Robert Jordan - Dech Zimy

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Jordan - Dech Zimy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Dech Zimy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Dech Zimy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dech Zimy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Dech Zimy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Jaka jest najbardziej dziecinna rzecz, którą każda z was widzi w tej, którą chce za swą pierwszą siostrę? — zapytała Monaelle.

To było łatwiejsze, znacznie mniej niebezpieczne. Elayne nawet uśmiechnęła się, wypowiadając swe słowa. Aviendha zrewanżowała jej się uśmiechem, ponury wyraz twarzy gdzieś zniknął. I znowu ich słowa trafiały w sploty, a te oddawały je równocześnie, mówiąc ich głosami, w których brzmiał śmiech.

— Aviendha nigdy nie zgodziła się, abym ją nauczyła pływać. Próbowałam. Nie boi się niczego, prócz wejścia do każdej wody większej niż wanna.

— Elayne napycha się słodyczami, oboma rękoma pakuje sobie do ust słodycze, jak dziecko, które wie, że matka akurat nie patrzy. Jeżeli dalej tak pójdzie, nim się zestarzeje, utyje jak świnia.

Elayne szarpnęła się. Napycha się? Napycha? Wszystko na co sobie pozwalała, to odrobina słodkości od czasu do czasu. Rzadko. Gruba? Dlaczego Aviendha tak na nią patrzy? Upieranie się w strachu przed wodą głęboką po kolana było przecież dziecinne.

Monaelle zakaszlała, przykładając dłoń do ust, jednak Elayne zdało się, że tamta skrywa uśmiech. Niektóre ze stojących Mądrych śmiały się całkiem otwarcie. Z głupoty Aviendhy? Czyjej... napychania się?

Monaelle z powrotem przyjęła pełną godności postawę, poprawiła rozpostarte na posadzce spódnice, jednak gdy się odezwała, jej głosie znać było jeszcze lekki ślad wesołości.

— Czego każda z was najbardziej zazdrości kobiecie, w której chce mieć swą pierwszą siostrę?

Niewykluczone, że nie bacząc na wymogi prawdy, Elayne wybrałaby jakąś w miarę zrównoważoną i dość letnią cechę. Choć prawda przyszła jej do głowy w tym samym momencie, gdy tylko kazano jej się nad tą kwestią zastanowić, znalazłaby przecież coś mniejszego, nie tak bardzo zawstydzającego dla nich obu, co mogłoby zostać zaakceptowane. Może. Ale skoro teraz usłyszała te wszystkie rzeczy o uśmiechaniu się do mężczyzn i odsłanianiu łona... Niewykluczone, że rzeczywiście się uśmiechała, ale przecież to Aviendha spacerowała na oczach zaczerwienionych niczym buraki służących, nie mając na sobie nawet jednej nitki, co więcej, zdawała się nawet ich nie zauważać! A więc zdaniem tamtej, napychała się słodyczami, tak? I utyje? Mówiła więc gorzką prawdę, a sploty chwytały słowa jej i Aviendhy, która tymczasem poruszała ustami w ponurej ciszy, póki w końcu wszystko, co miały do powiedzenia, nie zostało ujawnione.

— Aviendha spoczywała w ramionach mężczyzny, którego kocham. Mnie to nigdy nie było dane i być może nie będzie, a wtedy pozostanie mi tylko płacz!

— Elayne cieszy się miłością Randa al’Th... Randa. Tak bardzo pragnę, by mnie kochał, że moje serce wciąż płacze, ale nie wiem, czy kiedykolwiek mnie pokocha.

Elayne uważnie spoglądała w pozbawiona wyrazu twarz Aviendhy. Była zazdrosna o nią przez Randa? Kiedy ten mężczyzna unikał Elayne Trakand, jakby miała świerzb? Jednak na dalsze rozmyślania nie dano jej czasu.

— Uderz ją z całej siły otwartą dłonią — Tamela nakazała Aviendzie, cofając równocześnie jedną rękę.

Viendre delikatnie ścisnęła Elayne.

— Nie broń się. — O niczym takim ich nie uprzedzano! Z pewnością Aviendha nie...

Mrużąc oczy, Elayne podniosła się z lodowatych płytek posadzki. Jeszcze ogłuszona roztarła policzek i zamrugała. Na resztę dnia zostanie jej odcisk dłoni tamtej. Przecież naprawdę nie musiała bić aż tak mocno.

Wszystkie czekały, póki nie uklękła ponownie, a wtedy Viendre przysunęła się bliżej.

— Uderz jaz całej siły otwarta dłonią.

No cóż, nie miała zamiaru bić Aviendhy w ucho. Przecież nie będzie... Cios zadany z pełnego zamachu sprawił, że Aviendha rozciągnęła się jak długa, ślizgając ciałem po posadzce, nieomal do miejsca, gdzie klęczała Monaelle. Dłoń bolała Elayne prawie równie mocno jak policzek.

Aviendha tymczasem zdołała się na poły unieść, potem potrząsnęła głową i pogramoliła się na miejsce. A Tamela rzekła:

— Uderz ją drugą dłonią.

