Małe zawiniątko. Gdy go dotknęła, znowu usłyszała płacz. Zebrała się na odwagę i ostrożnie zaczęła rozwijać grubą materię. Ciepła skóra. To było dziecko. Żywe dziecko, nie żaden duch. Dziecko pozostawione, by dopiero stać się duchem.
– Dziękuję ci – szepnęła do dziewczynki. – Uratowałaś dziś ludzkie życie.
Dziewczynka radośnie dotykała maleństwa.
– Nadda – powtórzyła i Silje nie miała serca jej odepchnąć, mimo że mała zetknęła się z zarazą.
Kubek. Potrząsnęła nim. Zachlupotało. Wsunęła palec do środka i poczuła coś mokrego, co nie zdążyło jeszcze zamarznąć. Polizała.
– Mleko! – Święty Boże, to mleko!
Otrząsnęła się z oszołomienia, kiedy spostrzegła, że przytknęła już kubek do ust, gotowa wypić wszystko duszkiem.
Dzieci. Musi pamiętać o nich!
Może choć jeden łyczek?
Nie, nie będzie w stanie przestać.
Najpierw dziewczynka. Musi dostać trzecią część.
Mała piła łapczywie, wydając przy tym różne odgłosy, jakby pomrukiwała z zadowolenia. Odebranie jej kubeczka okazało się trudne, ale, choć z żalem, musiała to zrobić. Dziewczynka zareagowała ostro, z wielką złością, która przeraziła Silje.
– Nadda też musi dostać – szepnęła i to uspokoiło małą. Poza tym mleko zasyciło już chyba pierwszy głód dziewczynki. Nie trzeba wiele takiej małej istotce.
A niemowlę? Co z nim zrobić?
Maleństwo było owinięte w kilka warstw materii, a z wierzchu w kawałek płótna, które lekko połyskiwało mimo otaczającej ciemności. Silje schwyciła róg materiału, zwinęła, zanurzyła w kubku i włożyła dziecku do buzi.
Mała istotka nie chciała pić. Silje nie miała żadnego doświadczenia w postępowaniu z noworodkami, nie wiedziała, że często w pierwszym dniu swego życia nie są głodne i nie potrzebują jedzenia, ani też tego, że nie wszystkie mają od razu rozwinięty instynkt ssania. Czuła się zrozpaczona i bezradna.
Mimo jej usilnych starań dziecko nie chciało mleka. W końcu poddała się. Musiały iść dalej, a ona nie mogła nieść i maleństwa, i kubka; miała tylko dwie ręce. Z głębokim poczuciem winy wypiła resztę sama. Teraz, gdy wiedziała, że zabiera je komuś innemu, mleko już jej tak nie smakowało.
Wstała, wzięła niemowlę w objęcia i ujęła dziewczynkę za rękę. Ogarnął ją nagle pusty śmiech. Cóż ona, na Boga, właściwie robi? Ot, wiódł ślepy kulawego; pomyślała sobie. Nie będzie zbyt dużą pomocą dla dzieci, o nie.
Wypite mleko nasyciło i nieco wzmocniło zarówno ją, jak i dziewczynkę. Oswoiła się także z ciemnością, może dlatego, że blask ognia widać było teraz wyraźnie między pniami drzew.
Zatrzymała się na skraju lasu, przypatrując się temu strasznemu miejscu. Z wielkiego ogniska wydobywały się chmury cuchnącego dymu i płynęły w jej kierunku. W blasku czerwonych płomieni zobaczyła czarne kontury szubienic. Dalej stały narzędzia tortur – świadectwo fantazji, którą człowiek odkrywał w sobie, gdy miał możliwość zadawania mąk innym. Obok pręgierza palił się mały ogień, gdyby ktoś życzył sobie rozżarzonych szczypiec lub miecza. Wielkie, mocne haki do zawieszania na nich przestępców i inne wymyślne narzędzia tortur, porozkładane wokół, sprawiały tak okropne wrażenie, że Silje jęknęła na sam ich widok. Najbardziej rzucało się w oczy koło, na którym łamano kości, i…
– Och, nie! – wyszeptała. – Och, nie, nie!
Pośród tych okrutnych narzędzi zobaczyła poruszające się sylwetki. W czarnym kapturze skrywającym odcięte uszy stał kat. Jego pomocnik, najbardziej pogardzany człowiek w całym Trondheim, kręcił się gorliwie. Wszędzie pełno było żołnierzy wójta, zarządcy prowincji. Jej uwagę przyciągnął młody, jasnowłosy mężczyzna. Związano mu ręce z tyłu i właśnie przygotowywano do łamania kołem.
