Robert Jordan - Dech Zimy

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Jordan - Dech Zimy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dech Zimy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dech Zimy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dech Zimy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dech Zimy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ponieważ wokół było tak wielu ludzi, niemożliwość stanowiło wyłapanie poszczególnych woni, Perrin jednak nie potrzebował wrażliwego nosa, żeby wyczuć kłopoty wiszące w powietrzu. Zanim zdążył zapytać, co właściwie, na Światłość, tamci sobie wyobrażają, Berelain przemówiła pierwsza, z ceremonialnością tak gładką, przywodzącą na myśl porcelanę. Początkowo tylko zamrugał, nic nie pojmując.

— Lordzie Perrinie, twoja szlachetna małżonka i ja polowałyby w towarzystwie królowej Alliandre, kiedy zostałyśmy zaatakowane przez Aielów. Mnie udało się uciec. Jak dotąd jednak nie powrócił nikt z naszego oddziału, chociaż niewykluczone, że Aielowie wzięli jeńców. Wysłałam szwadron lanc na zwiady. Kiedy nastąpił atak znajdowałyśmy się dziesięć mil na południowy wschód, tak więc przed nocą z pewnością można oczekiwać jakichś wieści.

— Faile została schwytana? — zapytał ochrypłym głosem Perrin. Zanim jeszcze przekroczyli granicę między Amadicią i Ghealdan, już słyszeli o Aielach, którzy palili i grabili, zawsze jednak działo się to gdzieś indziej, w następnej wiosce albo tej położonej jeszcze za nią, jeśli nie dalej. Nigdy dostatecznie blisko, by się tym przejmować albo mieć pewność, że w sprawę wchodzi coś więcej niż tylko plotki. Nie mógł się tym przejmować, przynajmniej nie w sytuacji, kiedy wypełniał rozkazy przeklętego Randa al’Thora! I oto skutki.

— Co wy tu jeszcze robicie? — zapytał ostro. — Dlaczego jej nie szukacie? — Zdał sobie sprawę, że krzyczy. Miał ochotę wyć, aby tym bardziej ich przerazić. — Żebyście wszyscy sczeźli, na co czekacie? — Jej rzeczowa odpowiedź, udzielona takim tonem, jakby składała sprawozdanie, ile jeszcze paszy zostało dla koni, sprawiła, że gniew eksplodował mu w głowie tysiącem ukłuć. Zwłaszcza że miała rację.

— Napadły na nas dwie lub trzy setki, lordzie Perrinie, ale z tego, co słyszeliśmy, równie dobrze jak ja musisz zdawać sobie sprawę, że w okolicy może krążyć ponad dziesięć takich band. Jeżeli zaczniemy ich ścigać całą siłą, zapewne czeka nas bitwa z Aielami, która może nas drogo kosztować, a na dodatek nie będzie żadnej pewności, że są to właśnie ci, co porwali twą szlachetną małżonkę. Nawet nie dowiemy się, czy wciąż żyje. A w tej kwestii najpierw musimy zdobyć pewność, lordzie Perrinie, w przeciwnym razie cała wyprawa będzie bezużyteczna.

Czy żyje. Zadrżał, nagle poczuł, jak ziąb sięga mu do wnętrza. Przenika do kości. Mrozi serce. Musi żyć. Przecież musi. Och, Światłości, powinien jej pozwolić pojechać z nim do Abili. W obrzeżonej taraboniańskimi warkoczykami szerokoustnej twarzy, oczy Annoury wyrażały tylko współczucie. Nagle zdał sobie sprawę z bólu dłoni, kurczowo ściskających wodze. Zmusił się, by zwolnić uchwyt i rozprostować palce.

— Ma rację — cicho powiedział Elyas, który tymczasem podprowadził bliżej swego wałacha. — Ruszać całą siłą, wdawać się w walkę z Aielami, to dopraszać się o śmierć. Być może nawet udałoby ci się wielu ludzi zabrać ze sobą do grobu. Ale śmierć na nic się nie zda, jeśli twoja żona pozostanie w niewoli. — Starał się, by jego słowa brzmiały lekko, Perrin jednak potrafił wyczuć napięcie. — Przecież ją odnajdziemy, chłopcze. Taka kobieta mogła przecież równie dobrze im uciec. A teraz próbuje pieszo wrócić do obozu. Mając odpowiednio dużo czasu, wróci, choćby w samej sukni. Zwiadowcy Pierwszej znajdą ślady. — Elyas przeczesał palcami długą brodę i zachichotał z udawaną skromnością. — A jeśli ja nie potrafię znaleźć więcej śladów niż Mayenianie, to niech żuję korę. Sprowadzimy ją dla ciebie.

Perrina nie dało się oszukać.

— Tak — odparł ostro. Nikt pieszo nie ucieknie Aielom. — Ruszajcie. Szybko. — Nie oszukają go. Tamten spodziewał się znaleźć ciało Faile. Przecież musiała żyć, a to oznaczało,że została schwytana, lepiej jednak w niewoli, niż...

