Wszyscy oprócz Sidsel zastygli w oczekiwaniu. Nic jednak się nie wydarzyło. Lensman rozluźnił się i wyciągnął z kieszeni fajkę, chcąc nabić ją tytoniem.
W tej samej chwili jakaś siła wyrwała mu ją z rąk i przerzuciła na drugi koniec pokoju. Fajka uderzyła o ścianę i rozprysnęła się na tysiąc kawałeczków.
Jednocześnie ciężkie lustro z konsoli uniosło się w powietrze i z hukiem runęło na podłogę.
– Benedikte! – zawołał Sander Brink. – To chyba poltergeist!
– Och, oczywiście! – odparła przekrzykując hałas. – Wyprowadź stąd dziewczynkę, szybko! Nie musimy już oglądać niczego więcej.
Zanim jednak dotarli do wyjścia, ujrzeli, że jeden ze stołów unosi się wysoko. Teraz już wszyscy wiedzieli, skąd wziął się odcisk łapy na ścianie.
Sidsel nie przestawała płakać. Benedikte poprosiła Olsena, by natychmiast zawiózł dziewczynkę do pobliskiego zajazdu i tam zostawił ją na noc. Sam mógł wracać zaraz, jak tylko załatwi sprawę noclegu.
Usłyszeli, że w salonie znów coś ze świstem przecina powietrze i roztrzaskuje się o ścianę.
– Poltergeist – powtórzył Sveg zamyślony. – Czytałem o tym, ale nie mam pojęcia, co to naprawdę jest. „Geist” znaczy „duch”, prawda?
– „Duch” albo „zjawa” – odparł Sander. – Ale poltergeist nie jest żadną zjawą, to fenomen, zjawisko fizyczne. Jakaś siła.
Ze zdumieniem obserwowali Benedikte. Zaskoczona dziewczyna przysłuchiwała się piekielnemu hałasowi dobiegającemu z brunatnego pokoju.
Wszyscy troje podeszli bliżej drzwi.
– Jakimż idiotą się okazałem – westchnął lensman. – Nie zauważyłem lwich łap na nodze stolika.
– W tym zatłoczonym pokoju trudno było cokolwiek dostrzec – odparła Benedikte roztargniona.
Okrągły stolik, który akurat stał przy drzwiach, wspierał się na jednej tylko nodze, zakończonej niezwykle wymyślnie rzeźbionymi łapami z pazurami. Zmierzyli wzrokiem odległość między nim a znakiem na ścianie.
– Niezły skok jak na lwa – powiedział Sveg. – Uważasz, że stolik naprawdę pofrunął aż tak wysoko?
Uchylił się przed jakąś figurynką, która jego właśnie obrała sobie za cel.
– Dla poltergeista to kaszka z mlekiem – oznajmił Sander. – Ale powiedz, Benedikte, co cię tak bardzo niepokoi?
Poprowadziła ich w nieco bezpieczniejszy kąt.
– Nie mogę tego pojąć. Jeśli występuje poltergeist, ma to na ogół związek z nadzwyczaj silnym napięciem. Niektórzy ludzie uwalniają olbrzymią energię, tkwiącą w pomieszczeniach takich jak to. Wówczas powstaje to, co nazywamy zjawiskiem poltergeista.
– Ach, tak! – Sander spoglądał na nią oczyma błyszczącymi zainteresowaniem. – Mała Sidsel?
– Tak. Tak właśnie sądziłam. Ale sami zobaczcie, nie ma jej już tutaj, a awantura trwa. Wierzcie mi, przez cały czas czułam, że tkwi tu jakaś obca siła. I nie chodzi mi wcale o poltergeista.
– Wiem – zapewnił Sander. – Jest tu coś, co jakby ci przeszkadza.
Spokojnie spojrzała mu w oczy.
– Właśnie. Wydaje mi się, że to ta siła wywołała poltergeista, nie sama Sidsel. Ach, mój Boże, poleciała cała półka z porcelaną!
– Nie przejmuj się! Jak możemy to powstrzymać?
– Ponieważ nie skończyło się to, kiedy Sidsel odeszła, musimy znaleźć źródło tej siły. Bez wątpienia znajduje się w środku.
– Lepiej będzie się zabezpieczyć – stwierdził lensman naciągając kurtkę na głowę. – Ale to zaczęło się dopiero wczoraj w nocy, prawda?
– Chyba tak, sądzę, że ciotki by nie pozwoliły, by ich skarby niszczono w taki sposób – odpowiedział Sander. – A to znaczy, że mimo wszystko cała ta awantura ma związek z dziewczynką. O, mała zapomniała zabrać płaszczyka, leży tam na krześle.
