Ciągnie je do konfliktu , domyślała się Mel. Nie trawią spokoju i szczęścia. Co innego strach i gniew – w to im graj.
Miała chyba rację. Jakie to… przykre.
Usłyszałam w gąszczu wściekłych pytań czyjś przenikliwy głos i uświadomiłam sobie nagle, że Lacey też tam jest.
– Wanda? – Głos Kyle’a znowu wzniósł się ponad harmider.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że utkwił we mnie błękitne oczy.
– No, nareszcie jesteś! Możesz tu podejść i mi pomóc?
Więź
Jeb utorował mi przejście, rozpychając tłum strzelbą niczym pasterz rozganiający owce drewnianą laską.
– Dosyć tego – warczał na wszystkich, którym się to nie podobało. – Jeszcze będziecie mieli czas, żeby mu nawymyślać. Jak my wszyscy. Ale najpierw wyjaśnijmy parę rzeczy, hę? Przepuśćcie mnie.
Kątem oka zobaczyłam, jak Sharon i Maggie przesuwają się na tyły zbiegowiska, najwyraźniej niezadowolone z faktu, że rozsądek wziął górę nad emocjami. Przede wszystkim jednak z tego, że się pojawiłam. Obie nadal spozierały z zaciśniętymi zębami na Kyle’a.
Jared i Ian byli ostatnimi dwiema osobami, które Jeb odsunął na bok. Przechodząc, musnęłam obu, by choć trochę ich uspokoić.
– Dobra, Kyle – powiedział Jeb, plasnąwszy lufą o dłoń. – Nie próbuj się nawet tłumaczyć, szkoda na to twojego gardła. Nie wiem tylko, czy kazać ci się wynosić, czy może od razu cię zastrzelić.
Opalona, lecz pobladła twarzyczka znowu wyjrzała Kyle’owi zza łokcia, śmigając długimi, kręconymi czarnymi włosami. Usta miała szeroko otwarte z przerażenia, a ciemne oczy biegały jej we wszystkie strony. Miałam wrażenie, że ujrzałam w nich słaby połysk, mgnienie srebra wśród czerni.
– Ale najpierw przestańcie ujadać. – Jeb obrócił się, trzymając broń nisko w poprzek ciała. Wyglądało to tak, jakby zamienił się nagle w obrońcę Kyle’a oraz schowanej za nim istoty. Popatrzył chmurnie na tłum. – Kyle przyprowadził gościa, a wy zachowujecie się jak zwierzęta. Ludzie, gdzie wasze dobre maniery? Nie widzicie, jak się was boi? Wynocha wszyscy do roboty, ale prędko. Kantalupy mi usychają. Niech ktoś się tym zajmie. Zrozumiano?
Stał w miejscu, dopóki poirytowany tłum powoli się nie rozszedł. Teraz, kiedy już widziałam ich twarze, mogłam stwierdzić, że im przeszło – w każdym razie większości. W końcu przez ostatnie kilka dni spodziewali się najgorszego. Ich twarze zdawały się w tej chwili mówić: może i Kyle jest idiotą myślącym tylko o sobie, ale ważne, że wrócił i nie ściągnął na nas żadnego nieszczęścia. Nie trzeba się już ewakuować ani obawiać Łowców. W każdym razie nie bardziej niż zwykle. Wprawdzie przyprowadził jeszcze jednego robala, ale przecież i tak ostatnio pełno ich tutaj.
Po prostu już ich to nie szokowało tak jak kiedyś.
Część osób wróciła do kuchni dokończyć lunch, inni zabrali się z powrotem do nawadniania pola, jeszcze inni udali się do pokojów. Wkrótce zostali przy mnie już tylko Jared, Ian i Jamie. Jeb spojrzał na nich krzywo i otworzył usta, ale zanim zdążył cokolwiek rzec, Ian wziął mnie za rękę, a wtedy Jamie chwycił mnie za drugą. Po chwili poczułam trzeci uścisk na nadgarstku, tuż nad dłonią Jamiego. Był to Jared.
Widząc, jak cała trójka przykuła się do mnie, żeby uniknąć oddelegowania. Jeb wywrócił oczami i odszedł.
– Dzięki, Jeb! – zawołał za nim Kyle.
– Zamknij się, Kyle. Nie myśl, że żartowałem, jak mówiłem, że chcę cię zastrzelić, ty nędzna kanalio.
Za plecami Kyle’a rozległ się cichutki jęk.
– Dobrze, Jeb. Ale możesz poczekać z grożeniem mi śmiercią, aż będziemy sami? Widzisz, jak się boi. Pamiętasz, jak Wanda reagowała na takie sceny.
