– To najśmieszniejsze oskarżenie, jakie słyszałam. Czy to sprawka doktora Voldena? Powiedział tak, by ratować własną skórę.
– Oczywiście, wszystko jasne – zawtórował jej ojciec. – Nie mógł znieść, że nasza córka go odrzuciła.
– A kimże jest ta Marit z Głodu? – drwiącym tonem dopytywała się matka Lise – Merete.
Przyjaciółki zachowały milczenie. Rozpalona ciekawość bijąca z ich oczu niewiele miała wspólnego z przyjaźnią. Wyrażała tylko żądzę sensacji.
– Marit z Grodziska – poprawił policjant. – To pacjentka, którą doktor Volden zajmował się ze szczególną troską. Poza tym ona już się tak nie nazywa. Doktor poślubił ją dzisiaj rano, nosi więc nazwisko Volden. Dopóki jeszcze żyje, pozostały jej zaledwie godziny.
Na słowa o małżeństwie przez pokój przebiegło westchnienie. Kiedy przetrawiono już sensacyjną wiadomość, głos zabrał rajca:
– Na czym dokładnie opiera się oskarżenie? Chciałbym poznać dowody, jakie macie przeciwko mojej córce. Dla wszystkich bowiem jest chyba jasne, że to doktor Volden pragnie się na niej zemścić.
– Przykro mi, panie rajco, ale muszę stwierdzić, że jest odwrotnie. Przedstawię Fakty. Wczoraj przed południem doktor Volden zerwał zaręczyny z panną Lise – Merete Gustavsen. To on zerwał, rozmowa była podsłuchana przez przypadkowego przechodnia, mającego powiązania z policją.
– To nieprawda! – krzyknęła Lise – Merete. – To nieporozumienie, to ja zerwałam, to ja…
Zorientowała się, że wpada w histerię. Wszystkie przyjaciółki przysłuchiwały się relacji o tym, jak to ona została odrzucona, postarała się więc uspokoić, odetchnęła głęboko kilka razy i mówiła dalej:
– Jeśli chodzi o zarzut usiłowania morderstwa, to jest on tylko podstępną próbą zemsty ze strony mego narzeczonego, ponieważ doniosłam o jego kryminalnej działalności: Nielegalnym usuwaniu ciąży. Czy jeszcze tego nie zbadaliście?
– Oczywiście, zbadaliśmy. I nie znaleźliśmy na to ani jednego dowodu.
– O, tak, to da się ukryć.
– Na pewno nie w tak małym mieszkaniu jak jego.
– On zajmował się tym w szpitalu! Wieczorami.
– Dlaczego więc powiedziała nam pani, że to było u niego w domu? – spokojnie spytał policjant i odwrócił się do rajcy. – Jeśli wolno mi kontynuować Wyjaśnianie zarzutów, to pannę Gustavsen widziano wczoraj na terenie szpitala w porze wizyt. Mamy na to świadka.
– Nie ma w tym nic dziwnego – powiedziała Lise – Metete. – Odwiedziłam brata!
– Brat pani nie leży w pawilonie kobiecym.
Na piękną złotobrązową twarz wystąpiły czerwone plamy.
– Być może poszłam więc zobaczyć się z narzeczonym.
Policjant udawał, że nie słyszy jej słów.
– Panna Gustavsen przedostała się do pokoju Marit z Grodziska i otworzyła okno, choć na dworze hulał lodowaty północny wiatr. Ściągnęła z chorej kołdrę i położyła dzwonek na podłodze, tak by pacjentka nie mogła go dosięgnąć. I na to jest świadek.
– To absolutnie niemożliwe! – histerycznie krzyknęła Lise – Merete.
– Owszem – odparł policjant. – Johannes Martiniussen obserwował wszystko z zewnątrz, widział, jak pani wchodziła i wychodziła, widział też pani rękę, otwierającą okno. Tym samym naraziła pani chorą na śmiertelne zimno.
– Johannes – parsknął rajca. – Słuchacie takiego starucha? I czy pacjentka nie mogła zwyczajnie okryć się kołdrą?
– Nie, nie mogła. Była nieprzytomna.
– A jaki powód miałaby Lise – Merete, żeby pozbawiać życia całkiem obcą sobie osobę? – dopytywała się matka.
– Zemsta – odparł policjant. – zemsta i zazdrość, ponieważ doktor Volden szczególnie zajmował się tą chorą. Jak wiele do niej czuł, możemy lepiej zrozumieć, pamiętając o tym, że poślubił ją na łożu śmierci.
Drugi policjant delikatnie ujął Lise – Merete pod ramię.
