Marina Diaczenko - Odźwierny

Здесь есть возможность читать онлайн «Marina Diaczenko - Odźwierny» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Odźwierny: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Odźwierny»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pierwsza część cyklu fantasy Tułacze (Skitalcy). Odźwierny jest debiutem powieściowym Mariny i Sergieja Diaczenków i zarazem pierwszym tomem cyklu Tułacze, opowiadającego o ludziach błąkających się na pograniczu dwóch światów, realnego i nadprzyrodzonego. Wielki czarnoksiężnik traci wszystko: magiczną moc i miłość swego życia. Wystawiony zostaje na pokusy złowrogiej, diabolicznej potęgi, która pragnie przedostać się do ludzkiego świata. Za cenę odzyskania czarodziejskich zdolności miałby się stać tytułowym Odźwiernym, który otworzy wrota wymiarów i sprowadzi na świat niewyobrażalne zło. Czy wybierze drogę zemsty na tych, którzy go odrzucili i potępili? A może znajdzie w sobie dość sił, by oprzeć się demonicznej pokusie?…
Powieść została szybko zauważona i wyróżniona nagrodą Euroconu dla najlepszych europejskich fantastów roku

Odźwierny — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Odźwierny», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Za którymś razem Raul miał pecha: kolejny cios ogłuszył go na tyle, że nie zdążył się podnieść. Tamci zwalili się nań jednocześnie, przeszkadzając sobie nawzajem. Marran uznał już, że nadszedł jego koniec, gdy nagle jeden z osiłków padł na niego bezwładnie, jak worek ziemniaków. Nad nim stała dziewczyna z ciężkim kamieniem w dłoniach. Drugi uniósł głowę ze zdziwieniem i w tej samej chwili Raul zadał mu ostatkiem sił cios w podbródek. Jęknął, przygryzając język.

Dalej sytuacja się uprościła. Ten, który dostał kamieniem w potylicę tylko się miotał i pojękiwał, drugi zaś, przyciskając dłonie do okrwawionych warg, cofał się powoli i w końcu umknął boczkiem, co chwila oglądając się ze strachem.

Rozgorączkowana walką dziewczyna uśmiechnęła się szeroko do ocierającego się z krwi Raula.

– Trzeba było od razu walić w łeb. Mogli cię zabić…

Jej okrągłe, śliwkowe oczy spoglądały na niego z zachwytem i subtelną ironią.

Miała na imię Tilli i skończyła szesnaście lat. Według jej opowieści, mieszkała z ojcem, macochą i młodszym bratem, ale tak jej dojadło rodzinne życie, że całe lato spędzała na włóczędze. Włóczyła się odkąd nauczyła się chodzić. Latem zawsze łatwiej gdzieś przenocować i coś złowić, lecz nadciągały jesienne chłody, a nie miała najmniejszej ochoty wracać do rodziny, tym bardziej, że ojciec z pewnością sprałby swoją marnotrawną córkę za niewłaściwe prowadzenie się.

Siedzieli przy ognisku. Dziewczyna, otulona w kurtkę Raula, opowiadała mu w zaufaniu, jak skraść bez hałasu kurę, jak złowić rybę na oścień, a potem upiec w gorącym popiele, o tym, że zarabiała czasem niańcząc dzieci, a także, jak jej brat schwytał w lesie tchórza i nauczył go przeskakiwać przez koło, jak jej macocha urodziła martwe bliźnięta, a we wnętrznościach złowionej ryby znaleźli raz miedziaka.

Gestykulowała dłońmi, pokazując, jakim wesołkiem jest jej ojciec, kiedy się upije, a jaki jest surowy na trzeźwo. Jej gwałtownych ruchów nie mogła powstrzymać nawet pasterska kurta, w której tonęła po sam koniuszek nosa. Śliwkowe oczy rozjarzone były płomieniami ogniska. Raul odbijał się w nich jako niepokonany i śmiały heros. Dziewczyna trzepotała gęstymi rzęsami, chichotała wdzięcznie pozornie bez powodu i zerkała na młodzieńca powłóczyście, choć także nieco kpiąco.

Zjedli upieczone w ognisku ziemniaki, przegryzając kukurydzianymi, pokrytymi popiołem plackami. Tilli, która do tej pory gadała bez przerwy, przycichła na chwilę i pochyliła się ku niemu poufale.

– Ru… – Takie przezwisko nadała mu od razu, gdy się przedstawił. – A ciebie pewnie rzuciła ukochana i dlatego jesteś taki dziwny i wędrujesz samotnie? Prawda?

Raul uśmiechnął się. Jej twarzyczka wydawała się w tej chwili tak poważna i pełna współczucia. Zmieszała się, widząc jego grymas i wytłumaczyła go sobie po swojemu.

– A może nie, takiego chłopaka, jak ty, nie odtrąciłaby nawet najgorsza suka… Więc co jest z tobą?

Raul pogładził ją po włosach. Speszyła się jeszcze mocniej.

– Dobrze, wiem, głupia jestem…

Zrobiło mu się jej żal. Chwycił szczupłe ramiona i przyciągnął ją do siebie. Zamarła, bojąc się ruszyć. Gdzieś w oddali zahukała sowa. Poza jasnym, ciepłym kręgiem, w którym siedzieli, kipiało nocne leśne życie.

– Ru… – zapytała cicho, dotykając jego ucha czubkiem noska. – Widziałeś kiedyś prawdziwego czarodzieja?

Wzdrygnął się odruchowo. Wyczuła to, przytulona do niego.

