Nie, w tym nie można się doszukać żadnej słabości.
To już koniec wspomnień Tovy.
Teraz czas na własne doświadczenia Nataniela.
Jego myśli prześledziły przecież kiedyś całą wędrówkę Teinosuke po stepach Mandżurii.
Podobnie jak w przypadku wspomnień Tovy wybierał tylko najważniejsze, rzec można przełomowe fragmenty.
W jakiejś jurcie, daleko na stepach, trafił na wielką ceremonię. Miało zostać poczęte dziecko, dziecko przeznaczone wyłącznie dla zła. Rodzicami byli znający się na czarach Japończyk, Teinosuke, oraz szamanka o mongolskich rysach.
Nataniel nie obserwował samego aktu poczęcia, nie chciał tego widzieć. Pamiętał jednak uśmiechy rodziców tuż przed tym doniosłym wydarzeniem.
Czy mógł to być uśmiech miłości?
Nie był pewien. Ci dwoje rozumieli się nawzajem, mieli ten sam cel, być może nawet dobrze im było ze sobą. Ale miłość…? Nie. Tych dwoje ludzi radowało się jedynie z powodu swojego potwornego eksperymentu. Bawili się zamiarem stworzenia dziecka za pomocą wszelkiej czarnej magii, jaka tylko istniała na świecie, i w obecności złych duchów.
Nie. Między nimi nie było prawdziwej miłości. Żadnej czułości, żadnej słabości.
Nataniel przeniósł się teraz o kilka lat w przyszłość. Był świadkiem, jak Teinosuke kopnął swego syna, Tan-ghila, i jak wówczas ledwie dwuletni chłopiec zamordował własnego ojca, wbijając mu nóż w gardło.
Coś takiego trudno by było nazwać rodzinną sceną przesyconą miłością.
Matka krzyczała i płakała głośno, ale czy użalała się nad losem swojego męża? Nataniel nie umiałby na to pytanie odpowiedzieć.
Zatem Teinosuke nie był tym słabym ogniwem. W takim razie pozostawała jedynie matka, ale Nataniel wiedział tylko tyle, że Tan-ghil zamordował również ją, kiedy przestała mu być potrzebna.
Nataniel miał bardzo mało informacji. Za mało!
Musiał przejść do opowiadania Runego.
To właśnie w tym momencie ocknął się z odrętwienia i zauważył, że Tengel Zły znowu próbuje jakichś podstępnych chwytów.
Nędznik nie miał prawa nawet drgnąć, bo wtedy psy piekielne natychmiast by się na niego rzuciły. Ale mógł przecież sięgnąć po inne sposoby…
Ku swemu przerażeniu Nataniel spostrzegł, że ten drań jest na najlepszej drodze, by unicestwić bestie. Ich kontury już się mocno rozmazały, zwierzęta stały się przezroczyste, można było widzieć przez nie na wylot.
O Boże! Nataniel za nic na świecie nie chciał ich stracić. Znaczyły dla niego towarzystwo. I znaczyły bezpieczeństwo.
Sednem wszystkiego będzie tu próba sił w dziedzinie magii, to nie ulega wątpliwości.
A Nataniel czuł się tak strasznie zmęczony!
Kilkakrotnie głęboko wciągnął powietrze, by oczyścić umysł z wszelkich zbędnych myśli i móc skoncentrować się tylko nad tym jednym: Przeciwdziałać i unieszkodliwić czary Tan-ghila.
Tengel Zły to zauważył. Zauważył, że jakieś obce zaklęcia przenikają do jego mózgu. I chociaż starał się jak mógł, nie potrafił sprawić, by psy zniknęły z tego świata. Wprost przeciwnie, z każdą chwilą stawały się coraz wyraźniejsze. A Nataniel zdecydowanie nie zamierzał ustępować.
Próba sił trwała.
Lecz Tan-ghil też był silny. Raz po raz zdobywał przewagę, a wtedy kontury psów znowu się zamazywały. I trwało tak, dopóki Nataniel nie domyślił się, jaką drogą należy podążać.
Jeśli chodzi o magię i czary, Tengel Zły go przewyższał, w każdym razie w odniesieniu do czarnej magii. A niestety, właśnie w tej sferze Nataniel musiał zwyciężyć.
– On chce waszej krzywdy – przemawiał do psów w myśli. – Z wyglądu jesteście straszne, bestie z piekielnych otchłani, ale ja mimo to was lubię. Żywię dla was wiele ciepła i jestem waszym przyjacielem.