Tym razem Elayne potoczyła się po przemarzniętej posadzce całą drogę aż do kolan Amys, w uszach jej dzwoniło, paliły oba policzki. A kiedy zajęła poprzednią postawę na klęczkach naprzeciw Aviendhy, kiedy Viendre jej z kolei kazała uderzyć tamtą, włożyła w cios całą siłę swego ciała, tak że omal nie przewróciła się na Aviendhę, gdy tamta upadła.

— Możecie teraz odejść — oznajmiła Monaelle.

Spojrzenie Elayne pobiegło ku Mądrej. Aviendha, która podnosiła się właśnie, zamarła jak głaz.

— Jeżeli oczywiście chcecie — kontynuowała Monaelle. — Mężczyźni zazwyczaj w tym momencie rezygnują, o ile nie wcześniej. Do wielu kobiet się to również odnosi. Gdy uznacie jednak, że dalej wciąż się kochacie, obejmijcie się.

Elayne rzuciła się w objęcia Aviendhy i omal nie upadła na wznak od impetu, z jakim tamta na nią wpadła. Przytuliły się do siebie. Elayne czuła łzy spływające po jej policzkach, słyszała, że Aviendha też płacze.

— Przepraszam — wymamrotała pośpiesznie. — Przepraszam cię, Aviendha.

— Wybacz mi — odszepnęła Aviendha. — Wybacz mi.

Monaelle tymczasem stanęła nad nimi.

— Jeszcze nie raz zobaczycie, jak to jest gniewać się na siebie, jeszcze nie raz usłyszycie od siebie ostre słowa, ale każda będzie zawsze pamiętać o tym, że uderzyła drugą. I to tylko dlatego,że jej kazano. Niech te ciosy zastąpią wszystkie pozostałe, jakie chciałybyście sobie kiedykolwiek wymierzyć. Teraz macie toh wobec siebie, toh , którego nie będziecie w stanie spłacić i nawet nie będzie wam wolno próbować, ponieważ każda kobieta jest dłużniczką swojej pierwszej siostry. Narodzicie się na nowo.

Wrażenie wywierane przez wijące się w pomieszczeniu sploty saidara nabrało innego charakteru, Elayne jednak nie miała najmniejszych szans zobaczyć, co się zmieniło, nawet gdyby przyszło jej to do głowy. Światła zbladły, jakby lampy zostały przygaszone. Ucichły wszelkie odgłosy. Ostatnią rzeczą, jaką usłyszała, był głos Monaelle.

— Narodzicie się na nowo. — Świat zniknął. Ona zniknęła. Przestała istnieć.

Została świadomość, choć szczególnego rodzaju. Nie zdawała sobie sprawy, że jest sobą, w ogóle nie myślała, jednak pozostawała świadoma. Dźwięku. Płynnego poświstywania otaczającego ją zewsząd. Przytłumionego bulgotania i dudnienia. A przede wszystkim głuchego tętnienia. Zwłaszcza tego ostatniego.

Du-dum Du-dum . Nie wiedziała, co to zadowolenie, ale czuła się zadowolona. Du-dum .

Czas. Nie rozumiała czasu, jednak Wieki minęły. Czuła w sobie tylko obecność dźwięku, dźwięku, który był nią. Du-dum . Ten sam odgłos, ten sam rytm, jak ten drugi. Du-dum . I dobiegający z niedaleka, coraz bliżej. Du-dum . Kolejny. Du-dum . Ten sam dźwięk, ten sam rytm, co jej własny. Wcale nie inny. Były tym samym, były jednością. Du-dum .

Wieczność przeminęła do rytmu tego tętna, cały czas, jaki kiedykolwiek istniał. Dotknęła tego innego, które było nią samą. Mogła je poczuć. Du-dum . Poruszyła się, tak ona jak to drugie, które było nią, ocierały się o siebie, splatając członki, odsuwając się, ale zawsze powracając do siebie. Du-dum . Od czasu do czasu w ciemnościach pojawiało się światło, tak mętne, że prawie niewidoczne. Jednak jaskrawe dla niej, która nie znała nic prócz ciemności. Du-dum . Otworzyła oczy, wejrzała w oczy tego drugiego, które było nią, i zamknęła je na powrót, zadowolona. Du-dum .

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Dech Zimy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Dech Zimy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Robert Jordan - As Chamas do Paraíso
Robert Jordan
Robert Jordan - Het Licht van Weleer
Robert Jordan
Robert Jordan - Hart van de Winter
Robert Jordan
Robert Jordan - Het Pad der Dolken
Robert Jordan
Robert Jordan - Vuur uit de hemel
Robert Jordan
Robert Jordan - De Herrezen Draak
Robert Jordan
Robert Jordan - Srdce zimy
Robert Jordan
Robert Jordan - Cesta nožů
Robert Jordan
Отзывы о книге «Dech Zimy»

Обсуждение, отзывы о книге «Dech Zimy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x