– Najlepiej, jeśli pani pójdzie teraz z nami, panno Gustavsen.
– Nie dotykaj mnie! – wyrywając się krzyknęła Lise – Merete. – Nigdzie z wami nie pójdę!
– Drogo za to zapłacicie! – wrzasnął rajca.
Policjanci nie odpowiedzieli, tylko mocno uchwyciwszy Lise – Merete, wyprowadzili ją. Przyjaciółki stały jak sparaliżowane.
Z hallu dobiegały krzyki Lise – Merete:
– Nie chciałam jej zabić! Nie chciałam zabić, tylko trochę przestraszyć!
W szpitalu pogasły lampy. Światło paliło się tylko na korytarzach i w dyżurce pielęgniarek, a także w separatkach, gdzie leżeli pacjenci, których stan był krytyczny.
Świeciło się także u Marit. Christoffer przysiadał przy niej tak często, jak tylko mógł, ale teraz musiał już iść do domu, by trochę się przespać. Wymagała tego jego odpowiedzialna praca chirurga.
Dla Marit nic więcej już nie mogli zrobić. W rzadkich momentach, kiedy na krótko wracała jej przytomność, usiłowali podać jej trochę płynnego pożywienia, mleka ze śmietanką i żółtkiem. Na piersiach położyli jej okłady z olejków eterycznych, by umożliwić oddychanie, ale Christoffer, który ją osłuchiwał, zorientował się, że zapalenie płuc rozwija się szybko.
Tym razem Śmierć mogła być pewna swojego łupu. Wydawało się, że już stoi w najciemniejszym kącie pokoju i czeka zniecierpliwiona.
Christoffer położył się do łóżka wyzuty z myśli, ogarnięty pustką. Był już przygotowany na stratę pacjentki, której los tak głęboko zapadł mu w serce.
Lekarz powinien umieć oddzielić pracę od prywatnego życia. Nie wolno mu przesadnie angażować się w tragedii pacjentów, nie wolno mu „zabierać pracy do domu”.
Ale Marit z Grodziska gwałtownie wdarła się w jego świat. Gorąco pragnął, by przeżyła, pragnął zapewnić jej przyszłość, pomóc w znalezieniu pracy i mieszkania, i rzeczywiście miał zamiar wesprzeć ją finansowo, dokładnie tak, jak podejrzewała Lise – Merete.
Tragiczny los Marit wzruszył go do tego stopnia, że kiedy nie było już nadziei, że przeżyje, poślubił ją. W praktyce nic to dla niego nie oznaczało, i tak w kilka godzin po ślubie miał zostać wdowcem, ale wierzył, że dla niej było to bardzo ważne. Uczynił ją szczęśliwą. I wiedział, że będzie mu jej brakowało. Będzie tęsknił za tym bezbronnym, opuszczonym stworzeniem, które znalazł na pustkowiu wśród bagien, bez rodziny, bez jakiejkolwiek przyszłości. Tak bardzo się do niego przywiązała, zaufała mu. Christoffer stał się niemal jej bogiem i jasne było, że jest w nim zakochana.
On nie odwzajemniał jej uczuć. Bardzo, bardzo ją lubił, ot i wszystko.
Poza tym akurat w tym momencie jego życie przypominało jeden wielki chaos i nie mógł zaangażować się na poważnie.
Lise – Merete nie poświęcił już więcej ani jednej myśli. Skończył z nią, był tak wstrząśnięty jej postępkiem, że całkiem wymazał ją z pamięci. Nie miał innego wyjścia, jeśli chciał zająć się kolejnymi problemami, i w pracy, i w życiu prywatnym.
Oskarżenie o usuwanie ciąży! Jakież to prostackie! Musiał składać zeznania na policji, ale bardzo prędko zrozumiano, że jest niewinny. Ale i tak ta sprawa to jakby gwóźdź do trumny, kolejne obciążenie, które już do końca wyprowadziło go z równowagi.
Miał świadomość, że chociaż oczyszczono go z zarzutów, jego sława nie była już tak nieskazitelna. Plotka rozprzestrzenia się szybciej od wiatru i być może nie wszyscy powtarzając ją wspomną o jego niewinności. Na to pewnie liczyła Lise – Merete. I on, który tak się już zadomowił w Lillehammer, zaczął rozważać inne możliwości. Chirurgów wszędzie brakowało, z pewnością mógł więc znaleźć pracę w jakimkolwiek innym miejscu, ale zmiana pracy i zamieszkania jawiła mu się niczym niedostępna góra, na którą będzie musiał się wspinać. A na razie nie miał sił nawet o tym myśleć.
Читать дальше