Jeszcze raz uzyskał dowód na to, jak wiele znaczy jego życzliwość i serdeczne uczucia. Tan-ghil miał bestiom do ofiarowania jedynie wrogość. Ale jego zimne zło nie było w stanie zwyciężyć w starciu z łagodnym usposobieniem Nataniela. I mimo że Tan-ghil wrzeszczał i wściekał się, że miotał wyzwiska i zaklęcia, zwierzęta stawały się coraz wyraźniejsze, były silne i pełne gniewu na tego podstępnego gada.
Tengel Zły tak się rozzłościł na Nataniela za swoją porażkę, że wymierzył mu kolejny błyskawiczny cios, który przypominał uderzenie pioruna. Cios był dotkliwy. Nataniel myślał, że zaraz umrze, z trudem wciągał powietrze i wił się z bólu, który rozsadzał mu piersi.
Wibracje śmierci dosłownie bębniły mu w uszach.
Jeszcze tylko chwilkę, prosił. Tylko jedną króciutką chwilkę!
Ale potężne ciosy musiały też wyczerpać Tan-ghila, ponieważ rzadko się z nich cieszył. I nie był w stanie uderzać raz za razem.
Z największym wysiłkiem Nataniel się wyprostował. Rune… Miałem właśnie prześledzić pewne etapy jego wędrówki z Teinosuke.
Japoński czarownik był właścicielem alrauny, czyli Runego. Nie był ani najlepszym, ani najbardziej pożądanym właścicielem, mimo to Rune ratował mu życie, bowiem nie miał wielkiej ochoty leżeć gdzieś na dzikim stepie z bielejącymi kośćmi Teinosuke. Raz po raz Rune musiał, wbrew swojej woli, towarzyszyć jakimś ponurym, przestępczym postępkom.
W końcu napotkali koczownicze plemię, które później przybrało nazwę Ludzie Lodu. Wtedy Teinosuke poznał pewną szamankę, z którą chciał spłodzić straszliwe dziecko. Tej nocy w specjalnym wywarze powinna była znaleźć się część alrauny, lecz Rune się ukrył i nie mogli go znaleźć. A zatem, z powodu braku magicznego korzenia, w charakterze dziecka zawsze miało czegoś brakować.
Te wszystkie sprawy są znane. Alrauny nie było też podczas magicznych ceremonii, jakie odprawiono po urodzeniu dziecka. To rozwścieczyło Teinosuke do tego stopnia, że sprzedał alraunę innemu człowiekowi z koczowniczego plemienia. U nowego właściciela było Runemu dużo lepiej.
Tan-ghil zamordował ojca, a matka drżała o swoje życie. Utraciła kontrolę nad tym dzieckiem, którego pragnęła. Sama przyczyniła się do tego, by było takie złe i tak wrogo usposobione do innych ludzi. Wszyscy się go bali. A kiedy syn był już na tyle duży, że nie potrzebował pomocy matki, zamordował również ją.
Później plemię musiało uciekać, ale to już inna historia.
W życiorysie matki też nie ma niczego, czym można by się posłużyć.
W niewielkim zagłębieniu terenu koło lodowca minuty mijały nieubłaganie. Tengel Zły otwarcie okazywał zniecierpliwienie, Nataniel wiedział, że czas nagli, ale wciąż nie miał rozwiązania. Mimo to wiedział, że wyjaśnienia zagadki trzeba szukać właśnie w tym okresie, w najpierwszych latach życia Tan-ghila.
Jakiś „głos” zabrzmiał w jego głowie. Rozpoznał upragnione skrzypienie Runego.
A zatem Marco nawiązał kontakt z Runem! No i Rune potrafi przesyłać myśli na odległość! Nataniel aż podskoczył z radości. Teraz rozwiązanie jest bliskie!
Czekało go jednak gorzkie rozczarowanie.
Owszem, Rune potwierdził, że odpowiedź kryje się w okresie dzieciństwa Tan-ghila, ale więcej informacji dostarczyć nie mógł. Nataniel powinien pamiętać, że Rune był w tamtych czasach zaledwie małym korzonkiem i nie wszystkie wydarzenia mógł obserwować.
– Ale jestem pewien, że wiesz, jaki brak w jego charakterze spowodowała twoja nieobecność w magicznym wywarze tamtej nocy – apelował Nataniel rozpaczliwie.
Rune długo kazał mu czekać na odpowiedź, a w końcu rzekł:
– Tak, wiem. Ale nie mogę ci tego powiedzieć. Gdybym tak zrobił, nie będziesz w stanie pokonać Tan-ghila, ta wiedza odbierze ci siłę do walki.
Читать дальше