Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czy jesteśmy tutaj sami?
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czy jesteśmy tutaj sami?: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czy jesteśmy tutaj sami?»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czy jesteśmy tutaj sami? — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czy jesteśmy tutaj sami?», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Może właśnie dlatego „Saga o Ludziach Lodu” została przekazana właśnie mnie? Tak, bo nie ośmieliłabym się z czystym sumieniem twierdzić, że całe to przedsięwzięcie samodzielnie starannie przemyślałam. W pewnym sensie mnie wykorzystano, byłam niczym pędzel zamalowujący pustą ścianę. I nie jest to żadna fałszywa skromność, tak naprawdę było.
Ale miałam mówić o tej krainie cienia…
Pierwszy upiór, którego zapamiętałam, ukazał mi się, kiedy miałam osiem lat. Zapadał wieczór, a ja jechałam na rowerze wiejską drogą. Działo się to przed wojną, w czasach zanim pojawiły się tysiące samochodów, w tym cudownym, nie istniejącym już świecie pustych dróg, kwitnących łąk i małych wiejskich zagród, świecie, który został zniszczony przez współczesną technikę i nigdy już nie powróci.
Nagle zobaczyłam, że na przydrożnym drzewie kołysze się wisielec. Pognałam do domu, jakby chodziło o moje życie, i opowiedziałam matce o tym, co widziałam. Mama sprowadziła sąsiada, który uśmiechnął się współczująco i rzekł: „Ma pani córkę, która widzi więcej niż inni ludzie. To, co zobaczyła przy drodze, to parobek, który się tam powiesił w ubiegłym stuleciu. Co roku w rocznicę swojej śmierci ukazuje się takim, co mogą go widzieć. Drzewa też już dawno nie ma”.
Mój następny duch ukazał się w trzy lata później. Pewnego jesiennego wieczora szłam przez cmentarz koło katedry w Strangnas. To, czego się najbardziej boimy, często też najbardziej nas pociąga. Cmentarza bałam się wtedy śmiertelnie, ale nieustannie chodziłam tamtędy na skróty. Kiedy znalazłam się w cieniu potężnej katedry, coś zaszeleściło w liściach przy najbliższym grobie. Spojrzałam w tamtą stronę i zdążyłam zobaczyć cień osuwający się z wolna za nagrobny kamień. Aha, to pewnie koleżanki chcą mnie nastraszyć, pomyślałam i jak szalona uciekłam.
Ani żywej duszy dookoła. To był bardzo stary grobowiec, napis na tablicy został prawie zupełnie zatarty. Do domu wróciłam wyjątkowo szybko.
Potem też często widywałam różne dziwne rzeczy. Na przykład stary wóz dudniący na drodze. Słychać było stukot końskich kopyt, ale ani konia, ani woźnicy wóz nie miał. To widzenie zresztą miał też i mój brat pół roku wcześniej. On jednak nie odważył się o tym opowiedzieć, dopóki ja nie zwierzyłam się ze swego przeżycia.
Pewnego razu popełniłam prawdziwe głupstwo. W czasach mojej nierozumnej młodości usłyszałam gdzieś, że jeśli się weźmie kamień z grobu i włoży go pod poduszkę, to przyśni się człowiekowi ten, który spoczywa w grobie. Zwiedzaliśmy kiedyś cmentarzysko z epoki wikińskiej i mnie, idiotce, przyszedł do głowy pomysł, by zabrać jeden kamień. Snów żadnych, jak zwykle, nie miałam, ale za to w domu gościł prawdziwy wiking! Przez sześć dni z rzędu. A to ukazywał się jako cień na ścieżce prowadzącej do naszego domu, a to, niewidzialny, poklepał kogoś ż domowników po ramieniu. Rozlegały się ciężkie kroki na schodach, któreś drzwi otwierały się same. Ktoś chodził w sypialni na górze, chociaż nikogo tam nie było, słyszeliśmy oddech i pochrząkiwania. Byliśmy udręczeni, ktoś tropił nas na schodach, obserwował z ciemnych kątów.
W końcu Asbjorn znalazł ślady bosych stóp w naszej piwnicy, w błocie po jesiennych deszczach. Wtedy przypomnieliśmy sobie o kamieniu i wyrzuciliśmy go daleko do głębokiej wody fjordu. Od tej pory panował spokój.
Inne wydarzenie, w innym domu: Stukanie w okienną szybę na drugim piętrze. Psy go nie słyszały.
Było też coś jeszcze… Stara kobieta, która powracała ponieważ ukryła swoje pieniądze w niewiadomym miejscu. Zobaczyłam ją w oknie dawno opuszczonego domu w pewien zimowy dzień. W nocy spadł świeży śnieg, ale ona nie zostawiała śladów. Kiedyś w Sztokholmie szedł za mną na ulicy jakiś na szaro ubrany człowiek, który nieoczekiwanie rozpłynął się w powietrzu i zniknął. Inne upiory, które widywałam, były mniej wyraziste i niewiele miałabym o nich do opowiedzenia. Najbardziej wstrząsające było moje przeżycie na Barbadosie, kiedy poznałam jedną z największych nie rozwiązanych zagadek, znaną pod nazwą „Trumny z Barbados”. Wyjaśniłam to już przedtem, w tomie zatytułowanym „Droga w ciemnościach”.
