– Pięknie, bardzo pięknie. Miała rudy płaszcz, obramowany futrem, na pewno prawdziwym, bo od razu było widać, że dobrze jej się powodzi. Zastanawiam się, czy to przypadkiem nie córka rajcy? Co prawda nie widziałem dziewczyny od ładnych paru lat, ale była do niej podobna.
Christoffer, usłyszawszy opis, poczuł, jak lodowacieją mu nerwy czy naczynia krwionośne, czy co tam może lodowacieć. Zauważył błysk zdumienia w oczach ordynatora i pielęgniarki.
– Jak długo ta dama przebywała w środku? – spytał ordynator sucho.
Pozostali pacjenci nadstawili uszu. Niewiele jednak mogli z tego pojąć, nikt z nich bowiem nie wiedział, o co chodzi.
– No, długo nie siedziała – odpowiedział Johannes, nie zauważając ich zdumienia. – Jeśli to miała być wizyta, to było to tylko dzień dobry i do widzenia.
Znów popatrzyli na siebie. Christoffer pobladł straszliwie, twarz w jednej chwili bardzo mu się postarzała, rysy wyostrzyły.
Rzekł z ogromnym wysiłkiem:
– Tu z okna widać tamten pawilon. Czy widziałeś, by w porze odwiedzin ktoś otwierał jakieś okna? Chodzi mi o tamto, najbliżej rogu?
Johannes wyjrzał i kiwnął głową.
– Trudno mi powiedzieć, czy ta było akurat w porze odwiedzin, ale pamiętam, że widziałem rękę, która je otwierała. Pomyślałem sobie, że ktoś ma chyba nie po kolei w głowie, by otwierać okno w taką wichurę! Ale doszedłem do wniosku, że w środku nie ma pacjentów, inaczej zamarzliby na śmierć!
– Ale w środku ktoś był – rzekł Christoffer powoli. Poczuł mdłości, tak był wzburzony i zdenerwowany.
Pielęgniarka umiała myśleć bystro, chciała wiedzieć jeszcze więcej:
– Widziałeś rękę, która otworzyła okno?
Johannes nie dał po sobie znać, że uważa pytania, jakie mu zadają, za dziwaczne.
– Tak, rękę. – W skupieniu zmarszczył brwi, starając się sobie przypomnieć szczegóły. – Zaraz, zaraz… Mmm… Jakby w czymś brązowym? A może czerwonym? Nie pamiętam, ale tak mi się wydaje.
Christoffer oparł się o ścianę, nie mógł już o własnych siłach utrzymać się na nogach.
Nikt nic nie powiedział. Zdumione myśli w szalonym tempie krążyły po głowach, nikt nie potrafił ich uporządkować.
– Zerwałeś z nią wczoraj, prawda? – spytał bardzo cicho ordynator.
– Tak.
– I ona wiedziała o twojej szczególnej trosce o Marit?
– Tak.
Starali się rozmawiać szeptem, by nie usłyszeli ich pacjenci.
Christoffer wreszcie zdołał się poruszyć.
– Idę do Marit, posiedzę przy niej. Zajmiesz się tym?
– Oczywiście – odparł ordynator.
Podziękowali Johannesowi i wyszli na korytarz. Ordynator powiedział:
– Tak, Christofferze, oczywiście, że się tym zajmę. To paskudne cieszyć się z cudzego nieszczęścia, ale teraz rajcy dostanie się za to, że nie przyznał szpitalowi dodatkowych funduszy!
Christoffer nie był w stanie radować się z triumfu. Czuł się wręcz fizycznie chory ze wstydu. Nie potrafił zapanować nad emocjami, nie potrafił także ich nazwać.
Wieczorem Lise – Merete postanowiła bardziej bezpośrednio uderzyć w Christoffera. Zaprosiła do domu najlepsze przyjaciółki, ojca i matkę powiadomiła już wcześniej o tym, że „zerwała z Christofferem”. Kiedy przyszli goście, opowiedziała im, nie ukrywając swej dezaprobaty, o tym, jak to Christoffer nadużywał zaufania szpitala i w wolnym czasie dokonywał aborcji, pobierając od zepsutych ladacznic sowite wynagrodzenie. Powiedziała, że wie nawet o mężatkach, które dopuściły się niewierności i musiały za wszelką cenę pozbyć się owocu grzechu.
Nie miała zamiaru brać udziału w podobnym bezeceństwie, jej nieskazitelna moralność nie ma litości dla kobiet, które nawiązują pozamałżeńskie stosunki z mężczyznami. Dała więc Christofferowi kosza. Uznała to za jedyne właściwe posunięcie. Owszem, zgłosiła całą sprawę na policję, przestępstwo nie ujdzie mu więc bezkarnie.
