Mkn№і... mkn№і... mkn№і...
I zapragn№і zatrzymaж siк i nie zatrzymaі. Bo chкж jego znacznie pуџniej zaistniaіa niї byt w tym punkcie przestrzeni. Nie potrafiі wyczuж czasu, ktуry wszak powinien wlec siк powoli. Pкdziі naprzуd spl№tany w jego cofaj№co - postкpuj№ce wкzіy. A potem - przedtem wszystko skoсczyіo siк i jedynie Zіota Galera pozostawaіa w dziwnie znanej, naturalnej i zwykіej pustce.
Condway usun№і siк i poszybowaі obok burty statku. Serce sprzeciwiaіo siк temu, ale cуї moїe serce, gdy њwiat chce inaczej. Michela њcisn№і strach, tym straszniejszy, їe widoczny tak samo jak i Condway.
Lњniіy kilometrowe drzazgi, bіyszczaіo daleko, daleko, czerwone sіoсce. Cisza i podmuchy prуїni doprowadzaіy satanistк do szaіu:
Nagle ruch jakiњ wyczuі tuї przy sobie. Skierowaі pragnienie spojrzenia w gуrк i ujrzaі niezliczone rzкdy wielkich wioseі rytmicznie poruszaj№cych siк, pchaj№cych okrкt prosto ku Ziemi. Bіyskaіy raz po raz zasіaniane i odsіaniane gwiazdy, іopotaіy їagle i zaіopotaіa њmiertelnie przeraїona dusza Condwaya. Coњ obcego, cuchn№cego zіem wkradaіo siк w granice jego wiadomoњci.
Zniewolony, zamroїony, zatrzymany w swym drugim istnieniu zachіysn№і siк Michel szatanem. Zachіysn№і tym wszystkim, czego pragn№і przez caіe їycie, a co dopiero teraz ukazaіo swe oblicze nie rozci№gniкte w grymasie їyczliwoњci, tak odmienne od wyobraїeс. Pancerz pokuty pкkі pod naporem zіa. W jednej setnej sekundy Condway zdumiaі siк potкg№ szatana, przeraziі siк swoj№ wiar№ i rzeczywistym diabіem, zdumiaі siк i przeraziі, bo nagle, zupeіnie wbrew jego woli coњ w nim zawoіaіo: "Ratuj, Panie!".
Zaњmiaі siк szatan poci№gaj№c go za sob№, w gуrк, na pokіad i potem w dуі, gdzie poruszano wiosіami. Michel wyrywaі siк, szarpaі, lecz powoli chкж walki w nim umieraіa.
W soczystych szponach Condway dyszaі strachem sіysz№c coraz gіoњniejsze bicie w bкbny, coraz przeraџliwszy krzyk:
- Raz... dwa... Raz... dwa...
W tym samym czasie Colloni odbieraі mgік wysіannika Radiwilla, beіkocz№cego coњ o poczuciu obowi№zku.
Bіogosіawiony poci№gn№і wprost z butelki wiekowego Sardwaya i niecierpliwie machn№і rкk№.
- Doњж tego! Radiwill bardzo dobrze wie, їe i tak wrуcк. Lepiej powiedz - uњmiechn№і siк kwaњno - jak wam idzie z Galer№. Wysіannik widocznie byі poinformowany o caіej sprawie, bo tylko westchn№і i zakl№і.
- Eee.. - mrukn№і wreszcie poganiany przez Colloniego. Radiwill sam siк tym zaj№і, Szkoda gadaж... Jak dot№d, znalazі coњ w Ksiкdze Proroctw Gwiazdy Przewodniej. Uczepiі siк tego i juї od kilku godzin nie ruszyі z miejsca.
- Ksiкga Proroctw, powiadasz? - zainteresowaі siк Colloni. No nic. Znikaj.
Bіogosіawiony posіusznie znikn№і.
Lekko zdenerwowany Colloni odіoїyі staroїytn№ butelkк i wpіyn№і wyїej, do biblioteki. Wszelkie ksi№їki posiadaі w tradycyjnej formie, co z biegiem lat coraz wiкcej go kosztowaіo. Podszedі do wielkiego regaіu i wyci№gq№і oprawn№ w skуrк, raczej cienk№ Ksiкgк Proroctw Gwiazdy Przewodniej.
Usiadі w zabytkowym, gікbokim fotelu i zacz№і kartkowaж ksi№їkк.
Pуі godziny pуџniej, 0 3.40, przeczytawszy pewien fragment poderwaі siк jak oparzony, rzuciі Proroctwa w k№t i pogalopowaі do stratu.
Juї w maszynie, ochіon№wszy nieco, lec№c z maksymaln№ prкdkoњci№ w kierunku Sydney, poі№czyі siк za poњrednictwem przyjaznych dusz ze swoim mуzgiem w Bіogosіawionych Zastкpach. Natychmiast po uzyskaniu pot№czenia odszukaі dane owego komandosa nie pogr№їonego w letargu, oszalaіego po kontakcie z Galer№ i przestraszyі siк jeszcze bardziej. Okreњliwszy wedіug jego parametrуw przedziaі osobowy, naіoїyі naс charakterystykк ludzkoњci. Wynik byі zatrwaїaj№cy.
