Szemrze woda pod szynami. Czysty strumyk, w którym kiedyś się kąpałam nie z własnej woli.
Ciężkie drzwi. Ciemny korytarz. Idę, wsłuchując się w odgłos swoich kroków. Wchodzę po schodkach. Słyszę uspokajające dudnienie i czuję miarową wibrację ścian.
Zakład pracuje jak dawniej. W centralce migają ekrany. Trwa przeładunek energii. Czyjej?
W ciemnym tunelu stoi pusty wagon kolejki linowej. Żelazna lina zwisa luźno – kolejka już nie pracuje. Nikt nie może wyjaśnić, co stało się z Zakładem i w co się przeistoczył.
Nikt, oprócz jednego człowieka.
Wychodzę z centralki. Długo błądzę korytarzami, aż wreszcie skręcam w ten jedyny tunel, który wiedzie ku membranie.
Tam, gdzie kiedyś był rozkładacz, teraz jest szara plama, jakby kupka popiołu. W samym środku leży kawał granitu – kęs kamienia, który niegdyś był lawą. Kilka tygodni temu, kiedy kamień leżał jeszcze na stoku wzgórza, ugodziła weń błyskawica. I rozbiła go na dwie części.
Przysiadam obok.
– Co ty mówiłeś o sercu?
Milczenie. Dotyk granitu chłodzi policzek.
„Serce – to generator dzikiej energii. Najbardziej dzikiej na świecie… wiesz, jak to jest – być Sercem Zakładu?"
– Teraz wiem – odpowiadam szeptem.
„Dzięki ci, Łanio"
– I tobie dzięki. Wybacz
W moim sercu jest tyle energii, że wystarczy dla wszystkich. Codziennie o północy rozlewam się po przewodach, cząsteczkami przybywam do każdego domu, żeby ogrzewać i dodawać ducha. Żeby dać wolę życia – choćby na jedną dobę.
Tam, w Mieście, żyją sintety. Dobrze im się żyje – bez strachu i kar. Wierzą w dzień jutrzejszy. Zapomniawszy o własnym rytmie całkowicie jednoczą się ze swoimi gniazdkami. Niekiedy mi się wydaje, że energia w sieci jest ich własną energią.
Codziennie o północy jestem szczęśliwa. Przecież Zakład się przerodził, kolejka linowa zatrzymała się na zawsze i teraz mojej miłości do życia wystarczy dla wszystkich. Im więcej oddaję, tym silniejsza się staję – i tym radośniej mi na duszy.
Pracuję jako Serce Zakładu.
Ale wiem, że główna bitwa jeszcze przede mną.
OD MARINY I SIERGIEJA
Rusłana to zdumiewająco utalentowany człowiek. Nie jest przypadkiem, że stała się pierwowzorem bohaterki naszej powieści. Cieszy nas to, że staliśmy się przyjaciółmi, cieszy nas to, że po raz pierwszy w życiu żyjemy muzyką, pieśniami i przyszłą rytm-operą. Nasza dziesięcioletnia córeczka Staska przepada za Rusłaną i teraz pragnie do końca życia zajmować się muzyką.
OD RUSŁANY
Rytm powieści „ŁANIA" wszedł w rezonans z moim własnym rytmem. To moja filozofia i mój styl życia. W książce autorzy zawarli to, czym żyję ja sama i wielu ludzi z mojego pokolenia.
Utwór Mariny i Siergieja – to powieść-rytm. Autorzy jakby odgadli to, do czego od dawna się przygotowywałam. Ta książka, to nie tyle historia przyszłości, co filozofia teraźniejszości. To tylko domysł, przeczucie. Zawsze istnieje rozwidlenie, rozdroże. Droga zależy od naszych własnych wyborów.
Badając przeszłość i myśląc o przyszłości, przesączając książkę przez siebie, wyobrażam sobie niekiedy, że jestem Łanią, bohaterką tej powieści. I teraz chciałabym zwrócić się do czytelnika w swoim i jej imieniu. Niełatwa to sprawa, ale spróbuję.
OD ŁANI
Przyzwyczailiśmy się do myślenia, że energetyczny kryzys nastąpi wtedy, gdy zabraknie ropy naftowej i gazu, gdy w kopalniach wyczerpie się węgiel i kiedy skończą się surowcowe zasoby planety. Mówimy „kryzys energetyczny", kiedy jest ciemno i zimno.
Ale jeżeli człowiekowi zabraknie chęci do życia, jeżeli straci kompletnie siłę ducha, a zostanie mu tylko nuda i niechęć do jakichkolwiek działań, jeżeli je tylko syntetyczną żywność i słucha tylko syntetycznej muzyki, jeżeli żywione przez niego uczucia też zalatują syntetyką – to kim się stał i jaką ma przyszłość?
Jeżeli człowiek jest tak słaby, że mu zimno i ciemno nawet w słoneczny dzień, jeżeli nie kocha nikogo, oprócz siebie samego, a i ta miłość jest nietrwała jak marcowy śnieg – czy nie jest to najgorszy, najbardziej straszny ze wszystkich energetycznych kryzysów?
I może nastanie kiedyś dzień, w którym obezwładnieni chandrą i pozbawieni celu w życiu ludzie będą dostawać energię przewodami – jak przesyłki pocztowe?
I może ostaną się ci, którzy zachowają i będą sobie przekazywać wolę i chęć życia – Dziką Energię? Energię wiatru, słońca, gór – i prawdziwej miłości. Tak, na pewno przeżyją. I będą nazywani Dzikimi.
Dzika energia – to energia tworzenia i kreatywności. Nie znosi sztucznych stymulatorów, narkotyków, czy rozmaitych „szałów mody". Nie jest dla słabych. Ale jeżeli w twojej duszy jest choćby odrobina Dzikiej Energii – możesz zostać Dzikim.
Im więcej oddasz swojej siły innym, tym silniejszym się staniesz, bo generatorem Dzikiej Energii jest twoje serce. A ono nigdy się nie zatrzyma.
Nastanie dzień wielkiej bitwy o ten generator. Już nastał.
Staję do walki.
Stań i ty.
Twoja Łania.
Marina Diaczenko, Siergiej Diaczenko
***