Rodzice, wstrząśnięci i urażeni, nie przestawali chwalić swej ukochanej córki za odwagę, jaką wykazała w obronie moralności, nie zważając na skandal i upokorzenia, na jakie może się narazić, zrywając zaręczyny i odwołując ślub. Przyjaciółki zżerała ciekawość, które to panie zmuszone były do zabiegu usunięcia ciąży, ale usta Lise – Merete zamknięte były, jak sama powiedziała, na siedem pieczęci. Plotkowanie to nie w jej stylu. Cała historia jest tak oburzająca i napawa takim wstrętem, że nie chce o niej więcej mówić. Rodzice nie posiadali się z radości, że mają taką wyjątkową córkę.
Przyjaciółki jednak nie dały za wygraną, chciały wiedzieć, jak Christoffer przyjął zerwanie. Lise – Merete stanowiła centrum zainteresowania gości zgromadzonych w salonie Gustavsenów, wszyscy słuchali z rosnącym napięciem. To dopiero historia, będzie co opowiadać na mieście!
Lise – Merete przekrzywiła głowę i uśmiechając się łagodnie powiedziała:
– Oczywiście bardzo to przeżył, biedny chłopiec, taki był do mnie przywiązany…
– Ale co powiedział na to, że doniosłaś na niego na policję? – dopytywała się jedna z dziewcząt.
Lise – Merete skarciła ją wzrokiem.
– Akurat w tamtej chwili nie bardzo go to obchodziło – odparła. – Ledwie słyszał, co mówię, bo na kolanach, dosłownie na kolanach błagał mnie, bym go nie opuszczała. Ale ja byłam konsekwentna. Nie ma mowy o tym, by w mojej rodzinie znalazł się przestępca, a już zwłaszcza dopuszczający się takich ohydnych czynów. Kobiety, które niemoralnie się prowadzą, muszą ponieść zasłużoną karę, nie może im to uchodzić na sucho!
Wszystkie przyjaciółki uroczyście pokiwały głowami.
Nagle do drzwi rozległo się pukanie.
– Któż to przychodzi o tej porze? – oburzyła się pani Gustavsen. – Czy nie ma tam pokojówki?
Pokojówka była na miejscu i zaraz wprowadziła dwóch jegomościów w policyjnych mundurach.
– Ależ moi panowie – poderwała się Lise – Merete. – Nie prosiłam, byście tu przychodzili. Doktora Voldena tutaj nie ma!
– Tego już za wiele! – gardłował rajca. – Są pewne granice! Czy nie możecie pojąć, że kompromitujecie nas w oczach sąsiadów? Proszę natychmiast opuścić mój dom, inaczej źle się to dla was skończy, już ja się o to zatroszczę.
Policjanci najwyraźniej czuli się zakłopotani. Pochrząkiwali, zaciskając dłonie.
– Wiemy, gdzie przebywa doktor Volden, i to wcale nie jego przychodzimy aresztować.
– Doprawdy? – zdziwiła się pani Gustavsen. – Czyżby ktoś ze służby…? Aresztować? To jakaś poważna sprawa! O jakie przestępstwo chodzi?
– To nie dotyczy nikogo ze służby. – Policjant nerwowo rozejrzał się dokoła. – Czy możemy porozmawiać na osobności?
– Cóż to znowu za głupstwa? My nie mamy nic do ukrycia – wykrzyknął rajca. – Nie chcecie chyba powiedzieć, że ktoś z naszych gości… To ci dopiero! Natychmiast mówcie, co macie do powiedzenia, i opuśćcie mój dom!
Obaj policjanci zwrócili się do gromadki młodych dziewcząt.
– Panno Lise – Merete Gustavsen, w imieniu prawa aresztujemy panią za usiłowanie morderstwa na pannie Marit z Grodziska. Oskarżenie może zostać zmienione na zarzut morderstwa, ponieważ ofiara najprawdopodobniej nie przeżyje.
Zapadła cisza tak gęsta, że można by ją kroić nożem. W drzwiach stanęła służąca i przysłuchiwała się z niedowierzaniem, rozdziawiwszy usta ze zdumienia. Pani Gustavsen odprawiła ją gestem dłoni.
Lise – Merete cała krew napłynęła do twarzy. Powieki jej drżały, jakby nie mogła patrzeć na policjantów. Wreszcie jednak zdobyła się na odpowiedź.
Читать дальше