Zapomniałam o gniewie i zamyśliłam się.
Co takiego powiedział rycerz? Że jestem niemal ostatnia z rodu?
„On żyje – oświadczyłam. – Żyje. Lecz nie miewa się dobrze. Albo tkwi gdzieś w jakimś więzieniu, albo też jest ciężko chory. Ty jednak mówiłeś, że się spotkaliście. Kiedy?”
„Podczas mojej podróży w interesach do Hiszpanii. Wtedy, gdy w powrotnej drodze do domu usłyszałem o tobie od El Punala i postanowiłem cię obejrzeć. Don Sevastina spotkałem kilka tygodni wcześniej, spędziliśmy cały wieczór na rozmowie”.
„Co mówił? Tęsknił za mną?”
„Wspomniał o tobie, pani, tylko raz, w związku z jakimś przekleństwem ciążącym na waszym rodzie. Sporo wówczas wypił i wpadł w zły humor. Musiałem więc być bardzo ostrożny. Wieczorem natomiast rozwiązał mu się język i zaczął opowiadać o swym bracie, który nazywał się… No właśnie, jak?”
„Jorge. Był nowicjuszem w klasztorze, kiedy zmarł”.
„Tak, zgadza się. I ten Jorge miał podobno jakąś tajemnicę, której don Sevastino nie potrafił odkryć”.
„Wiem o tym, ja również słyszałam o tej tajemnicy, lecz nie mam pojęcia, co by to mogło być”.
„Wspominał coś o spadku…”
Mogłam mu w tym miejscu powiedzieć, że cały ten spadek składał się wyłącznie z jednej mnisiej opończy, lecz baron zaczął nagle straszliwie kaszleć i musieliśmy przerwać rozmowę. Wciąż czuje się bardzo źle, akurat teraz jest u niego medyk.
Lierbakkene, współcześnie
– Ten rozdział urywa się tak nagle – zamyśliła się Vesla. – Lecz dowiedzieliśmy się sporo nowych rzeczy.
– Owszem, to było dość interesujące – przyznał Antonio. – Wcale mnie nie dziwi, że Estella dostała zwój pergaminu w swoje dwudzieste pierwsze urodziny. Ale z nieprawdopodobną wręcz obojętnością potraktowała zarówno pergamin, jak i rycerzy. Trochę tak, jakby nie chciała dostrzec niebezpieczeństwa.
– Niektórzy ludzie już tacy są – stwierdziła Gudrun. – Starają się unikać wszelkich nieprzyjemności, unoszą się jakby na powierzchni życia.
– A co się z nimi dzieje, gdy sytuacja staje się poważna? – dopytywała się Vesla.
– Tracą zdolność głębokiego odczuwania, zdolność współczucia, na którego miejsce pojawia się ssąca pustka. Albo obojętność.
– Estella nigdy nie posiadała zdolności współodczuwania – mruknął Morten.
– To prawda, widać, że tego jej brakuje – zgodził się Pedro z goryczą. – Ale najważniejsze jest to, czego dowiadujemy się tu o don Sevastinie.
– No tak – powiedziała Vesla. – Teraz już wiemy, że on nigdy nie odkrył tajemnicy spadku po Jorge. A to znaczy, że musimy jechać tam i go szukać.
– Zaczekajcie chwilę – ostrzegł Antonio. – Przecież o Sevastinie nic tak naprawdę nie wiemy. Nie wiemy, czy przypadkiem nie znalazł czegoś później. A poza wszystkim ty na pewno nigdzie nie pojedziesz.
– Owszem, jeśli wyjedziemy teraz, to mogę.
– Teraz za to ja nie mogę. I zbyt daleko się nie posunęliśmy.
– Na razie o tym nie rozmawiajmy – poprosił Jordi. – Uporajmy się przynajmniej z tymi eskapadami Estelli. Dopiero potem będziemy mogli przystąpić do dalszych działań.
Gudrun zastanawiało coś innego.
– Nie mogę pojąć, dlaczego ona nigdy nie zadała sobie pytania, z jakiego powodu baron stał się tym, kim był? Dlaczego wiódł tak dziwaczne życie i miał taki wypaczony pogląd na kobiety?
– Chyba w owym czasie nie wynaleziono jeszcze psychologii seksualnej – uśmiechnął się Antonio.
– W ogóle trudno mówić o jakiejkolwiek psychologii w tamtych czasach. Współczesny seksuolog niejednego by się pewnie dopatrzył. No, ale zabierajcie papiery. Idziemy czytać dalej!
Szczęśliwie zostało już niewiele rozdziałów!
