– Och, mam na ten temat odmienne zdanie.
Odwróciłam się i ujrzałam stojącą za moimi plecami wampirzycę. Nie usłyszałam odgłosu otwieranych drzwi.
Uśmiechnęła się do mnie, nie pokazując kłów. To sztuczka, którą znają tylko starsze wampiry. Była wysoka, szczupła, ciemnoskóra, o długich, hebanowych, sięgających do pasa włosach. Nosiła karmazynowe szorty z lycry, tak obcisłe, że nietrudno było zgadnąć, iż nic pod nimi nie miała. Do tego czerwony jedwabny top na ramiączkach, zwiewny i luźny jak mgiełka. Wyglądał jak góra od erotycznej piżamki. Stroju dopełniały czerwone sandałki na obcasie, złoty łańcuszek z diamentem oraz dobrana do niego bransoletka. Wyglądała egzotycznie. Tak, to odpowiednie określenie. Podpłynęła do mnie, uśmiechając się.
– Czy to groźba? – zapytałam.
Przystanęła przede mną.
– Jeszcze nie. – W jej głosie pobrzmiewał lekki obcy akcent. Coś mroczniejszego w tych syczących dźwiękach.
– Wystarczy – rzekł Jean-Claude. Ciemnoskóra kobieta odwróciła się, gęste czarne włosy zafalowały miękko.
– Nie sądzę.
– Yasmeen. – W tym jednym słowie zawarła się niewypowiedziana groźba.
Yasmeen zaśmiała się. To był dźwięk oschły jak brzęk tłuczonego szkła. Stanęła przede mną, zasłaniając sobą Jean-Claude’a. Wyciągnęła do mnie rękę, ale ja cofnęłam się, stając poza jej zasięgiem. Uśmiechnęła się na tyle szeroko, aby pokazać kły i znów sięgnęła w moją stronę. Odsunęłam się, a ona nagle rzuciła się na mnie, szybciej niż byłam w stanie zareagować. Nie zdążyłam nawet mrugnąć ani nabrać powietrza. Schwyciła mnie ręką za włosy i pociągnęła mi głowę do tyłu. Koniuszkami palców pogładziła mnie po czaszce. Drugą ręką złapała mnie pod brodę, a jej silne palce wpiły się skórę jak stalowe szczęki imadła. Unieruchomiła mi głowę, byłam w pułapce. Mogłam co najwyżej wyjąć pistolet i strzelić do niej. Innych możliwości nie było. A zważywszy na to, jak była szybka, mogło się okazać, że zanim wyciągnę pistolet, zabije mnie.
– Rozumiem już, dlaczego tak ją lubisz. Jest taka śliczna i delikatna. – Odwróciła się nieznacznie w stronę Jean-Claude’a, stając niemal tyłem do mnie, ale w dalszym ciągu trzymała mnie za głowę. – Nigdy nie sądziłam, że weźmiesz sobie śmiertelniczkę. – To zabrzmiało tak, jakby mówiła o szczeniaku z ulicy.
Yasmeen odwróciła się do mnie plecami. Wcisnęłam w jej pierś lufę dziewiątki. Niezależnie od tego, jak była szybka, jeśli tylko zechcę, zrobię jej krzywdę. Czułam, że mam do czynienia ze starą wampirzycą. To po części wrodzony dar, po części zaś efekt ćwiczeń. Yasmeen była stara, starsza niż Jean-Claude. Mogłam się założyć, że miała ponad pięćset lat. Gdyby była młodą nieumarłą, wystrzelona z przyłożenia kula rozszarpałaby jej serce, zabijając na miejscu. Ale w przypadku mistrzyni wampirów żyjącej już ponad pół tysiąclecia jeden strzał mógł nie wystarczyć. Chociaż kto wie.
Coś przemknęło przez jej oblicze. Wyraz zaskoczenia, a może także trwogi. Znieruchomiała. Jakby zamieniła się w słup soli. Nie byłam w stanie stwierdzić, czy oddycha.
Mój głos wydawał się zduszony z uwagi na to, że Yasmeen wciąż odchylała mi głowę. Starałam się jednak mówić wyraźnie:
– Zabierz ręce z mojej głowy. Tylko zrób to powoli. Potem połóż je na swojej głowie i złącz palce.
– Jean-Claude, odwołaj swoją śmiertelniczkę.
– Na twoim miejscu zrobiłbym, co ci każe, Yasmeen – stwierdził z rozbawieniem. – Ile wampirów zabiłaś do tej pory, Anito?
– Osiemnaście.
Oczy Yasmeen wyraźnie się rozszerzyły.
– Nie wierzę ci.
– Lepiej w to uwierz, suko. Jeśli nacisnę spust, będziesz mogła pożegnać się ze swoim parszywym życiem.
– Kule nie mogą mnie zranić.
– Posrebrzane mogą. Precz ode mnie, ale już!
