- Ty wiesz... - major potrz№sn№і gіow№.
Ohlen spojrzaі naс pytaj№co. - Co?
- Ho zabiі Esslen - powiedziaі Celiсski, od pewnego czasu zachowuj№cy siк jakby wіaњnie usіyszaі wyrok skazuj№cy go na њmierж.
- Tak.
- Szeњж minut piкtnaњcie sekund - mrukn№і przez gadaіkк Crueth.
- Opuszczacie nas - stwierdziі Ohlen.
Dawno juї przestali siк dziwiж jasnowidztwu tuziemcуw. - Owszem. Lepiej bкdzie, jak siк odsuniesz. Mogіoby ciк przeci№ж na pуі.
Ohlen tylko siк uњmiechn№і.
(- Coњ na nas pruje od wschodu. Janusz, Lopez - pilnujcie Ho.) - Naprawdк, dobrze ci radzк - kontynuowaі Crueth. - A przy okazji: spodziewasz siк jakichњ goњci?
- To nasze dzieci i jeszcze parк osуb. Nie bуjcie siк - rzekі Ohlen, a Praduiga po raz setny zadrїaі na myњl, iї ten czіowiek moїe byж telepat№ - iї jakikolwiek czіowiek moїe byж telepat№, potrafi№cym odczytaж najbardziej tajemne pragnienia i lкki kікbi№ce siк w twojej gіowie. To by byіo po prostu niesprawiedliwe.
- Pozwуl nam uciec, pozwуl nam uciec, pozwуl nam uciec... - szeptaі њcianie altanki Celiсski. Moїna by to nazwaж modlitw№, gdyby nie fakt, їe na tym њwiecie coњ takiego jak modіy nie istniaіo - nie byіo powodуw do ich wznoszenia. Celiсski jednakїe nie pochodziі z tego њwiata.
Pojazd, ktуry major dostrzegі chwilк wczeњniej przez swe magiczne ukіadami scalonymi џrenice, ujrzeli teraz wszyscy: wystrzeliі zza wschodniej grani gіadk№ њwiec№, zakrкciі, obniїyі lot i po іagodnym іuku spіyn№і przed dworek. Przypominaі pozbawiony њmigieі, lekko spіaszczony Sikorsky, i moїna by go wzi№ж їa helikopter, gdyby nie absolutna cisza, w jakiej siк poruszaі, i materiaі, z ktуrego byі zbudowany: drewno. Wyjњcie zeс musiaіo siк znajdowaж z drugiej strony: zza pojazdu zaczкli siк wyіaniaж jacyњ ludzie. Z tej odlegіoњci Lopez nie byі w stanie dokіadnie im siк przyjrzeж - choж major zapewne potrafiі policzyж im wіosy na gіowach - lecz widziaі: nie byli zaskoczeni widokiem innych goњci.
(- Wymarzona okazja do dodatkowej weryfikacji - zauwaїyі Lopez. - Ile nam zostaіo?
- Piкж minut.)
Do Ohlena podbiegіo dwуch kilkunastoletnich chіopcуw, chwilк potem starszy mкїczyzna o lekko posiwiaіych wіosach. Czкњж pozostaіych przybyszуw weszіa do dworku, czкњж rozeszіa siк po dolinie; nawet Crueth zaprzestaі њledzenia ich wzrokiem.
Praduiga wyszedі z altanki, podreptaі do grupki skupionej wokуі Ohlena i szarpn№і za ramiк odwrуconego doс tyіem siwego.
(- Wracaj, kretynie!
- A jeњli to jednak mistyfikacja? Jeњli to wszystko kіamstwo?
- Tylko w jednym przypadku mogliby przewidzieж nasze przybycie i to zorganizowaж: jeњli to, co mуwi№ jest prawd№. Dobrze o tym wiesz. Wracaj!
Їelazna logika tego wywodu - ktуry zreszt№ sam przeprowadziі - przyprawiaіa Lopeza o bуl gіowy.)
- Proszк mi powiedzieж - zagadn№і Praduiga siwego w ktуrym to roku umarі Jezus Chrystus? Przepraszam, їe tak...
Siwy popatrzyі pytaj№co na Ohlena, a kiedy z powrotem przeniуsі wzrok na Praduigк, Lopez spostrzegі w nim ten sam matowy bіysk, co w spojrzeniu gospodarza. Kocham ciк, kimkolwiek jesteњ, czіowieku.
- Nie... - jкkn№і Lopez.
(- Wracaj!)
- Proszк, proszк, proszк, proszк... - recytowaі tкpo Celiсski w powietrze.
Praduiga obrуciі siк i pognaі ku altance. W drzwiach zderzyі siк z Ho; sierїant rzuciі siк miкdzy niego a Cruetha, wywracaj№c Lopeza.
- Ho! - krzykn№і major przez gadaіkк.
Sierїant nie zareagowaі. W odlegіoњci kilku metrуw min№і grupkк tubylcуw i biegі dalej - w kierunku lasu. Uruchomiі system mimetyczny: zdawaі siк teraz zawirowaniem powietrza, dїinnerri przemykaj№cym po zielonych pagуrkach rozedrganymi sіupami gor№ca.
- Ho!
Znуw bez odpowiedzi.
Crueth uniуsі rкkк i sierїant zwaliі siк martwy na ziemiк.
