Robert Jordan - Dech Zimy
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Jordan - Dech Zimy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Dech Zimy
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Dech Zimy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dech Zimy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Dech Zimy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dech Zimy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Zanim wejdziesz z powrotem, zapukaj, najpierw dwa razy, potem raz i przedstaw się — powiedziała. — Inaczej przyjmę, że mam do czynienia z wrogiem. — A Birgitte tylko skinęła głową, jakby właśnie usłyszała słowa płynące z krynicy mądrości.
— To są zupełne głu... — Elayne stłumiła dłonią ziewnięcie. — Głupoty — dokończyła, gdy była już w stanie mówić. — Nikt nie spróbuje już... — Kolejne ziewnięcie, tak szerokie, że chyba mogłaby całą dłoń zmieścić w ustach. Światłości, co Nynaeve dodała do tego wina? — Zabić mnie... dzisiejszej nocy — dokończyła sennie — obie... dobrze... wiecie... — Poczuła, jak jej powieki stają się coraz cięższe, jak zamykają się wbrew największym wysiłkom. Nieświadomie wtuliła twarz w poduszkę, próbując jeszcze dokończyć zdanie, jednak...
Już znajdowała się w Wielkiej Sali, komnacie tronowej pałacu. W Wielkiej Sali, takiej jaką odbijał Tel’aran’rhiod . Tutaj skręcony kamienny pierścień, który w świecie jawy zdawał się zbyt ciężki na swoje rozmiary, był prawie nieważki i lekko jak piórko spoczywał na piersiach. Oczywiście otoczenie było jasne, światło docierało jakby zewsząd i znikąd naraz. W niczym nie przypominało światła słonecznego czy światła lamp, ale nawet podczas tutejszej nocy było go dość, aby wszystko wyraźnie widzieć. Jak to we śnie. Nieustające wrażenie, że się jest obserwowanym przez niewidzialne oczy, kojarzyło się może nie tyle ze snem, co z koszmarem, ale zdążyła do niego przywyknąć.
Wielka Sala była świadkiem doniosłych wydarzeń: słynnych audiencji, formalnych akredytacji ambasadorów obcych państw, Publicznego anonsowania ważnych traktatów i postanowień o wypowiedzeniu wojny, których świadkami byli zgromadzeni dygnitarze — długa komnata znakomicie się do tych celów nadawała, całkowicie teraz wyludniona, sprawiała wrażenie cokolwiek ponurej groty. Otaczały ją z dwu stron rzędy grubych, lśniących bielą kolumn, wysokich na dziesięć piędzi, a w jednym krańcu posadzki wysadzanej czerwonymi i białymi płytami, na marmurowym podwyższeniu stał Tron Lwa, do którego wiodły ułożone na stopniach czerwone dywany. Tron zaprojektowano dla kobiety, mimo to sprawiał wrażenie masywnego, które dodatkowo potęgowały, nogi w kształcie grubych lwich łap, rzeźbione i pozłacane oraz pyszniący się na szczycie oparcia Biały Lew z kamieni księżycowych na polu rubinów, oznajmiający wszem wobec, kto rządzi tutejszym wielkim narodem. Z wielkich witraży osadzonych w wysokim sklepieniu patrzyły na dół królowe, twórczynie potęgi Andoru, między nimi przedstawiono kolejne Białe Lwy i sceny bitewne z czasów, gdy wciąż zmieniały Andor z samotnego miasta rozpadającego się imperium Artura Jastrzębie Skrzydło w ogromne królestwo. Wielu krajów, które powstały w wyniku Wojny Stu Lat nie sposób było już znaleźć na żadnej mapie, a jednak Andor przetrwał tysiąc lat i wciąż kwitł. Czasami Elayne wydawało się, że spojrzenia tych witraży osądzają ją, szacując jej przydatność w dziele kontynuowania tradycji.
Chwilę po tym, jak ona sama pojawiła się w Wielkiej Sali, zagościła w niej druga kobieta — ciemnowłosa, młoda, w powłóczystych czerwonych jedwabiach haftowanych w srebrne lwy na lamówce i rękawach, z naszyjnikiem ognistych łez wielkich jak gołębie jaja; zasiadała na Tronie Lwa, Różana Korona wieńczyła jej głowę. Z dłonią wspartą swobodnie na rzeźbionym w lwi łeb oparciu, obejmowała władczym wzrokiem całą Salę. Wtedy jednak jej wzrok spoczął na Elayne i w oczach zamigotało rozpoznanie i... natychmiastowa konfuzja. Zniknęła korona, ogniste łzy i jedwabie, zastąpiły je proste wełny i fartuch. Moment później zniknęła i sama kobieta.
