Muszę stąd odejść, pomyślała w pierwszej chwili. Opanowała się jednak. Nie była już dzieckiem. Wszystkie jej fantazje o demonach żeglujących w powietrzu były przecież tylko rojeniami. To ona sama je wymyśliła, nie istniały w rzeczywistości. A całe to ludzkie gadanie o straszliwych Ludziach Lodu – to tylko po to, by Silje trzymała się z dala od gór. Przecież wcale nie musiała stąd wyjeżdżać, wcale. Czy z powodu kilku dziecinnych wymysłów naprawdę musi opuścić jedyne miejsce, w którym znalazła schronienie podczas swej tułaczki?
Jedna ze starych kobiet wyszła z sąsiedniego domu i zamachała do niej ręką. Silje oderwała wzrok od ciemnoszarych, pokrytych śniegiem zboczy gór, przebrnęła kulejąc przez dziedziniec i podeszła do niej.
– Wejdź – powiedziała kobieta przyjaźnie. – Właśnie posilamy się w kuchni. Biedactwo, na pewno jesteś głodna?
– Tak, ale najpierw chciałabym się umyć i trochę ogarnąć.
Szybko doprowadziła się do porządku i weszła do obszernej, przytulnej kuchni z ogromnym paleniskiem i długim stołem. Zgromadzili się tu przy posiłku wszyscy mieszkańcy dworu. Speszona pozdrowiła każdego ukłonem.
Było ledwie parę osób. Zaraza musiała się tu rozpanoszyć na dobre. Na wysokim krześle siedział sam Benedykt, obok niego dwie kobiety, każda z dzieckiem na kolanach, i parobek. To już wszyscy.
Kobiety musiały być siostrami, takie były podobne. Ubrane w czarne, długie aż do stóp suknie, uśmiechały się ciągle. Widać było, że pragną utrzymać miłą atmosferę, by wszyscy czuli się dobrze. Silje pomyślała, że na pewno bardzo je polubi.
Ucieszyła się, gdy zobaczyła, że noworodek zaczął przyjmować pokarm. Ssał pokrojone kawałeczki chleba, zanurzone w mleku. Mała Sol poznała ją i przywitała radośnie, szybko jednak odwróciła się do parobka, który bawił się z nią wesoło, aż zanosiła się ze śmiechu.
– Wejdź, moja miła – powiedział Benedykt przyjaźnie.
– Chodź, siądź tu koło mnie.
Podziękowała, jeszcze raz się ukłoniła, cicho odmówiła modlitwę przed jedzeniem i usiadła. Widocznie malarz był wierny prostym obyczajom, bo na wieczerzę składały się tylko trzy potrawy: solone mięso, słonina i kapusta. Z boku na stole stały duże baryłki z piwem.
W żadnym razie nie można było tego porównać z przeciętnym posiłkiem. Przeważnie sześć dań stanowiło minimum, a w naprawdę bogatych domach podawano na stół nawet czternaście potraw. Osoba dorosła wypijała przeciętnie sześć miar piwa dziennie, ale podwójna ilość też nie była niczym niezwykłym.
Dla Silje jednak było to jak cudowna wizja. Podczas jedzenia przyjrzała się dzieciom.
Po raz pierwszy widzę je w dziennym świetle – powiedziała zawstydzona. – Ładni są oboje! Ale tak bardzo różni!
– Ta mała to istna łobuzica! – powiedziała jedna z kobiet. – Co za temperament! W jednej chwili jest promiennie radosna, ale gdy tylko coś idzie nie po jej myśli, zmienia się od razu i wybucha niesamowitym gniewem.
Silje kiwnęła głową.
– Zauważyłam to wczoraj wieczorem.
– Kiedy dorośnie, na pewno chłopcy będą się za nią uganiać mruknął Benedykt. – Te zielone oczy i czarne loki!
Jeśli przeżyje, pomyślała Silje zasmucona. Najbliższe dni zadecydują. Znów pojawiła się jej przed oczami zmarła matka dziewczynki.
Sądzę, że chłopiec ma niezwykle ładne rysy jak na nowo narodzone dziecko prawda? – Próbowała otrząsnąć się ze smutnych myśli. Popatrzyła na małą twarzyczkę i jasny puch włosów na główce.
– Tak – odpowiedział Benedykt. – Można się tylko domyślać, skąd on pochodzi. Zwróciłaś chyba uwagę na okrycie, w które był zawinięty?
– Zobaczyłam je, kiedy stanęliśmy w świetle. To dziwne.
– Skandale zdarzają się i w szlachetnych rodach – wymamrotał.
– Poproszono mnie, bym je dobrze przechowała – powiedziała.
