Skrzywiłam się. Miałam w pamięci jeszcze świeższą tragedię.
– Więc zdjąłem ją z ramienia i widzę, że żyje i patrzy się na mnie wybałuszonymi oczami. I ciągle nie krzyczy. Zaniosłem ją do auta. Wcześniej planowałem ją związać, ale… nie wyglądała na wystraszoną. To znaczy, w ogóle nie próbowała uciekać. Więc przypiąłem ją tylko pasami do fotela i ruszyłem.
Długo się na mnie gapiła, aż w końcu powiedziała: „Jesteś Kyle”, więc ja jej na to, „Tak, a ty?”, a wtedy ona powiedziała, jak ma na imię. Jak to szło?
– Promienie Słońca na Lodzie – odparła Sunny rwanym szeptem. – Ale podoba mi się Sunny. To ładne imię.
– Tak czy siak – ciągnął Kyle, odchrząknąwszy – nawet chętnie ze mną rozmawiała. Myślałem, że będzie się mnie bać, a całą drogę rozmawialiśmy. – Zamilkł na chwilę. – Cieszyła się, że mnie widzi.
– Bez przerwy o nim śniłam – szepnęła do mnie Sunny. – Co noc. Marzyłam o tym, by Łowcy go znaleźli. Strasznie za nim tęskniłam… Kiedy go zobaczyłam, myślałam, że to tylko sen.
Przełknęłam głośno ślinę.
Kyle wyciągnął dłoń w poprzek mojej twarzy, żeby pogłaskać ją po policzku.
– To dobra dziewczyna, Wando. Możemy ją wysłać w jakieś naprawdę ładne miejsce?
– Właśnie o tym chciałam z nią pomówić. Gdzie mieszkałaś wcześniej, Sunny?
Słyszałam w tle, jak pozostali ściszonymi głosami witają Trudy. Siedzieliśmy do nich plecami. Miałam ochotę zobaczyć, co się dzieje, ale też byłam zadowolona, że siedzimy z boku. Starałam się skoncentrować na płaczącej duszy.
– Tylko tutaj i u Niedźwiedzi. Miałam tam pięciu żywicieli. Ale tutaj podoba mi się bardziej. Nie przeżyłam tu jeszcze nawet ćwierci życia!
– Wiem. Wierz mi, że cię rozumiem. Ale może jest jakieś inne miejsce, którego byłaś ciekawa? Może Planeta Kwiatów? Byłam tam kiedyś, to bardzo ładny świat.
– Nie chcę być rośliną – wyszeptała mi w rękaw.
– Pająki… – zaczęłam, ale od razu urwałam. To nie byłoby dla niej dobre miejsce.
– Mam dość zimna. I lubię kolory.
– Wiem. – Westchnęłam. – Nie byłam nigdy Delfinem, ale słyszałam, że to bardzo ciekawe miejsce. Dużo ruchu, kolorów, silne więzi rodzinne…
– Ale te wszystkie planety są tak strasznie daleko. Zanim gdziekolwiek dolecę, Kyle nie będzie… nie będzie… – Czknęła, po czym znowu się rozpłakała.
– Nie ma innych opcji? – zapytał zaniepokojony Kyle. – Myślałem, że tych planet jest więcej.
Słyszałam, jak Trudy rozmawia z żywicielem Uzdrowicielki, ale nie słuchałam. Na razie niech ludzie zajmą się nią sami.
– Ale nie wszędzie latają statki – odparłam, potrząsając głową. – Światów jest mnóstwo, ale tylko kilka, głównie nowych, ciągle przyjmuje nowych osiedleńców. Przykro mi, Sunny, ale muszę cię odesłać gdzieś daleko. Łowcy chcą znaleźć moich przyjaciół, mogliby cię tu sprowadzić z powrotem, żebyś im pomogła.
– Nawet nie wiem, gdzie jesteśmy – załkała. Koszulę miałam na ramieniu całkiem przesiąkniętą jej łzami. – Zakrył mi oczy.
Kyle spojrzał na mnie tak, jakbym mogła dokonać jakiegoś cudu i sprawić, że wszyscy będą szczęśliwi. Wyczarować coś, tak jak wtedy, kiedy uratowałam Jamiego. Wiedziałam jednak, że wyczerpałam już limit cudów i szczęśliwych zakończeń – w każdym razie ja, Wagabunda.
Popatrzyłam na niego zrozpaczonym wzrokiem.
– Może wybrać tylko spośród Niedźwiedzi, Kwiatów i Delfinów. Nie wyślę jej na Planetę Ognia.
Sunny wzdrygnęła się na dźwięk tej nazwy.
– Nie martw się, Sunny. Polubisz Delfiny. Spodoba ci się. To więcej niż pewne.
