Robert Jordan - Dech Zimy

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Jordan - Dech Zimy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dech Zimy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dech Zimy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dech Zimy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dech Zimy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Na dziedzińcu stajni, który wcześniej starannie odśnieżono, stał wielki wóz, otoczony licznymi rozstawionymi wokół wiadrami, przypominającymi z góry grzyby rosnące na polanie. Sześciu mężczyzn w grubych kaftanach, szalikach i czapkach wyraźnie krzątało się wokół dziwnego ładunku — rozmaitych mechanicznych urządzeń i grubego metalowego cylindra, które zajmowały ponad połowę skrzyni wozu. Co jeszcze dziwniejsze, wóz pozbawiony był dyszla. Jeden z mężczyzn kładł z wielkiej taczki porąbane drewno do metalowej skrzynki przymocowanej pod jednym z końców cylindra. Otwarte drzwiczki skrzynki jarzyły się czerwonym blaskiem płonącego wewnątrz ognia, z wysokiego wąskiego komina unosił się dym. Kolejny mężczyzna biegał wokół wozu — brodaty, łysy i bez czapki — wymachując rękami i najwyraźniej wykrzykując rozkazy, które jednak nie potrafiły sprawić, by inni poruszali się szybciej. Para oddechów tworzyła wielkie chmury nad ich głowami. W pomieszczeniu, skąd patrzył Rand, było natomiast prawie ciepło — Akademia dysponowała wielkimi paleniskami w podziemiach i rozległym systemem wentylacji. Rwały na poły zaleczone, nigdy jednak nie wracające do całkowitego zdrowia, rany w boku.

Nie potrafił dokładnie usłyszeć przekleństw Min — pewien był tylko, że są to przekleństwa — jednak z tonu głosu można było bez trudu wywnioskować, że aby ją stąd ruszyć, musiałby użyć siły. Pozostawała wszakże jeszcze jedna czy dwie kwestie, o które mógł zapytać.

— Co ludzie mówią? O Pałacu?

— To, czego można się spodziewać — odpowiedział zza jego pleców lord Dobraine ze znużoną cierpliwością, z jaką odpowiadał na wszystkie poprzednie pytania. Nawet kiedy musiał przyznać się do niewiedzy, ton jego głosu nie ulegał zmianie. — Jedni mówią że zaatakowali cię Przeklęci, inni, że Aes Sedai. Ci, którzy sądzą że ukląkłeś przed Tronem Amyrlin, sugerują Przeklętych. Tak czy siak, wszędzie głównie dyskutuje się, czy zostałeś zabity, porwany, czy uciekłeś. Większość wierzy, że żyjesz, gdziekolwiek żeś się skrył, a przynajmniej tak mówią. Ale niektórzy, i to dość wielu, jak się obawiam, sądzą, że... — Zawiesił głos.

— Że oszalałem — dokończył za niego Rand tym samym znużonym tonem. Nie była to rzecz, którą należałoby się przejmować, ani która oznaczałaby niebezpieczeństwo. — Że sam zniszczyłem część Pałacu? — Nie chciał wspominać umarłych. Ostatnimi czasy nawiedzali go jakby mniej niż kiedyś, ale i dość, by tylko przymknął powieki i już niektóre imiona pojawiły się same z siebie. Jeden z mężczyzn na dziedzińcu wygramolił się spod wozu, ale tamten łysy schwycił go za ramię i znów pociągnął na dół, każąc sobie pokazać, co zostało zrobione. Po drugiej stronie następny beztrosko zeskoczył na bruk, poślizgnął się, a tamten łysy człowiek porzucił pierwszego i pobiegł ku niemu, każąc znowu wspinać się na wóz. Cóż, na Światłość, tamci robią? Rand zerknął przez ramię. — Wiele się nie mylą.

Dobraine Taborwin, mocno już siwiejący, niski mężczyzna z wygolonym wysoko czołem ceremonialnie przypudrowanym, odpowiedział spojrzeniem ciemnych niecierpliwych oczu. Nie był przystojny, lecz jego twarz miała regularne rysy. Ubrany był w sięgający do kolan kaftan, na całej długości przodu ozdobiony niebiesko-białymi pasami. W pierścień sygnetu miał wprawiony oszlifowany rubin, drugi wpięty w kołnierz, niewiele większy, lecz jak na Cairhienianina była to już swego rodzaju ekstrawagancja. Był Głową swojego Domu, widział więcej bitew niźli pozostali ludzie, niewiele było go w stanie przerazić. Dowiódł tego pod Studniami Dumai.

Jeśli już jednak o tym mowa, krępa, siwiejąca kobieta czekająca obok niego na swoją kolej, zdawała się równie nieustraszona. Pozostające w ostrym kontraście ze szlachetną elegancją Dobraine’a praktyczne brązowe wełny Idrien Tarsin mogłyby stanowić ubiór jakiejś sklepikarki, czuło się jednak nieomal namacalnie tryskająca, z niej godność i autorytet. Idrien była Przełożoną Akademii, tytuł ten nadała sobie sama, ponieważ większość uczonych i mechaników sama tytułowała się mistrzami bądź mistrzyniami tego czy tamtego. Szkołę prowadziła twardą ręką, wierząc przede wszystkim w zastosowania praktyczne: nowe metody kładzenia dróg albo farbowania tkanin, usprawnienia dla odlewni i młynów. Wierzyła również w Smoka Odrodzonego. Czy był on w jej oczach czymś praktycznym czy nie, z pewnością wiara ta miała pragmatyczne uzasadnienie, jemu zaś to zupełnie wystarczało.