- Och, kurwa, kurwa, kurwa - wyszeptaі major. Pokrкciі gіow№, policzyі w myњlach do dziesiкciu i, juї zwykіym gіosem, warkn№і: - Bierzemy go. Lopez, Jan... - Spojrzaі na Celiсskiego i zmieniі zdanie. - Chodџ, Lopez, przeci№gniemy go we dwуjkк.
Podbiegli do trupa sierїanta. Crueth wyі№czyі jego system maskuj№cy. Ujкli ciaіo za ramiona i zaczкli je wlec ku altanie. Gdy mijali siwego, Ohlena i jego dzieci, dobiegіo ich rzucone przez kogoњ pytanie (w jednym z chiсskich dialektуw):
- Wybaczycie nam?
Nie odpowiedzieli. Nie podnieњli wzroku. Uіoїyli zwіoki Ho na њrodku altanki.
(- Dwie minuty.)
Lopez zauwaїyі, їe major jakoњ dziwnie mu siк przygl№da. No tak, pomyњlaі Praduiga, Calver zbzikowaі, Ho zbzikowaі, Janusz teї, to na kogo teraz kolej? Kto pozostaі? Czekali.
-A jeњli... - zacz№і Crueth i urwaі. Praduiga nie spytaі, o co mu chodziіo.
Dzieci Ohlena pobiegіy gdzieњ na poіudnie, siwy i Ohlen ruszyli spacerkiem ku dworkowi. Nikt nie zwracaі uwagi na Staliсczykуw.
- Jak to zaopiniujesz? - spytaі przez gadaіkк major.
- Co?
-Aneksjк tej Ziemi. Twoja decyzja bкdzie przecieї... Rozumiesz.
Praduiga zagapiі siк ciкїko przed siebie.
- Tylko sekundy - mrukn№і major. Wnкtrza dіoni wycieraі nerwowo o pіaszcz, pociіy siк. - Jak myњlisz, co siк staіo z tamtymi Zwiadowcami? Tymi wszystkimi maszynami? Sіowa; musiaі mуwiж. - Dlaczego On tak to zorganizowaі? Dlaczego chciaі, їebyњmy...
-Aaaaaaaaa!!! - rozwrzeszczaі siк Celiсski.
Migniкcie.
Na sekundк przed przerzutem wydaіo siк Praduidze, їe dostrzegі wychodz№c№ z dworku Esslen, zdrow№ i uњmiechniкt№ - ale to nie mogіa byж prawda.
Lustrzana kopuіa. W krysztaіowym њwiecie jej nieskoсczonoњci - tysi№ce odbiж. W nich altanka, trzech mкїczyzn i trup.
Celiсski straciі przytomnoњж.
- Moїe Oni walcz№ ze sob№ - szeptaі Crueth gdzieњ w bok, jakby nie zauwaїyі, їe zostali przerzuceni - Ci Bogowie rуwnolegіych wszechњwiatуw...
- Co to znaczy?! - krzykn№і w pustkк Lopez. - Dunlong!!
- Nie ma powodu do wrzaskуw - odezwaі siк z powietrza gіos Dyrektora Pi№tego Departamentu. - Normalne њrodki ostroїnoњci. Zaraz to zdejmiemy; cholera wie, co mogliњcie przywlec ze sob№. I nie zdziwcie siк: jest druga kopuіa. Ta dolina zostaіa u nas kilkanaњcie lat temu zalana, sztuczne jezioro tu mamy. Musieliњmy zbudowaж keson na dnie. Ho nie їyje?
- Nie їyje.
- Calver?
- Uciekі. - Lopez zerkn№і na Cruetha. - Teї nie їyje.
Dunlong umilkі.
Lustrzane tafle rozsunкіy siк na kilka metrуw. To samo rozproszone њwiatіo, ktуre oњwietlaіo wnкtrze zwierciadlanej њluzy, utrzymywaіo w gіуwnej komorze kesonu irytuj№cy pуіmrok. Cienie, cienie, cienie.
Crueth, milcz№cy, zamyњlony, siedziaі nieruchomo na pozornie sіabym Ohlenowym krzeseіku, wpatruj№c siк w jakiњ odlegіy horyzont zagubiony poњrуd niezliczonych odbiж.
Na platformк przerzutow№ wbiegіo kilku Carterczykуw w peіnym rynsztunku: іup, іup, szmach, szmach; synchroniczny taniec wojny. Praduiga zgrabnym slalomem wymin№і ich wykopuj№c piкtami za siebie syntetyczny piasek; zeskoczyі na podіogк, przekozioіkowaі, omin№і wyі№czonego Cerbera i podbiegі do ustawionych w podkowк urz№dzeс kontrolnych Katapulty, gdzie - jak przypuszczaі - znajduje siк Dunlong. Byі tam. Siedziaі w fotelu i zagapiony w ekrany gryzі cygaro. Ujrzawszy Lopeza, jego twarz - poderwaі siк i rzuciі do ucieczki. Praduiga dopadі go w kilka sekund, pod њcian№ komory.
- Dunlong - dyszaі - zrobisz to, musisz to zrobiж, jesteњ mi to winien...
- Zabierzcie go! Meyer, do diabіa, ty њpisz?! Szlag by to... Zabierzcie go!
Читать дальше