Szłam tuż za nimi, holując trzymającą się mnie trójkę. Jeb zatrzymał się, a my wraz z nim. Trącił Jamiego w biodro kolbą strzelby.
– A ty nie masz czasem lekcji?
– Oj, wujku, proszę. Proszę. Nie chcę przegapić…
– Zabieraj tyłek do szkoły.
Jamie spojrzał na mnie zranionym wzrokiem, ale Jeb miał absolutną rację. Nie było to nic, co chłopiec powinien oglądać. Potrząsnęłam głową.
– Możesz po drodze zawołać Trudy? – poprosiłam. – Jest potrzebna Doktorowi.
Jamie przygarbił się i puścił moją dłoń, a wtedy na jego miejsce zsunęła się dłoń Jareda.
– Zawsze mnie wszystko omija – jęknął Jamie na odchodnym.
– Dzięki, Jeb – szepnęłam, gdy Jamie nie mógł mnie już usłyszeć.
– Mhm.
Długi tunel wydawał się ciemniejszy niż zwykle, czułam bowiem pro-mieniujący od Sunny strach.
– Nie bój się – uspokajał ją cicho Kyle. – Nic ci tu nie grozi, jestem z tobą.
Zastanawiałam się, kim jest ten dziwny mężczyzna, który wrócił zamiast Kyle’a. Czy sprawdzili mu oczy? Nie mogłam uwierzyć, że nosi w tym wielkim, wściekłym ciele tyle czułości.
Musiał to być skutek tego, że odzyskał Jodi, że spełniało się jego pragnienie. Dziwiło mnie, że potrafi okazać tej duszy tyle serdeczności, nawet gdy brałam poprawkę na to, że jest to ciało jego Jodi. Nie sądziłam, że stać go na taką empatię.
– Jak Uzdrowicielka? – zapytał mnie Jared.
– Obudziła się tuż przed tym, jak poszłam was szukać. Usłyszałam w ciemnościach więcej niż jeden odgłos ulgi.
– Ale ma zamęt w głowie i bardzo się boi – ostrzegłam. – Nie pamięta swojego imienia. Doktor stara się jej pomóc. Kiedy zobaczy was wszystkich, przestraszy się jeszcze bardziej. Postarajcie się być cicho i nie wykonywać gwałtownych ruchów, dobrze?
– Tak, tak – odszepnęły mi ich głosy.
– Aha, Jeb, czy mógłbyś schować broń? Ciągle trochę się boi ludzi.
– Uhm… dobra.
– Boi się ludzi? – zamamrotał Kyle.
– To my jesteśmy ci źli – przypomniał mu Ian, ściskając mi dłoń.
W odpowiedzi uczyniłam to samo, wdzięczna za ciepły dotyk jego palców.
Jak długo jeszcze będę mogła się cieszyć uściskiem ciepłej dłoni? Kiedy ostatni raz przejdę tym tunelem? Czy to już teraz?
Nie. Jeszcze nie , szepnęła Mel.
Zaczęłam nagle drżeć. Zarówno Ian, jak i Jared ścisnęli mnie mocniej za rękę.
Przez parę chwili szliśmy w milczeniu.
– Kyle? – zabrzmiał nieśmiały głos Sunny.
– Tak?
– Nie chcę wracać do Niedźwiedzi.
– Nie musisz. Możesz polecieć gdzie indziej.
– Ale nie mogę zostać tutaj?
– Nie, Sunny. Przykro mi.
Oddech jej zadrżał. Było ciemno, dzięki czemu nikt nie widział łez spływających po mojej twarzy. Nie miałam wolnej ręki, żeby je otrzeć, dlatego kapały mi na koszulę.
Wreszcie dotarliśmy do końca tunelu. Światło dnia wylewało się strugami z wnętrza szpitala i odbijało od tańczących w powietrzu drobinek pyłu. Dobiegł mnie cichy glos Doktora.
– Znakomicie – mówił. – Proszę się dalej koncentrować na szczegółach. Pamięta pani już stary adres – imię nie może być daleko, prawda? Boli w tym miejscu?
– Ostrożnie – szepnęłam.
Kyle przystanął u progu, wciąż trzymając Sunny u boku, i pokazał mi ręką, bym szła przodem.
Wzięłam głęboki oddech i weszłam wolnym krokiem do środka.
– Wróciłam.
Żywiciel Uzdrowicielki drgnął i wydał cichy pisk.
– To tylko ja – uspokoiłam ją.
– To Wanda – przypomniał jej Doktor.
Kobieta siedziała na łóżku. Doktor siedział obok z dłonią na jej przedramieniu.
– To ta dusza – szepnęła nerwowo do Doktora.
