Robert Jordan - Dech Zimy

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Jordan - Dech Zimy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dech Zimy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dech Zimy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dech Zimy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dech Zimy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Oprócz rzepy — wysokim głosem powiedziała jedna z kobiet, a pozostałe roześmiały się.

Toveine aż zadarła głowę. Obserwowała pochód kawalkady. Jeźdźców po ulicy, towarzyszył mu nieustanny okrzyk kolejnych rozkazów i tupot butów. Lady Elayne? Elayne Trakand? Młodsza dwu kobiet nawet pasowała do opisu, jaki jej podano. Elaida nie wyjaśniła, dlaczego tak desperacko chce dostać w swe ręce tę akurat zbiegłą Przyjętą, nawet jeśli była nią przyszła królowa, jednak żadna siostra nie opuszczała Wieży bez ścisłych rozkazów względem tego, co ma zrobić, kiedy ją spotka.

“Uważaj na siebie, Elayne Trakand” — pomyślała Toveine. — “Wcale mi nie zależy, by Elaida dostała cię w swe ręce”.

Należało się nad tym poważnie zastanowić, może istniał jakiś sposób wykorzystania obecności dziewczyny w obozie, kiedy jednak o tym pomyślała, nagle zdała sobie sprawę z tej nigdy nie milknącej obecności w głębi jej umysłu — umiarkowana pogarda i coraz bardziej świadome siebie poczucie celu. Logain skończył śniadanie. Niedługo wyjdzie na zewnątrz. Wcześniej kazał jej, by na niego czekała.

Biegła już, nim na dobre zdała sobie sprawę z tego, co robi. Skończyło się na tym, że nogi zaplątały jej się w fałdy spódnic i upadła ciężko, tracąc dech w piersiach. Wezbrał w niej gniew, jednak tylko wstała niezgrabnie i nie zatrzymując się nawet, by otrzepać pył, zebrała spódnice nad kolanami i pobiegła znowu, a poły płaszcza powiewały za jej plecami. Ścigały ją ostre docinki mężczyzn i śmiechy dzieci.

Nagle otoczyła ją sfora psów, warczały, gryzły łydki. Podskakiwała, odwracała się, kopała, jednak nie chciały dać jej spokoju. Chciało jej się wyć z upokorzenia i złości. Dotąd psy zawsze były braćmi, ona zaś nie miała prawa przenieść nawet iskierki Mocy, żeby je odpędzić. Jeden szary pies schwycił fałdę spódnicy, ciągnąc w bok. Teraz zdjęła ją prawdziwa panika. Jeśli się przewróci, rozszarpią ja na strzępy.

Jakaś kobieta w brązowych wełnach krzyknęła ostro i cisnęła ciężkim wiadrem w psa szarpiącego spódnicę Toveine. Wiadro trafiło nakrapianego szaro zwierza w żebra, umknął ze skowytem. Toveine zagapiła się zdumiona, ale już po chwili musiała uwalniać lewą nogę z pyska kolejnego psa, co kosztowało ją fragment pończochy i skóry. Tymczasem otoczyły ją kobiety, odpędzając sforę czymkolwiek, co miały pod ręką.

— Możesz już spokojnie iść, Aes Sedai — powiedziała koścista siwiejąca kobieta, równocześnie chłostając nakrapianego psa rózga — Nie będą ci się już więcej naprzykrzać. Osobiście wolałabym miłego kotka, jednak w obecnej sytuacji kot nie zniesie męża. Idź.

Toveine nie zatrzymała się, by podziękować za ratunek. Pobiegła, a wściekłe myśli krążyły po jej głowie. Kobiety wiedziały. Jeśli wiedziała jedna, wiedziały wszystkie. Jednak nie przekażą żadnej wiadomości, nie pomogą w ucieczce, skoro najwyraźniej przebywały tu z własnej woli. Skoro rozumiały, w czym uczestniczą. O to chodziło.

Tuż przed domem Logaina, jednym z kilku położonych przy wąskiej bocznej uliczce, zwolniła i pośpiesznie opuściła spódnice Na zewnątrz czekało już ośmiu czy dziewięciu mężczyzn w czarnych kaftanach — młodzi chłopcy, starsi panowie oraz reszta mniej więcej w pośrednim wieku, jednak po samym Logainie nie było jeszcze śladu. Niemniej znakomicie potrafiła go wyczuć, zdecydowanego już, choć wciąż namyślającego się. Może czytał. Resztę drogi pokonała krokiem pełnym godności. Opanowana i w każdym calu Aes Sedai, nie bacząc na okoliczności. Nieomal udało jej się już zapomnieć o szaleńczej ucieczce przed psami.

Jak za każdym razem, dom zaskoczył ją swoim wyglądem. Pozostałe stojące przy ulicy były równie wielkie, dwa nawet większe. Zwykły jednopiętrowy drewniany dom, aczkolwiek czerwone drzwi, takież okiennice i ramy okienne mogły sprawiać dziwne wrażenie. Proste zasłony skrywały wnętrze przed wzrokiem, jednak szyby w oknach były tak kiepskiej jakości, że wątpiła, by można cokolwiek wyraźnie dojrzeć, nawet gdyby je odsłonić. Dom jak najbardziej stosowny dla nie cieszącego się szczególnym powodzeniem sklepikarza, w żadnym razie siedziba jednego z najbardziej niesławnych ludzi tego świata.

