Nie było w nim miejsca dla nas obu.
– Melanie chce mieć swoje ciało z powrotem. Chce mieć z powrotem swoje życie.
Łgarz. Powiedz im prawdę.
Nie.
– Kłamiesz – stwierdził Ian. – Widzę, że się z nią kłócisz. Jestem pewien, że się ze mną zgadza. To dobra osoba. Wie, jak bardzo jesteś nam potrzebna.
– Mel wie wszystko to, co ja. Będzie umiała wam pomóc. Poza tym macie byłą Uzdrowicielkę. Wie rzeczy, o których ja nie mam żadnego pojęcia. Radziliście sobie świetnie, zanim do was przyszłam. Poradzicie sobie znowu.
Jeb wydmuchnął powietrze z ust, marszcząc brwi.
– No nie wiem, Wando. Ian ma trochę racji.
Popatrzyłam groźnie na starca i spostrzegłam, że Jared robi to samo. Odwróciłam wzrok od tej niemej potyczki i posłałam surowe spojrzenie Doktorowi.
Ten popatrzył mi w oczy i wykrzywił boleśnie twarz. Rozumiał, o co mi chodzi. Obiecał. Decyzja sądu niczego nie zmieniała.
Ian nie zauważył naszej wymiany spojrzeń – spoglądał na Jareda.
– Jeb – protestował Jared. – Decyzja może być tylko jedna. Dobrze o tym wiesz.
– Czyżby, chłopcze? Ja bym powiedział, że jest ich bez liku.
– To ciało Melanie!
– I Wandy.
Jared miał już coś odpowiedzieć, ale głos wiązł mu w gardle i musiał zacząć od nowa.
– Nie wolno ci trzymać Mel w zamknięciu – to prawie jak morderstwo, Jeb.
Ian pochylił się ku światłu. Nagle twarz znów płonęła mu wściekłością.
– A jak nazwiesz to, co chcesz zrobić z Wandą, Jared? Z nami wszystkimi, na dobrą sprawę, skoro chcesz nam ją odebrać?
– Nie udawaj, że przejmujesz się wszystkimi! Chcesz tylko zatrzymać Wandę kosztem Melanie – nic innego się dla ciebie nie liczy.
– A ty chcesz mieć Melanie kosztem Wandy – nic innego dla c i e b i e się nie liczy! A skoro tak, skoro nasze racje nawzajem się znoszą, to zadecydować powinno dobro ogółu.
– Nie! Zdecydować powinna Melanie! To jej ciało!
Obaj teraz kucali, gotowi w każdej chwili wstać, dłonie mieli zaciśnięte w pięści, a twarze wykrzywione szałem.
– Spokój, chłopcy! Przywołuję was do porządku – zarządził Jeb. – Nie zapominajcie, że to sąd. Panujemy nad sobą i nie tracimy głowy. Musimy to rozważyć ze wszystkich stron.
– Jeb… – zaczął Jared.
– Zamknij się. – Jeb zagryzł na chwilę wargę. – Dobra, oto jak ja to widzę. Wanda ma rację…
Ian zerwał się na równe nogi.
– Spokój! Siadaj i daj mi skończyć.
Ian stał nad nami zesztywniały, na napiętej szyi rysowały mu się ścięgna. Jeb czekał cierpliwie, aż usiądzie z powrotem na ziemi.
– Wanda ma rację – powtórzył, gdy jego polecenie zostało wykonane. – Mel musi odzyskać ciało. Ale – dodał szybko, widząc, że Ian znów się zżyma – ale nie zgadzam się z resztą, Wando. Uważam, że diablo cię potrzebujemy, drogie dziecko. Polują na nas Łowcy, a ty nie musisz się przed nimi chować. Nikt inny nie może z nimi rozmawiać. Ratujesz ludziom życie. Muszę się troszczyć o swój dom i jego mieszkańców.
– To oczywiste – powiedział Jared przez zęby. – Znajdźmy jej inne ciało.
Doktor podniósł zafrasowaną twarz. Gąsienicowate brwi Jeba prawie dotknęły białych włosów. Ian otworzył szeroko oczy i zacisnął usta. Spoglądał na mnie w zamyśleniu…
– Nie! Nie! – Potrząsnęłam energicznie głową.
– Dlaczego nie? – zapytał Jeb. – To chyba wcale niegłupi pomysł.
Przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki oddech, żeby mój głos nie zabrzmiał histerycznie.
– Jeb. Posłuchaj mnie uważnie. Mam dość bycia pasożytem. Rozumiesz? Myślisz, że mam ochotę wejść w inne ciało i zaczynać to samo od nowa? Już zawsze mam się czuć winna tego, że kradnę komuś życie? Zawsze ktoś ma mnie nienawidzić? Już prawie przestałam być duszą – za bardzo pokochałam was, okrutnych ludzi. Czuję się nie na miejscu i fatalnie mi z tym.
