Robert Jordan - Dech Zimy
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Jordan - Dech Zimy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Dech Zimy
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Dech Zimy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dech Zimy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Dech Zimy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dech Zimy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Z westchnieniem wskoczył na siodło Stayera, podczas gdy Mądre szły w ślad za swoimi uczennicami Aes Sedai. Po dłuższym odpoczynku ogier tańczył nerwowo, Perrin szybko opanował go uściskiem kolan i mocny chwytem wodzy. Nawet po kilku tygodniach praktyki kobiety Aielów trzymały się w siodłach niezgrabnie, grube spódnice zadarte były wysoko ponad kolana nóg w wełnianych pończochach. Całkowicie zgadzały się ze zdaniem obu sióstr na temat tego, co należy zrobić z Masemą, podobnie zresztą jak pozostałe Mądre w jego obozie. Duży kociołek gorącego gulaszu dla każdego, kto potrafi dowieźć go do Cairhien i nie poparzyć się po drodze.
Grady i Aram już siedzieli w siodłach, nie potrafił wyłowić ich zapachów wśród woni pozostałych. Zresztą nie było potrzeby. Mimo czarnego kaftana i srebrnego miecza przy kołnierzu, w jego oczach Grady zawsze wyglądał na farmera — teraz było inaczej. Nieruchomy jak posąg w swym siodle, krepy Asha’man przyglądał się wartownikom Masemy ponurym wzrokiem człowieka, który zastanawia się, gdzie najpierw przyłożyć ostrze. I gdzie przyłożyć je potem, i znowu, tyle razy, ile będzie trzeba. Aram natomiast ze swoim wydętym zielonym płaszczem Druciarza powiewającym na wietrze i rękojeścią miecza sterczącego znad ramienia, miał na twarzy wyraz takiego podniecenia, że Perrin poczuł, jak pęka mu serce. Aram widział w Masemie człowieka, który oddał swe życie, serce i duszę Smokowi Odrodzonemu. W sercu Arama zaś Smok Odrodzony zajmował miejsce tuż po Faile i Perrinie.
“Nie robisz chłopakowi dobrej przysługi” — usłyszał Perrin od Elyasa. “Pomogłeś mu odrzucić to, w co wierzył, a teraz pozostała mu już tylko wiara w ciebie i swój miecz. A tego jest za mało, żadnemu mężczyźnie to nie wystarczy”. Elyas poznał Arama, kiedy ten był jeszcze Druciarzem, zanim wziął broń do ręki.
Gulasz może okazać się trujący, przynajmniej dla niektórych.
Zbrojni Masemy mogli się przyglądać Perrinowi ze zdziwieniem, żaden jednak nie drgnął, by zrobić przejście, póki nie okrzyknięto ich z okna. Dopiero tłum rozsunął się na tyle, że jeźdźcy mogli ruszyć pojedynczą kolumną. Bez jego zgody dotarcie do Proroka nie było łatwe. Opuszczenie go stanowiłoby niemożliwość.
Gdy tylko oddalili się stosownie od Masemy i jego ludzi, Perrin narzucił tempo tak szybkie, na jakie pozwalały zatłoczone ulice. Jeszcze nie tak dawno temu Abila była sporym, dobrze prosperującym miasteczkiem, z wybrukowanymi kamieniem rynkami i wysokimi na cztery piętra budynkami krytymi dachówką. Dalej była dość spora, jednak miejsca, w których niegdyś znajdowały się domy i gospody, teraz znaczyły kupy gruzów. W Abili nie została żadna gospoda ani dom, w którym nie dość szybko zdecydowano się uznać chwałę Lorda Smoka Odrodzonego. Dezaprobata Masemy rzadko kiedy znajdowała subtelny wyraz.
W ciżbie nieczęsto przewijali się ludzie wyglądający na rodowitych mieszkańców — obszarpańcy w nędznych łachach, przemykający lękliwie pod ścianami domów. Żadnych dzieci. Ani psów — najwyraźniej głód musiał wszystkim bardzo doskwierać. Jak okiem sięgnąć, grupki uzbrojonych mężczyzn brodziły po kostki w błocie, które jeszcze zeszłej nocy było śniegiem, dwudziestu tutaj, pięćdziesięciu tam, kopniakami odganiając przechodniów zbyt wolno schodzących im z drogi, zmuszając nawet woźniców zaprzężonych w woły wozów do skręcania. Zawsze jacyś pozostawali w zasięgu wzroku, rzesze. W mieście musiały ich być tysiące. Armia Masemy składała się z motłochu, liczebnością jednak nadrabiała pozostałe niedostatki. Dzięki Światłości, że tamten zgodził się zabrać ze sobą jedynie setkę. Wynegocjowanie tego zabrało godzinę, w końcu jednak zdobyli jego zgodę. Ostatecznie zwyciężyło pragnienie Masemy, by jak najszybciej dotrzeć do Randa, choć Podróżować nie chciał za nic w świecie. Niewielu z jego zwolenników dysponowało końmi, a im więcej ich będzie maszerować, tym wolniej będą się poruszać. W takiej sytuacji przynajmniej dotrą przed nocą do obozu Perrina.
