Robert Jordan - Dech Zimy
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Jordan - Dech Zimy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Dech Zimy
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Dech Zimy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dech Zimy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Dech Zimy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dech Zimy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Próbował wyobrazić sobie kogoś lecącego na latawcu, ale wizerunek był całkowicie absurdalny. Chwytanie piorunów w dzbany całkowicie przekraczało jego wyobrażenia. A jednak...
— Niech pracują dalej, Przełożona. Kto wie? Może jeden z tych wynalazków okaże się istotny. Gdyby któryś działał, jak zapowiedziano, daj wynalazcy premię.
Na pomarszczonej, ogorzałej od słońca twarzy Dobraine’a zastygło zwątpienie, choć nadzwyczaj dobrze skrywane. Idrien ponuro skłoniła głowę, dając znak, że zrozumiała, a nawet dygnęła, choć wyraźnie widać było, iż sądzi, że pierwej świnie będąc latać, niż któremuś się uda.
Rand nie do końca miał pewność, czy nie podziela jej zdania. Ale przecież, być może jakaś świnia mogłaby sobie wyhodować skrzydła. Wóz przecież jechał. A on z kolei naprawdę rozpaczliwie chciał światu coś zostawić po sobie, coś, co pomoże mu przetrwać nowe Pęknięcie, którego sprowadzenie przypisywały Randowi Proroctwa. Kłopot polegał na tym, że nie miał pojęcia, co to może być, wyjąwszy same szkoły. Kto wiedział, cóż w końcu zrodzi taki cud? Światłości, chciał zbudować cokolwiek, co przetrwa.
“Też myślałem, że potrafię budować” — wymamrotał Lews Therin w jego głowie. “Myliłem się. Nie jesteśmy budowniczymi, ani ty, ani ja, ani tamten. Jesteśmy niszczycielami. Niszczycielami”.
Rand zadrżał i przeczesał palcami włosy. Tamten? Czasami głos brzmiał najbardziej zdrowo, gdy Lews Therin właśnie pogrążał się w największej otchłani szaleństwa. Obserwowali go, Dobraine prawie perfekcyjnie skrywając niepewność, Idrien nawet się nie starając. Wyprostował się, jakby nic się nie stało, z kaftana wyciągnął dwa cienkie pakiety. W wielkiej plamie czerwonego wosku na każdym odciśnięty był Smok. Sprzączka pasa, którego aktualnie nie nosił, służyła mu za osobliwy sygnet.
— Ten z wierzchu mianuje cię moim zarządcą w Cairhien — powiedział, podając Dobraine oba pakiety. Trzeci wciąż trzymał za pazuchą, przeznaczony był dla Gregorina den Lushenos, czyniący zeń zarządcę Illian. — Tym sposobem pod moją nieobecność nikt nie będzie kwestionował twojej władzy. — Dobraine przy pomocy swych zbrojnych jest w stanie poradzić sobie z wszelkimi kłopotami, lepiej jednak z góry zadbać, by nikt nie mógł potem wykręcać się niewiedzą lub wątpliwościami. Być może nie będzie żadnych kłopotów, kiedy wszyscy z góry uwierzą, że Lord Smok nie odpuści żadnego wykroczenia. — A to są rozkazy odnośnie rzeczy, które chcę, aby wykonano, poza tym jednak kieruj się własnym uznaniem. Kiedy lady Elayne ogłosi swe roszczenia do Tronu Słońca, poprzyj je swymi wpływami.— Elayne. Och, Światłości, Elayne i Aviendha. Przynajmniej one były bezpieczne. W głosie Min brzmiało teraz znacznie większe zadowolenie, pewnie znalazła księgi pana Fela. Wyobraził sobie, jak ona idzie za nim na śmierć, ponieważ nie miał dość siły, żeby ją powstrzymać.
“Ilyeno” — zajęczał Lews Therin. “Wybacz mi, Ilyeno!”.
Głos Randa był teraz lodowaty jak dech zimy.
— Będziesz wiedział, dokąd dostarczyć drugi. Albo czy w ogóle to czynić. Wypytaj go, jeśli zajdzie potrzeba, a potem zdecyduj podle tego, czego się dowiesz. Jeśli zdecydujesz negatywnie albo on odmówi, wezmę kogoś innego. Nie ciebie.
Być może było to dość niegrzeczne, ale wyraz twarzy Dobranie’a nie zmienił się prawie wcale. Kiedy spojrzał na imię adresata, jego brwi uniosły się nieco... i to wszystko. Ukłonił się zgrabnie. Cairhienianom zazwyczaj nie brakowało gracji.
— Stanie się, jak powiadasz. Wybacz mi, ale z tego co mówisz, wnioskuję, że długo cię nie będzie.
