Zazwyczaj nie było to potrzebne. Kiedy w jakimś dworze krowa przestała dawać mleko, wystarczyło wskazać na sąsiadkę jako na tę, która rzuciła urok na zwierzę. Jeśli mężczyzna złamał rękę, oskarżał zwykle jakąś kobietę, której nie lubił, o sprowadzenie na niego nieszczęścia lub spojrzenie złym okiem. Bywało również, że kobiety schwytane jako czarownice wydawały podczas tortur wiele innych. Przesłuchiwano je wówczas i poddawano ciężkim próbom – na przykład próbie wody. Wrzucając ofiarę do wody, szybko można było sprawdzić, czy naprawdę jest czarownicą. Jeśli unosiła się na powierzchni, uznawano ją za wiedźmę i palono na stosie, jeśli natomiast tonęła, ogłaszano ją niewinną. Proste i skuteczne.
O tak, Johan naprawdę czuł się jak wysłannik niebios. Na rachunek Boga zbawiał świat od wszelkiego zła.
Tu jednak nie można było od razu przystąpić do rzeczy. Gorzko żałowaliby ci, którzy pojmaliby najpopularniejszego uzdrowiciela wyższych warstw bez dostatecznych dowodów uprawiania przez niego czarów!
– Dobrze, jak sobie życzycie – powiedział Tengel i na powrót przykrył go kołdrą. Przypuszczał, że przybysz po prostu się wstydzi.
– Już… już mi lepiej – szybko wyjaśnił Johan. – Jutro będę mógł wstać – zapewniał skwapliwie.
Tengel popatrzył na niego badawczo. Miał przeczucie, że coś jest nie w porządku, i nie spuszczał oczu z Johana, który bał się coraz bardziej.
Muszę się stąd jak najszybciej wydostać, pomyślał. Zanim ten człowiek mnie zabije. Bez wątpienia jest w stanie to zrobić.
Kiedy został sam, na chwilę zapadł w sen.
Obudził się nagle. Na zewnątrz było ciemno, a przy jego łożu stał ktoś ze świecą w dłoni.
– Jesteś niedźwiedziem – dotarł do niego wesoły głosik wraz z perlistym śmiechem. – Polarnym niedźwiedziem.
– Co? – zapytał zaskoczony.
Dziewczynka roześmiała się radośnie i bez cienia zażenowania przysiadła na brzegu jego łoża.
– To bajka – rzekła. – Nie znasz jej? W ciągu dnia jesteś niedźwiedziem, a nocą pięknym księciem, który leżał w łożu z księżniczką. Chociaż nie ma tego w bajce, to ja i tak wiem, co oni robili! A księżniczka przyszła niosąc w ręku świecę, bo była ciekawa, jak wygląda książę. Kapnęło na niego ze świecy, aż się obudził i okropnie rozzłościł. Czy ty się rozzłościłeś?
Zafascynowany tą bezładną mieszaniną bajki i rzeczywistości wyjąkał bez zastanowienia:
– Nie, wcale nie. Pozwól mi się przedstawić…
– Wiem, kim jesteś. Jesteś pan Johan. Nie wiem jednak, dlaczego tu leżysz. Nic ci przecież nie jest.
Jego oczy przywykły już do ciemności i zobaczył twarz dziewczynki. Była bardzo piękna, w oczach miała błysk drwiny, a na ustach lekki uśmiech. Johan zastanawiał się, skąd mogła wiedzieć, że nic mu nie dolega. Nie badała go chyba, gdy spał?
Jak gdyby czytając w jego myślach, powiedziała:
– Wystarczy mi tylko dotknąć ręką twojej skóry, aby poczuć wibracje, które powiedzą, czy jesteś chory, czy nie. Wyczuwam to również po zapachu człowieka. Tengel też posiada tę zdolność.
– Czy to wy macie na imię Sol? Ten mały chłopczyk wspomniał to imię.
– Tak. Nie mów do mnie „wy”, to tak głupio brzmi, nie jestem matroną! Tengel jest moim wujem. On i Silje zajmowali się mną i Dagiem, tym, który mieszka teraz w Grastensholm, od czasu gdy byliśmy mali. Żadni prawdziwi rodzice nie mogliby dać nam więcej miłości. Zdarza się, że czasami na mnie krzyczą, ponieważ nie jestem taka grzeczna jak Dag. Wiem jednak, że krzyczą, bo mnie kochają i chcą, by nie było mi źle w życiu. Jestem trochę dzika i najczęściej robię to, na co mam ochotę.
