Robert Jordan - Dech Zimy

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Jordan - Dech Zimy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dech Zimy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dech Zimy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dech Zimy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dech Zimy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Wybacz, że ci przeszkadzam, mój panie — powiedział Gill, kłaniając się i lekko uchylając sflaczałego kapelusza; na moment mignęły pod nim mocno przerzedzone włosy. Ułamek sekundy później kapelusz znów trafił na swoje miejsce, chroniąc głowę przed śniegiem. Wychowany w mieście, z trudem znosił chłód. Krępy mężczyzna nie miał w sobie nic ze służalczości... niewielu karczmarzom Caemlyn można to było zarzucić... jednak najwyraźniej cenił sobie pewną dozę etykiety w stosunkach międzyludzkich. Z pewnością zaś pasował na swą nową pozycje w wystarczającym stopniu, by zadowolić Faile. — Chodzi o młodego Tallanvora. Z pierwszym brzaskiem osiodłał rumaka i odjechał. Powiedział, że udzieliłeś mu pozwolenia, pod warunkiem że... że do tego czasu nie wróci żaden z oddziałów wysłanych na poszukiwania, ja jednak miałem wątpliwości, ponieważ nikomu innemu nie pozwoliłeś odjechać.

Głupiec. Ze wszystkiego, czego dowiedział się na temat Tallanvora, wynikało, iż jest on doświadczonym żołnierzem — aczkolwiek tamten nigdy nie wypowiadał się jasno na temat własnej przeszłości sam jednak przeciwko Aielom miał takie szansę, jak zając ścigający łasice.

“Światłości, jakże żałuję, że nie mogę z nim pojechać! Nie powinienem słuchać tego, co Berelain mówiła na temat zasadzek”.

Ale z pewnością czekała tam na nich kolejna zasadzka. Niewykluczone, że jeźdźcy Argandy skończyli w taki sam sposób. Jednak musiał wyruszać. Musiał.

— Tak — powiedział na głos. — Pozwoliłem mu. — Gdyby powiedział prawdę, musiałby pewnie później ukarać tamtego. Arystokratom rzekomo nie przystało inaczej. Oczywiście, o ile jeszcze zobaczy tamtego żywym. — Mówisz to w taki sposób, jakbyś sam chciał wyruszyć na poszukiwania.

— Mam dla Maighdin dużo... serca, mój panie — odparł Gill.

W jego głosie można było usłyszeć stonowaną godność, ale także pewną rezerwę, jakby w słowach Perrina usłyszał przytyk, iż jest już zbyt stary i gruby na takie przedsięwzięcie. I choć jego zaczerwieniona od mrozu twarz pozostawała spokojna, z pewnością pachniał strapieniem, a prócz tego bólem i podnieceniem. — Nie w tym sensie, co Tallanvor... to oczywiście nie wchodzi w grę... ale tak czy siak, jej los nie jest mi obojętny. Oczywiście to samo tyczy lady Faile — dodał pospiesznie. — Po prostu Maighdin znałem przez całe swoje życie. Nie zasłużyła sobie na taką dolę.

Oddech Perrina zamienił się w mgłę ponad jego głową.

— Rozumiem, panie Gill. — Naprawdę rozumiał. On sam chciał je wszystkie uratować, wiedział jednak, że gdyby musiał wybierać, wybrałby Faile, a pozostałym pozwolił przepaść. Wszystko inne mogło przepaść, byle tylko ona się uratowała. W powietrzu wisiała ciężka woń koni, on jednak wyczuł na jej tle ton ludzkiej irytacji, odwrócił się, żeby zobaczyć, o co chodzi.

Spośród całego tego zamieszania patrzyła nań Lini, nieruchoma, poruszając się tylko na tyle, ile było konieczne, aby uniknąć przypadkowego stratowania przez ludzi spieszących, by zająć swe miejsca w tworzących się nierównych formacjach. W jednej kościstej dłoni ściskała połę płaszcza, w drugiej nabijaną mosiądzem maczugę, długą prawie jak jej ręka. Doprawdy dziwne, że nie pojechała z Tallanvorem.

— Gdy tylko czegoś się dowiem, zaraz o tym usłyszysz — obiecał. Burczenie w brzuchu przypomniało mu nagle i z całą siłą o wzgardzonym gulaszu. Niemalże czuł na języku smak baraniny i soczewicy. Ziewnął szeroko, aż mu zatrzeszczały szczęki. — “Wybacz mi, Lini — powiedział, gdy był już w stanie mówić. — Mało spałem ostatniej nocy. Nic też nie jadłem. Zostało coś może? Trochę chleba i coś do obłożenia?

— Wszyscy zjedli już dawno temu — warknęła. — Żadne resztki również nie zostały, kociołki umyte i spakowane. Jeśli nabierasz ze zbyt wielu talerzy, zasługujesz w pełni na ból brzucha, który złoży cię wpół. Zwłaszcza jeżeli na dodatek nie będą to twoje talerze. — Jej tyrada wkrótce zamieniła się w pełne niezadowolenia pomruki, patrzyła nań jeszcze przez chwilę ponurym wzrokiem, a potem odeszła, ciskając wokół siebie groźne spojrzenia.

