Robert Jordan - Dech Zimy

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Jordan - Dech Zimy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dech Zimy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dech Zimy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dech Zimy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dech Zimy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Co jeszcze widziałaś?

Nie wypuszczając łyżeczki z ręki, Gabrelle usiadła po drugiej stronie stołu i z napięciem pochyliła się ku niej.

— Być może ten ich mur okaże się mocny, kiedy już go skończą, tymczasem jednak miejsce to pełne jest pęknięć. Jest tu frakcja Mazrima Taima i frakcja Logaina, chociaż nie do końca jestem pewna, czy oni też widzą to w taki sposób. Być może istnieją też jakieś inne odłamy, bo z pewnością sami nie do końca rozumieją dzielące ich różnice. Pięćdziesiąt jeden sióstr powinno być w stanie jakoś wykorzystać tę sytuację, nawet pomijając więź. Następne pytanie brzmi jednak, co z tym zrobimy?

— Następne pytanie? — zapytała Toveine, tamta jednak przez jakiś czas milczała. — Gdyby udało nam się poszerzyć te szczeliny — powiedziała na koniec — doprowadzimy do tego, że po świecie będzie krążyć dziesięć czy pięćdziesiąt band, każda bardziej niebezpieczna od dowolnej armii, jaką kiedykolwiek widziano. Wyłapanie ich wszystkich może zabrać życie pokolenia, a światu przynieść zniszczenia porównywalne z Pęknięciem, poza tym pamiętać należy, że przecież zbliża się Tarmon Gai’don. To znaczy, jeśli ten Rand al’Thor rzeczywiście jest Smokiem Odrodzonym.— Gabrelle otworzyła usta, jednak Toveine gestem zbyła, cokolwiek tamta chciała powiedzieć. Najprawdopodobniej nim właśnie był. Ale jakie to miało znaczenie teraz, w tych okolicznościach. — Jeżeli jednak powstrzymamy się... Nawet gdybyśmy zdławiły bunt i sprowadziły te wszystkie siostry z powrotem do Wieży, gdybyśmy wezwały te, które już się wycofały, nie mam pojęcia, czy wszystkie razem potrafiłybyśmy zniszczyć to miejsce. Podejrzewam, że gdyby nawet, straciłybyśmy połowę sióstr Wieży. Jakie było pierwsze pytanie?

Gabrelle odchyliła się w krześle, jej twarz nabrała nagle zmęczonego wyrazu.

— Tak, to nie jest prosta decyzja. A z każdym dniem przybywają im kolejni mężczyźni. Sądzę, że od naszego przybycia stan powiększył się o jakichś piętnastu czy dwudziestu.

— Nie zwiedziesz mnie w ten sposób, Gabrelle! Jakie było pierwsze pytanie? — Spojrzenie Brązowej stało się ostrzejsze, patrzyła na nią przez dłuższą chwilę.

— Wkrótce zaczniemy zapominać o przeżytym wstrząsie — powiedziała na koniec. — Co wtedy? Z władzą, jaką ci dała Elaida, koniec; ekspedycja dobiegła końca. Pierwsze pytanie brzmi, czy jest nas pięćdziesiąt jeden zjednoczonych sióstr, czy też powrócimy do bycia Brązowymi, Czerwonymi, Żółtymi, Zielonymi i Szarymi? Nie zapominajmy też o biednej Ayako, która z pewnością żałuje, że Białe uparły się mieć swoją przedstawicielkę. Lemai i Desandre cieszą się wśród nas największym autorytetem. — Gabrelle podkreślała swoje słowa, groźnie wymachując łyżeczką. — Jedyną szansą na zachowanie jedności jest to, abyśmy razem, ty i ja publicznie poddały się autorytetowi Desandre. Musimy! To i tak będzie tylko początek. Mam nadzieję. Jeśli tylko uda nam się nakłonić w ten sposób inne, by postąpiły podobnie, będzie to już jakiś początek.

Toveine wciągnęła głęboki oddech i udawała, że zapatrzyła się przed siebie, jakby namyślając. Podporządkowanie się autorytetowi sióstr mających wyższą pozycję samo w sobie nie powinno sprawić... większych trudności. Ajah zawsze miały swoje sekrety, czasami spiskowały trochę przeciwko sobie, jednak istniejący aktualnie otwarty rozłam w Wieży napawał ją odrazą. Poza tym, wcześniej już nauczyła się pokory u pani Doweel. Zastanawiała się czasami, jak tamta kobieta potrafi teraz żyć w ubóstwie i pracować na farmie pod rozkazami przełożonej jeszcze bardziej paskudnej od niej samej.

— Potrafię się na to zdobyć — powiedziała na koniec. — Jeśli chcemy przekonać Desandre i Lemai, powinnyśmy przedstawić im plan działania. — Już wcześniej w jej głowie uformowały się zarysy takiego planu, nawet jeśli nie chciała go nikomu przestawiać. — Och, woda się zagotowała, Gabrelle.

Całkiem nieoczekiwanie ta głupia kobieta uśmiechnęła się, wstała i pośpieszyła do paleniska. Jeśli już o tym mowa, Brązowe zawsze lepiej sobie radziły z odczytywaniem znaczeń w księgach niż w ludzkich duszach. Zanim Logain, Taim i cała reszta zostaną unicestwieni, pomogą Toveine Gazal obalić Elaidę.

