Powinnam była wysłuchać rycerzy, pomóc im, a wtedy pomogłabym również sobie. Nigdy jednak nie sądziłam, że…
Powinnam była iść za radą dziada mego ojca, którą otrzymał od rycerza Bartolome. „Trzeba zacząć od równin Gaety, by móc podążać śladem i dotrzeć do celu”. Nie rozumiałam jednak, co to znaczy.
Consuelo, Rosito, tak za wami tęsknię! Za jedynymi przyjaciółkami, jakie kiedykolwiek miałam.
Taka jestem samotna. Nikt się o mnie nie troszczy.
Mój czas wkrótce minie. Ale nie, to są tylko stare okropne bajki!
Moje urodziny. Kończę dwadzieścia pięć lat.
Oni są tu, w korytarzach, słyszałam ich. Słyszałam, jak ich długie, kościste palce suną, obmacując ściany. Paznokcie długie niczym szpony skrobią o kamień.
Szukają mnie. Nikt nie usłyszy moich krzyków, nikt nie przybędzie mi na ratunek! Pomocy! Czy nie ma nikogo?
Współcześnie
Nikt nic nie powiedział, gdy czytanie dobiegło końca.
Zaczęli rozmawiać o lekturze dopiero następnego dnia. Przywieźli wtedy rodziców Unni, którzy oczywiście otrzymali swoją kopię tłumaczenia.
Postanowili natychmiast wyprawić się w krótką podróż, podjąć próbę odnalezienia Castillo de Ramiro. Innych miejsc nie warto było szukać.
Wydawało się ze wszech miar zrozumiałe, że Vesla i Antonio tym razem zostaną w domu. Nie zamierzali przecież na razie organizować wielkiej ekspedycji, na nią czas przyjdzie później.
Morten również postanowił oszczędzać siły. Chciał także najpierw nauczyć się choć trochę hiszpańskiego, a poza tym powinien pielęgnować swe uczucie do Moniki, bardzo jeszcze świeże i kruche.
Pedro musiał wracać do ministerstwa w Madrycie, a ponieważ on nie mógł towarzyszyć młodym, nie chciała jechać również Gudrun.
Pedro obiecał tylko, że nawet przebywając w stolicy, będzie utrzymywał z nimi stały kontakt na wypadek, gdyby czegoś pilnie potrzebowali.
Rodzice Unni natomiast skłonni byli opłacić całą podróż dla wszystkich chętnych pod warunkiem, że sami będą mogli wyjechać.
Hiszpański znali, a bardzo chcieli uczestniczyć w tej wyprawie z uwagi na córkę. Pragnęli dopilnować, żeby nie wdała się w żadne zbyt szalone przygody. Owszem, Jordi miał być wraz z nią, lecz on przecież sam przyciągał rozmaite makabryczne wprost historie.
Zamówiono więc cztery bilety do Bilbao w kraju Basków. Taka droga była najprostsza.
Mieli wyjeżdżać już następnego dnia rano. Wieczorem w dniu poprzedzającym wyjazd wszyscy dziewięcioro siedzieli razem i rozmawiali.
– Nie rozumiem tego, co Estella napisała pod sam koniec – powiedział Antonio. – „Zacznijcie od równin Ga – ety, by móc podążać śladem i dotrzeć do celu”. Do diaska, przecież Gaeta znajduje się we Włoszech!
– Rzeczywiście – odparła Gudrun. – Jesteście pewni, że dobrze to przetłumaczyliście?
– Las Vegas junto a Gaeta – powiedział Jordi. – Ale muszę przyznać, że pismo było dość zatarte akurat w tym miejscu.
Prawdopodobnie Estella płakała.
– Wcale mnie to nie dziwi – rzekła Vesla ze smutkiem. – Ale ten dziad ojca, o którym wspomina… Jeśli popatrzycie na drzewo genealogiczne, to jest tam don Cristobal de Navarra, tysiąc pięćset trzydzieści trzy – tysiąc pięćset pięćdziesiąt osiem. Ponoć rozmawiał z jakimś rycerzem o imieniu Bartolome. Tymczasem nikogo takiego w tym drzewie nie ma.
Pedro podniósł głowę.
– Jest za to w moim. Jak wiecie, nie interesowałem się historią moich przodków i nie zamierzam się nią zainteresować, bo wasza jest znacznie ciekawsza. Moja i tak nic nie wnosi. Ale jest w niej pewien Bartolome de Galicia, żył w szesnastym wieku, to się zgadza. Jego tytuł rycerski nie miał w owym czasie żadnego znaczenia, bo epoka rycerstwa już wówczas przeminęła, ale to doprawdy ciekawe stwierdzić, że potomkowie naszych pięciu rycerzy jeszcze przez jakiś czas trzymali się razem. Wszak dzielące ich odległości były w owych czasach bardzo znaczne!