Rand wzruszył ramionami. Ufał Wysokiemu Lordowi tylko w takim stopniu, jak wszystkim pozostałym. Może odrobinę bardziej.
— Któż może wiedzieć? Czasy są niepewne. Dopilnuj, żeby Przełożona Tarsin otrzymywała wszelkie potrzebne fundusze, jak również ci ludzie, którzy zakładają szkołę w Caemlyn. Podobnie ze szkołą w Łzie, póki nic się tam nie zmieni.
— Jak powiadasz — powtórzył Dobraine, wsadzając pakiety za pazuchę kaftana. Teraz jego oblicze nie zdradzało bodaj śladu emocji. Był w końcu weteranem Gry Domów.
Ze swojej strony Przełożona w jakiś sposób dokazała trudnej sztuki przybrania wyglądu równocześnie zadowolonej i ponuro rozczarowanej, poza tym gorączkowo próbowała wygładzić suknię, która żadnego wygładzania nie potrzebowała, co u kobiet zawsze stanowiło oznakę desperackiej próby ukrycia myśli. Niezależnie jak bardzo uskarżała się na marzycieli i filozofów, straszliwie zależało jej na losie Akademii. Nie uroniłaby nawet łzy, gdyby wszystkie szkoły w pozostałych miastach zostały rozwiązane, a ich uczeni zmuszeni do wstąpienia do Akademii. Niech to nawet będą filozofowie. Ciekawe, co by pomyślała o regulującym akurat te sprawy rozkazie Dobraine’a?
— Znalazłam już wszystko, czego mi było trzeba — oznajmiła Min, wyłaniając się zza regałów i chwiejąc lekko pod ciężarem trzech wypchanych płóciennych toreb. Jej prosty brązowy kaftan i takież spodnie do złudzenia przypominały strój, jaki miała na sobie, gdy ją po raz pierwszy zobaczył w Baerlon. Z jakiegoś powodu długo kręciła nad nimi nosem, tak że każdy, kto ją znał, mógł pomyśleć, że miała włożyć sukienkę. Teraz jednak uśmiechała się z zadowoleniem i odrobiną psoty. — Mam nadzieję, że te konie juczne są tam, gdzie je zostawiliśmy, w przeciwnym razie trzeba będzie obładować mojego Lorda Smoka.
Idrien aż zaparło dech na taką bezczelność, Dobraine jednak tylko uśmiechnął się lekko. Wcześniej już miał okazję być świadkiem tego, jak Min zachowuje się w obecności Randa.
Najszybciej, jak to było możliwe bez uchybiania wymogom grzeczności, Rand pozbył się ich, w końcu usłyszeli już wszystko, o miał im do przekazania — na koniec poinformował ich jeszcze, ze wcale go tu nie było. Dobraine pokiwał głową, jakby niczego innego nie oczekiwał. Idrien wychodząc, namyślała się nad czymś. Jeśli coś jej się wymsknie w miejscu, gdzie będzie mógł to usłyszeć jakiś uczony czy służący, w ciągu dwóch dni będzie wiedziało całe Miasto. Tak czy siak, czasu nie zostało wiele. Nawet jeśli nikogo z tych, co mogliby się zorientować, nie było w pobliżu, gdy otwierał bramę, to każdy, kto potrafił czytać znaki, miałby w chwili obecnej pewność, że do miasta zawitał ta’veren . Dać się znaleźć nie leżało jeszcze w jego planach.
Kiedy drzwi zamknęły się za tamtymi, przez chwilę uważnie przyglądał się Min, a potem wziął od niej torbę i przewiesił przez ramię.
— Tylko jedną? — zapytała. Zsunęła pozostały ciężar na posadzkę, podparła się pod boki i spojrzała nań ponuro. — Czasami naprawdę wychodzi z ciebie pasterz. Każda z tych toreb musi ważyć po sto funtów. — Niemniej wydawała się bardziej rozbawiona niż zła.
— Trzeba było wybrać mniejsze książki — poinformował ją, naciągając rękawice dojazdy konnej, by ukryć Smoki. — Albo lżejsze. — Odwrócił się w stronę okna, by podnieść skórzaną torbę i wtedy ogarnęła go fala zawrotów głowy. Zrobiło mu się miękko w kolanach, zatoczył się. Przed jego oczami przemknęło połyskujące oblicze, którego rysów jednak nie rozpoznał. Z wysiłkiem udało mu się dojść do siebie, wyprostował się. Mdłości zniknęły. Lews Therin dyszał ciężko pośród cieni jego umysłu. Czy to oblicze mogło należeć do niego?
— Jeżeli wydaje ci się, że będę niosła je przez całą drogę, to radzę, zastanów się po raz drugi — narzekała Min. — Stajenni potrafili mnie lepiej potraktować. Mógłbyś spróbować się położyć.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Dech Zimy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dech Zimy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Dech Zimy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.