Zaniosła się jeszcze głośniejszym płaczem. Westchnęłam i przeszłam do kolejnego ważnego tematu.
– Sunny, muszę cię zapytać o Jodi.
Kyle zesztywniał.
– Tak? – wymamrotała.
– Czy… czy ona ciągle z tobą jest? Słyszysz ją?
Sunny pociągnęła nosem i podniosła na mnie wzrok.
– Nie rozumiem, co masz na myśli.
– Odzywa się czasem do ciebie? Słyszysz jej myśli?
– Mojego… ciała? Jego myśli? Ono nic nie myśli. Teraz ja tu jestem.
Kiwnęłam wolno głową.
– To źle? – szepnął Kyle.
– Nie wiem, nie znam się na tyle. Ale to chyba nie najlepiej.
Kyle zmrużył oczy.
– Jak długo jesteś na Ziemi, Sunny?
Zmarszczyła brwi w zamyśleniu.
– Jak długo, Kyle? Pięć lat? Sześć? Zniknąłeś, zanim przyszłam do domu.
– Sześć.
– Ile masz lat? – zapytałam ją.
– Dwadzieścia siedem.
Zaskoczyła mnie – była taka drobna, wyglądała tak młodo. Nie chciało mi się wierzyć, że jest sześć lat starsza od Melanie.
– Jakie to ma znaczenie?
– Nie jestem pewna. Po prostu mam wrażenie, że im dłużej ktoś był człowiekiem, zanim stał się duszą, tym większa szansa na… odzyskanie świadomości. Im większą część życia przeżył jako człowiek, tym więcej ma wspomnień i skojarzeń, tym dłużej nazywano go po imieniu… Sama nie wiem.
– Dwadzieścia jeden lat wystarczy? – zapytał rozpaczliwym głosem.
– Dopiero się przekonamy.
– To niesprawiedliwe! – załkała Sunny. – Dlaczego ty możesz zostać? Dlaczego ja nie mogę, skoro tobie wolno?
Przełknęłam głośno ślinę.
– To nie byłoby w porządku, prawda? Ale ja też nie mogę tu zostać, Sunny. Będę musiała odejść. I to niedługo. Może nawet razem z tobą. – Uznałam, że poczuje się lepiej, myśląc, że nie poleci na Planetę Delfinów sama. Kiedy dowie się prawdy, będzie już miała innego żywiciela o innych uczuciach i nie będzie jej łączyła żadna więź z tym tu człowiekiem. Być może. W każdym razie będzie już za późno. – Ja też muszę odejść, Sunny. Też muszę się rozstać z moim ciałem.
Surowy głos Iana przerwał ciszę niczym trzask bicza.
– Że co?
Jednia
Ian spoglądał na nas z góry z taką furią, że Sunny aż zatrzęsła się ze strachu. Stało się coś dziwnego – miałam wrażenie, że Kyle i Ian zamienili się twarzami. Tyle tylko, że twarz Iana była wciąż doskonała, bez skazy. Wściekła, lecz mimo to piękna.
– He? – zapytał Kyle zdziwiony. – O co chodzi?
Ian mówił przez zaciśnięte zęby.
– Wando – warknął, po czym wyciągnął do mnie rękę. Wyglądało to tak, jakby musiał się powstrzymywać, żeby nie zacisnąć jej w pięść.
O-o , pomyślała Melanie.
Ogarnęła mnie żałość. Nie chciałam się żegnać z Ianem, teraz jednak nie miałam wyjścia. Oczywiście, że powinnam. Źle bym uczyniła, wykradając się nocą jak złodziej i obarczając pożegnaniami Mel.
Zniecierpliwiony Ian chwycił mnie za rękę i podniósł na nogi. Widząc, że Sunny wstaje razem ze mną, pociągnął mnie mocniej, tak by puściła moje ramię.
– Co ci odbiło? – zapytał ostro Kyle.
Ian zgiął nogę w kolanie i wymierzył Kyle’owi mocnego kopniaka w twarz.
– Ian! – oburzyłam się.
Sunny rzuciła się między nich, chcąc zasłonić drobnym ciałem trzymającego się za nos i próbującego wstać Kyle’a. Stracił przez to równowagę i upadł z jękiem na ziemię.
– Chodź – warknął Ian i pociągnął mnie za rękę, nawet się za siebie nie oglądając.
– Ian…
Wlókł mnie gwałtownie za sobą, nie dając mi się odezwać. W zasadzie mi to nie przeszkadzało. I tak zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć.
Przed oczami przemykały mi zdumione twarze pozostałych. Bałam się, jak zareaguje kobieta bez imienia. Nie przywykła do gniewu i przemocy.
Читать дальше