— Ze zbyt wielu talerzy? — mruknął Perrin. — Mój kłopot polega na tym, że nie jadłem nawet z jednego, gdzie tu ból brzucha... — Lini szła skroś obozu, omijając konie i wozy. Trzej czy czterej mężczyźni próbowali nawiązać z nią rozmowę, ona jednak każdego ofuknęła, podkreślając wymowę swego zachowania potrząsaniem pałki, na wypadek gdyby do nich nie dotarło. Ta kobieta musiała w całkiem dosłownym sensie odchodzić od zmysłów z obawy o Maighdin. — A może było to jedno z jej przysłów? Jednak zazwyczaj są łatwiejsze do zrozumienia.

— Aha... co do tego, to... — Gill znowu zerwał kapelusz z głowy, przez chwilę wpatrywał się w jego wnętrze, potem nasadził go znowu. — Ja... no, cóż... muszę zadbać o wozy, mój panie. Upewnić się, że wszystko gotowe.

— Ślepy byłby w stanie zauważyć, że wszystko jest gotowe — zauważył Perrin. — O co chodzi?

Gill rozpaczliwie kręcił głową, próbując wymyślić kolejną wymówkę. Najwyraźniej nic nie znalazł, bowiem wyraźnie oklapł.

— Przypuszczam... przypuszczam, że wcześniej czy później i tak się dowiesz — wymamrotał. — Rozumiesz, mój panie, Lini... — Wziął głęboki oddech. — Tego ranka, jeszcze przed wschodem słońca poszła do obozu Mayenian, aby zorientować się, jak się czujesz i... ach... i dlaczego nie wróciłeś na noc. W namiocie Pierwszej było ciemno, ale jedna z jej pokojówek nie spała i powiedziała Lini. Dała do zrozumienia... Chciałem powiedzieć... Nie patrz na mnie w ten sposób, mój panie.

Perrin z wysiłkiem opanował grymas wypełzający na twarz, przynajmniej próbował. Jednak nad tonem głosu zapanować nie potrafił.

— Żebym sczezł, ja tylko spałem w tym namiocie, człowieku. Nic więcej! Idź i jej to powiedz!

Gwałtowny atak kaszlu zupełnie obezwładnił przysadzistego mężczyznę.

— Ja? — wyrzęził Gill, gdy już mógł mówić. — Chcesz, żebym ja jej to powiedział? Roztrzaska mi głowę, jeśli bodaj wspomnę o czymś takim! Przypuszczam, że ta kobieta urodziła się w Far Madding i na dodatek podczas burzy. I zaraz prawdopodobnie nakazała grzmotom, by się uciszyły. A one pewnie posłuchały.

— Jesteś shambayanem — poinformował go Perrin. — Twoja funkcja nie może ograniczać się do ładowania wozów w śniegu. — Miał ochotę kogoś ugryźć!

Gill najwyraźniej to wyczuł. Wymamrotał zwyczajowe grzeczności, wykonał drżący ukłon i oddalił się, otulony ściśle płaszczem. Perrin gotów byłby się założyć, że tamten nie poszedł szukać Lini. Gill zarządzał ich domem i wszystkim, co wchodziło w jego skład, wyjąwszy właśnie Lini. Nikt nie rozkazywał Lini, prócz Faile.

Perrin ponuro obserwował, jak zwiadowcy opuszczają obóz, wnikając w zasłonę śniegu, dziesięciu mężczyzn, którzy już nie mogli oderwać wzroku od otaczających ich drzew, mimo że jeszcze nie zniknęły im z oczu własne wozy. Światłości, kobiety są w stanie uwierzyć we wszystko, co im się powie o mężczyznach, pod warunkiem, że będą to złe rzeczy. A im to będzie gorsze, tym bardziej się będą czuły zobowiązane je powtarzać dalej. Wydawało mu się, że Rosene i Nana będą jedynymi, na widok których będzie musiał świecić oczyma. Lini jednak najprawdopodobniej zaraz po powrocie do obozu powiedziała o wszystkim Breane, drugiej pokojówce Faile, a do chwili obecnej Breane z pewnością rozgadała już każdej kobiecie w obozie. Kobiet było sporo przy koniuszych I woźnicach, a Cairhienianki, jak to one, z pewnością natychmiast o wszystkim opowiedzą mężczyznom. Na takie rzeczy w Dwu Rzekach nie spoglądano łaskawym okiem. Kiedy już raz zdobyło się kiepską reputację, pozbycie się jej było niełatwą sprawa. Nagle w całkiem innym świetle zobaczył fakt, że mężczyzn; rozstępowali się, aby dać mu miejsce, niepewny sposób, w jaki na niego spoglądali, a nawet splunięcie Lema. W dręczonej wstydem pamięci uśmiech Kenly’ego zmienił się w pogardliwy uśmieszek. Jedyną jasną stroną całej sprawy był fakt, iż Faile z pewnością w nic nie uwierzy. Oczywiście, że nie uwierzy. Jasna sprawa.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dech Zimy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dech Zimy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Jordan - As Chamas do Paraíso
Robert Jordan
Robert Jordan - Het Licht van Weleer
Robert Jordan
Robert Jordan - Hart van de Winter
Robert Jordan
Robert Jordan - Het Pad der Dolken
Robert Jordan
Robert Jordan - Vuur uit de hemel
Robert Jordan
Robert Jordan - De Herrezen Draak
Robert Jordan
Robert Jordan - Srdce zimy
Robert Jordan
Robert Jordan - Cesta nožů
Robert Jordan
Отзывы о книге «Dech Zimy»

Обсуждение, отзывы о книге «Dech Zimy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x