Wszyscy mężczyźni, których spotykam, pragną mnie chronić. Nie mam pojęcia, przed czym.
M. W.
Donostia/San Sebastian, sierpień, A. D. 1633
Ach, takie długie skoki w tych moich zapiskach!
Baron zmarł jakiś czas później, a ja nie miałam już więcej okazji z nim porozmawiać.
Sytuacja bardzo się zmieniła od chwili, gdy oświadczyłam, że pragnę tam zamieszkać.
Teraz już tego nie chciałam. Pragnęłam zobaczyć się z ojcem.
Jeśli znalazł się w kłopotach, to musiałam coś dla niego zrobić, gdyż tylko on mógł pomóc mi odzyskać rodzinny dom, Castillo de Ramiro.
Ciekawa jestem, kim był ten Ramiro. Jakiś rycerz, który popełnił mnóstwo głupstw, za które ród musi teraz płacić.
Czy możliwe, że właśnie on odwiedził mnie wtedy na patio?
Tak, tak właśnie być musiało. Że też wcześniej o tym nie pomyślałam! Mogłam go przecież poprosić, żeby oczyścił mój zamek z tych na wpół opętanych bab, żebym znów mogła tam zamieszkać. Zamek wszak nosi jego imię, tak więc byłoby to również w jego interesie.
Podziału spadku dokonał szybko i sprawnie jeden z przyjaciół barona. Poinformowałam go, że pragnę wyjechać, i poprosiłam o to, aby czterej wierni służący mego męża mogli zamieszkać w tym domu, dopóki nie podejmę decyzji, czy będę chciała tu wrócić, czy też raczej przejąć zamek mego ojca w Nawarrze, a wtedy zdecyduję ewentualnie, co zrobić z tym domem.
Chciałam zatrzymać go w zanadrzu, na wypadek gdyby starego haremu ojca nie udało się tak łatwo usunąć.
Moja propozycja została zaakceptowana, słudzy ciepło mi dziękowali. Nie bardzo rozumiem dlaczego, przecież po prostu chciałam, żeby ktoś przypilnował domu.
Baron wcześniej prosił, abym zajęła się jego „pracownicami”, mieszkającymi w mieście, i zatroszczyła się o ich przyszły los.
Postanowiłam jednak, że tego nie zrobię. Jeśli zarabiały tyle co ja, to były teraz bogate i same mogły się sobą zająć. Coś jednak mi podpowiadało, że to mnie przypadali najbogatsi i najlepsi goście. W każdym razie nie miałam ochoty poznawać tych anonimowych kobiet, mogły wszak się tu zjawić i oskarżyć mnie Bóg wie o co albo jeszcze zażądać, żebym podzieliła się z nimi wszelkimi dobrami.
Doprawdy, to by było już za wiele!
Przyjaciel barona doradził mi wyruszyć do Hiszpanii drogą morską. Za kilka dni miał wypłynąć statek do San Sebastian, położonego w kraju Basków, a on znał miejsce, gdzie mogłabym się zatrzymać, dopóki nie nadarzy się okazja bezpiecznej podróży do mego domu w Nawarrze. Człowiek ten znał również kapitana, który obiecał, że zapewni mi ochronę podczas podróży.
Byłam mu za to wdzięczna, zamierzałam wszak zabrać ze sobą wcale niemały majątek, a moje suknie i inne wyposażenie składały się na bagaż liczący kilka wielkich kufrów.
Wykonawca testamentu sam chętnie towarzyszyłby mi w tej drodze, by mnie chronić, lecz nie pozwalały mu na to obowiązki.
Jeden z dawnych służących również zaofiarował się, że będzie mnie eskortował, ponieważ jednak z powrotem do Bayonne jeszcze długo miał nie odpłynąć żaden statek, a ja sama byłam w stanie się sobą zająć, uprzejmie odmówiłam.
Podróż morska była naprawdę cudowna. Jakież to poczucie wolności, gdy twarz owiewają wiatry hulające po Zatoce Biskajskiej i można rozmawiać z innymi pasażerami. Przez długi czas wszak cierpiałam na brak męskiego towarzystwa, teraz więc, gdy siedziałam przy stoliku kapitana, lekko ocierałam się o poduszkę krzesła, zajęta rozmową z przystojnym majorem – w Europie toczyła się wielka wojna, a on został ranny i wracał do domu – oraz z pewnym młodym chłopcem, który z pewnością nigdy nie spoczął między udami kobiety, sądząc po tym, jak się czerwienił i jak spuszczał wzrok. No i oczywiście był jeszcze kapitan, surowy wilk morski o ogorzałej cerze, pełen godności, która ogromnie mnie pociągała.
Читать дальше