Naraziłaś nasze życie, Wando.
To także moje życie. Nie potrafię nie być… nie być sobą .
Melanie jęknęła z niesmakiem.
– Wando? – rzucił pytająco Ian.
– Nic – odparłam pod nosem.
– Kłamiesz jak najęta.
Nie podnosiłam głowy.
– Co ci zrobił?
– Nic – skłamałam. Nieprzekonująco.
Ian dotknął mi brody i podniósł twarz.
– Krew ci leci z nosa. – Obrócił mi głowę. – I masz krew we włosach.
– Uderzyłam się… kiedy skała się zawaliła.
– Po obu stronach?
Wzruszyłam ramionami.
Ian wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę. Błysk jego oczu ginął w mroku tunelu.
– Musimy zabrać Kyle’a do Doktora – powiedziałam. – Rozbił sobie głowę.
– Dlaczego go chronisz? Próbował cię zabić. – Nie było to pytanie, lecz stwierdzenie faktu. Gniew na jego twarzy zaczął powoli ustępować miejsca przerażeniu. Pewnie wyobrażał sobie szamotaninę na krawędzi skały. Widziałam to po jego oczach. Nie doczekawszy się odpowiedzi, odezwał się ponownie, tym razem szeptem. – Chciał cię wrzucić do rzeki… – Przeszył go dreszcz.
Do tej pory jedną ręleą obejmował Kyle’a – tak usiadł i nie miał siły się ruszyć. Teraz jednak gwałtownie odepchnął nieprzytomnego brata i odsunął się od niego ze wstrętem. Przycisnął mnie do piersi. Czułam jego nierówny oddech.
Było mi dziwnie.
– Powinienem go tam zaciągnąć z powrotem i wrzucić do wody.
Potrząsnęłam gwałtownie głową, aż odezwał się w niej pulsujący ból.
– Nie.
– Po co marnować czas. Jeb jasno powiedział, jakie są zasady. Jeżeli próbujesz zrobić komuś krzywdę, czeka cię kara. Trzeba zwołać sąd.
Spróbowałam się od niego odsunąć, ale przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej. Nie przestraszyłam się – nie tak jak wtedy, gdy chwycił mnie Kyle. Czułam się jednak nieswojo.
– Nie. Nie wolno ci tego zrobić. Nikt nie złamał zasad. Podłoga się zawaliła, to wszystko.
– Wando…
– To twój brat.
– Wiedział, co robi. Tak, to mój brat, ale zrobił to, co zrobił, a ty jesteś… jesteś moją przyjaciółką.
– Nic nie zrobił. Jest człowiekiem – odszepnęłam. – Jego miejsce jest tutaj z wami.
– Nie zamierzam z tobą znowu o tym dyskutować. Widocznie masz inną definicję człowieka niż ja. Dla ciebie to słowo jest… obelgą. Dla mnie – komplementem. Według mnie ty jesteś człowiekiem, a on nie jest. Nie po tym, co zrobił.
– „Człowiek” wcale nie jest dla mnie obelgą. Poznałam was lepiej. Ale, Ian, to przecież twój brat!
– Wstydzę się tego.
Uwolniłam się z jego uścisku. Tym razem nie stawiał oporu. Może dlatego, że gdy ruszyłam nogą, wyrwało mi się z ust ciche jęknięcie.
– Wszystko w porządku?
– Chyba tak. Musimy znaleźć Doktora, ale nie wiem, czy dam radę iść. Ude… uderzyłam się w nogę.
Ian wydał zduszony okrzyk.
– Która to? Pokaż.
Spróbowałam wyprostować prawą nogę i znów jęknęłam. Dotknął palcami mojej kostki, sprawdzając kości i stawy. Pokręcił nią ostrożnie.
– Wyżej. Tu. – Położyłam jego dłoń na tylnej stronie uda, tuż nad kolanem. Kiedy dotknął obolałego miejsca, wydałam kolejny jęk. – To chyba nie złamanie ani nic takiego. Po prostu boli.
– W najlepszym razie to głębokie stłuczenie mięśnia – zamamrotał. – jak to się stało?
– Musiałam… uderzyć się o skałę, jak upadłam.
Westchnął.
– Dobra, idziemy do Doktora.
– Kyle bardziej potrzebuje pomocy.
– I tak muszę najpierw znaleźć Doktora albo kogokolwiek. Nie zaniosę Kyle’a tak daleko, a ciebie mogę. A niech to, poczekaj.