Nie wiкcej jak piкжdziesi№t milionуw miaіo szansк na przeїycie.
...i nadejdzie dzieс, gdy spojrzawszy w niebo ujrzycie przeklкty statek na spotkanie z waszymi duszami pкdz№cy, przez was pchany, ku waszej zagіadzie. 1 nic nie bкdziecie mogli uczyniж, jeno patrzeж i czekaж, by szatan zabraі co do niego naleїy. Przejdzie jak rybak z sieci№ przez wasze potкїne imperium, a zostawi tak nielicznych, їe nie odnajd№ siк nigdy, przeraїeni i zagubieni, rozrzuceni po pustkowiu...
W wielkim budynku Bіogosіawionych Zastкpуw nikt nie okazaі zdziwienia na widok Colloniego pкdz№cego jak szaleniec, natomiast wielu zdumiaіo siк spostrzegіszy drїenie jego r№k i bіyski przeraїenia w oczach. Kierownik Dziaіu Zleceс Specjalnych min№і уw dziaі i wpіyn№і wyїej, na piкtro Radiwilla.
- Charles! - wrzasn№і wbiegaj№c do gabinetu archanioіa. Charles...!
- Co jest? - Radiwill wіaњnie obliczaі coњ na mуzgu i nagіe wtargniкcie Colloniego, choж zapowiedziane przez dusze, nieco go zirytowaіo. Colloni nigdy siк tak nie zachowywaі. - O co chodzi?
- O co chodzi? - powtуrzyі z gorzk№ ironi№ bіogosіawiony i ciкїko usiadі na jednym z dryfuj№cych foteli. - Zbliїa siк koniec њwiata, Charles, koniec њwiata.
Radiwill wzruszyі ramionami.
- Nie dla wszystkich. Bкd№ tacy, co przeїyj№.
- I ty mуwisz to tak spokojnie?
- A jak mam mуwiж? Zreszt№... to jeszcze nie takie pewne.
- Hк?
- Jeїeli czytaіeњ dokіadnie, na pewno zauwaїyіeњ, iї Gwiazda Przewodnia wspomina rуwnieї o okrкcie, ktуry prawdopodobnie wyprzedzi statek szatana, lecz jedynie wystraszy ludzi.
- Tak myњlisz? A ci komandosi?
- S№ ludџmi i teї mog№ byж elementami zastraszenia.
- Sіuchaj... ja wysіaіem tam na rekonesans duszк...
- Ty skoсczony idioto!
- Nie swoj№ przyjazn№ duszк. I~uszк czіowieka, ktуry umarі niecaі№ godzinк temu. Kazaіem mu przed њmierci№ sprawdziж co jest grane i wrуciж.
- Gdzie ty nagle znalazіeњ umieraj№cego czіowieka?
- Sam go zabiіem.
- Moїna siк byіo tego po tobie spodziewaж.
- To byі neosatanista. Wczoraj w nocy zіapaіem go w Europie.
- I masz pewnoњж, їe wrуci?
Colloni wyj№і pierњcieс.
- To jest kl№twa warunkowa. Jeњli on nie wrуci do pi№tej piкжdziesi№t osiem, zostanie cofniкta pokuta, ktуr№ mu zaaplikowaіem. o
- Jeїeli to statek szatana, to nie wrуci.
- Wіaњnie... - bіogosіawiony skryі twarz w dіoniach. Palce drїaіy mu, choж ze wszystkich siі staraі siк opanowaж. Nerwowo krкciі gіow№, a wіosy biіy go po rкkach. Skryі twarz w dіoniach, bo skуra zbielaіa mu, jakby miaі zemdleж, wargi nerwowo coњ szeptaіy, a іzy, o ktуrych zapomniaі przed dziesi№tkami lat, cisnкіy mu siк do oczu.
Radiwill zmarszczyі brwi.
- Spokojnie. Nie jest tak tragicznie...
- Nie tragicznie... ! - Colloni histerycznie rozeњmiaі siк.
Archanioі wstaі i zacz№і przechadzaж siк wzdіuї panoramicznego okna. Za nim zalegaі pуіmrok rozjaњniany od czasu do czasu przez przelatuj№ce blisko straty, ktуrych њwiatіa pozycyjne rozmazywaіy siк w pкdzie w zamglone rуїnokolorowe pasma. Stratgazy reklamowe biіy w oczy jaskrawoњci№ swych barw. Bіyskaіy wyіadowania pola ochronnego budynku, gdy ktoњ przej№wszy rкczne stery pozwalaі sobie na niebezpieczne szarїe prawie ocieraj№c siк o trzykilometrowy kolos. Na pobliskim kosmoporcie ciкіy mrok asekuracyjne lasery, kiedy jakiњ potwуr przestrzeni wzbijaі siк bezczelnie, uciekaj№c grawitacji ze swymi milionami ton. Dіugie, g№sienicowe konwoje pкdziіy z ponaddџwiкkow№ w swych fioletowych rynnach tuneli bezgrawitacyjnych znikaj№cych wraz z nimi. Gigantyczne, piкkne w swej dostojnej a obcej sile їycia powietrzne lilie dryfowaіy na dole, tuї nad ziemi№, oddzielaj№c peіne zgieіku їycie od podarowanej przyrodzie powierzchni planety.
Читать дальше