Odwrócił się z powrotem do okna i znowu musiał przetrzeć kawałek szyby. Może miało to jakiś związek z podgrzewaniem wody — w niektórych spośród tych wiader najwyraźniej wciąż była woda, ponadto wiedział, że w Shienarze używano wielkich bojlerów do podgrzewania wody na kąpiel — ale po co wóz?

— Czy pod moją nieobecność ktoś zniknął stąd niespodzianie? Albo się pojawił?

Nie spodziewał się twierdzącej odpowiedzi, a przynajmniej nie wierzył, by mogła mieć istotne znaczenie. Pod obecność gołębi, kupców i siatek szpiegowskich Białej Wieży — nie wspominając już o Mazrimie Taimie; nigdy nie powinien zapominać o Taimie, Lews Therin bezgłośnie warczał, gdy w jego myślach pojawiało się to imię — pod obecność wszystkich tych gołębi, szpiegów i rozpuszczonych języków za kilka dni cały świat się dowie, że zniknął z Cairhien. Przynajmniej cały świat, którego zdanie tu i teraz miało jakieś znaczenie. Cairhien przestanie być już dłużej polem bitwy. Jednak odpowiedź Dobraine’a zaskoczyła go.

— Nikt, prócz... okazało się, że w następstwie... ataku... zniknęła Ailil Riatin i jeszcze jacyś wysocy rangą dygnitarze Ludu Morza. — Ledwie zająknął się na kluczowym słowie, była to jednak znacząca pauza. Być może on sam również nie do końca wiedział, co się stało. Jednak dotrzyma słowa. Tego także dowiódł pod Studniami Dumai. — Nie znaleziono żadnych ciał, choć mogły zginąć. Jednak Mistrzyni Fal Ludu Morza nie dopuszcza takiej możliwości. Robi mnóstwo szumu, żądając, by zwrócono jej kobiety. Po prawdzie, to Ailil mogła wyjechać z miasta. Albo przyłączyć się do swego brata, mimo przysięgi, jaką ci złożyła. Twoi trzej Asha’mani wciąż przebywają w Pałacu Słońca. Flinn, Narishma i Hopwil. Ludzie na ich widok robią się nerwowi. Bardziej jeszcze niż dotąd. — Przełożona wydała z gardła jakiś stłumiony odgłos, a potem dość głośno przestąpiła z nogi na nogę. Ona z pewnością robiła się nerwowa.

Rand nie przejmował się Asha’manami. Jeżeli nie znajdowali się bliżej, niż było stąd do Pałacu, to żaden z nich nie mógł wykryć otwarcia bramy, żaden bowiem nie był dosyć silny. Ci trzej najwyraźniej nie wchodzili w skład oddziału, który miał go zaatakować, jednak mądry strateg mógł przewidzieć okoliczność, że plan zawiedzie. Z góry więc zadbał o to, by mieć kogoś w otoczeniu Randa, gdyby temu udało się przeżyć.

— Nie przeżyjesz — wyszeptał Lews Therin. — Żaden z nas nie ujdzie z życiem.

“Idź spać” — pomyślał z irytacją Rand. Wiedział, że nie przeżyje. Ale bardzo chciał. W głowie odpowiedział mu szyderczy śmiech, po chwili jednak zaczął cichnąć, by na koniec zamilknąć zupełnie. Łysy człowiek pozwolił już wszystkim zejść na dół i teraz z zadowoleniem zacierał ręce. Co najdziwniejsze, najwyraźniej wygłaszał przemowę!

— Ailil i Shalon żyją i bynajmniej nie uciekły — oznajmił głośno Rand. Zostawił je skrępowane i zakneblowane pod łóżkiem, gdzie służba z pewnością znajdzie je za parę godzin, chociaż tarcza, jaką splótł wokół Poszukiwaczki Wiatrów Ludu Morza, powinna zniknąć znacznie wcześniej. W takiej sytuacji obie kobiety powinny być zdolne do uwolnienia się o własnych siłach. — Poszukajcie u Cadsuane. Z pewnością umieściła je w pałacu lady Arilyn.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dech Zimy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dech Zimy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Jordan - As Chamas do Paraíso
Robert Jordan
Robert Jordan - Het Licht van Weleer
Robert Jordan
Robert Jordan - Hart van de Winter
Robert Jordan
Robert Jordan - Het Pad der Dolken
Robert Jordan
Robert Jordan - Vuur uit de hemel
Robert Jordan
Robert Jordan - De Herrezen Draak
Robert Jordan
Robert Jordan - Srdce zimy
Robert Jordan
Robert Jordan - Cesta nožů
Robert Jordan
Отзывы о книге «Dech Zimy»

Обсуждение, отзывы о книге «Dech Zimy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x