Marina Diaczenko - Następca

Здесь есть возможность читать онлайн «Marina Diaczenko - Następca» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Następca: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Następca»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Trzeci tom serii fantasy "Tułacze" ("Siktalcy").
Minęło wiele lat od chwili, gdy klątwa Tułacza została zdjęta z Egerta Solla. Świat się zmienił, lecz magowie jak dawniej oczekują z lękiem nadejścia Trzeciej Siły. Złoty Amulet znowu pokrywa się rdzą. Nie wiadomo, kto będzie następnym Wieszczbiarzem.
Wszystkie nadzieje i obawy świata skupia w sobie jeden człowiek: syn Torii Soll, nazwany Luarem. Lecz Luar okazuje się nie być synem Egerta Solla, a efektem gwałtu na Torii, jakiego dokonał w lochach Zakonu okrutny Fagirra. On także pożądał Amuletu.
Gdy prawda o tym, co zaszło w sali tortur i czyim synem jest Luar wychodzi na jaw, Egert Soll wpada w rozpacz, a Toria wyrzeka się syna i osuwa w otchłań szaleństwa. Soll szuka śmierci gromiąc oddziały rozbójników, a Luar poszukuje Wieszczbiarza.
A Trzecia Siła coraz mocniej dobija się do Wrót Światów.

Następca — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Następca», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать
Marina Diaczenko Siergiej Diaczenko Następca Tom 3 cyklu Tułacze Przełożył - фото 1

Marina Diaczenko, Siergiej Diaczenko

Następca

Tom 3 cyklu Tułacze

Przełożył Witold Jabłoński

Tyt. oryginału: Преемник

Prolog

Chłopczyk siedział ukryty za kufrem, gdzie czuć było kurzem. Zasłaniające okno kotary wznosiły się nad nim jak masywne, zapylone kolumny. W słonecznych promieniach trzepotał się chaotycznie białawy mol.

Za oknem brzęczało żelazo i tętniły kopyta. Mówiono tam: „wrogowie” i jeszcze: „wojna”, lecz tutaj, w domu byli przecież ojciec i matka, bliscy i niezawodni, jak owe słoneczne łuki, podpierające sufit…

Bał się jednak starca. Był dla niego obcy i niepojęty. W jego obecności nawet swoi wydawali się inni niż dotychczas. Rodzice nie zwracali uwagi na syna, tak jakby starzec był chmurą, która przesłoniła chłopcu słońce. Na pewno też bali się starego. Inaczej, dlaczego mieliby mu to oddawać?

Chłopczyk płakał, oblizując łzy. Ta rzecz… Ta niezwykła rzecz. Czyżby miało jej zabraknąć? Nie będzie więcej tych świątecznych dni, gdy mama wydobywała ją ze szkatułki i pozwalała mu, zazwyczaj w nagrodę, dotknąć tego choć jednym palcem? Pozwalała napatrzeć się do syta i śledzić wzrokiem świetlisty zajączek, tańczący na suficie…

Mówili coś o plamie rdzy, której naturalnie nie było. I jeszcze o wojnie. Chłopiec wyobraził sobie las kopii z wąskimi proporcami, rozdwojonymi jak żmijowe języki… Całe mnóstwo dorodnych jeźdźców i przyjemną woń prochu… Jego ojciec i tak wszystkich pokona.

Dlaczego jednak starzec tylko kiwa milcząco głową?

Mokrym od łez palcem chłopczyk rysował na kufrze paskudne gęby. Krzyczeli na niego, kiedy rysował złe mordy. W tej chwili z osobliwą satysfakcją wykreślał usta wykrzywione kącikami w dół, groźnie zmarszczone brwi… A niech go ukarzą…

Potem złoty przedmiot błysnął na obcej dłoni, znalazł się między długimi palcami starca. Chłopczyk nie wytrzymał, wyskoczył z wrzaskiem ze swojej kryjówki, chcąc wyrwać tamtemu zabawkę, nie mogąc uwierzyć, że tym razem jego zachcianka pozostanie niezaspokojona…

– Luarze!

Na policzkach matki pojawiły się czerwone plamy. Ojciec mówił coś surowo. Chłopiec sam już tymczasem pożałował swego wyskoku. Starzec patrzył nań uporczywie, przenikliwie, badawczo. Dziwne, że dzieciak nie zmoczył od tego spodenek.

Na dnie przejrzystych, jakby szklanych oczu przebiegł jakiś cień. Obwisłe, bezrzęse powieki zadrgały. Chłopak najeżył się. Starzec przeniósł wzrok na jego matkę.

– Nazwała go pani tak na cześć Łujana?

Zza okna dobiegał tupot podkutych butów. Donośny głos wykrzykiwał coś groźnym, rozkazującym tonem. Starzec westchnął.

– Kiedy mały kamyk obrusza się ze szczytu… pozostaje nadzieja, że wpadnie w jakiś dołek i nie spowoduje lawiny.

Zawsze trzeba mieć nadzieję.

Chłopczyk pochlipywał, trąc kułakami oczy i czepiając się rękawa ojcowej kurty. Nie zauważył, jak dziwnie spojrzeli na siebie rodzice.

Starzec uśmiechnął się smutnie.

– Los od dawna naznaczył twoją rodzinę, panie Soll.

Matka przewróciła trwożnie oczyma. Ojciec milczał, trzymając się za policzek, jakby poczuł nagły ból zęba. Staruszek skinął głową.

– W zasadzie… to głupstwo. Zapomnijcie o tym, co powiedziałem.