Wtłoczony między grube mury obronne masyw wielkiego miasta Cairhien wbijał się w rzekę Alguenya. Niebo było czyste, bez śladu chmur, dął jednak zimny wiatr, a promienie słońca odbijały się bielą w warstwie śniegu pokrywającej dachy i iskrzyły w soplach, które najwyraźniej nie chciały topnieć. Alguenya nie zamarzła, niesione jednak z jej nurtem małe poszczerbione kry wirowały na falach, uderzając o kadłuby okrętów, czekających na swoją kolej w dokach. Na handel niekorzystny wpływ wywierała zima, wojna i oczywiście obecność w mieście Smoka Odrodzonego, jednak ostatecznie zamierał dopiero wraz ze śmiercią narodu. Mimo zimna na przecinających tarasy wzgórz miasta — Miasta, jak na nie tu mówiono — ulicach tłoczyły się wozy, wózki i ludzie.

Przed frontem zwieńczonego kwadratową wieżą Pałacu Słońca tłum skupił się przy długiej wejściowej rampie, kupcy opatuleni w doskonałe wełny, zabijający ręce szlachetnie urodzeni w swych aksamitach, ponurzy robotnicy i złachmanieni uchodźcy — Wszyscy patrzyli w górę. Nikomu nie przeszkadzało bezpośrednie sąsiedztwo zbitej tłuszczy, nawet kieszonkowcy jakby zapomnieli o pchającej się w ręce okazji. Ci, którzy się już napatrzyli, odwracali się i odchodzi, inni jednak natychmiast zajmowali ich miejsce niektórzy podnosili w górę dzieci, żeby też mogły zobaczyć zrujnowane skrzydło Pałacu, gdzie robotnicy usuwali właśnie gruzy drugiego piętra. W całym Cairhien trwała zwykła wrzawa, stukot rzemieślniczych młotków, skrzypienie osi, krzyki sklepikarzy, skargi kupujących, pomruki kupców. Tłum przed Pałacem Słońca trwał w całkowitym milczeniu.

Jakąś milę od Pałacu Rand stał w oknie budowli dumnie nazywanej Akademią Cairhieniańską, wyglądając przez pokryte lodem szyby na wybrukowany dziedziniec stajni poniżej. Za czasów Artura Jastrzębie Skrzydło, a i wcześniej, istniały szkoły zwane Akademiami, stanowiące ośrodki nauczania, przyciągające uczonych ze wszystkich zakątków świata. Szumna nazwa nie miała znaczenia, równie dobrze mogliby określać ją mianem Stodoły, jeśli tylko dadzą mu, czego chciał. Tymczasem jednak poważniejsze troski wypełniały jego myśli. Czy nie popełnił błędu, tak szybko wracając do Cairhien? Ale zmuszono go do ucieczki zbyt raptownej, żeby ci, co mieli wiedzieć, nie wiedzieli, iż była to właśnie ucieczka. Zbyt szybko wszystko się odbyło, żeby cokolwiek z góry przygotować. Były pytania, które musiał zadać i nie cierpiące zwłoki sprawy. A Min żądała kolejnych książek pana Fela. Cały czas słyszał, jak mamrocze coś do siebie, przetrząsając półki, na które trafiły po śmierci tamtego. Karmiona szerokim strumieniem ksiąg i rękopisów, których wcześniej nie posiadała, biblioteka Akademii powoli przestawała się mieścić w pomieszczeniach, jakie na nią przeznaczono w pałacu niegdyś należącym do lorda Barthanesa. W głębi umysłu czuł nieustanną obecność Alanny, najwyraźniej nadąsanej; z pewnością musiała wiedzieć, że wrócił do miasta. Z tak bliska mogła trafić do niego jak po sznurku, wiedziałby jednak z góry, gdyby spróbowała. Na całe szczęście Lews Therin milczał. Ostatnimi czasy wydawał się jeszcze bardziej szalony niż zwykle.

Rękawem kaftana oczyścił fragment szyby. Miał na sobie mocne ciemne wełny, stosowne dla człowieka posiadającego niewiele pieniędzy i jeszcze mniejsze pretensje, żadną miarą strój, w którym ktokolwiek spodziewałby się zobaczyć Smoka Odrodzonego. Na wierzchu jego dłoni połyskiwała metalicznie otaczająca łeb Smoka złota grzywa, jednak w aktualnym otoczeniu nie groziło to ujawnieniem. Kiedy nachylił się, by popatrzeć, czubkiem buta trącił skórzany worek stojący pod oknem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dech Zimy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dech Zimy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Jordan - As Chamas do Paraíso
Robert Jordan
Robert Jordan - Het Licht van Weleer
Robert Jordan
Robert Jordan - Hart van de Winter
Robert Jordan
Robert Jordan - Het Pad der Dolken
Robert Jordan
Robert Jordan - Vuur uit de hemel
Robert Jordan
Robert Jordan - De Herrezen Draak
Robert Jordan
Robert Jordan - Srdce zimy
Robert Jordan
Robert Jordan - Cesta nožů
Robert Jordan
Отзывы о книге «Dech Zimy»

Обсуждение, отзывы о книге «Dech Zimy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x