Nie, nie, to coś chciało atakować nie tylko jego. Roiło się wszędzie, obłaziło jego spodnie i wciskało się do przytroczonych do paska torebek, w których znajdowały się buteleczki z jasną wodą.
Nataniel zerwał się na równe nogi i jak szalony strzepywał z siebie robactwo. Zresztą chyba nie należało tych małych potworków nazywać robakami, bo miały one po sześć nóg, chwytliwe pazury i ostre zęby.
Z czymś takim nie można walczyć ludzką bronią…
Stwory zrodziły się w wyobraźni Tengela Złego albo może przybyły tu z innego wymiaru, który tylko on znał. Tak czy inaczej trzeba je było przepędzić!
Pytanie tylko, jak.
Nataniel usłyszał za sobą skrzekliwy, pełen zadowolenia śmiech Tengela i wiedział, że nie wolno mu spuszczać z tego nędznika oczu. Przedtem jednak musiał się rozprawić z dręczącą go, pełzającą czeredą.
Zauważył, że jego czarna korona zaczyna się znowu pojawiać i świeci coraz wyraźniejszym blaskiem; posłużył się więc płomiennym światłem czarnych aniołów, tak jak to kiedyś w dzieciństwie czynił Marco, wzbudzając tym nieopisany zachwyt Ulvara.
Robaki zaczęły uciekać, ale Nataniel ich nie zabijał.
– Nie chcę wam zrobić nic złego, małe stworzenia – rzekł łagodnie. – Wracajcie do domu!
Rój się rozproszył. Nataniel wiedział, że stwory nie chcą tu już wracać.
Ale Tengel Zły nie tracił czasu, a na niego blask czarnej korony nie działał. Nataniel odwrócił się gwałtownie i w ostatniej chwili zdołał dostrzec, że zły przodek zamierza się posłużyć magią.
Dzięki kilku krótkim słowom Nataniel zdołał odzyskać nad nim kontrolę. Nie mógł pozwolić, by Tengel znowu wziął naczynie. Jeszcze nie teraz.
Tan-ghil się wściekał. Wypluwał z siebie jak najgorsze przekleństwa, bowiem jego stopy już prawie zdołały się oderwać od podłoża, a teraz znowu został unieruchomiony. A naczynie znajdowało się tak irytująco blisko, dokładnie tuż za zasięgiem jego ręki. Żeby nie wiem jak Tengel Zły się starał, to i tak jego pajęcze kończyny nie były w stanie się wydłużyć i pochwycić upragnionej amfory.
Próbował przyciągnąć do siebie naczynie siłą myśli. Nataniel okazał się jednak dostatecznie czujny i otoczył amforę niewidzialnym magicznym kręgiem. Tan-ghil starał się go przełamać, lecz bez skutku.
Stary drań nie był w najlepszym humorze…
Nataniel ponownie usiadł pod ścianą, posyłając Tengelowi ostrzeżenie, że nie będzie tolerował żadnych głupstw. Teraz chciał zastanowić się w spokoju.
Pomyślał, czy by nie zaproponować staremu kompromisu, że mianowicie pozwoli, by tamten spróbował oczyścić naczynie ze skamieniałej skorupy, ale nie zdecydował jeszcze, jak dokładnie miałby sformułować dalszą część propozycji, gdy przez jego mózg zaczęły przepływać jakieś dziwne obrazy i wspomnienia.
Heike…
Dlaczego właśnie teraz przypomniał mu się Heike?
Heike był w stanie wyczuwać wibracje, wibracje śmierci, obecnych w pobliżu ludzi i wiele innych. Ale akurat takie zdolności nie były teraz Natanielowi potrzebne.
Nie, to musi chodzić o coś innego.
Starał się przywołać w wyobraźni wizerunek tego wielkiego bohatera Ludzi Lodu…
W oczach Heikego mógł odczytać najdawniejszą historię rodu, może nawet aż do czasów Tengela Złego? Oczy Heikego zawierały tak wiele. Mistykę, czary, prahistorię… I jakieś pustkowia z czasów tak oszałamiająco odległych, że wszystko zdawało się być przesłonięte mgłą…
Rozmyślania Nataniela zostały przerwane przez atak złego Tan-ghila. Co prawda tylko słowny, ale i to wystarczyło, by mu przeszkodzić.
– Mogę cię unicestwić, zetrzeć w proch! – syknął potwór. – Mogę unicestwić wszystkie twoje możliwości, twoich pomocników…
– Cicho bądź! Nie mam teraz dla ciebie czasu! – warknął Nataniel niecierpliwie.