Johan uniósł się na łokciu. Mógł teraz zacząć przesłuchanie. Sama się napraszała.
– Powiedziałaś, że twoje dłonie są niezwykłe. Co to znaczy?
Chętnie odpowiedziała:
– Bierze się to stąd, że pochodzimy z rodu, który posiadł taką zdolność.
Johan zdecydował się postawić wszystko na jedną kartę.
– Ja też mam takie dziwne uczucie. Skóra na jednej mojej ręce, od łokcia do nadgarstka, jest jakby niewrażliwa.
To było kłamstwo, chodziło jednak o najważniejszy dowód. Charakterystyczną cechą każdej czarownicy był nieczuły, martwy punkt gdzieś na ciele – podarunek od samego Szatana. Dziewczyna z pewnością zaraz wpadnie w pułapkę, skusił ją, by powiedziała mu o tym, co, jak mogła przypuszczać, jest wspólne dla nich obojga.
Tymczasem Sol objawiła jedynie żywe zainteresowanie.
– Jakie to dziwne! Czy to znaczy, że w ogóle nic tu nie czujesz?
– Nic.
Uszczypnęła go boleśnie w przedramię. Musiał z całych sił opanować się, by nie krzyknąć.
– Nie, nic nie czuję – skłamał.
– Właściwie nie jesteś taki brzydki – stwierdziła przypatrując mu się. – Gdybyś nie miał takich krótkich włosów i zaciśniętych ust, mógłbyś być nawet przystojny. Chociaż nie tak przystojny jak Klaus. On pracuje we dworze. Chyba się w nim trochę zakochałam. Czy ty byłeś kiedy zakochany? Nie jestem całkiem pewna, czy to, co czuję, to miłość. No więc, byłeś?
– Czy nie jesteś jeszcze za młoda, żeby się zakochać? – odpowiedział wymijająco. Pomyślał, że Klaus nie wydaje mu się szczególnie miły.
– Niedługo będę miała piętnaście lat.
Mój Boże! To jeszcze dziecko! Czarująca mieszanka niewinności i nagłej dojrzałości.
Wrócił do rzeczy:
– Twój brat powiedział, że uprawiasz czary. Potrafisz sprawić, że przedmioty znikają.
– Are? – roześmiała się. – On wierzy we wszystko. Przytrzymaj świecę, to sam zobaczysz!
Wzięła ze stołu ciastko i pokazała mu je na otwartej dłoni. Zamknęła dłoń, odwróciła jego uwagę jakimś pytaniem – i już ciastko zniknęło.
Johan poczuł, jak przez całe jego ciało przebiegł zimny, nieprzyjemny prąd. Jeżeli to nie były czary, to on nie nazywa się Johan.
Znów rozległ się dźwięczny śmiech.
– Pokażę ci, jak to zrobiłam.
Kiedy powoli wszystko powtórzyła, Johan zaczerwienił się ze wstydu. A więc to było takie proste! Żadne czary!
W głębi duszy prosił swych mocodawców, by wybaczyli mu nagłe uczucie ulgi. Zdarzyło się to po raz pierwszy w jego karierze łowcy czarownic. Zwykle gdy znaleźli jakieś podejrzane kobiety, wyprawiano wielką ucztę. Nagle przypomniał sobie radość, jaka wypełniała jego serce za każdym razem, kiedy padały rozstrzygające słowa, skazujące winną na tortury lub stos.
To była szlachetna radość sprawiedliwości. Jego usta zacisnęły się jeszcze mocniej. W walce ze złem nie można okazywać słabości!
Do izby weszła piękna, młoda gospodyni o łagodnych oczach, złajała dziewczynę, przeprosiła Johana za jej zachowanie i zabrała ją ze sobą.
Opadł na łoże. W izbie od razu zrobiło się pusto i smutno.
„Właściwie nie jesteś taki brzydki”.
Nikt jeszcze nie odważył się powiedzieć czegoś takiego do jednego z członków groźnego sądu.
Słowa te rozgrzewały go niemal tak jak stos, na którym płonęły czarownice.
Następnego ranka uparł się, by wstać. Udając, że ma obolałe i sztywne członki, poczłapał na dziedziniec.
Zetknął się tu z czymś nieoczekiwanym. Całe podwórze pełne było ludzi. Niektórzy z nich mieli na sobie proste, lecz odświętne odzienie, większość jednak stanowili biedacy w łachmanach. Niewielu było dostatnio ubranych.
Stanęła za nim Silje.
– Co się stało? – zapytał przerażony.
– Stało? Dlaczego?
– Ci wszyscy ludzie!
Читать дальше