Jeden z ostatnich duchów ukazał mi się na Hawajach. Pojęcia nie mam, kto to był i dlaczego się pojawił. Był przedostatni dzień naszych wakacji, szliśmy z mężem przez hotelowy westybul, odwróciłam głowę, żeby na ściennym zegarze zobaczyć, która godzina.
I wtedy ukazał się intensywny, czarny jak sadza cień tak blisko mnie, że mógłby mnie objąć, gdyby chciał. Na szczęście nie chciał. Był to barczysty mężczyzna, odrobinę tylko wyższy ode mnie, w płaskim kapeluszu z szerokim rondem. Wyglądał jak katolicki ksiądz. Zdumiona odwróciłam się od niego, ale kiedy w następnej sekundzie znowu spojrzałam za siebie, nie było nikogo. Nikogo i nic, a nikt nie zdążyłby odejść tak szybko po wyfroterowanej posadzce.
Coś mi się zdaje, że nasz samolot spadnie jutro do morza, przeszło mi przez myśl.
Ale nic takiego się nie stało i nigdy się nie dowiedziałam, co to widzenie mogło oznaczać.
A teraz inny obszar świata równoległego. Szczerze mówiąc nigdy nie wierzyłam w takie istoty, jak krasnoludki, panny wodne i inne huldry. Nie wierzyłam dopóty, dopóki sama nie zobaczyłam krasnoludka, zresztą nie tak dawno temu.
Działo się to w pewnym starym domostwie w Valdres. Byłam członkiem komitetu organizacyjnego wystawy. Kiedy mieliśmy wejść do prastarej izby, nie wiadomo dlaczego poszłam naprzód i pierwsza stanęłam w drzwiach. Wtedy zobaczyłam dziwną istotę, mniej więcej pół metra wzrostu, która zeskoczyła z pieca na skrzynię do drewna, a stamtąd na podłogę. Dla mnie widok był tak naturalny, że nie wspomniałam o nim innym członkom komitetu, właśnie wchodzącym do środka. Owa nieduża istota była niemal kwadratowa, krępej budowy, ubrana na szaro i podobna do cienia raczej niż do żywego stworzenia. Była rodzaju męskiego, nie mam co do tego wątpliwości, nie wzbudziła we mnie lęku ani niepokoju, wyczuwałam ciepło i życzliwość. Krasnoludek szybciutko przebiegł przez izbę i zniknął za jedną z pań.
Wtedy stwierdziłam, że nikt poza mną go nie spostrzegł, a gdy wspomniałam, że tu przed chwilą był, potraktowano to jako żart.
Czy człowiek się boi, kiedy widzi ducha lub upiora?
W każdym razie nie natychmiast. To się wydaje całkiem naturalne i na ogół się nad tym nie zastanawiamy. Ale gdy widzenia zaczynają się często powtarzać, stają się denerwujące. Znowu mi się to draństwo ukazuje, myśli sobie człowiek i zaczyna się trochę bać. Ale też jest to powód do dumy.
Teraz muszę opowiedzieć o moim pomocniku.
Wspominali o nich ludzie we wszystkich epokach. Nasi najdawniejsi przodkowie nazywali ich duchami opiekuńczymi. Zwyczaj, który nadal praktykujemy odprowadzanie naszych gości do drzwi – to nie tylko uprzejmość. Czynimy tak również dlatego, by dopilnować, czy duch opiekuńczy naszego gościa wychodzi wraz z nim. Później pojawił się Anioł Stróż, niektórzy mówią też o opatrzności, przewodniku, opiekunie, dobrej wróżce i tak dalej. Określeń jest wiele, ale nie ulega wątpliwości, że większość ludzi ma kogoś, kto im towarzyszy przez całe życie, kto strzeże od złego i pomaga. Mnie dana była radość widywania mojego pomocnika wielokrotnie.
Zaczęło się to już w dzieciństwie. Ten okres mojego życia nie należał do najlepszych, mając dziesięć i dwanaście lat zostałam trzy razy zgwałcona, co zostawiło w mej duszy głębokie i bolesne ślady. Dużo przebywałam sama, przestraszona, nie rozumiejąca, dlaczego mnie to spotyka. I właśnie podczas jednej z takich samotnych wędrówek po lesie po raz pierwszy spotkałam swego pomocnika i opiekuna. Nie pojmowałam jednak wtedy, kto to jest. Pod drzewem, do którego się zbliżałam, stał wysoki mężczyzna i patrzył na mnie z przyjaznym, pełnym wyrozumiałości uśmiechem. Wszystko jakby się uciszyło i we mnie też zagościł spokój. Widziałam jedynie te oczy, które dosłownie promieniowały dobrocią i miłością o niewiarygodnej sile. Mężczyzna miał długie, jasne loki i oczy intensywnie niebieskie. Ubrania nie pamiętam, ale nosił na sobie coś jasnego. Po chwili zniknął, rozpłynął się w powietrzu i została tylko ta promienna dobroć. W końcu to też ustało, ale ja czułam się bezgranicznie bezpieczna i szczęśliwa.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czy jesteśmy tutaj sami?» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.