Marina Diaczenko - Odźwierny

Здесь есть возможность читать онлайн «Marina Diaczenko - Odźwierny» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Odźwierny: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Odźwierny»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pierwsza część cyklu fantasy Tułacze (Skitalcy). Odźwierny jest debiutem powieściowym Mariny i Sergieja Diaczenków i zarazem pierwszym tomem cyklu Tułacze, opowiadającego o ludziach błąkających się na pograniczu dwóch światów, realnego i nadprzyrodzonego. Wielki czarnoksiężnik traci wszystko: magiczną moc i miłość swego życia. Wystawiony zostaje na pokusy złowrogiej, diabolicznej potęgi, która pragnie przedostać się do ludzkiego świata. Za cenę odzyskania czarodziejskich zdolności miałby się stać tytułowym Odźwiernym, który otworzy wrota wymiarów i sprowadzi na świat niewyobrażalne zło. Czy wybierze drogę zemsty na tych, którzy go odrzucili i potępili? A może znajdzie w sobie dość sił, by oprzeć się demonicznej pokusie?…
Powieść została szybko zauważona i wyróżniona nagrodą Euroconu dla najlepszych europejskich fantastów roku

Odźwierny — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Odźwierny», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Znowu zamilkł, wymuszając na mnie pytanie:

– Co takiego?

Oderwał oczy od ognia i zatopił we mnie spojrzenie.

– Powiedział: „Nic specjalnego!”. A potem poszedł do portowej tawerny pić podłe wino. Później wykąpał się nago w morzu. Kiedy ulicznice gwizdały na niego, zamienił ich włosy w strużki wody. Z każdej głowy trysnęła fontanna! Powiedziałem mu: chodźmy do domu. To idź, odparł. Gdyby ktokolwiek inny ośmielił się tak do mnie odezwać!

Ogień przygasł, więc dorzuciłem gałęzi. Lart zdawał się nie widzieć niczego wokół siebie. Przeniósł się w myślach do miejsca, gdzie dokazywał jego przyjaciel.

– A teraz ty opowiadaj – zaproponował po dłuższej chwili.

Wzruszyłem ramionami.

– O czym?

– O czym chcesz.

– Mam ciotecznego brata. Kiedy byliśmy jeszcze mali i cała rodzina zasiadała przy wspólnym stole, a na kolację były szprotki… Małe, pyszne rybki… Mój kuzyn zawsze wybierał z półmiska te, które nie miały łebków.

Przerwałem.

– Dlaczego tak robił? – zapytał w końcu Lart.

– Żeby głowy rybek nie zostały na talerzu. Moja matka sprawdzała, kto ile zjadł, po ich liczbie. Jego talerz był ciągle pusty, więc dostawał dokładkę.

Znowu zrobiłem pauzę.

– A dlaczego nie zjadaliście ryb w całości?

– Bo – zawołałem wesoło – głowy są niesmaczne!

Nasze konie prychały w ciemnościach. Ogień dogasał.

Po paru dniach ujrzeliśmy zarysy gór, a jeszcze po paru zbliżyliśmy się do nich. U podnóża masywu znaleźliśmy dość dużą wieś, w której, jak twierdził Lart, mieszkał stary i potężny czarodziej. Legiar miał nadzieję, że wie on o Trzeciej Sile więcej od nas.

We wsi nie było gospody i zdaje się, że od co najmniej od roku nie było tu żadnych gości. Przywitano nas serdecznie, a miejscowy starosta, człowiek majętny z chęcią oddał do naszej dyspozycji jeden z trzech należących do niego domów.

Mieścił się w pobliżu górskiego zbocza, w niezwykle malowniczej okolicy. Lart, jak wcześniej udający służącego, dopilnował rozpakowywania bagaży, czyszczenia karety i nakarmienia koni, ja zaś tymczasem stałem przy furcie i patrzyłem na góry. Ogromne głazy przypominały swym zarysem sylwetki bajkowych stworów albo torty urodzinowe, na których rolę świeczek pełniły wyrastające tu i ówdzie drzewa.

Skupiłem spojrzenie na jednym z pomniejszych wzgórz blisko drogi. Zauważyłem spadające z pionowego zbocza piach i kamienie, pomyślałem więc, że to lawina. Kiedy jednak wyżej podniosłem głowę, dostrzegłem, że kamienie zostały zepchnięte nogami człowieka, schodzącego powoli górskim szlakiem, choć wydawał się stromy i trudny do przejścia. Zadarłem głowę jeszcze wyżej i zobaczyłem dom, prawdziwy dom, przyklejony do skały niczym jaskółcze gniazdo. Kiedy przestałem się wreszcie dziwować, schodzący ku nam człowiek jednym skokiem znalazł się na równej drodze.

Okazał się chudziutkim trzynastolatkiem, odzianym w niegdyś zapewne czarny, lecz obecnie mocno wypłowiały strój. Pod pachą niósł pusty koszyczek. Szedł lekkim, niespiesznym krokiem. Miał zmęczoną, wymizerowaną i smutną twarzyczkę. Zaciekawił mnie, kiedy więc przechodził obok mnie, zrobiłem krok w jego stronę i klepnąłem go po plecach.

– Czemu się nie przywitasz?

Zerknął na mnie spode łba.

– A kim ty jesteś, żeby cię pozdrawiać? – zapytał po chwili.

Wyprostowałem się godnie.

– Wielki mag Damir.

Patrzył na mnie obojętnie. Najwidoczniej w tej zabitej deskami wiosce nie znali słowa „mag”.

– Czarnoksiężnik! – wyjaśniłem z wyższością. – Czynię czary!

