Informacji na temat Zіotej Galery zebranych przez McSonna nie byіo zbyt wiele. Dziкki trzem automatycznym sondom orbituj№cym w bezpiecznej odlegіoњci od statku, zostaі od dokіadnie obfotografowany, wymierzony i zwaїony. Nie wiedziano sk№d przybyі, albowiem pojawiі siк nagle i z caі№ pewnoњci№ nie wyszedі z antykosmosu (teleportacja?). Nie miaі teї їadnego napкdu, a przynajmniej niczego takiego nie byіo widaж. Galera dryfowaіa na obrzeїach ukіadu gwiazdy Altair z prкdkoњci№ piechura, czyli wіaњciwie nie poruszaіa siк. Co do jednego atomu skіadaіa siк ze zіota - і№cznie z їaglami - za co specjaliњci rкczyli gіowami. Owa lampa na szczycie drugiego masztu istotnie byіa miniaturowym sіoсcem zamkniкtym w klatce o ksztaіcie ostrosіupa, cudem nie topi№cej siк. To dzieіo sztuki wykonane byіo њciњle wedіug њredniowiecznych wzorcуw, co, jeњli braж pod uwagк wariant OBCYCH, dawaіo do myњlenia.
W dwadzieњcia cztery godziny po zjawieniu siк Galery, kiedy zawiodіy wszelkie prуby porozumienia siк z jej wіaњcicielami, wysіano dwa desantowce komanda KSZ, ktуre zbliїyіy siк do obiektu na odlegіoњж miliona kilometrуw. Wkrуtce potem z powodu utraty kontaktu z ludџmi, mimo sprawnej і№cznoњci, musiano je zdalnie њci№gn№ж do bazy. Zaіogi їyіy, ale dot№d nie ocknкіy siк z letargu. Z wyj№tkiem jednego czіowieka, ktуry oszalaі. Colloni wіamaі siк do tajnego mуzgu KSZ i wyci№gn№і stamt№d charakterystykк tego pomyleсca. Jedno, co byіo w niej nietypowe, to jego przesadna poboїnoњж. A poza tym byі to czіowiek, jakich miliardy.
Po nieudanym desancie komandosуw sprуbowano szczкњcia z jednostkami bezzaіogowymi. Pomimo najszczerszych chкci docieraіy na odlegіoњж pуі miliona kilometrуw i dalej za cholerк nie poszіy. Mechanizmy odmawiaіy posіuszeсstwa i koniec. Szeњж dni wywiad mкczyі siк z tym diabelstwem, aї wreszcie wybuliі czternaњcie milionуw i zrzuciі sprawк na inne barki. Tak siк zіoїyіo, їe byіy to barki McSonna, ktуre ugiкіy siк pod tym ciкїarem. Siі№ rzeczy spadі on na Colloniego.
Byіo wpуі do drugiej, kiedy Colloni skoсczyі studiowanie dokumentacji. Na samym koсcu znajdowaіa siк informacja, ktуra nadeszіa przed kilkoma minutami. Pochodziіa z sond pilnuj№cych Zіotej Galery. Donosiіy one, iї Galera zwiкkszaіa szybkoњж do czterdziestu piкciu kilometrуw na godzinк.
Nastкpnie Colloni przejrzaі listк poczynaс McSonna i poіowк z wyszczegуlnionych tam punktуw razem z wіasnym komentarzem przebiі na drugie ziarno. Przesіaі je Stadochiemu z rozkazem powtуrzenia tych operacji. Stadochi, ktуry nie miaі pojкcia o istnieniu Zіotej Galery (informacja byіa њciњle tajna) № wiedziaі, їe szef ma kіopoty, nie raczyі siк nawet zdziwiж. Wykonaі polecenie, ale obeszіo siк bez rewelacji. Trzeba przyznaж, iї McSonn zrobiі, co tylko mуgі.
O 15.15 Colloni zdecydowaі siк skonsultowaж z Przyjacielem.
Miskialiatol pojawiі siк wњrуd migotania nieziemskiej mgіy, otoczony szafirowym blaskiem i sieci№ swych siwych, siкgaj№cych ziemi wіosуw. Lњnienie biaіej szaty raziіo oczy. Obіok rozwiaі siк i Miskialiatol uniуsі pomarszczon№ twarz, spojrzaі na zasкpionego Colloniego i smкtnie pokiwaі gіow№, zupeіnie jak McSonn.
- No i powiedz, co ja mam zrobiж? Їadnego punktu zaczepienia; nic, zupeіnie nic! - Colloni rozіoїyі rкce w geњcie bezradnoњci.
Przyjaciel, za poњrednictwem Klejnotu doskonale poinformowany o wszystkim, usiadі w fotelu po drugiej stronie biurka.
- Obejrzyj sobie dokіadnie dziуb Zіotej Galery - . powiedziaі zmкczonym, starczym gіosem. - W tym hologramie zauwaїyіem coњ niepokoj№cego. Niej zawsze mуwiі, їe nie zwracasz uwagi na szczegуіy. Ta rzeџba na przodzie... Jest w niej coњ dziwnego.
Colloni przez chwilк huњtaі siк w fotelu porozumiewaj№c siк z przyjaznymi duszami, wreszcie westchn№і i wywoіaі hologram. Powiкkszyі dziуb i oto na tle ciemnej otchіani bіyszczaіa wielka, zіota rzeџba.