Kyle uśmiechnął się do mnie – poczułam, jak na mojej twarzy wykwita zdumienie – po czym obrócił się do stojącej za nim dziewczyny z najłagodniejszą miną, jaką kiedykolwiek u niego widziałam.
– Widzisz, Sunny? To jest ta Wanda, o której ci opowiadałem. Pomoże nam – nie pozwoli nikomu cię skrzywdzić, tak samo jak ja.
Dziewczyna – a może kobieta? Była malutka, ale delikatne krągłości figury kazały podejrzewać, że jest dojrzalsza, niż wskazywałby na to jej wzrost – spojrzała na mnie oczami wielkimi ze strachu. Kyle objął ją w talii i przyciągnął do boku. Przylgnęła do niego jak do podpory, trzymała się go jak bezpiecznej kotwicy.
– Kyle ma rację. – Nie sądziłam, że kiedyś to powiem. – Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić. Masz na imię Sunny? – zapytałam delikatnym głosem.
Kobieta podniosła wzrok na Kyle’a.
– Spokojnie. Nie musisz się bać Wandy. Jest taka jak ty – powiedział, po czym zwrócił się do mnie. – Jej prawdziwe imię jest dłuższe – coś z lodem.
– Promienie Słońca na Lodzie.
Widziałam w oczach Jeba błysk nieposkromionej ciekawości.
– Ale nie ma nic przeciw temu, żeby nazywać ją Sunny. Sama mi powiedziała – zapewnił mnie Kyle.
Sunny przytaknęła głową. Przeniosła wzrok z mojej twarzy na Kyle’a i od razu z powrotem. Jared, Jamie i Ian stali w milczeniu i zupełnym bezruchu. Widać było, że to wąskie, ciche grono podziałało na nią uspokajająco. Musiała wyczuć zmianę atmosfery. Wszelka wrogość zniknęła bez śladu.
– Też byłam kiedyś Niedźwiedziem, Sunny – powiedziałam, próbując sprawić, by poczuła się jeszcze lepiej. – Nazywali mnie tam Mieszkanką Gwiazd. A tutaj Wagabundą.
– Mieszkanka Gwiazd – szepnęła, otwierając jeszcze szerzej oczy, choć wydawało się to niemożliwe. – Ujeżdżaczka Bestii.
Stłumiłam w sobie jęk.
– Pewnie mieszkałaś w drugim kryształowym mieście.
– Tak. Słyszałam tę historię tyle razy…
– Podobało ci się bycie Niedźwiedziem, Sunny? – zapytałam szybko. Zdecydowanie nie chciałam teraz wracać do tamtej opowieści. – Było ci tam dobrze?
Zmarszczyła twarz. Wlepiła wzrok w Kyle’a, a w oczach stanęły jej łzy.
– Przepraszam – powiedziałam natychmiast i również spojrzałam na Kyle’a, pytająco.
Poklepał ją po ramieniu.
– Nie bój się. Jesteś bezpieczna. Obiecałem.
Ledwie usłyszałam jej szeptaną odpowiedź.
– Ale mnie się tu podoba. Chcę tu zostać.
Poczułam ucisk w gardle.
– Wiem, Sunny. Wiem. – Kyle położył jej dłoń z tyłu głowy i przytulił jej policzek do piersi. Zrobił to tak czule, że poczułam pieczenie w oczach.
Jeb odchrząknął, na co Sunny drgnęła przestraszona. Łatwo było sobie wyobrazić, w jakim stanie są jej nerwy. Dusze nie były przystosowane do radzenia sobie z groźbami i przemocą.
Przypomniało mi się, jak kiedyś Jared mnie przesłuchiwał – pytał, czy jestem jak inne dusze. Nie byłam, podobnie zresztą jak druga dusza, z którą mieli do czynienia, czyli Łowczyni. Tymczasem Sunny zdawała się ucieleśnieniem istoty mojego wrażliwego gatunku. Naszą główną siłą była liczebność.
– Przepraszam, Sunny – powiedział Jeb. – Nie chciałem ci napędzić strachu. Ale może powinniśmy się przenieść gdzie indziej. – Omiótł wzrokiem jaskinię, włącznie z paroma osobami, które stały u wejść do tuneli i gapiły się w naszą stronę. Popatrzył srogo na Reida i Lucinę, aż zniknęli w korytarzu wiodącym do kuchni. – Chyba czas zobaczyć, co tam u Doktora – dodał Jeb z westchnieniem, spoglądając smutno na zlęknioną kobietę. Domyślałam się, że wolałby posłuchać nowych opowieści.
– Racja – odparł Kyle, po czym ruszył w stronę południowego tunelu, ciągnąc ze sobą drobną Sunny, którą wciąż trzymał w talii.
Читать дальше