Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czy jesteśmy tutaj sami?
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czy jesteśmy tutaj sami?: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czy jesteśmy tutaj sami?»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czy jesteśmy tutaj sami? — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czy jesteśmy tutaj sami?», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Nie należę do ludzi, którzy pamiętają wiele z tego, co im się w nocy śni. Niektórzy potrafią rano opowiedzieć z detalami wszystko, co im się śniło, co zresztą dla słuchaczy jest na ogół dosyć nudne. Jeśli, oczywiście, ktoś nie tłumaczy snów, a ja, niestety, tego nie potrafię.
Nie miewam też proroczych snów, ku swemu wielkiemu rozczarowaniu. Moja córka posiada taką zdolność, ale wcale nie uważa, że to zabawne. Czasami bywa praktyczne, jak na przykład wówczas, gdy wyśniło jej się, gdzie ojciec zostawił swoje klucze, których szukała cała rodzina. Leżały dokładnie tam, gdzie córka widziała je we śnie. Zdarza się jednak, że zdolność do proroczych snów odbiera człowiekowi radość życia, kiedy się na przykład śni, że ktoś umarł i ten człowiek naprawdę wkrótce umiera.
Takiej zdolności nie pragnę. Gdybym miała śnić prorocze sny, to niechby się to odnosiło do przyjemnych rzeczy. A jak nie, to niech zostanie jak jest.
A w ogóle, to, jak powiedziałam, rano nic nie pamiętam. Jest więc najzupełniej obojętne, co mi się śni i czy są to sny prorocze, czy też nie.
W ostatnich latach jednak, kiedy zaczęłam pisać o Ludziach Lodu, coś się zmieniło…
Stało się coś absolutnie niepojętego.
Rano miewałam często przeczucie obecności wielkiego, mrocznego i całkowicie dominującego nade mną cienia, ale nie byłabym w stanie niczego bliżej określić.
Od czasu do czasu zdarzało się też, że śniło mi się, iż coś jakby koło mnie przebiegało czy też pełzało w pobliżu. To coś mnie obserwowało, jakby popędzało, i czułam na sobie uważne oczy. Właśnie oczy! Czasami pojawiały się wyraźnie, w innych wspomnieniach widzę je przesłonięte mgłą. Oczy w mroku, wilcze oczy, rozjarzone, wyczekujące.
Zdarzało się też, że słyszałam nagle, najzupełniej dla mnie nieoczekiwanie, własny jęk bezradności, że nic z tego nie pojmuję, przepraszałam i prosiłam o wyrozumiałość.
Wciąż jednak nie zapamiętywałam niczego konkretnego, jedynie niejasne wrażenia.
Aż do dnia, gdy przeżyłam coś, co mnie zadziwiło…
Kiedy się jedzie ze Svinesund przy granicy norwesko-szwedzkiej na południe, w stronę Geteborga, mija się porośnięte lasami wysokie zbocza o historycznych nazwach.
Poprosiłam Asbjorna, by się zatrzymał w pobliżu miejsca o nazwie Huds Moar, i znaleźliśmy się na skraju sosnowego, majestatycznego boru. Usiadłam, żeby porozmyślać, Asbjorn tymczasem chciał pospacerować z psem.
Znałam bardzo dobrze podania o królu Rane i o Hud. Rane panował nad Ranrike, czyli królestwem nazwanym od jego imienia w czasach, kiedy lokalni władcy niewielkich państewek zwalczali się nawzajem, a każdy chciał zagarnąć jak najwięcej z posiadłości sąsiada. Tak było w całej Skandynawii w okresie wczesnego średniowiecza. Ranrike to stara nazwa okręgu Bohuslan, obejmującego obecnie tereny w południowo-zachodniej Szwecji, więc król Rane nie był z pewnością byle kim. Miał też podobno być znanym kobieciarzem i spotykał się często z królową Konungahaella, położonego niedaleko obecnego Kongalv, na północ od Geteborga, a owe spotkania odbywały się w miejscu, gdzie obecnie znajduje się zajazd Kung Rane (Król Rane).
To zaś nie podobało się królowej z Hud, Rane bowiem jakiś czas przedtem zabiegał o jej względy. Królowa wpadła w złość i podłożyła ogień pod jego siedzibę z następującymi słowy: „Od tej pory nie będziesz nosić miana Gród Ranego, zamieniam ci je na Czarny Gród”.
Kiedy król Rane wrócił do domu i zobaczył, jakie spotkało go nieszczęście, rzucił się w pogoń za winowajczynią, dopadł złą królową i ściął jej mieczem głowę. Cały orszak królowej także dał głowy.
Ach, mój Boże, kiedyś to bywały uczucia!
