Robert Jordan - Dech Zimy

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Jordan - Dech Zimy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dech Zimy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dech Zimy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dech Zimy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dech Zimy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Może być — odparł. Spróbował złagodzić ton swego głosu, nie bardzo jednak mu się udało. — Wiem, że wszyscy jesteście wobec niej lojalni. Szanuję to. — I na tym chyba koniec rzeczy, które w nich szanował. Nie bardzo to zabrzmiało jak przeprosiny i bynajmniej jako takie nie zostało przyjęte. Od Selande doczekał się tylko niewyraźnego mruknięcia, pozostali obrzucili go płonącymi spojrzeniami, a potem bez słowa odeszli. Niech i tak będzie. Póki dotrzymają słowa. Cała ta zgraja na spółkę nie przepracowała porządnie nawet jednego dnia.

Obóz powoli pustoszał. Wozy odjeżdżały na południe, ślizgając się na płozach w ślad za ciągnącymi je zwierzętami. Te drugie głęboko zapadały się w śnieg, płozy jednak zostawiały tylko płytkie koleiny natychmiast zamazywane przez prószącą biel. Ostatni odwołani ze wzgórza mężczyźni wspinali się na siodła i dołączali do kolumny wozów. Nieco z boku mijał ich właśnie oddział Mądrych, nawet prowadzący juczne zwierzęta gai’shain siedzieli na końskich grzbietach. Jakkolwiek zdecydowanie — tudzież niezdecydowanie, co było znacznie bardziej prawdopodobne— ośmielił się zachować Dannil, najwyraźniej odniosło to zamierzony skutek. Siedzące w siodłach Mądre wyglądały niezgrabnie, przynajmniej w porównaniu z Seonid lub Masuri, ich gai’shain stanowili bowiem widok jeszcze bardziej godny pożałowania. Odziani na biało mężczyźni i kobiety po raz pierwszy wsiedli na konie trzeciego dnia podróży przez śniegi, wciąż jednak trwali skuleni nad wysokimi łękami swych siodeł, rozpaczliwie czepiając się końskich grzyw, jakby już przy następnym kroku mieli spaść na ziemię. Zmuszenie ich, by w ogóle dosiedli koni, wymagało bezpośredniego rozkazu z ust samych Mądrych, niektórzy wciąż najchętniej w każdej chwili by zeszli, i czynili tak, gdy nikt na nich nie patrzył.

Perrin wgramolił się w końcu ciężko na siodło Steppera. Nie był wcale pewien, czy pójdzie mu lepiej niż tamtym. Nadszedł jednak czas na przejażdżkę, na którą wcale nie miał ochoty. Był tak głodny, że gotów byłby zabić za kromkę chleba. Albo kawałek sera. Czy smacznego królika.

— Aielowie nadchodzą! — krzyknął ktoś od czoła kolumny i wszystkie wozy stanęły. Rozległy się kolejne krzyki, przekazywane wzdłuż trasy pochodu; mężczyźni zaczęli ściągać z pleców łuki. Woźnice stawali na kozłach swych wozów, patrząc przed siebie, albo zeskakiwali na ziemie, by ukryć się za pojazdami. Perrin tylko jęknął cicho i wbił obcasy w boki Steppera.

U czoła kolumny zobaczył Dannila oraz dwu mężczyzn dzierżących te dwa przeklęte sztandary, wszyscy wciąż siedzieli w siodłach, jednak co najmniej trzydziestu innych już tworzyło pieszą formację, z napiętymi łukami w dłoniach. Ludzie strzegący wierzchowców łuczników tłoczyli się z tyłu, wskazując dłońmi i próbując uzyskać lepszy widok. Grady i Neald również byli na miejscu i choć wpatrywali się przed siebie z napięciem, to poza tym spokojnie siedzieli na koniach. Wszyscy pozostali roztaczali wokół woń podniecenia. Asha’mani pachnieli tylko... gotowością.

Perrin znacznie wyraźniej niż oni był w stanie dostrzec między drzewami to, w co tamci się wpatrywali. Zamaskowani Aielowie biegli ku nim w tumanach śniegu, jeden prowadził wysokiego siwego konia. Nieco z tyłu jechali trzej mężczyźni w płaszczach z naciągniętymi kapturami. W sposobie poruszania się Aielów było coś dziwnego. A do siodła siwka przymocowany był jakiś tobołek. Perrin poczuł, jakby jakaś potężna pięść ścisnęła jego serce, po chwili jednak pojął, że tobołek jest zbyt mały, aby pomieścić ciało.

— Opuścić łuki — powiedział. — To jest wałach Alliandre. To muszą być nasi ludzie. Nie widzicie, że ci Aielowie to są tylko Panny? — Żadna nie była na tyle wysoka, żeby ujść za mężczyznę Aiela.

— Ledwie jestem w stanie zobaczyć, że to Aielowie — mruknął Dannil, obrzucając go spojrzeniem z ukosa. Wszyscy już przyzwyczaili się do jego znakomitego wzroku, traktując go jak coś samo przez się zrozumiałego, a nawet powód do dumy... przynajmniej dotąd tak było... jednak on ze swej strony zawsze starał się skrywać to, jak naprawdę świetnie widzi. Teraz jednak już mu nie zależało.