Jak dotąd Perrin nie dostrzegł żadnych konnych, z wyjątkiem należących do jego oddziału, toteż nic dziwnego, że przyciągali spojrzenia zbrojnych, spojrzenia ciężkie jak kamień, spojrzenia płonące gorączką. Dobrze odziani ludzie byli stosunkowo częstymi gośćmi Proroka, szlachta i kupcy przybywający w nadziei, że osobiste stawiennictwo zapewni im więcej przychylności i mniejsze kary, zazwyczaj jednak i tak musieli wracać pieszo. Oddział Perrina miał jednak przed sobą wolną drogę, pominąwszy konieczność omijania zgromadzeń wyznawców Masemy. Jeśli odjeżdżali konno, musiało być to zgodne z wolą Proroka. Mimo to Perrin nie musiał przypominać, aby trzymać się razem. W Abili panowała atmosfera oczekiwania, nikt z odrobiną bodaj oleju w głowie nie miał ochoty być w pobliżu, kiedy oczekiwanie dobiegnie końca.
Z prawdziwą ulgą powitał widok Balwera, wbijającego kolana w boki swego wałacha o szerokim nosie — tamten wyjechał z bocznej uliczki tuż obok niskiego drewnianego mostu, którym droga wiodła za miasto. Na kolejną falę ulgi, prawie równie mocnej, musiał czekać do chwili, aż pokonali most i minęli ostatnich wartowników. Balwer, drobny mężczyzna o ostrej twarzy, składający się chyba wyłącznie ze ścięgien, na którym prosty brązowy kaftan wisiał niczym na wieszaku, wbrew pozorom znakomicie potrafił o siebie zadbać, jednak Faile zdecydowana prowadzić stosowny dla szlachcianki dom byłaby co najmniej niezadowolona, gdyby Perrin pozwolił, by choć włos z głowy spadł jej sekretarzowi. Sekretarzowi jej i Perrina. Perrin jeszcze nie zdecydował, co właściwie powinien myśleć o posiadaniu sekretarza, niemniej tamten dysponował umiejętnościami dalece wykraczającym poza kaligrafię. Których zresztą dowiódł już w momencie, gdy opuścili miasto i znaleźli się wśród niskich, zalesionych wzgórz. Większość gałęzi drzew była całkowicie naga, a te, na których trzymała się jeszcze pojedyncza igła lub liść, stanowiły plamy żywej zieleni na tle bieli. Całą drogę mieli dla siebie, jednak koleiny w zamarzniętym śniegu utrudniały jazdę.
— Wybacz mi, lordzie Perrinie — mruknął Balwer, pochylając się w siodle ku niemu poza plecami Elyasa — ale przypadkiem udało mi się usłyszeć coś, co może cię zainteresować.— Dyskretnie kaszlnął, przykrywając usta rękawicą, a potem pośpiesznie naciągnął kaptur i ściślej otulił się płaszczem.
Elyas i Aram nie potrzebowali właściwie nawet gestu Perrina, żeby dołączyć do jadących z tyłu. Wszyscy już przyzwyczaili się do wymogów prywatności, z jakimi wiązał się, tryb życia małego człowieczka. Dlaczego konsekwentnie upierał się by udawać, że wcale nie zbiera informacji w każdym miasteczku czy wiosce, przez które przejeżdżali, tego Perrin nie potrafił odgadnąć. Przecież musiał wiedzieć,że Perrin o wszystkim rozmawia z Faile i Elyasem. W każdym razie zbieranie informacji wychodziło mu aż nazbyt zręcznie.
Balwer przekrzywił głowę, by móc obserwować jadącego obok Perrina.
— Mam dwie wieści, mój panie, jedna w mojej opinii jest istotna, druga zaś pilna. — I choć wieści może rzeczywiście były pilne, nawet głos tamtego był wciąż całkowicie pozbawiony wyrazu, suchy niczym szelest opadłych liści.
— Jak pilna? — Perrin sam ze sobą założył się w myślach, czego będzie dotyczyła pierwsza wiadomość.
— Przypuszczalnie bardzo pilna, mój panie. Król Ailron wydał Seanchanom bitwę pod Jeramel, mniej więcej sto mil na zachód stąd. Stało się to jakieś dziesięć dni temu. — Usta Balwera zacisnęły się przelotnie w irytacji. Nienawidził braku precyzji, nienawidził niewiedzy. — Godne zaufania informacje stanowią rzadkość, jednak bez najmniejszej wątpliwości można stwierdzić, że amadiciańcy żołnierze zostali pozabijani, wzięci do niewoli lub rozproszeni. Byłbym naprawdę zaskoczony, gdyby się okazało, że zostało ich więcej niż pojedyncze liczące setkę ludzi oddziały, a i te wkrótce z pewnością zajmą się rozbojem. Sam Ailron trafił do niewoli, wraz z całym dworem. Amadicia nie ma już żadnej szlachty, przynajmniej liczącej się.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Dech Zimy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dech Zimy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Dech Zimy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.