Do tej pory miejsce nazywa się Svarteborg (Czarny Gród), a na wzgórzu, gdzie kiedyś posadowiony był obronny gród, zbudowano kościół. W tych bowiem czasach kościoły lokowano w najpiękniejszych miejscach w okolicy. To samo odnosi się też do grodów, pogańskich świątyń, a później klasztorów. Więc może to dlatego tak często ludzie gadają, iż straszy po kościołach i plebaniach, że niemal zawsze wznoszono je na ruinach starych budowli. Różne ponure typy z czasów pogańskich mogą się nadal włóczyć po okolicy. Najczęściej bowiem w miejscach kultu znajdowały się też miejsca składania ofiar. A w nich musi się aż roić od niespokojnych duchów.
Kiedy tak starałam się wczuć w dzieje królowej z Hud, siedząc na miejscu, które niegdyś było jej własnością, nagle poczułam ciarki na plecach. Byłam pewna, że w lesie za mną ktoś stoi. Asbjorn i pies znajdowali się w dole pode mną, słyszałam ich głosy, a odkąd tu przyjechaliśmy, na drodze nie pojawił się żaden samochód. Poza tym dopiero co spoglądałam za siebie i nie zauważyłam tam nikogo. Żadne zwierzę też nie mogło podejść tak blisko, żebym go nie zobaczyła pośród dosyć rzadko rosnących smukłych północnych sosen.
Nie, ja przeczuwałam obecność czegoś innego.
Nie miałam odwagi się odwrócić. Po prostu – nie miałam odwagi!
Las trwał w ciszy. Nie słyszałam nawet moich towarzyszy podróży.
Siedziałam jak skamieniała. Chyba nawet nie byłam w stanie oddychać.
Czy stanęła za mną królowa Hud, czy też ktoś z jej orszaku? Koło kościoła w Tanumshede znajduje się jedenaście kamieni, które podobno wzniesiono na pamiątkę tych, których król Rane ściął tamtego dnia ponad tysiąc lat temu.
A może to król Rane osobiście przybył z zaświatów? Z okrwawionym mieczem w dłoni.
To dziwne, ale nie odczuwałam w tym nastroju niczego pradawnego. Ktoś przy mnie był, tak blisko, że czułam lodowaty chłód na plecach z wrażenia, ale to nikt z tamtych.
Wydawało mi się natomiast, że ów nieznajomy jest strasznie wysoki. I że to wszystko ma coś wspólnego z Ludźmi Lodu.
Tak, to o to chodziło! Nie miałam już więcej wątpliwości!
No, ale postać nie wydawała się bardzo rzeczywista.
– Hallo! – zawołał do mnie z dołu Asbjorn. Był tak blisko mnie, że aż podskoczyłam. Wspinali się obaj, zachwyceni, spoceni, pies z jęzorem zwisającym jak czerwony krawat, Asbjorn natomiast oddychający z ulgą, że nareszcie weszli na górę.
– Wciąż tu siedzisz?
Westchnęłam, wdzięczna, że wrócili. Dręczący nastrój rozwiał się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Bardzo ostrożnie spojrzałam do tyłu, żeby się przekonać, że nikogo tam nie ma.
A może po prostu straciłam już zdolność „widzenia”?
Ten epizod przytrafił mi się tuż po zakończeniu opowieści o Heikem. Jak już wspomniałam, Heikemu poświęciłam dziesięć tomów. Kiedy umarł, zabity trującym oddechem Tengela Złego, czułam się wewnętrznie wypalona. Ciężko było się pożegnać z Heikem i sądziłam, że na tym opowieść się zakończy. Bo jak miałam to kontynuować?
W domu po powrocie z Huds Moar poszłam wprost do mojej maszyny do pisania. Tytuł następnego, dwudziestego dziewiątego tomu „Sagi o Ludziach Lodu” pojawił się sam z siebie: „Miłość Lucyfera”.
Znowu byłam w odpowiednim nastroju. Podniecenie i twórcza inspiracja przychodziły z zewnątrz, a ja po prostu znajdowałam się w ich władaniu. I było to silniejsze, niż mogłabym kiedykolwiek przypuszczać.
Jeszcze raz musiałam się zastanawiać: Co się właściwie dzieje? Już nie panowałam nad swoim umysłem, pracował jakby niezależnie ode mnie.
Czułam się po prostu… Jak to nazwać? Ubezwłasnowolniona?
W listopadzie 1985 roku, gdy dawno już miałam za sobą historię Heikego, na pewnej wystawie malarstwa spotkałam mężczyznę, mniej więcej trzydziestopięcioletniego. Poczułam, że oblewa mnie zimny pot. Mój Boże, to przecież Heike, pomyślałam. Okazało się niedługo, że to kolega po fachu, także pisarz, a wspólni znajomi od dawna powtarzali nam, że absolutnie powinniśmy się poznać, jesteśmy bowiem pokrewnymi duszami. Tego dnia zaczęła się nasza wyjątkowa przyjaźń, jedna z tych pięknych przyjaźni ludzi z różnych pokoleń, całkowicie pozbawiona zabarwienia erotycznego i temu podobnych napięć. Mój pomocnik, o którym chciałabym w innym miejscu opowiedzieć nieco więcej, dał mi bardzo wiele. Zyskałam w nim przyjaciela, jakiego nigdy przedtem nie miałam.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czy jesteśmy tutaj sami?» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.