– Powinnaś tak zrobić – Benedykt skinął głową. Jego pomarszczona twarz była poważna. Ale czy naprawdę młody Heming był tak przewidujący?
Ach, że też musi się tak rumienić i czuć przyspieszone bicie serca, gdy tylko słyszy imię Heminga! Ale nie mogłaby zaprzeczyć, że bardzo pragnęła znów zobaczyć jego pociągającą twarz.
– Nie, to kto inny – odparła zmieszana. – Bardzo szczególna osoba… prawie zwierzoczłek. Jestem mu głęboko wdzięczna. To on przysłał mnie do was. A skoro już o tym mówimy, chciałabym bardzo podziękować za okazaną mi życzliwość. Bez żadnych sprzeciwów przyjęliście przecież mnie i dzieci. I w tak przyjazny sposób!
– Spełnia się takie polecenia – wymruczał malarz. Jednak coś w sposobie jego zachowania podpowiedziało Silje, że nie życzy sobie żadnych dodatkowych pytań. – Podejrzewałem, że Heming nie byłby tak rozsądny. Ale, dziewczyno, co my z tobą zrobimy? Jak widzisz, jest nas tylko kilka osób, potrzebowalibyśmy kogoś do pomocy. Jeśli wystarczyłoby ci tylko jadło i dach nad głową?
– O tak, serdeczne dzięki – odparła wpatrzona w swój talerz. Tym razem spróbuję skupić się na pracy.
– I nie marzyć? – zaśmiał się Benedykt. – Ludziom potrzebne są marzenia, Silje. A takim jak ty i ja bardziej nawet niż innym. Zrozum, wszyscy mieszkańcy tego domu nie żyją. To był mój brat i jego rodzina. Proszę, nie pytaj. Zbyt wielką przykrość sprawia nam mówienie o nich. Ale my, pozostali, musimy, przecież żyć dalej.
– Myślę, że rozumiem. Niedawno przeżyłam to samo. Wszyscy mamy swoich zmarłych.
Służba pokiwała głowami w milczeniu.
– Ja mieszkam w tym ozdobionym domu obok – ciągnął Benedykt – i nie biorę udziału w podejmowaniu decyzji dotyczących gospodarstwa.
Wydawał się niezwykle dumny ze swego zajęcia.
– Pijesz tak mało – powiedział. – Piwa mamy w bród. Jeśli chciałabyś siedem miar zamiast sześciu, to nic nie stoi na przeszkodzie.
– O nie, dziękuję, wypijam ledwie trzy dziennie!
– A cóż to za głuptas! Pijesz piwo jak ptaszek? Ale zgadzam się z tobą. Sam piję, jak widzisz, tylko wino. Napój godny artysty.
Silje siedziała twarzą do okna. Tu, w domostwie mieszkalnym, szyba była przejrzysta. Dotąd starała się nie patrzeć w tym kierunku i nie wyglądać przez okno, ale teraz nabrała odwagi. Przyjazny ton malarza ośmielił ją.
– Te góry… Przeraziłam się, gdy zobaczyłam, że są tak blisko.
Poczuła, że odwaga jej nie opuszcza, i zaczęła opowiadać o tym, jak bardzo bała się gór w dzieciństwie. Choć mieszkała dalej na północny wschód, widziała je dokładnie i lękała się ich. O latających potworach tylko wspomniała. Powiedziała, że góry wywoływały jej przerażające wizje.
– Wcale mnie to nie dziwi. Sam ich się boję. Benedykt skinął głową. – Wiszą ciągle nad człowiekiem, stale zagrażają. A jeszcze wszystkie te okropne historie o Ludziach Lodu! Przypuszczam, że ciebie też nimi karmiono?
– O tak. A kim są naprawdę Ludzie Lodu? – zapytała z bijącym sercem.
Dotąd właściwie było nie do pomyślenia, by gospodarz i służba siedzieli przy jednym stole i rozmawiali. Czasy się jednak zmieniły. Zaraza sprawiła, że ludzie stali się bardziej samotni i szukali z sobą kontaktu mimo dzielących ich różnic stanowych. Poza tym Benedykt nie był zwykłym człowiekiem, lecz wysoko cenionym artystą i mógł robić co chciał.
Bez wątpienia polubił Silje. Ona także przeczuwała, że ich dusze są sobie pokrewne.
– Ludzie Lodu – powiedział wolno. Wszyscy słuchali go w napięciu. Skończyli już jeść, lecz nadał pozostawali przy stole, jakby byli spragnieni swego towarzystwa. – Ludzie Lodu to legenda. Podobno czynią wiele zła i umieją czarować. Chyba słyszałaś o Tengelu, złym duchu Ludzi Lodu?
Читать дальше