Kiedy zamknęły się za nim drzwi, poczucie straty zastąpiła ulga.

Ciepła dłoń, w której całkiem niknęła jego drobna rączka. Będziesz miał dużo innych zabawek. Nie płacz, Dzionku.

Rozdział pierwszy

A jednak zdążyliśmy! Szczęśliwie brama miejska zatrzasnęła się za naszymi plecami, a mogła przed nosem. Nie bez powodu Flobaster wrzeszczał na nas całą drogę. Spóźnialiśmy się, ponieważ o świcie złamaliśmy oś, a stało się tak dlatego, że senny Mucha przegapił wybój na drodze. Był senny, gdyż Flobaster, nie żałując pochodni, męczył nas próbą prawie do rana… Musieliśmy odwiedzić kuźnię. Flobaster ochrypł, targując się z kowalem, potem splunął, zapłacił i raz jeszcze zbił Muchę.

Oczywiście wieczorem byliśmy zbyt zmęczeni, by się radować, że jednak zdążyliśmy wjechać do miasta, przepełnionego rozbawionymi tłumami. A cóż dopiero będzie jutro… Nikt z nas nie podniósł nawet głowy, żeby nacieszyć wzrok wysokimi dachami i złotymi chorągiewkami. Tylko Mucha, któremu wszystko było obojętne, słysząc wiwaty rozdziawił w ziewnięciu swoje małe usteczka.

Główny plac okazał się całkowicie zapchany wozami i namiotami rozsądniejszych konkurentów. Udało się w końcu ciężko wywalczyć kąt, w którym ledwie zmieściły się nasze trzy wozy. Po naszej lewej stronie znajdował się cyrk wędrowny, gdzie w klatce pod gołym niebem smętnie ziewał zagłodzony niedźwiedź. Po prawej był teatrzyk kukiełkowy: z otwartych skrzyń sterczały drewniane nogi wielkich marionetek. Naprzeciwko rozłożyli się obozem nasi starzy znajomi, komedianci z wybrzeża. Zdarzało się nam spotykać ich na niezliczonych jarmarkach i często ujmowali nam sporą część zarobku. Właśnie sprawnie zbijali podesty. Flobaster nachmurzył się. Odeszłam na bok, żeby cichutko parsknąć: cha, cha, czyżby staruszek miał nadzieję być tutaj pierwszym i jedynym? To przecież oczywiste, że na tutejszy Dzień Wszelkiej Radości przyjeżdżają wszyscy, nawet z bardzo dalekich stron, tylko pod jednym warunkiem. Warunek był bardzo prosty. Pierwszy numer programu powinien zawierać ścinanie głowy, wszystko jedno czyjej. Dziwny gust mają ci mieszczanie. Weźmy chociażby tę zabawną kukłę wisielca, przyozdabiającą gmach sądu…

Święto rozpoczęło się o świcie.

Nawet my daliśmy się lekko zwariować, chociaż byliśmy doświadczonymi aktorami, nie zgrają wiejskich amatorów. Zdarzały się nam po drodze różne świąteczne parady i karnawały. Miasto było bogate i bardzo z siebie zadowolone. Lokaje w liberiach niemal pękali z dumy, stojąc na tylnych resorach złocistych karet. Kramy uginały się pod stosami drogich, wyborowych towarów. Mieszczanie, odziani w swoje najlepsze szaty, pląsali na placu w takt bębnów i skrzypiec. Nawet bezpańskie psy wydawały się szacowne i pełne wysokiego mniemania o sobie. Żonglerzy przerzucali się płonącymi łuczywami. Linoskoczkowie tańczyli na linach rozpiętych wysoko nad głowami widzów. Było ich tylu, że gdyby zeszli na dół, spokojnie mogliby zapełnić niewielką wioskę. Ktoś w opiętym, czarnym trykocie miotał się w gęstej sznurowej sieci, podobny jednocześnie do muchy i pająka. Nawiasem mówiąc, Mucha nie omieszkał ściągnąć czegoś z najbliższego straganu i pochwalić się tym Flobasterowi, ten zaś długo targał go za ucho, wskazując migające tu i ówdzie czerwono-białe uniformy straży.

Czekaliśmy na naszą chwilę.

Na pierwszy ogień poszły marionetki, za pomocą których znacznie łatwiej przedstawić ścinanie głowy. Zagrali jakąś krótką, głupawą farsę. Głowa głównego bohatera spadła na deski jak korek od butelki musującego wina. Chudziutka, wygłodniała dziewczynka obeszła publiczność z nadstawioną czapeczką. Mało dawali. Widocznie spektakl się nie spodobał.

Potem zaryczał niedźwiedź. Potężnie zbudowany pogromca w jaskrawoczerwonym trykocie przerzucał w powietrzu malutkiego chłopaczka, jak ofiarne jagniątko, a na koniec numeru udał, że urywa mu główkę. W odpowiedniej chwili dzieciak zwinął się w pół. Przez moment czułam strach. Kto ich tam wie, tych cyrkowców…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Następca»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Następca» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marina Diaczenko - Zoo
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Tron
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Rytuał
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Ostatni Don Kichot
Marina Diaczenko
Marina Dyachenko - The Scar
Marina Dyachenko
Marina Diaczenko - Miedziany Król
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Awanturnik
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Szrama
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Dzika energia
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Odźwierny
Marina Diaczenko
Отзывы о книге «Następca»

Обсуждение, отзывы о книге «Następca» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x