej jak wiejska dziewczyna. Kim jesteś naprawdę? Skąd pochodzisz?
– Jestem po prostu Silje. Myślę, że powinniście zważać bardziej na me odzienie niż mowę. Potrafię mówić pięknie kiedy chcę, ale to długa historia i zbyt wiele zajęłaby czasu.
Dostosował swoje kroki do ich i pilnował, by nie zostawały w tyle. Dziewczynka była już wyraźnie zmęczona.
Myśli Silje skupiły się wokół postaci młodzieńca.
– On jest taki piękny – powiedziała zachwycona, nie myśląc o tym, do kogo mówi.
Mężczyzna zachichotał.
– Tak, dziewczęta tak uważają. Właśnie z powodu kobiety omal nie stracił życia. Zapomniał o czujności.
Silje zmieszała się.
– No tak, on ma chyba wiele panien?
– W każdym razie nie jest dla ciebie.
Zatrzymał się na moment. Kiedy ruszył znów, szedł jeszcze wolniej.
– Choć właściwie przydałaby mu się taka jak ty – powiedział sucho.
– Taka jak ja?
– Tak, silna, odważna i bystra kobieta, pełna serdecznego ciepła. Dałaby mu to, czego jemu brakuje.
– Nie jestem silna ani w ogóle taka, jak mówicie, panie!
Nagle odwrócił się w jej stronę i mimo ciemności wyczuła bijące od niego ciepło i wielką siłę osobowości.
– Zajmujesz się dzieckiem, które prawdopodobnie dotknięte jest zarazą, i drugim, które wzięłaś za wyrodzeńca. Bez sprzeciwów ryzykujesz życie dla obcego, występując jako jego żona, jakbyś nigdy nie była nikim innym. Albo jesteś niezwykle silna, albo też za głupia, by dostrzec niebezpieczeństwo. Zaczynam przychylać się do tego drugiego.
Nie odezwał się więcej. Szli w głąb lasu, w przeciwnym niż miasto kierunku aż dotarli do jakiejś drogi. Zaprzężone do wozu konie niecierpliwie grzebały kopytami ziemię, obok stała milcząca grupka jeźdźców. W blasku księżyca Silje spostrzegła jasne loki „więźnia”. Nie miał konia, czekał obok wozu. Serce zabiło jej szybciej na jego widok. Zaczęła ją bowiem gnębić myśl, że nie zobaczy go już nigdy więcej.
Zwierzoczłek, jak w myślach nazywała mężczyznę w płaszczu z wilczej skóry, podszedł do woźnicy i długo z nim rozmawiał. Potem wskoczył na konia i wszyscy jeźdźcy zniknęli wraz z nim.
Woźnica pomógł wsiąść jej i dzieciom, a młody, piękny chłopak wskoczył na tył wozu. Zaskrzypiały koła, ruszyli.
Cała dotychczasowa siła woli Silje zaczęła wyraźnie przygasać, jakby przestała już otrzymywać pożywkę z zewnątrz. Mimo że młody „więzień” był tuż obok, czuła się tak, jakby jakieś rzucone na nią czary straciły nagle swą moc i znów stała się samotną, bezradną Silje, zmęczoną, przemarzniętą i wygłodniałą. Była zupełnie pusta w środku. Teraz nie miałaby odwagi nawet na chwilę stanąć przed żołnierzami.
Uparcie starała się zwalczyć ogarniającą ją apatię. Siedziała wyprostowana, otulając dziecko własnym ubraniem, by tylko dać mu jak najwięcej swojego ciepła, jeżeli jeszcze w ogóle je miała. Dziewczynka, przykryta owczą skórą, zasnęła na jej kolanach. Silje owinęła się piękną aksamitną szatą, która była tak obszerna, że okrywała również dzieci. Ramię podtrzymujące niemowlę całkiem jej zdrętwiało, ale nie mogła się poddać. Była bardzo zmęczona, czuła piasek pod powiekami, a ciało zesztywniało jej z zimna. Chwilami wydawało się, że już zamarzła, i dlatego trzyma się tak prosto.
Wóz toczył się szybko, kołysząc niemiłosiernie na wszystkie strony. Musiała trzymać się mocno, by nie wypaść. – Światło księżyca połyskiwało między drzewami, gdy opuszczali gminę Trondheim kierując się na wschód.
– Dokąd jedziemy? – zapytała Silje po pewnym czasie. Była tak zziębnięta, że nie mogła nawet wyraźnie mówić.
– Jedziesz na dwór, gdzie zaraza zabrała już wszystkich, których chciała tym razem. Ja jadę gdzie indziej.
– Przepraszam, że pytam – powiedziała nieśmiało. – Ale jest jedna rzecz, której nie rozumiem…
– Tylko jedna? Jesteś naprawdę bystra!
Nie podobało jej się, że kpi. Tak jakby była nieświadomym niczego dzieckiem!
– Ten list z pieczęcią królewską… powiedzieli, że był prawdziwy?
– Zgadza się, ale jest bardzo stary. Już wiele razy nam się przydawał.
– Ale jak znalazł się w waszym posiadaniu?
– Za dużo chcesz wiedzieć – powiedział, śmiejąc się dźwięcznie. – Ale powinienem ci chyba podziękować za pomoc.
Najwyższy czas, pomyślała w duchu, choć tak naprawdę nie spodziewała się żadnego podziękowania.
Spoglądała na niego z boku. Siedział ukośnie, z nogami opartymi na desce, tuż koło niej. Znajdowali się teraz na otwartej przestrzeni. Księżyc rzucał światło na młodą, piękną twarz o okrągłych, jędrnych policzkach. Jej następne pytanie zgasiło uśmiech na jego ustach.
– Kto to był? – zapytała cicho.
Zesztywniał.
– Kto? Dowódca?
– Nie, nie. Musicie wiedzieć, panie, o kogo mi chodzi. O tego, który nam pomógł.
Wpatrywał się w nią.
– Nie rozumiem, o czym mówisz.
– O człowieku na skraju lasu, ubranym w wilczą skórę, tak że wyglądał jak zwierzę. O tym, który was uderzył, panie.
Młodzieniec nachylił się ku niej blisko.
Читать дальше