– Ty? – zapytał z niekłamanym zdziwieniem.

– Do maga należy mówić per „pan” – pouczyłem go.

Zmrużył kpiąco oczy.

– Głupia małpa z ciebie, a nie…

Uniósł brew i nagle zobaczyłem tuż przed nosem pęki szarozielonej trawy.

Nie od razu dotarło do mnie, że upadłem na ziemię. Nie mogłem także zrozumieć, w jaki sposób się to stało. Podniosłem się z trudem, czując zamęt w głowie. Zobaczyłem chłopczyka spokojnie odchodzącego drogą w stronę wioski.

Wciąż jeszcze za nim patrzyłem, kiedy z domostwa wyszedł zaaferowany Lart w towarzystwie rumianego parobka od starosty. Chłopek znacząco wskazał domek uczepiony skały.

– Tam mieszkał. Dobry był z niego człowiek, pomagał, jakby co… Szkoda!

– Fatalnie – zwrócił się do mnie Lart. – Okazało się, że staruszek nie żyje.

– A umarł – skwapliwie potwierdził chłopina. – A potężny był z niego czarodziej, całkiem jak… – zawahał się, przyglądając mi się nieufnie – całkiem jak pan.

Unosząc głowę, spojrzałem na dom czarodzieja.

– I nikt już tam nie mieszka? – spytał Lart.

– Czemu nikt… Mieszka tam malec, jego najlepszy uczeń.

Zadrżałem na całym ciele.

Wejście pod górę było trudne i niebezpieczne. Wciąż osypywał się piasek spod podeszew butów idącego przodem Legiara. Ścieżka była wąska i kręta, pokryta wiercącym w nosie pyłem. Kiedy próbowałem się wesprzeć dłonią o kamienie zalegające zbocze, staczały się pod mym ciężarem. Zachodziłem w głowę, jak spotkany wcześniej chłopaczek mógł tędy chodzić niemal codziennie.

– No, idźże! – poganiał mnie Lart.

Niepotrzebnie spojrzałem w dół i od razu zakręciło mi się w głowie. Przywarłem do skały, w pozie wyrażającej przerażenie. Lart ścisnął mój nadgarstek niby w imadle i pociągnął za sobą, wyprowadzając na skalną półkę, uczepioną górskiego grzbietu.

Czując twardy grunt pod stopami, poszedłem pewniej.

Stanęliśmy na okrągłym kamiennym występie, z którego roztaczał się wspaniały widok na całą dolinę i mieszczącą się w niej wioskę. Dachy domów, zaułki, chatki, wszystko było doskonale widoczne, jak na dłoni. Gdyby mieszkający na górze mag dysponował odpowiednią lunetą do podglądania miejscowych sekretów, mógłby je łowić i kolekcjonować jak motyle.

Z drugiej strony płaskiego szczytu znajdował się domek, całkiem przyjemny i otoczony niewielkim ogródkiem, w którym coś się zieleniło za niewysoką palisadą. Nad głównym wejściem przytwierdzone było ptasie skrzydło, wykute z żelaza.

Furtki nie było, weszliśmy więc do obejścia bez pukania. Nie było zresztą komu objawiać naszą obecność, skoro chłopak z koszyczkiem był ciągle we wsi.

Podwórze było czysto zamiecione, w kącie leżało kilka porąbanych drew, obok suszył się świeżo ścięty pień drzewa. Na płocie suszyły się zwiędłe kwiaty rumianku. To było wszystko.

– Ciekawe – odezwał się Lart za moimi plecami. – Spójrz tylko.

Spojrzałem w miejsce, które wskazywał. W pionowej skale za domkiem zostało wykute coś w rodzaju grobowca. Na ciężkim, czworokątnym wieku można było dojrzeć rzeźbiony zarys skrzydła, podobnego wiszącemu nad drzwiami.

– Pokój tobie – powiedział Lart w stronę grobowca. – Powinieneś mnie pamiętać, Orlanie. Jestem Legiar. Spóźniłem się na spotkanie z tobą.

Suchy wiatr zaszumiał wśród kamieni. Mag odwrócił się do mnie.

– Zajrzyjmy do domu – zaproponował, wzdychając.

Pokonawszy lęk, wszedłem za nim do ciemnego wnętrza. Przechodząc pod żelaznym skrzydłem, mimowolnie się pochyliłem.

Siedziba starego czarodzieja pogrążona była w półmroku, ponieważ okna przesłaniały ciężkie zasłony. W izbach panowała przytłaczająca cisza, w której nasze kroki odbijały się głośnym echem. Salon był jednocześnie biblioteką. Grube tomiszcza błyszczały złoconymi grzbietami i wyglądały tak, jakby właściciel miał je wziąć za chwilę do ręki. Podobnie jak u Larta, pośrodku stołu stał szklany globus z ogarkiem świeczki w środku, co wywołało u mnie niemiłe skojarzenia. Umeblowanie było proste, jak w zwykłej wiejskiej chacie. Wszystkie niemal sprzęty pokryte były czarnymi, błyszczącymi pokrowcami, z wyjątkiem drewnianego łóżka i grubo ciosanego stołu w jednej małej izdebce. Cały dom zdawał się dzięki temu być pogrążony w uroczystej żałobie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Odźwierny»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Odźwierny» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marina Diaczenko - Zoo
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Tron
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Rytuał
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Ostatni Don Kichot
Marina Diaczenko
Marina Dyachenko - The Scar
Marina Dyachenko
Marina Diaczenko - Miedziany Król
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Następca
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Awanturnik
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Szrama
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Dzika energia
Marina Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Отзывы о книге «Odźwierny»

Обсуждение, отзывы о книге «Odźwierny» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x