Ponownie nabrałam powietrza i ciągnęłam dalej, już przez łzy.
– Zresztą, co jeśli coś się zmieni? Jeżeli wsadzicie mnie w jakieś inne ciało, ukradniecie czyjeś życie, i nagle wszystko wymknie się spod kontroli? Co, jeśli to ciało zaciągnie mnie z powrotem do świata dusz w poszukiwaniu innej miłości? Co, jeśli nie będziecie mi już mogli zaufać? Co, jeśli was zdradzę? Nie chcę was skrzywdzić!
Zaczęłam od czystej, niczym nieubarwionej prawdy, ale potem kłamałam już jak z nut. Miałam nadzieję, że nie zdają sobie z tego sprawy. Pomagało mi to, że mówiłam rwanym, płaczącym głosem. Tak naprawdę nigdy nie mogłabym ich skrzywdzić. To, co mi się tutaj przydarzyło miało na zawsze we mnie pozostać, tkwiło w atomach, z których składało się moje małe ciało. Uznałam jednak, że może jeśli dam im powody do obaw, będą bardziej skłonni pogodzić się z jednym właściwym rozwiązaniem.
Moje kłamstwa chyba po raz pierwszy podziałały. Widziałam, jak Jared i Jeb wymieniają niepewne spojrzenia. Nie przeszło im to przez myśl – że mogę stracić ich zaufanie, stać się zagrożeniem. Ian już przy mnie siadał, żeby wziąć mnie w ramiona. Otarł mi łzy własną piersią.
– Już dobrze, skarbie. Nie musisz być nikim innym. Nic się nie zmieni.
– Chwileczkę, Wando – odezwał się Jeb, spoglądając nagle jakby bystrzej. – Co to zmieni, że polecisz na inną planetę? Tam też będziesz pasożytem, moje dziecko.
Słysząc to określenie, Ian gwałtownie się poruszył. I ja również drgnęłam – Jeb jak zwykłe mnie przejrzał. Czekali, aż coś odpowiem, wszyscy oprócz Doktora, który już wiedział. Nie miałam zamiaru wyjawić im prawdy.
Starałam się jednak mówić same prawdziwe rzeczy.
– Na pozostałych planetach jest inaczej, Jeb. Żywiciele nie stawiają oporu. W ogóle są całkiem inni. Nic różnią się między sobą tak bardzo jak ludzie, doznają o wiele łagodniejszych uczuć. Nie ma się wrażenia, że kradnie się komuś życie. Nie tak jak tutaj. Nikt nie będzie mnie tam nienawidzić. A ja będę zbyt daleko, żeby wam zaszkodzić. Tak będzie dla was bezpieczniej…
Ostatnie słowa brzmiały za bardzo jak kłamstwo, którym niewątpliwie były. Dlatego zamilkłam.
Jeb spoglądał na mnie przymrużonymi oczami. Odwróciłam wzrok.
Starałam się nie patrzeć na Doktora, ale mimowolnie zerknęłam na niego ukradkiem. Dla pewności. Spojrzał mi smutno w oczy i od razu wiedziałam, że rozumie.
Opuściłam szybko wzrok i spostrzegłam, że Jared również na niego patrzy. Czy widział, jak się porozumiewamy?
Jeb westchnął.
– To dopiero… ambaras. – Skrzywił twarz i pogrążył się w zadumie.
– Jeb… – odezwali się naraz Jared i Ian, po czym urwali i popatrzyli po sobie srogim wzrokiem.
Marnowałam tu czas, a przecież zostały mi tylko godziny. Ledwie kilka godzin, wiedziałam to już na pewno.
– Jeb – odezwałam się cicho, ledwie słyszalna wśród szmeru źródełka, i wszyscy zwrócili twarze w moją stronę. – Nie musisz decydować w tej chwili. Doktor powinien zajrzeć do Jodi i ja też chciałbym ją zobaczyć. Poza tym od rana nic nie jadłam. Prześpij się z tym. Porozmawiamy jutro. Mamy mnóstwo czasu.
Kłamstwa. Czy potrafili je poznać?
– To dobry pomysł, Wando. Chyba nam wszystkim przyda się trochę odpoczynku. Idź coś zjeść. Wszyscy się z tym prześpimy.
Pilnowałam się, żeby nie spojrzeć teraz na Doktora, nawet gdy do niego mówiłam.
– Doktorze, jak tylko zjem, przyjdę ci pomóc z Jodi. Na razie.
– Dobrze – odparł niepewnie.
Dlaczego nie potrafił odpowiedzieć normalnym tonem? Był przecież człowiekiem – powinien umieć kłamać.
Читать дальше