Tan-ghil aż otworzył gębę na taką bezczelność i tyle pewności siebie.
Ta zaczepka jednak była brzemienna w skutki. Cokolwiek myśli Heikego chciały przekazać Natanielowi, to już nie przekażą, wizja się rozwiała.
Nataniel miał wrażenie, że trujące opary przeżarły mu płuca, że w jego piersiach znajduje się teraz bolesna dziura.
Ellen, Ellen, pomyślał zdjęty rozpaczą. Nie jest takie pewne, że stąd wyjdę, że wrócę do świata. Żyj swoim życiem i ciesz się szczęściem, jakie uda ci się stworzyć, moja ukochana, ale nie zapomnij o mnie! Pozwól, bym żył dalej w twoich wspomnieniach jako smutne marzenie z czasów młodości! Bo teraz mam wrażenie, że wyszłaś z Wielkiej Otchłani. Jesteś na zewnątrz, twoje ciepłe, niespokojne myśli do mnie docierają. Ellen, moja droga, kochana…
W tym momencie szczerze zazdrościł Ianowi, który zdążył obdarzyć Tovę dzieckiem. Och, jak dobrze rozumiał teraz Iana i jego lęk, by nie umrzeć bezpotomnie! Gdyby on i Ellen mogli mieć dla siebie tylko jedną jedyną noc, choćby jedną godzinę, to on chciałby postąpić tak samo, jakkolwiek egoistycznie to brzmi. Wiedział też, że Ellen zgodziłaby się z nim. Ona też, podobnie jak Tova, chciałaby mieć żywe świadectwo swej utraconej miłości.
No cóż, w przypadku Iana wszystko skończyło się dobrze. Ian przeżył.
Co do swego losu Nataniel żywił wiele obaw. Znajdował się w pułapce i nadzieje, że mogłoby się to skończyć dobrze, były nikłe.
Tengel Zły po raz kolejny przypuścił atak i tym razem był to atak bardziej konkretny, nie ograniczał się jedynie do słów.
Nataniel czuł, że coś się wślizguje do jego myśli. Jakieś pochlebstwa i kuszące wizje, jakie to bogactwa mógłby otrzymać, gdyby zechciał przejść na stronę Tan-ghila. Miałby bardzo wysoką pozycję w świecie, mógłby nawet stać się prorokiem dla pozbawionych charakteru ludzi. Nataniel, przy swoich ogromnych zdolnościach i umiejętnościach, postawiłby cały świat w osłupienie, mógłby dokonywać cudów i w ogóle…
– Dziękuję, nie skorzystam – odparł. – Zaczynasz się powtarzać. To samo proponowałeś, kiedy spotkaliśmy się w Japonii. Nie zaimponowało mi to wówczas i nie imponuje obecnie.
– Jesteś po prostu głupi! – warknął Tengel swoim obrzydliwym głosem.
– Naprawdę? A jak myślisz, co się ze mną stanie, jeśli powiem „tak” na tę twoją propozycję nie do odrzucenia? Pierwszym człowiekiem, którego zetrzesz z powierzchni ziemi, będzie w takim wypadku Nataniel Gard. Nie wmawiaj mi nic innego!
Tengel prychnął, jego głos był teraz niski i wyjątkowo złowieszczy.
– Oberwiesz za swoją bezczelność! I to zaraz! Mam środki…
– Uspokój się nareszcie – rzekł Nataniel. – Być może mógłbym ci pomóc odzyskać naczynie, ale nie myśl, że zaraz stanę się twoim poplecznikiem.
Potwór gapił się na niego podejrzliwie.
Nataniel zdawał sobie sprawę z tego, że nie może przez całą wieczność trzymać w tej pozycji, unieruchomionego, przylepionego do podłoża. Kosztowało go to wiele siły, a powinien się skoncentrować. Jeśli się pogrąży w myślach, to Tengel może się wyswobodzić i wyrwać spod jego kontroli.
Powiedział więc bardzo surowym tonem:
– Jeśli będziesz w stanie milczeć przez chwilę, to potem może dostaniesz to naczynie. Daj mi tylko kilka minut, o nic więcej nie proszę!
Wzrok starca był niezwykle sceptyczny.
– A potem co?
– Co się tak dopytujesz? Zastanów się, masz możliwość zostania władcą świata. Ale jeśli teraz mnie zabijesz, to czary, którymi spętałem twoje nogi, nie ustąpią. Będziesz tu stał po wieczne czasy, nie mogąc dotknąć naczynia, które masz tak blisko. Jak Tantal.
Читать дальше