Yasmeen zaczęła zdejmować ręce z mojej głowy.
– Powoli!
Wykonała polecenie. Stanęła przede mną, opierając złączone dłonie na czubku głowy. Odstąpiłam od niej, przez cały czas celując w jej pierś.
– Co teraz? – spytała Yasmeen. Jej usta wykrzywił uśmieszek.
W ciemnych oczach wampirzycy malowało się rozbawienie. Nie lubię, gdy ktoś się ze mnie śmieje, ale w przypadku gdy masz do czynienia z wampirzymi mistrzami, musisz czasem wykazać większą dozę tolerancji.
– Możesz opuścić ręce – odparłam.
Zrobiła to, ale wciąż gapiła się na mnie jak na cyrkowego dziwoląga.
– Gdzieś ty ją znalazł, Jean-Claude? Ten kociak ma ostre ząbki.
– Anito, powiedz Yasmeen, jak cię nazywają wampiry.
Nie lubię, gdy ktoś mi rozkazuje, ale okoliczności nie sprzyjały dyskusjom na ten temat.
– Nazywają mnie Egzekutorką.
Oczy Yasmeen rozszerzyły się, a potem znów się uśmiechnęła, tym razem ukazując kły w pełnej okazałości.
– Sądziłam, że jesteś wyższa.
– Ja też czasem bywam z tego powodu rozczarowana – przyznałam.
Yasmeen wybuchnęła śmiechem, dzikim i niepokojąco oscylującym na granicy histerii.
– Ona mi się podoba, Jean-Claude. Jest niebezpieczna. To jak sypianie z lwicą.
Podpłynęła do mnie. Uniosłam broń i wycelowałam w nią. Nawet jej to nie spowolniło.
– Jean-Claude, powiedz jej, że jeśli się nie cofnie, wpakuję jej kulkę.
– Obiecuję, że cię nie skrzywdzę, Anito, wręcz przeciwnie, będę bardzo delikatna.
Zbliżyła się do mnie miękkim, kołyszącym krokiem. Nie bardzo wiedziałam, co mam zrobić. Bawiła się ze mną w sadystyczny sposób, ale chyba nie zamierzała mnie zabić. Czy mogłam ją zastrzelić tylko dlatego, że uprzykrzała mi życie? Chyba nie.
– Czuję ciepło twojej krwi i żar skóry. Są wyczuwalne niczym najlepsze perfumy. – Stanęła na wprost mnie.
Złożyłam się do strzału, a ona wybuchnęła śmiechem. Nachyliła się tak, że wylot lufy pistoletu wpił się w jej pierś.
– Delikatna, wilgotna, ale i silna. – Nie byłam pewna, czy mówi o sobie, czy o mnie. Żadna wersja nie była zachęcająca. Otarła się drobnymi piersiami o pistolet, jej sutki muskały lufę broni. – Krucha, ale i niebezpieczna. – To ostatnie słowo zabrzmiało jak syk, który spłynął po mojej skórze niczym struga lodowatej wody. Była pierwszą mistrzynią wampirów, jaką spotkałam, która potrafiła wyczyniać takie sztuczki z głosem jak Jean-Claude.
Widziałam, jak jej sutki zaczynają sztywnieć pod cienkim materiałem bluzki. O rany. Skierowałam lufę broni w dół i cofnęłam się.
– Jezu, czy wszystkie wampiry mające powyżej dwustu lat są zboczone?
– Ja mam ponad dwieście lat – rzekł Jean-Claude.
– No właśnie.
Z ust Yasmeen dobył się delikatny, perlisty śmiech. Ten dźwięk omiótł moją skórę jak ciepły wietrzyk. Zbliżyła się do mnie. Cofnęłam się aż pod samą ścianę. Wampirzyca oparła o nią dłonie, osaczając mnie z obu stron i ugiąwszy ramiona, zaczęła miękko nachylać się do mnie, jakby robiła pompki.
– Chciałabym jej skosztować.
Wbiłam lufę broni w jej żebra, na tyle nisko, żeby nie mogła zacząć się o nią ocierać.
– Nikt nie będzie mnie kosztował – wycedziłam.
– Twarda sztuka. – Nachyliła się nade mną, muskając moje czoło językiem. – Lubię takie.
– Jean-Claude, zrób z nią coś, zanim jedna z nas zginie.
Yasmeen cofnęła się, nie odrywając rąk od ściany na taką odległość, na jaką pozwalały jej wyprostowane ramiona. Zwilżyła wargi językiem, błysnęła kłem i ponownie powiodła językiem po wargach. Nachyliła się do mnie, rozchylając usta, ale nie rzuciła mi się do gardła. Raczej chciała mnie pocałować. Chciała poznać mój smak. Ale nie ten, nie smak mojej krwi. Nie mogłabym jej zastrzelić. Nie z takiego powodu. Na pewno nie byłabym w stanie jej kropnąć, gdyby była mężczyzną.
Читать дальше