Nikogo tam nie było – powiedział ostro. – Nikogo! Rozumiesz? Nikogo! Nikogo!
Silje odchyliła się do tyłu.
– Ale…
– Śniło ci się. Niczego nie widziałaś tej nocy, pamiętaj! Czy sądzisz, że pozwoliłbym komuś uderzyć się bezkarnie? Zabiłbym tego, kto by to zrobił.
Mówił cicho, tak by woźnica ich nie słyszał. Silje poddała się. Rozumiała go. Na pewno zniewaga, którą musiał odczuwać, była dla niego trudna do zniesienia. Najpierw prawie zgładzony, później uratowany przez młodą dziewczynę, a potem spoliczkowany przez mężczyznę.
– Rozumiem – powiedziała ulegle.
Od razu złagodniał.
– Musisz być śmiertelnie zmęczona. Pozwól mi choć przez chwilę potrzymać dziecko. Jest twoje?
Silje zrobiła zrezygnowaną minę.
– Nie, na Boga, jakże może być moje! Zajęłam się obojgiem. Nie miały nikogo innego.
Spojrzała na maleństwo i dała upust zaniepokojeniu, które kryła w sobie już od dłuższego czasu.
– Nie wiem, czy jeszcze żyje – powiedziała z obawą. – Jest takie ciche, od kiedy opuściliśmy to… to miejsce.
Wydawało się jej, że znów czuje smród ogniska, w którym palono zwłoki, jakby nigdy nie miała go zapomnieć.
– Na pewno tylko śpi – powiedział miękko, odbierając od niej dziecko.
Och, jakże cudownie było móc wyprostować ramiona i pozbyć się ciężaru niemowlęcia. Mocniej otuliła dziewczynkę owczą skórą, owinęła się w suknię, szal i aksamitny płaszcz i oparła głowę o kant wozu. Księżyc wznosił się na wprost końskich łbów; uznała to za dobry znak. Przyszłość będzie jasna, pomyślała. Droga skręciła. Znów spojrzała w górę. Na niebie zabłyszczała jasna gwiazda. Jeszcze lepiej. Wszyscy przecież wiedzieli, że gwiazdy na niebie to szczeliny, przez które można zajrzeć wprost do Królestwa Bożego. Bóg otworzył wyjątkowo piękne okienko nad Silje, dziećmi, którymi się zaopiekowała, i tym wspaniałym mężczyzną, którego pozwolono jej ocalić.
Właściwie było jej smutno, że akurat teraz, gdy siedziała u boku pięknego młodzieńca, odczuwała tak śmiertelne zmęczenie, że oczy same się jej zamykały. Była tak wycieńczona i zmarznięta, że początkowo nawet nie mogła zasnąć, tylko siedziała półprzytomna. Wszystko ją bolało.
Raz prawie ocknęła się na moment z otępienia. Miała niejasne wrażenie, że wóz stoi w miejscu, że słyszy czyjeś głosy i że coś włożono jej w ramiona. Po chwili jednak znów zapadła w sen.
W pewnym momencie poczuła, że ktoś potrząsa ją za rękę.
– Gdzie jesteśmy? – Silje była tak zesztywniała, że nawet mówiła niewyraźnie.
– Jesteśmy na miejscu. Rozmawiałem z panem Benedyktem. Możecie zająć mieszkanie dawnych gospodarzy.
Z trudem zauważyła postacie, które wzięły od niej dzieci. Księżyc zniknął, domyśliła się, że już świta. Rozbudzona dziewczynka zaczęła płakać i wołać matkę. Woźnica pomógł Silje zsiąść z wozu. Nie mogła ustać na nogach, musiał ją podtrzymać.
– Kim jest Benedykt?
– To kościelny malarz, bardzo dziwny człowiek. Ale ofiaruje wam schronienie.
– Dzieciom też?
– Tak, dzieciom też.
Przez chwilę stali sami przy wozie.
– Ale co stało się z tym młodym człowiekiem? – zapytała Silje.
– Z Hemingiem? Wysiadł jakieś pół godziny temu. Podążał w inną stronę.
Heming… Heming Zabójca Wójta? A więc to jednak był on! Sama myśl, że pomogła mordercy, napełniła ją głębokim uczuciem wstydu. Ale był taki młody i piękny…
– Jest chyba wielu Norwegów, którzy walczą o niepodległość kraju? – zapytała szybko.
– Z pewnością, panno Silje.
– Może więc należał do takiego związku tu w okolicy?
– Nie należy pytać tak wiele.