– Nie, nie róbcie tego – wyszeptała znowu.
Ogień oświetlił na chwilę jego profil i Silje zobaczyła, że był bardzo młody i piękny. Serce skurczyło się jej z bólu, jakby brała na siebie męki przeznaczone dla niego. Stał tam obok narzędzia, które zaraz zgniecie każdą kość w jego ciele, a kat – nieważne, oprawca czy egzekutor – chodził dokoła, powoli, trzymając w ręku topór o szerokim ostrzu. Więzień miał więc być najpierw torturowany, a potem stracony.
Silje nie chciała, by umarł. Nie spotkała w swym życiu zbyt wielu mężczyzn, ale ten wydał się jej wyjątkowy. Kim mógł być? Złodziejem? Nie, nie byłoby przy tym tylu żołnierzy i strażników. Musiał być kimś dużo ważniejszym.
Stała tak zamyślona, że gdy z tyłu dobiegł ją z lasu czyjś mocny głos, aż drgnęła.
– Co tu robisz, kobieto?
Silje i dziewczynka odwróciły się nagle. Mała zaczęła krzyczeć. Silje miała ochotę zrobić to samo, ale się opanowała. Między drzewami ujrzała wysoką postać, która wydawała się jej czymś pośrednim między zwierzęciem a człowiekiem. Po chwili dopiero spostrzegła, że był to po prostu mężczyzna ubrany w pół-długi płaszcz z wilczej skóry, a futrzana czapa nasadzona na głowę upodabniała go do zwierzęcia. Jej uwagę zwróciły nieproporcjonalnie szerokie i potężne ramiona, niczym niedźwiedzie bary. Wąskie oczy błyszczały w jego wyrazistej twarzy, zarazem pięknej i nieprzyjemnej. Błysnął zębami w dziwnym grymasie niczym wilk. Stał zupełnie nieruchomo a migotliwe światło raz po raz wydobywało jego twarz z otaczającego mroku.
Drżącym głosem odpowiedziała na jego pytanie:
– Chciałam tylko ogrzać się trochę przy ogniu, panie.
– To twoje dzieci? – zapytał głębokim, twardym głosem.
– Moje? – powtórzyła, uśmiechając się nerwowo, zesztywniała z zimna. – Mam dopiero szesnaście lat. Znalazłam tę dwójkę dziś wieczorem. Pozostawiono je same.
Długo spoglądał na nią zamyślony. Ogarnął ją strach, instynktownie spuściła wzrok. Mała też się przeraziła i schowała się za Silje.
– A więc uratowałaś je? – zapytał. – Chcesz dziś w nocy ocalić jeszcze jedno życie?
Spojrzenie jego płonących oczu sprawiło, że poczuła się nieswojo. Odpowiedziała zmieszana i zawstydzona:
– Jeszcze jedno życie? Nie wiem… Nie rozumiem…
– Twoja twarz nosi ślady głodu i wyrzeczeń, możesz więc uchodzić za dwa-trzy lata starszą. Mogłabyś uratować życie mojemu bratu, ale czy zechcesz?
Pomyślała, że nigdy jeszcze nie widziała dwóch braci, którzy byliby tak do siebie niepodobni. Piękny, jasny chłopak tam na dole i ten potwór z ciemną, sztywną grzywą zwisającą nad czołem.
– Nie chcę, żeby on umarł – powiedziała z wahaniem. – Ale w jaki sposób właśnie ja mogłabym go uratować?
– Ja sam nie mogę tego zrobić – powiedział mężczyzna. – Jest ich zbyt wielu, poza tym mnie też szukają. Pojmaliby mnie, a to by mu na pewno nie pomogło. Ale ty… – Wyjął z kieszeni mały, zwinięty papier. – Masz. Weź ten list z pieczęcią królewską. Powiedz im, że jesteś jego żoną, a to są wasze dzieci. Mieszkacie tu w okolicy, on nazywa się Niels Stierne i jest posłańcem króla. Ale, ale, jak masz na imię?
– Silje.
Zirytowany skrzywił się.
– Cecilie, głupia dziewczyno. Nie możesz mieć na imię Silje jak nieokrzesana chłopka! Jesteś hrabiną, pamiętaj o tym! Musisz niezauważenie ukryć ten list w jego ubraniu, a później udawać, że go tam znalazłaś.
To jest niezwykle śmiałe, pomyślała Silje.
– Ale jakże mogę uchodzić za hrabinę? Nikt w to nie uwierzy.
– Nie widziałaś dziecka, które trzymasz na ręku? – spytał krótko.
Opuściła wzrok i przeraziła się.
Читать дальше