Próbowałem ogarnąć jakoś rozumem to, co się stało od chwili, gdy przyszedłem do Twojej krainy nad brzegami Oceanu Lodowatego. Ale ja żyję na samym skraju tej ponurej baśni, w którą Ty zostałaś wciągnięta, nie pojmuję wszystkich wątków w tej olbrzymiej sieci, którą zostaliśmy omotani.
Teraz się rozstajemy, moja niezwykła Przyjaciółko i Kuzynko, bo ja nie zostałem wybrany, a zatem nie jestem godzien Ci towarzyszyć w Twojej trudnej drodze. Niech wszyscy nasi obrońcy Cię wspierają! To moje najszczersze pragnienie.
Twój przyjaciel Daniel
Kiedy skończył, podszedł do Irovara, który pomagał spychać łódź na wodę, i podał mu list.
– To dla Shiry – powiedział. – Oddaj jej to. My obaj jeszcze się zobaczymy!
Irovar skinął głową, że rozumie, ale tak naprawdę nie zwrócił uwagi na pożegnanie Daniela.
Potem młody Szwed opuścił zgromadzonych nad brzegiem i szybkim krokiem poszedł w kierunku skał.
Minęło trochę czasu, zanim spuścili łódź na wodę i zajęli w niej miejsca.
– Gdzie jest Daniel? – zapytała Shira.
Wtedy Sarmik musiał jej wytłumaczyć, że nie powinni zabierać Daniela, bo jest po pierwsze obcym, a poza tym wątpi w to, co robią. Potem Irovar w obecności wszystkich odczytał pożegnalny list Daniela.
Shira jęczała zrozpaczona.
– Ale ja nie mogę szukać źródeł bez niego! Rozumiecie to chyba! On był dla mnie taki dobry, tak wiele rozumie! Wy wszyscy myślicie jak mężczyźni, Daniel wie znacznie więcej o tym, jak myślą i reagują kobiety. Muszę biec i go przyprowadzić.
– Nie, nie! – zawołał Sarmik, przerażony jej gwałtowną reakcją. – Vassar, ty biegnij i sprowadź Daniela! Przepraszam cię, Shiro, my nie wiedzieliśmy!
– Ja myślę, że Daniel także był bardzo przygnębiony – powiedział Irovar. – Zdawało nam się, Sarmik, że postępujemy najlepiej jak można w tej sytuacji. Ale zapomnieliśmy, co myślą i jak czują młodzi.
Shira nie mogła sobie znaleźć miejsca, dopóki Daniel nie wrócił na brzeg. Natychmiast wciągnęła go do łódki i nakazała, by usiadł przy niej. Ze stojącym na dziobie Marem jako wysłannikiem podziemnych mocy łódź wypłynęła z portu w spokojne na szczęście tego dnia morze.
To wyprawa do krainy śmierci, pomyślał Daniel spoglądając na Mara. Ale dzięki ci, Shiro, że mogę być z tobą! Zraniło mnie to do żywego, gdy się dowiedziałem, że nie mogę popłynąć.
Wkrótce łódź pogrążyła się w szarej mgle i z brzegu nie można jej już było dostrzec.
Na brzegu jednak nadal stała nieliczna i zupełnie niewidoczna gromadka wpatrująca się ślad za znikającą łodzią.
– Zrobiliśmy, co było możliwe – powiedział Tengel Dobry.
– Dalej nie możemy im towarzyszyć. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że się im powiedzie. To chyba dobrze, że mogą przeżywać to wszystko jako rzeczywistość.
Kobieta z bardzo dawnych czasów powiedziała łagodnie:
– Żeby ocalić zdrowe zmysły tej małej, pozwoliliśmy jej zajrzeć w zupełnie inny świat. W ten świat, który żywy człowiek może zaledwie przeczuwać i który czasami przychodzi do niego w snach lub jako błysk w silnym wzburzeniu.
– Nasz świat, tak – mruknęła Villemo. – Zastanawiam się, czy Tengel Zły przeczuwa, na co się zanosi?
– Jeżeli wie, to musi teraz drżeć – odparł Dominik.
Patrzyli jeszcze przez chwilę, ale łodzi nie było już widać. Potem opuścili brzeg.
List, który Shira zgubiła w zamieszaniu, kiedy czekała na powrót Daniela, szybował powoli z powrotem ku kamiennemu brzegowi. Tam zaczepił się na jakimś wyschniętym krzewie, po chwili wiatr go zerwał, list znowu zawirował w powietrzu, aż opadł i utknął na dobre pośród kamieni na skraju wody. Leżał zwrócony ku górze zapisaną stroną, jakby czekał, że jeszcze raz ktoś go przeczyta.