Nie rozmawiali ze sobą w taki sposób, jak porozumiewali się z wilkami; Elyasa zawahał się na moment, można by sądzić, że usłyszał myśli Perrina; nie próbował wszakże jego obaw. Jego wałach ruszył natychmiast na południe, krokiem tak szybkim, na jaki pozwalał śnieg. Zerknąwszy tylko raz na Perrina, Aram podążył za nim, jego twarz powlekł cień. Niegdysiejszy Druciarz nie przepadał za Elyasem, ale z taką samą mniej więcej siłą uwielbiał Faile, choćby dlatego, że była żoną Perrina.

Gdyby zajeździli zwierzęta na śmierć, nic by z tego nie wyszło, napomniał się Perrin, spod zmarszczonych brwi obserwując ich plecy. A równocześnie chciał, by gnali na złamanie karku. Chciał gnać z nimi. Znienacka zdało mu się, jakby pokryła go siatka pęknięć. Gdy wrócą ze złymi wieściami, rozsypie się. Ku jego zaskoczeniu konie trzech Strażników pognały w ślad za Elyasem i Aramem, śnieg trykał spod ich kopyt, poły prostych wełnianych płaszczy powiewały za plecami, zwolnili dopiero, kiedy dogonili tamtych.

Zmusił się jakoś, by z wdzięcznością skinąć głową Masuri i Seonid, gest ten objął również Edarrę i Carelle. Niezależnie od kogo pochodziła propozycja, wiadomo, komu należało zawdzięczać zgodę. Tu mniej więcej przebiegała granica kontroli, jaką ustanowiły Mądre, i której żadna Aes Sedai dotąd nie przekroczyła. Z pewnością chciały, jednak urękawicznione dłonie wciąż spoczywały spokojnie na łękach siodeł, żadna też nie zdradziła zniecierpliwienia nawet mrugnięciem oka.

Nie wszyscy patrzyli w ślad za odjeżdżającymi mężczyznami. Annoura na przemian to uśmiechała się do niego ze współczuciem, to kątem oka mierzyła Mądre. W przeciwieństwie do dwu wcześniej wspomnianych sióstr, nie składała żadnych obietnic, ale wobec kobiet Aielów zachowywała taką samą ostrożność, jak one. Gallenne wciąż popatrywał jedynym okiem na Berelain, czekając na znak, by dobyć miecz, którego rękojeść ściskał wciąż w dłoni, sama zaś Berelain całą uwagę skupiła na Perrinie, jej oblicze jednak pozostawało całkowicie gładkie i nieodgadnione. Grady i Neald szeptali, nachyliwszy ku sobie głowy, od czasu do czasu posyłając ponure spojrzenia w jego stronę. Balwer trwał zupełnie nieruchomy, niczym wróbel, co przysiadł na siodle, i próbując stać się jak najmniej widoczny, słuchał z najwyższą uwagą.

Arganda przejechał swym dereszowatym wałachem tuż przed szeroką piersią karego ogiera Gallenne, ignorując całkowicie gniew płonący w jedynym oku Mayenianina. Usta Pierwszego Kapitana poruszały się ze złością za lśniącymi prętami przyłbicy hełmu, Perrin jednak nie słyszał ani słowa. W głowie miał tylko Faile. Och, Światłości, Faile! Piersi ściskały mu żelazne sztaby. Znajdował się na skraju paniki, tylko koniuszkami palców trzymając się resztek zdrowego rozsądku.

Rozpaczliwie sięgnął poza siebie myślami, nerwowo poszukując wilków. Elyas z pewnością już tego próbował — Elyas przecież nie miał powodów, by poddawać się panice — ale on sam też musiał coś zrobić.

Szukał, póki ich nie znalazł. Stado Trzypalcego, stada Chłodnej Wody, Zmierzchu i Rogatej Wiosny, i inne. Wraz z prośbami o pomoc wylewał się z niego ból, ale bynajmniej nie ubywało go, wręcz przeciwnie w środku wciąż narastał. Wilki słyszały o Młodym Byku i współczuły utraty jego samicy, same jednak trzymały się z dala od dwunogich, którzy płoszyli całą zwierzynę, i z którymi spotkanie dla samotnego wilka mogło się skończyć śmiercią. W okolicy było tak wiele stad dwunogich, zarówno pieszych, jak dosiadających czworonogów o twardych kopytach, że nie potrafiły powiedzieć, czy wśród nich jest właśnie to, którego on szuka. Dwunogi dla nich były nieodróżnialne od innych dwunogich, wyjąwszy może tych, którzy potrafili przenosić, oraz tych nielicznych, którzy umieli się z nimi porozumieć. Wyj z żalu, powiedziały mu, a potem żyj dalej, póki nie spotkasz jej znowu w Wilczym Śnie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dech Zimy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dech Zimy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Jordan - As Chamas do Paraíso
Robert Jordan
Robert Jordan - Het Licht van Weleer
Robert Jordan
Robert Jordan - Hart van de Winter
Robert Jordan
Robert Jordan - Het Pad der Dolken
Robert Jordan
Robert Jordan - Vuur uit de hemel
Robert Jordan
Robert Jordan - De Herrezen Draak
Robert Jordan
Robert Jordan - Srdce zimy
Robert Jordan
Robert Jordan - Cesta nožů
Robert Jordan
Отзывы о книге «Dech Zimy»

Обсуждение, отзывы о книге «Dech Zimy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x