Przelotnie zastanowiła się, co też mogło zatrzymać Gabrelle. Tamta, również związana z Logainem, miała identyczne polecenia jak ona i wcześniej zawsze szybciej docierała na miejsce. Gabrelle nie miała kłopotów ze stosowaniem się do rozkazów, studiowała Asha’manów z takim zapałem, jakby chciała napisać o nich książkę. Być może rzeczywiście pisała, Brązowe najwyraźniej gotowe były o wszystkim pisać. Nie było sensu o niej myśleć. Chociaż, jeśli Gabrelle się spóźni, będzie można popatrzeć, jak przyjmuje wymierzaną karę. Na razie jednak czekały na nią własne badania.

Zgromadzeni przed drzwiami mężczyźni obrzucili ją spojrzeniami ale nic nie powiedzieli, nawet do siebie. Nie czuła jednak u nich wrogości. Po prostu czekali. Żaden nie miał płaszcza, choć para oddechów formowała białe obłoczki przed ich obliczami. Wszyscy w randze Oddanych, ze srebrnymi mieczami wpiętymi w kołnierze.

Każdego ranka było tak samo, zawsze tak samo zgłaszała się do raportu, tylko osoby mężczyzn się zmieniały. Niektórych znała, przynajmniej z imienia, od innych niekiedy udało jej się posłyszeć drobne plotki. Evin Vinchowa, śliczny chłopiec, którego zobaczyła po raz pierwszy, kiedy Logain ją pojmał, stał oparty o ścianę na rogu i bawił się kawałkiem sznurka. Donalo Sandomere, jeśli tak się naprawdę nazywał, ze swoją pomarszczoną wieśniaczą twarzą i wystrzyżoną w szpic napomadowaną brodą, próbował przyjmować leniwe pozy, jakie jego zdaniem określały szlachcica. Tarabonianin Androl Genhald — mężczyzna przysadzisty, z grubymi brwiami ściągniętymi w namyśle i dłońmi zaplecionymi na plecach; na palcu nosił ciężki złoty pierścień, jednak jej zdaniem był zwykłym czeladnikiem, który zgolił wąsy i odrzucił welon. Natomiast Mezar Kurin, Domani o siwiejących skroniach, trącający palcem granat w lewym uchu, swobodnie mógł wywodzić się z pomniejszej szlachty. Gromadziła w głowie uporządkowane akta imion i twarzy. Wcześniej czy później ludzie ci zmienią się w ściganych, a wtedy przydatna okaże się każda informacja, pozwalająca ich zidentyfikować.

Czerwone drzwi otworzyły się, mężczyźni wyprężyli sztywno, jednak to nie Logain wyszedł z chaty.

Toveine mrugnęła zaskoczona, ale już po chwili spokojnie spojrzała w ciemnozielone oczy Gabrelle, nie czyniąc równocześnie najmniejszych wysiłków, by skryć swój niesmak. Ta przeklęta więź z Logainem niedwuznacznie dawała do zrozumienia, co sobie zamierzył poprzedniego wieczoru — sama obawiała się, że przez całą noc nie zmruży oka! — ale w najczarniejszych przeczuciach nie podejrzewała Gabrelle! Niektórzy z mężczyzn wydawali się równie zaskoczeni jak ona. Inni starali się skryć uśmiechy. Kurin śmiał się całkiem otwarcie, podkręcając kciukiem cienkiego wąsa.

Smagła kobieta nie miała nawet tyle wstydu, żeby się zaczerwienić. Tylko jeszcze odrobinę wyżej uniosła zadarty nosek, a potem śmiało wygładziła na biodrach fałdki ciemnoniebieskiej sukni jakby podkreślając fakt, że właśnie ją wdziała. Otuliła się płaszczem i zawiązała ściśle jego wstążki, a potem ruszyła w stronę Toveine równie niewzruszona i pogodna, jak niegdyś w Wieży.

Toveine schwyciła ją za ramię, odciągając nieco na bok od grupy mężczyzn.

— Prawda, że jesteśmy więźniami, Gabrelle — wyszeptała ostro — ale to nie powód, żeby ulegać. Zwłaszcza obrzydliwym żądzom Ablara! — Tamta spojrzała na nią z góry, ale w jej wzroku nie było nawet zakłopotania! Pewna myśl przyszła jej do głowy. Oczywiście. — Czy on...? Czy on ci kazał?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dech Zimy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dech Zimy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Jordan - As Chamas do Paraíso
Robert Jordan
Robert Jordan - Het Licht van Weleer
Robert Jordan
Robert Jordan - Hart van de Winter
Robert Jordan
Robert Jordan - Het Pad der Dolken
Robert Jordan
Robert Jordan - Vuur uit de hemel
Robert Jordan
Robert Jordan - De Herrezen Draak
Robert Jordan
Robert Jordan - Srdce zimy
Robert Jordan
Robert Jordan - Cesta nožů
Robert Jordan
Отзывы о книге «Dech Zimy»

Обсуждение, отзывы о книге «Dech Zimy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x