Elayne uśmiechnęła się, szczerze rozbawiona. Nawet podkuchenne śniły o miejscu na Tronie Lwa. Miała nadzieję, że kobieta nie przebudziła się w trwodze, przerażona przywitaniem, jakie ją spotkało, albo przynajmniej, że przeniosła się w innym, milszy sen. Sen bezpieczniejszy niż śnione w Tel’aran’rhiod .
Potem stała się świadkiem zmian zachodzących w komnacie tronowej. Zdobne lampy, stojące pod ścianami w szeregach jakby wibrowały pod wysokimi kolumnami. Wielkie, łukiem zwieńczone drzwi stały raz otworem, raz zamknięte, zmieniając się w mgnieniu oka. Tylko rzeczy, które na jawie przez dłuższy czas zajmowały to samo miejsce, miały szansę na w miarę stabilne odbicie w Świecie Snów.
Elayne wyobraziła sobie stojące lustro... i już miała je przed sobą, a w nim siebie samą: suknia z zielonego jedwabiu z wysokim karczkiem, stanik haftowany srebrem, większe szmaragdy w uszach, a drobniuteńkie wplecione w rudozłote loki. Sprawiła, że szmaragdy we włosach zniknęły, zadowolona skinęła głową. Odpowiednie dla Dziedziczki Tronu, ale nie nazbyt ostentacyjne. Trzeba było naprawdę uważać na to, z jakim wizerunkiem siebie wchodziło się do Tel’aran’rhiod , bowiem w przeciwnym razie... Jej skromna zielona suknia zmieniła się w wygodne, miękkie fałdy ubioru z Tarabon, te prawie natychmiast przeszły w szerokie, ciemne spodnie Ludu Morza i bose stopy, w komplecie razem ze złotymi kółkami w uszach, kółkiem w nosie i łańcuszkiem medalionów, a nawet tatuażami na rękach. Jednak bez żadnej bluzki, dokładnie w taki sposób, jak Atha’an Miere nosili się na pełnym morzu. Z płonącymi policzkami natychmiast powróciła do początkowego stroju, a potem dodatkowo zmieniła szmaragdy w proste srebrne kółka. Im prostszy ubiór się wyobrażało, tym łatwiej było nad nim panować.
Stojące lustro znikło — wystarczyło, że po prostu przestała na nim skupiać uwagę — ona zaś uniosła spojrzenie ku tym srogim obliczom ponad głową.
— Na tronie zasiadały kobiety równie młode jak ja — powiedziała na głos. Nie tak znowu wiele, prawda, i tylko siedmiu udało się zachować przez dłuższy czas Różaną Koronę. — Młodsze jeszcze. — Trzy. I żadna nie wytrwała dłużej niż rok. — Nie twierdzę, że czeka mnie wielkość równa waszej, ale nie przyniosę wam Wstydu. Będę dobrą królową.
— Mówisz do okien? — na głos Nynaeve Elayne aż się wzdrygnęła. Ponieważ tamta posługiwała się tylko kopią pierścienia wiszącego na szyi Elayne, jej wizerunek był niewyraźny, prawie przeźroczysty. Zmarszczyła brwi, dała krok w stronę Elayne i omal się nie przewróciła w obcisłej ciemnoniebieskiej sukni na tarabońską modłę, znacznie bardziej przylegającej do ciała niż ubiór, jaki Elayne wymyśliła dla siebie. Nynaeve zapatrzyła się na swoje odzienie i nagle była już w sukni andorańskiej, aczkolwiek z jedwabiu tej samej barwy, haftowanej złotem na rękawach i staniku. Wciąż od czasu do czasu zdarzało jej się mówić coś o “dobrych, mocnych wełnach z Dwu Rzek”, które miały rzekomo całkowicie jej wystarczać, jednak nawet tutaj, gdzie mogła wyglądać, jak chciała, jakoś nigdy nie wdziewała ich.
— Coś ty dodała do tego wina, Nynaeve? — zapytała Elayne — Zgasłam jak zdmuchnięta świeca.
— Nie próbuj zmieniać tematu. Jeżeli rozmawiasz z oknami, to naprawdę powinnaś spać, zamiast tu się wałęsać. Właściwie to już prawie chciałam ci zaserwować...
— Proszę, nie mów. Nie jestem Vandene, Nynaeve. Światłości, nawet nie znam ze słyszenia połowy zwyczajów, które Vandene i pozostałe traktują jako rzecz samo przez się zrozumiałą. Ale raczej nie okazałabym ci w tej sprawie posłuszeństwa, więc proszę, nie mów nic.
Nynaeve spojrzała na nią wściekle, ostro szarpnęła warkocz. Niektóre części jej sukni zmieniły się: spódnice stały się odrobinę pełniejsze, haft przybrał inny wzór, wysoki karczek obniżył się, a potem podniósł znowu, zakwitł koronką. Miała pewne trudności z zebraniem koniecznej porcji koncentracji. Czerwona kropka na czole nawet jednak nie zadrżała.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Dech Zimy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dech Zimy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Dech Zimy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.