Ale na brzegu nie było nikogo, kto mógłby to zrobić. Języki morskiej wody wysuwały się i wysuwały na brzeg, aż wciągnęły kartkę. Powoli pismo rozmyło się w słonej, lodowatej wodzie.
Całkowicie i bez śladu, jakby o świcie na brzegu nikogo nie było…
W miarę jak dzień się wypełniał, mgła wokół łodzi rzedła. Szare cienie unosiły się w górę i nad horyzontem ukazały się poszarpane górskie szczyty.
– To tylko góra lodowa – wyjaśnił Sarmik. – Ale tam… dalej na zachód! Tam widać wyspę!
Szczyty potężniały w miarę, jak łódź się zbliżała; ludzie na pokładzie przyglądali im się w milczeniu. Słońce widniało zza chmur jak lśniąca tarcza i przydawało Górze Czterech Wiatrów jakiegoś dziwnego, niesamowitego blasku.
Napięcie i strach stawały się coraz większe.
– Och! – westchnęła Shira z lękiem. – Jak my się dostaniemy na ląd?
– Nikt przed nami jeszcze na tej wyspie nie był – powiedział Sarmik.
– Nie zapominaj o Tan-ghilu – wtrącił Irovar łagodnie. – On przecież musiał jakoś zejść na ląd.
– Ale to było wieleset lat temu! Poziom wody mógł od tamtego czasu opaść.
Shira spojrzała w górę na złożoną z czterech szczytów koronę wyspy.
– Jesteś taka blada – szepnął Daniel.
– To tylko to nierzeczywiste światło – odparła, ale mocno ścisnęła jego rękę, jakby szukając pociechy.
Zauważył, że drży. Za chwilę jej los się dopełni.
Wkrótce łódź znalazła się w obrębie cienia Góry Czterech Wiatrów. Słońce schowało się za skałami, a ludzi ogarnęło dziwne odrętwienie. Cała odwaga opuściła ich na widok tych stromych, wynurzających się z wody skał, które zdawały się wznosić do samego nieba.
Ostrożnie manewrowali łodzią zrobioną ze skóry wieloryba, dopóki słońce znowu nie ożywiło barwami wszystkiego na pokładzie. Bez wielkiej nadziei wypatrywali jakiegoś zagłębienia, choćby nierówności w skale, czegoś, co by im pomogło zejść na ląd.
I oto…
Opłynęli już co najmniej połowę wyspy, gdy usłyszeli jakiś daleki szum, a woda zaczęła falować niespokojnie. Łodzią rzucało tam i z powrotem, morze burzyło się tak gwałtownie, że fale kłębiły się wysokie niczym szczyty.
– Czy to góry toną? – zapytał Vassar z niepokojem.
– Nie, to morze się podnosi – odpowiedział mu ojciec.
Z czcią patrzyli, że głęboka szczelina, która dotychczas znajdowała się wysoko w górskiej ścianie, teraz widnieje na wysokości łodzi i że mogą jej dosięgnąć.
– Jesteś oczekiwana, Shiro – szepnął Irovar uroczyście.
Dziwne światło czy nie, teraz wszyscy widzieli wyraźnie, że wargi Shiry są niemal białe. Spoglądała na wyspę z szacunkiem pomieszanym z lękiem. Tuż na wprost nich ukazała się szeroka rozpadlina, przechodząca wyżej w szeroki żleb pomiędzy dwoma szczytami.
No, Tengelu Zły, strzeż się, pomyślał Daniel. Gdziekolwiek na świecie on się znajduje, powinien, mimo zamroczenia, odczuwać niebezpieczeństwo. Drgania Góry Czterech Wiatrów muszą do niego docierać i wprawiać go w popłoch.
Na moment Daniel zapomniał, gdzie jest, zafascynowany tym, co się przed nim rozgrywało.
Łódź uderzyła o skałę. Znaleźli bezpieczne miejsce, gdzie można ją było ukryć, i zaczęli jedno po drugim wspinać się na ląd.
– To dudnienie musi docierać do Taran-gai – powiedział Irovar do Daniela. – A może nawet do Nor.
Dalej, pomyślał Daniel.
Wspinaczka rozpadliną w górę wymagała opanowania, ale chociaż wszyscy czuli strach przed tym tajemniczym, niesamowitym miejscem, nikt nie chciał zostać w łodzi. Owo sączące się przez chmury żółte światło słoneczne przerażało ich, a zarazem ułatwiało wspinaczkę, pomagało znajdować oparcie dla stóp.
Читать дальше