— To nasi — poinformował Dannila. — Wszyscy zostają na miejscach.

Powoli wyjechał na spotkanie powracającego oddziału. Panny na jego widok zaczęły zdejmować zasłony. Pod jednym z głęboko naciągniętych kapturów konnych zobaczył czarne oblicze Furena Alharry. A więc byli to trzej Strażnicy, zgodnie z oczekiwaniem wrócili razem. W oczach Perrina ich konie wyglądały na równie zmęczone, jak on sam się czuł, w rzeczy samej, na wyczerpane nieomal ze szczętem. Miał ochotę z całych sił popędzać Steppera, żeby jak najszybciej usłyszeć, co tamci mają do powiedzenia. A równocześnie bał się tych wieści. Ciała z pewnością musiały odkryć kruki, lisy, może borsuki i Światłość jedna wie, co jeszcze. Może uznali, że oszczędzą mu okropnych przeżyć jeżeli nie przywiozą z powrotem tego, co znaleźli. Nie! Faile na pewno żyje. Cały czas sobie to powtarzał, próbował desperacko uchwycić się tej myśli, ale było to niczym ściskanie gołymi dłoń mi ostrej klingi.

Gdy dotarł do nich, natychmiast zeskoczył z konia, zachwiał się i musiał wesprzeć na łęku siodła. Czuł tylko ból tej pojedynczej myśli, poza nim zupełne odrętwienie. Ona musi żyć. Z jakiegoś powodu drobne szczegóły zdały mu się nagle wyolbrzymione. Zobaczył przed oczyma nie pojedynczy tobołek przytroczony do zdobnego siodła, lecz cały szereg drobnych tobołków, które wyglądały niczym kupa łachmanów. Panny miały na nogach rakiety śnieżne, naprędce wykonane z jakichś pnączy i giętkich gałęzi sosny, z których jeszcze nie odpadły wszystkie igły. Przez nie właśnie wydawało mu się wcześniej, że dziwnie się poruszają. Jondyn musiał im pokazać, jak się je robi. Próbował skupić wzrok. Wydawało mu się, że jego serce zaraz rozsadzi klatkę żeber.

Sulin wzięła jeden z tych małych tobołków i podeszła do niego, w lewej dłoni trzymała włócznię i tarczę. Kiedy się uśmiechnęła, zadrgała różowa blizna przecinająca pomarszczony policzek.

— Dobre wieści, Perrinie Aybara — powiedziała cicho, podając mu ciasno zwiniętą ciemnoniebieską materię. — Twoja żona żyje. — Alharra wymienił spojrzenia z drugim Strażnikiem Seonid, Terylem Wynterem, który zmarszczył brwi. Strażnik Masuri, Rovair Kirklin, z kamiennym spokojem patrzył przed siebie. Widoczne było, jak podkręcone wąsy Wyntera, że bynajmniej nie mają pewności, czy wieści istotnie są dobre. — Reszta poszła dalej w nadziei, że coś jeszcze da się znaleźć — ciągnęła dalej Panna. — Chociaż już odkryłyśmy dosyć dziwnych rzeczy.

Perrin pozwolił, by tobołek osunął się w jego wyciągnięte dłonie. To była suknia Faile, rozcięta na przedzie i wzdłuż rękawów. Wziął głęboki oddech, wciągając w nozdrza zapach Faile, delikatny ślad jej kwiatowego mydła, muśnięcie słodkich perfum, przede wszystkim jednak tę woń, która była nią. I całkowity brak odoru krwi. Pozostałe Panny zebrały się wokół niego, głównie były to starsze już kobiety o twardych twarzach, choć nie tak twardych jak oblicze Sulin. Strażnicy zsiedli z koni, w ogóle nie było po nich znać, że całą noc spędzili w siodłach, trzymali się z boku.

— Wszyscy mężczyźni zginęli — powiedziała żylasta kobieta — wnioskując jednak z odzieży, którą odnalazłyśmy, Alliandre Kigarin Maighdin Dorlain, Lacile Aldorwin, Arrela Shiego oraz jeszcze dwie kobiety zostały obrócone w gai’shain . — Te pozostałe dwie kobiety to musiały być Bain i Chiad, jednak wspomnienie ich imienia po tym, jak zostały schwytane, oznaczałoby dla nich hańbę. Trochę już się wiedziało na temat obyczajów Aielów. — Jest to wbrew zwyczajom, jednak śmierć im nie grozi. — Wynter z powątpiewaniem zmarszczył czoło, co spróbował natychmiast ukryć, naciągając głębiej kaptur.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dech Zimy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dech Zimy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Jordan - As Chamas do Paraíso
Robert Jordan
Robert Jordan - Het Licht van Weleer
Robert Jordan
Robert Jordan - Hart van de Winter
Robert Jordan
Robert Jordan - Het Pad der Dolken
Robert Jordan
Robert Jordan - Vuur uit de hemel
Robert Jordan
Robert Jordan - De Herrezen Draak
Robert Jordan
Robert Jordan - Srdce zimy
Robert Jordan
Robert Jordan - Cesta nožů
Robert Jordan
Отзывы о книге «Dech Zimy»

Обсуждение, отзывы о книге «Dech Zimy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x