– Nie bój się – wymamrotała uspokajająco – tutaj w okolicy ich nie ma. Strasznie się ich boję, ale jestem ciekawa. Widziałam jednego z nich tego lata. Młody chłopak, ale jaki ważny! Cały w aksamitach i srebrze, w piórach i koronkach, a jechał poszóstną karetą! Miał służącego, wielkiego jak tyka… Nigdy bym nie poszła na służbę do czarownika, za żadne skarby! Zajechali przed gospodę, oberżysta wyskoczył w ukłonach… Ludzie zbiegli się patrzeć, mało płotu nie obalili! Mag zamknął się w izbie i wcale nie wychodził. Sługa mówił, że czarował…

– Wiesz co, Tilli – powiedział Marran, ziewając – chodźmy już spać.

Sen miał płytki i chaotyczny. Z wodnej głębiny wypłynęła przebita ościeniem ryba, która zamieniła się w złotą jaszczurkę, patrzącą na niego z wyrzutem szmaragdowymi ślepkami… Wydawała się rozczarowana, lecz nie była to już jaszczurka, lecz Tilli o długich rzęsach i wilgotnych oczach… Uczyła go skakać przez bardzo wąskie koło, które omal go nie zadusiło…

Przewrócił się na drugi bok i ujrzał morze. Wzdłuż długiego, płaskiego brzegu człowiek brodzi po kolana w wodach przyboju. Fale jednak, pieszcząc przybrzeżny piasek, nie tykają jego wysokich butów, omijając je i nie zostawiając śladów piany na miękkich cholewach. Od strony plaży zbliżają się do niego szczupły mężczyzna w towarzystwie dorastającego młodzika.

Zdaje się, że wiał silny wiatr, przyjemnie i trochę groźnie. Legiar mówił do młodego Marrana:

Przedstawię cię teraz. Wiele zależy od tego, jak cię potraktuje. Jestem dla niego wrogiem, ale ty nawet nie próbuj się mu sprzeciwiać. Chyba że nadal uważasz się za niepokonanego?

Marran podskakiwał, wzbijając tumany piachu i chichotał.

– No coś ty, Larcie! Widzisz, że włożyłem z tej okazji białą koszulę i oczyściłem buty. Baltazar Est zobaczy we mnie grzecznego, posłusznego chłopca!

Legiar nachmurzył się.

– Jesteś jeszcze niedojrzałym smarkaczem. Nie ma się z czego śmiać! Ostatni raz cię uprzedzam: żadnych zaklęć i przemian, żadnego jarmarcznego kuglarstwa! Postaraj się dla mnie: żadnej dziecinady! Est i tak zna cię wystarczająco dobrze…

Chłopiec zrobił wystraszone oczy.

– Larcie, będę skromny jak panienka. Mogę się nawet zaczerwienić. Chcesz, żebym się zaczerwienił?

Legiar wzniósł oczy ku niebiosom, jakby przyzywając je na świadka. Człowiek przy brzegu nadal brodził spokojnie, czasem schylając się i podnosząc małe kamyki. Jeden odrzucał z powrotem, na piasek lub do morza, inne chował do kieszeni. Kiedy zbliżyli się do niego, przerwał swoje zajęcie i jego lodowate, kamienne spojrzenie spoczęło na przybyłych.

Legiar uniósł otwartą dłoń na znak pokoju, Est odpowiedział tym samym. Marran uśmiechnął się beztrosko.

– Witaj, Alu – powiedział niedbale Lart. – Oczywiście wiesz, kim jest ten chłopak. Chcę ci go teraz oficjalnie przedstawić: Raul Ilmarranien.

Raul miał zamiar ukłonić się wdzięcznie, lecz zaniechał tego pod ciężkim spojrzeniem Esta. Ograniczył się więc do skromnego spuszczenia głowy.

– Witaj, Larcie – odparł po chwili Est zgrzytliwym głosem. – Więc to jest Marran.

Kolejna fala uderzyła o brzeg, omijając buty Esta i Legiara, mocząc zaś trzewiki Marrana. Baltazar chrząknął, Lart natomiast pstryknął palcami, porozumiawszy się z nim spojrzeniem. Morze uspokoiło się i wygładziło, jak polane oliwą.

– Widzę, że jesteś grzecznym chłopcem – zauważył nieco wzgardliwie Est.

Marran znowu pochylił głowę. Est odwrócił się, zgarnął z piasku garść kamyków i zaczął puszczać kaczki po gładkiej wodzie. Ostatni podskoczył dwanaście razy. Est skłonił się Lartowi i zrobił gest, jakby zamierzał odejść.

Raul schylił się, podniósł płaski, ciemny kamień i puścił go na wodę. Est odwrócił się i ujrzał szesnaście pięknych, długich podskoków.

Lart zaburczał coś niezrozumiale. Est zatrzymał się, wydobył z kieszeni garstkę kamyków. Pierwszy, jaki rzucił, podskoczył dwadzieścia jeden razy. Legiar obserwował to z posępnym obliczem. Baltazar pozwolił sobie na coś w rodzaju wyrozumiałego uśmiechu w stosunku do Marrana. Tamten zaś rozejrzał się po plaży, podniósł jeden kamień, przyjrzał mu się dokładnie, wyrzucił, podniósł inny i także wyrzucił. W końcu wybrał niewielki, pstrokaty, wygładzony morskimi falami na kształt cienkiego placka. Przymrużył powieki, przymierzył się do rzutu… Est śmiał się już pełną gębą, spoglądając drwiąco na Larta. Marran rzucił kamieniem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Odźwierny»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Odźwierny» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marina Diaczenko - Zoo
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Tron
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Rytuał
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Ostatni Don Kichot
Marina Diaczenko
Marina Dyachenko - The Scar
Marina Dyachenko
Marina Diaczenko - Miedziany Król
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Następca
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Awanturnik
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Szrama
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Dzika energia
Marina Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Отзывы о книге «Odźwierny»

Обсуждение, отзывы о книге «Odźwierny» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x