- Niczego ci to nie przypomina?
- Chryste! - Colloni ruchem szybkim jak bіyskawica zgasiі obraz zabezpieczaj№c siк od automatycznego uroku. - To szatan!
- No wіaњnie. - Przyjaciel wstaі. - Jeїeli t№ sprawa naleїy do przeklкtych, to chyba ty wiesz najlepiej co robiж - oњwiadczyі i znikn№і.
Colloni zatarі rкce.
O 17.45 miaі juї gotowy plan.
O 18.08 wydawszy odpowiednie rozkazy wsiadі do strato i odleciaі.
O 19.53 nadeszіa informacja o znacznym przyњpieszeniu Zіotej Galery.
O 20.40 mknкіa ona z prкdkoњci№ 79 tys. km/s. Mknкіa w kierunku Ziemi. O 22.30 do ·budynku Bіogosіawionych Zastкpуw powrуciі arch. Radiwill i rozkazaі natychmiast odnaleџж Colloniego. Poszukiwania nie daіy rezultatu.
O 24.00 szybkoњж Zіotej Galery wynosiіa 134 tys. km/s. Radiwill chodziі i rzucaі kl№twy.
Dzieс drugi
Њrodkowoeuropejski Rezerwat Krajobrazowo - Przyrodniczy byі obszarem doњж znacznym i bez specjalnej mapy trudno byіoby odnaleџж leњniczуwkк, w ktуrej mieszkaі jego nadzorca, niejaki pani Rosen. Przez niedopatrzenie, czy teї zbytni poњpiech, Colloni owej mapy nie zabraі. Oczywiњcie mуgі siк poі№czyж z mуzgiem Zastкpуw, lecz byіoby to rуwnoznaczne ze zlokalizowaniem go przez zastraszonych bіogosіawionych. Do najbliїszego oњrodka miejskiego miaі pуі godziny lotu, ktуra wraz z powrotem dawaіa okr№gі№ godzinк. Kr№ї№c nad rezerwatem Colloni ani myњlaі zawracaж i gіupio traciж' cenne szeњжdziesi№t minut. Wкsz№c za ciepіymi ponad normк punktami w leњnej gіuszy, odpowiednio zaprogramowany autopilot zawiуdі go nad trzy nielegalne ogniska. Poza spіoszeniem turystуw їadnych korzyњci z nocnego szybowania nad puszcz№ Colloni nie wyniуsі. Straciwszy zaufanie do nauki, zawierzyі swojemu instynktowi. Przerzuciі siк na sterowanie rкczne i po dwudziestu minutach bі№dzenia w ciemnoњciach, 01.27 strat miкkko osiadі na maіym l№dowisku poіoїonym tuї przy unosz№cym siк szeњж metrуw nad ziemi№ budynku leњniczego.
Colloni wі№czyі przeraџliwy sygnaі alarmowy swej maszyny, ktуrym zapewne obudziі pуі rezerwatu. Oraz pana Rosena.
Ciemny szeњcian nagle wybuchn№і њwiatіem, z niewidocznych gіoњnikуw wychrypiaіo:
- Co to za wygіupy, do jasnej cholery?
Colloni nie mniej donoњnie wrzasn№і przez tubк powietrzn№ w pokryt№ milionami cieni puszczк:
- Panie Rosen...! Chciaіbym z panem porozmawiaж. Natychmiast.
- A idџ pan do stu diabіуw! Jest wpуі do drugiej w nocy!
- To pilne! Przyleciaіem tu specjalnie z Sydney. Jestem z Bіogosіawionych Zastкpуw.
- Co?
- Z Bіogosіawionych Zastкpуw!
- A... mуgіby siк pan pokazaж?
Colloni їaіuj№c, їe siк nie przebraі, wyszedі ze stratu. Igіy larуw o maіej mocy a szerokim promieniu wyszukaіy go w mroku.
- Pan... pan jest z Zastкpуw? - leњniczy aї siк zachіysn№і.
- Juї mуwiіem! Muszк z panem porozmawiaж. Teraz.
- Eee... ~ - Rosen wyraџnie wahaі siк. - A znak?
Colloni wyci№gn№і z kieszeni plakietkк Zastкpуw. Trzymaі j№ w wyci№gniкtej niczym nie chronionej dіoni i jakoњ nie trafiaі go szlag. To ostatecznie przekonaіo Rosena.
Z budynku opuњciіa siк maіa platforemka i Colloni czym prкdzej na ni№ wbiegі, boj№c siк, їe podejrzliwy leњniczy moїe zmieniж zdanie. Wspaniaіa iluminacja nagle zgasіa i Colloni na uіamek sekundy oњlepі. Zaraz potem mуzg przystosowaі oczy do ciemnoњci i z powrotem do њwiatіa, albowiem platforemka bezgіoњnie wsunкіa siк do wnкtrza leњniczуwki.
Pan Rosen byі wyj№tkowo nieufny i w przedsionku peіnym staroїytnych poroїy czekaі z rdzewiej№cym laserem w dіoniach. Nawet nie staraі siк go skryж, co zreszt№ byіoby trudne z uwagi na rozmiary zabytkowej broni. Zaprowadziі Colloniego do pokoiku peіnego futer wypіowiaіych, jak kurtka bіogosіawionego i usiadі w gікbokim fotelu, wci№ї ze spluw№ w pogotowiu.
Читать дальше