– Płaszczyk! – powtórzyła Benedikte z nagłym entuzjazmem. – Musimy go stamtąd wydostać. Auu!
Fotel pchnięty z wielką siłą zatrzymał się na jej nodze. Sander błyskawicznie rzucił się do przodu i chwycił płaszcz dziewczynki.
– Chodźcie, wyjdźmy na werandę – zaproponował.
Usłuchali go pospiesznie. Nagle zorientowali się, że za nimi panuje absolutna cisza.
– A więc to tak! – stwierdziła Benedikte. – To jednak ten płaszczyk.
– Ale zjawisko powtórzy się chyba w każdym miejscu, gdzie z nim pójdziemy?
– Nie sądzę. To właśnie w tym pokoju napięcia były tak silne. Dlaczego, nie wiem, to zresztą bez znaczenia – odparła. – Istotny jest płaszczyk, który uwolnił te napięcia.
Przeszli przez spróchniałą werandę i usadowili się na schodkach prowadzących do zapuszczonego ogrodu. Otoczył ich czarodziejski mrok letniej nocy; trudno było właściwie rozróżnić, co jest czym. Ale Sveg miał przy sobie świecę i w jej blasku zaczęli oglądać starannie płaszcz.
– Zwykły, mały dziecięcy płaszczyk – oznajmił Sander. – Niezłej jakości, chyba dość nowy…
Zaczął starannie przeszukiwać kieszenie, najpierw jedną, potem drugą. Nagle jego dłoń znieruchomiała, zaraz potem wyciągnął ją, coś trzymając.
– Zobaczcie! Co to jest?
– Jakaś duża moneta? – zdziwił się Sveg. – Nie, z boku ma dziurkę.
Benedikte wyciągnęła rękę, chcąc dotknąć znaleziska. Przerażona cofnęła ją z powrotem.
– Sparzyłam się – szepnęła.
Patrzyli na nią zdumieni. Sander przytrzymywał monetę w górze, a Sveg oświetlił ją latarką.
– Wygląda na medalion – stwierdził Sander. – Albo talizman. – Obrócił krążek w dłoniach. – Tu jest jakiś wzór… Co to może być?
Obaj, lensman i Sander, drgnęli przestraszeni.
– Czy ja już tego gdzieś nie widziałem? – w zadumie zapytał Sveg.
– Ależ oczywiście, to te same znaki, te same symbole, co na plecach tego zmarłego mężczyzny – odrzekł podniecony Sander.
– A to znaczy, że między znalezionymi zwłokami a strachami w tym przeklętym domu jest jakiś związek!
– Nie – zaprotestowała Benedikte. – To, że talizman znalazł się właśnie tutaj, to tylko przypadek. Pytanie, skąd Sidsel go ma.
– Masz rację – zgodził się Sander, a dziewczyna poczuła się jak w siódmym niebie, zachwycona tym, że on tak siedzi przy niej i słucha, co mówi, jakby ona naprawdę się liczyła. I nic nie znaczy to, że jest taka brzydka i niezgrabna.
– Musimy pomówić z Sidsel.
– Na pewno już śpi – orzekł lensman. – Trzeba poczekać do jutra rana.
– Tak, tak – pokiwała głową Benedikte. – Zwłaszcza że mam ochotę wyjaśnić jeszcze coś innego.
– Co takiego?
– Te kroki na piętrze. I…
Urwała. Nie mogła wyznać mężczyznom, co jeszcze Sidsel usłyszała w nocy.
– Masz rację – powiedział lensman wstając. – Jak myślisz, co jest tam na górze?
– Nie wiem. Wyczuwam tylko, że ten dom ma niezwykle złą atmosferę.
– Tyle to i ja mogę powiedzieć, nie będąc wcale ekspertem w tej dziedzinie. Ale jak masz zamiar tam się dostać? Pofruniesz?
– Nie, to wcale nie będzie potrzebne – wtrącił się Sander. – Przyjrzałem się domowi z zewnątrz, kiedy na dworze było jasno. Tuż przy kuchni jest jeszcze jedno na pozór niczemu nie służące okienko, a na piętrze, ukośnie w stosunku do pierwszego, następne. Podejrzewam, że są to drugie schody.
– Jeśli one są w takim samym stanie jak tamte, to nie mam zamiaru się po nich wspinać. Benedikte przypomniała sobie straszliwe schody i przeszedł ją dreszcz. – Nie, wy musicie zostać tutaj i przytrzymać ciotki w najgorszym razie nawet siłą. A gdyby mnie okazała się potrzebna wasza pomoc…
Читать дальше