Jordi delikatnie zamknął stary pamiętnik Estelli.
– Prawdę powiedziawszy, niewiele uzyskaliśmy z tych zapisków, lecz Unni i ja uznaliśmy, że wszyscy powinni go przeczytać.
– Oczywiście – zgodził się Pedro. – No i znaleźliśmy w nim kilka wskazówek. Czy mogę przyjrzeć się oryginałowi? Może uda mi się znaleźć coś więcej na temat Gaety, która wydaje się tu zupełnie nie na miejscu.
– Oczywiście, bardzo proszę!
Pożegnali się wcześnie. Część z nich nazajutrz czekała długa podróż.
Pedro w końcu zmienił decyzję. Stwierdził, że musi dowiedzieć się czegoś więcej na temat Castillo de Ramiro, i poprosił Gudrun, by również z nimi pojechała. W domu zostawała więc tylko trójka: rekonwalescent Antonio, ciężarna Vesla i zakochany Morten. Oni obiecali sobie jednak, że później odbiją sobie za wszystko.
Pozostali cieszyli się bardzo, że Pedro i Gudrun będą im mimo wszystko towarzyszyć. Dzięki ich obecności całe przedsięwzięcie nabierało w pewnym sensie większej wagi.
W Bilbao Atle Karlsrud wynajął duży, wygodny samochód i ruszyli na wschód, przez San Sebastian i dalej, kierując się w stronę Roncesvalles.
Zdaniem Jordiego, cudownie było nie musieć myśleć o tym, na jak długo starczy im pieniędzy. Tego rodzaju przyziemne troski bardzo często podkopują nawet najszlachetniejsze zamiary.
Zarówno rycerzy, jak i mnichów ogarnęło wzburzenie.
„Medyk z nimi nie jedzie” – stwierdził don Garcia z zatroskaniem.
„Wyprawiają się też w niewłaściwym kierunku” – dodał don Galindo.
„Wydaje mi się, że nie – uznał don Federico. – Nie wiem, czego szukają, lecz i tak pojedziemy za nimi!”
Mnisi, wyprowadzeni z równowagi, krążyli w powietrzu.
„Rozdzielają się. Nienawidzę, kiedy tak robią. Jedni tu, drudzy tam, zupełnie nie wiadomo, czym się zajmują!”
„Wobec tego i my musimy się rozdzielić. Jedni będą tu, drudzy w tym wstrętnym, zimnym kraju na północy”.
„Jest nas za mało. Ta bezbożna dziewczyna wyrządziła wiele szkód swymi strasznymi znakami”.
„Strzeżmy się jej! Trzeba ją zabić!”
„Zabić wszystkich!”
Krzyczeli tak już od wielu miesięcy. Bez większych rezultatów.
Przez całe dwa dni poszukiwali Castillo de Ramiro, a przynajmniej jego szczątków. Odwiedzili Roncesvalles i obejrzeli groby Sancha Mocnego z Nawarry i margrabiego Rolanda, dzielnego wodza Karola Wielkiego (który tak naprawdę został napadnięty i zabity przez grupę baskijskich rozbójników, o czym później napisano wielki epos, czyniąc z Rolanda bohatera nad bohatery, który pokonał całą mauretańską armię w roku 778. Oczywiście tak nie było, lecz miło jest mieć sagi o bohaterach).
Inger Karlsrud, która nigdy wcześniej nie widziała tych łagodnych górskich krajobrazów, nie posiadała się ze szczęścia, że może je teraz zobaczyć. Również inni nie kryli zauroczenia Pirenejami Nawarry, przyjemnie pofałdowanymi, bardziej miękkimi niż wschodnie rejony górskiego masywu.
Oglądali cudownie piękne doliny, kościoły wznoszące się na tle pionowych skalnych ścian, bydło pasące się na zielonych łąkach, wodospady opadające dziko wśród liściastych zielonych lasów.
Nie była to jednak zwykła turystyczna podróż.
Przeczesywali okolice, mierząc odległości, zastanawiając się, jaką drogę konny powóz może pokonać w ciągu jednego popołudnia.
Rozpytywali się w pięknych, małych wioskach.
Zamek? Twierdza? Ruiny? Nie, nie tutaj.
Читать дальше