– Tak, ale jest naszym przyjacielem.
Kobieta zmierzyła mnie podejrzliwym spojrzeniem.
– Doktorze, masz paru gości. Mogą wejść?
Doktor spojrzał na kobietę.
– To sami przyjaciele. Ludzie, z którymi mieszkam. Żadnemu z nich nawet nie przyszłoby przez myśl, żeby panią skrzywdzić. Mogę ich poprosić?
Zawahała się, po czym przytaknęła ostrożnie głową.
– Dobrze – szepnęła.
– To jest Ian – powiedziałam, pokazując mu, żeby wszedł. – A to Jared, a to Jeb. – Wchodzili jeden po drugim i stawali obok mnie. – A to jest Kyle i… Sunny.
Doktor wytrzeszczył oczy.
– Czy to już wszyscy? – zapytała szeptem kobieta.
Doktor odchrząknął, próbując otrząsnąć się z szoku.
– Nie. Mieszka tu jeszcze wiele innych osób. Wszystkie… no, prawie wszystkie, są ludźmi – dodał, spoglądając na Sunny.
– Trudy przyjdzie – powiedziałam Doktorowi. – Może… – Zerknęłam w stronę Sunny i Kyle’a. – Może znajdzie pokój dla… tej pani.
Doktor przytaknął głową, wciąż nie mogąc wyjść ze zdumienia.
– To chyba dobry pomysł.
– Kim jest Trudy? – szepnęła kobieta.
– To bardzo miła osoba. Zaopiekuje się panią.
– Jest człowiekiem czy jest taka tak ta. – Kiwnęła głową w moim kierunku.
– Jest człowiekiem.
To ją najwyraźniej uspokoiło.
– Ach – westchnęła Sunny za moimi plecami.
Obróciłam się i zobaczyłam, że spogląda na kapsuły z duszami Uzdrowicieli. Stały na środku biurka, lampki na pokrywach świeciły na czerwono. Na podłodze przed biurkiem leżało rozrzuconych pozostałych siedem.
Sunny znów miała łzy w oczach. Przycisnęła twarz do piersi Kyle’a.
– Nie chcę lecieć gdzie indziej! Chcę z tobą zostać! – mówiła płaczliwie do potężnego mężczyzny, któremu zdawała się bezgranicznie ufać.
– Wiem, Sunny. Przykro mi.
Zaczęła szlochać.
Zamrugałam, próbując powstrzymać własne łzy. Pokonałam niewielką odległość, jaka nas dzieliła, i pogłaskałam ją po sprężystych czarnych włosach.
– Muszę z nią chwilę porozmawiać, Kyle – wymamrotałam.
Skinął twierdząco głową i odsunął dziewczynę od swego boku. Na jego twarzy widniało zakłopotanie.
– Nie, nie – błagała.
– Nie bój się – powiedziałam. – Kyle nigdzie sobie nie pójdzie. Chcę ci tylko zadać parę pytań.
Kyle obrócił jej twarz ku mnie, a wtedy objęła mnie rękoma. Zabrałam ją w odległy kąt, najdalej jak mogłam od bezimiennej kobiety. Nie chciałam jeszcze bardziej namieszać jej w głowie ani przestraszyć. Kyle szedł za nami, nie odstępując nas na krok. Usiedliśmy na podłodze, twarzami do ściany.
– Rany – mruknął Kyle. – Nie sądziłem, że to będzie takie trudne.
– Jak ją znalazłeś? I złapałeś? – zapytałam. Rozszlochana dziewczyna wcale nie reagowała, przez cały czas tylko płakała mi w ramię. – Co się z nią stało?
Podejrzewałem, że może być w Las Vegas i zamiast do Portland, pojechałem najpierw tam. Jodi była blisko z matką, a matka mieszkała w Vegas. Widziałem, jak bardzo jesteś przywiązana do Jareda i młodego, więc pomyślałem, że może tam wróciła, mimo że nie była już sobą. No i miałem rację. Znalazłem ich wszystkich w tym samym domu: Doris, jej męża Warrena – mają teraz inne imiona, ale nie słyszałem ich wyraźnie – no i Sunny. Obserwowałem ich cały dzień, aż do zmroku. Sunny była sama w starym pokoju Jodi. Zakradłem się do środka kilka godzin po tym, jak położyli się spać. Złapałem Sunny, przerzuciłem przez ramię i wyskoczyłem przez okno. Myślałem, że zacznie krzyczeć, więc od razu pognałem do jeepa. Potem się przestraszyłem, że jednak nie krzyczy. Była zupełnie cicho! Bałem się, że… no wiesz. Jak ten facet, którego raz złapaliśmy.
Читать дальше