Obrócił się gwałtownie i zniknął w pieczarze z rzeką. Postanowiłam, że nie będę się z nim kłócić. Chciałam zobaczyć Waltera, zanim… Doktor obiecał, że na mnie poczeka. Jak długo jeszcze podziała pierwsza dawka morfiny? Kręciło mi się w głowie. Miałam dużo zmartwień i mało sił. Adrenalina opadła, czułam się wyczerpana.
Ian wrócił ze strzelbą. Przypomniało mi się, że pomyślałam o niej w łaźni, i zmarszczyłam brwi. Byłam z siebie niezadowolona.
– Chodźmy.
Bez namysłu podał mi broń. Wpadła mi w otwarte dłonie, ale nie potrafiłam ich zacisnąć. Doszłam jednak do wniosku, że to zasłużona kara. Ian zaśmiał się pod nosem.
– Nie rozumiem, jak można się ciebie bać – powiedział cicho. Uniósł mnie łatwo i ruszył w głąb tunelu, zanim jeszcze zdążyłam się ułożyć. Starałam się oszczędzać obolały kark i udo.
– Czemu masz takie mokre rzeczy? – zapytał. Mijaliśmy akurat jeden z otworów w suficie i zobaczyłam na jego bladych ustach ponury uśmiech.
– Nie wiem – odparłam cicho. – Od pary? Znowu zanurzyliśmy się w ciemnościach.
– Zgubiłaś but.
– O.
Minęliśmy kolejną strugę światła i oczy na moment zalśniły mu szafirem. Były poważne, zwrócone na moją twarz.
– Wando… nie masz pojęcia, jaki jestem szczęśliwy, że nic ci się nie stało… To znaczy – że nie stało się nic gorszego.
Milczałam. Bałam się, że powiem coś, czego będzie mógł użyć przeciw Kyle’owi.
Jeb znalazł nas przed wejściem do jaskini z ogrodem. Wystarczyło światła, żebym dojrzała w jego oczach błysk zaciekawienia. Nic dziwnego, skoro Ian niósł mnie na rękach, miałam krew na twarzy, a w otwartych dłoniach strzelbę.
– Czyli miałeś rację – odezwał się. W jego głosie słychać było gniew. Zaciskał szczękę pod gęstą brodą. – Nie słyszałem strzałów. Co z Kyle’em?
– Jest nieprzytomny – odparłam pospiesznie. – Trzeba wszystkich ostrzec, że urwał się kawałek podłogi nad rzeką. Może tam być niebezpiecznie. Kyle uderzył się mocno w głowę. Potrzebuje pomocy.
Jeb uniósł brew tak wysoko, że prawie dotknęła wypłowiałej chusty.
– To jej wersja – uściślił Ian, nie kryjąc wątpliwości. – Upiera się przy niej.
Jeb roześmiał się.
– Pozwól, że uwolnię cię od tego ciężaru – powiedział do mnie.
Chętnie oddałam mu broń. Zaśmiał się znowu, tym razem z mojej miny.
– Ściągnę Andy’ego i Brandta, pomogą mi z Kyle’em. Dojdziemy do was.
– Nie spuszczajcie go z oka, kiedy już się ocknie – rzucił Ian surowym tonem.
– Spokojna głowa.
Jeb poszedł szukać rąk do pomocy. Ian zabrał mnie do południowego tunelu.
– Kyle może być poważnie ranny… Jeb powinien się pospieszyć.
– Kyle ma głowę twardszą niż wszystkie skały w tych jaskiniach.
Tunel zdawał się jeszcze dłuższy niż zwykle. Czy Kyle umierał pomimo moich starań? Może doszedł do siebie i znowu mnie szuka? Co z Walterem? Ciągle śpi? Co, jeśli… już go nie ma? A Łowczyni? Poddała się czy znowu dziś przyleci?
Czy Jared nadal jest u Doktora? – dodała od siebie Melanie. Czy będzie zły, gdy cię zobaczy? Czy mnie pozna?
Kiedy w końcu dotarliśmy do słonecznego szpitala, odniosłam wrażenie, że Jared i Doktor przez cały ten czas prawie się nie ruszali. Stali ramię w ramię, oparci o biurko. Nie rozmawiali, tylko patrzyli na śpiącego Waltera.
Gdy Ian wniósł mnie do środka i położył na łóżku, obaj poderwali się, szeroko otwierając oczy. Ian złapał mnie delikatnie za nogę i ostrożnie ją wyprostował.
Walter chrapał. Trochę mnie to uspokoiło.
– Co tym razem? – zapytał Doktor wzburzonym tonem. Sekundę później pochylał się już nade mną i wycierał mi krew z policzka.
Twarz Jareda zastygła w wyrazie zaskoczenia. Był bardzo ostrożny, pilnował się, by nie okazać żadnych innych emocji.
Читать дальше