A więc tak było. Zabrzmiało to uspokajająco. Można wybaczyć komuś, kto walczy o swój kraj.
Jakże uprzejmie zwracał się do niej woźnica. Panna Silje! To na pewno z powodu tej aksamitnej szaty!
– A ten drugi? Czy on też…?
– Kto?
– Ten, co z wami rozmawiał. Prosił was, byście nas zawieźli do tego Benedykta.
Woźnica schylił się i poprawił coś przy wozie.
– Nie było nikogo innego, panno Silje. Tylko młody Heming. Od niego otrzymałem rozkazy.
Silje poczuła rosnący w niej upór, ale w porę przypomniała sobie słowa Heminga.
– Coś mi się chyba pomyliło – powiedziała lekko. Najwidoczniej zapomniałam o wszystkim, co zdarzyło się tej nocy.
– Tak będzie najlepiej, panno Silje.
W domu płonęło łuczywo, a parobek rozpalał właśnie ogień na palenisku, kiedy weszła do izby. Usłyszała przyjazne głosy gawędzące z dziećmi. Dwie starsze kobiety zajęły się maluchami, rozebrały je i przyniosły dziewczynce do łóżka gorącą strawę.
– Ona jest taka ładna – powiedziała jedna z kobiet. Nie wyglądała na niezadowoloną z tego, że obudzono ją w środku nocy. – Jak ma na imię?
– Nie wiem – odparła Silje. – Nazywam ją Sol. A co z niemowlęciem? Tak się bałam. Czy żyje?
– Ależ tak. Chłopcu nic nie jest, choć nie odcięto mu pępowiny.
– Chłopcu? Och, mogło być niedobrze, powiedziałam pewnym złym ludziom, że dziecko nazywa się Liv. Nazwałam je tak, by uratować od śmierci. Ale skoro jest chłopcem, będzie się nazywać Dag. Nie chciał jeść wcześniej i…
– Nic nie szkodzi, to przecież noworodek. Żyje nadal tym co przyniósł ze sobą na świat. Umyjemy go, odetniemy i zawiążemy pępowinę, i mocno owiniemy w pieluchy. Bądź spokojna, zadbamy, by nie stało mu się nic złego, choć przyszedł na świat w tak bezbożny sposób. Wodę do mycia poświęcimy żarzącym się węglem, a do jego posłania już włożyłyśmy kawałek żelaza. Pobłogosławimy go jak należy, chlebem, a pożyczone ode mnie dziedziczne srebro położymy mu na piersi. Ale dziewczynka wygląda na bardzo senną, myślę, że po prostu zabierzemy ją do siebie, niech się dobrze wyśpi. Jest jeszcze trochę zupy, chcesz?
Silje nie miała nawet siły zaprotestować. Dziewczynka, którą nazwała Sol, wsunęła się na jedno z posłań, a oczy znów same jej się zamknęły. Ciepło ognia wypełniło izbę. Tak cudownie błogiego uczucia Silje nie zaznała od tygodni. Przyjęła miseczkę pełną zupy, którą wypiła duszkiem, by nie tracić czasu na jedzenie łyżką. Był to cienki krupnik z maleńkimi kawałkami posiekanej słoniny. Smakował wyśmienicie. Rozkoszne ciepło rozchodziło się po całym ciele.
Nim kobiety zdążyły opuścić pokój, opadła na posłanie i zaczęła zasypiać. Czuła jeszcze, jak pomagają jej się rozebrać i naciągają na nią okrycie, ale nie była już w stanie otworzyć oczu. Wszystko ciążyło jej jakby było z żelaza.
Zamknęły się drzwi i Silje usnęła jak zabita.
Silje zasnęła przed świtem. Kiedy się obudziła, był już wieczór. Nie zdążyła nawet zobaczyć światła dziennego. A może jednak?
Wieczór… lub może raczej zmrok. Spojrzała w górę, na niski sufit. Ciemne ściany z grubych bali. Okno. Pomyśleć tylko, okno! Silje przyzwyczajona była do małych świetlików, które otwierało się za pomocą kijka.
Szyba była zielona i chropowata, ale przepuszczała ostatnie światło wieczoru.
Dzieci!
Odwróciła głowę. Na drugim posłaniu nie było nikogo, ale kiedy wsłuchała się lepiej, usłyszała dziecięcy śmiech. Widocznie ktoś bawił się z małą. Z głębi domu dobiegł ją cichy płacz niemowlęcia, ale ucichł po chwili. Może dziecko było właśnie karmione?
W izbie było bardzo ciepło. Ogień płonął nadal, a więc ktoś musiał…
Читать дальше