- Witam, witam, Michel. Jak siк spaіo?
Neosatanista sykn№і w odpowiedzi. Miaі ciaіo objкte setkami elektrycznych igieі i kaїda z nich przy zmianie poіoїenia zwiкkszaіa tortury.
- Dobrze, dobrze, poїartowaliњmy sobie, a teraz przyst№pimy do konkretуw. .
Condway taktownie milczaі.
- Wiesz bardzo dobrze, їe twoje їycie jest w moich rкkach. Mogк ciк zabiж w kaїdej chwili i jeszcze mi podziкkuj№. Gdybym ciк teraz na przykіad udusiі, niew№tpliwie dostaіbyњ siк do Piekіa, lecz nie jako diabeі. Muszк ciк zmartwiж, jeszcze nie zszataniaіeњ. Zdajesz sobie sprawк co to dla ciebie znaczy?
Cisza.
- Wieczny trzeci poziom. Nie tego sobie їyczyіeњ szataniej№c przez te wszystkie lata. Na szczкњcie, na szczкњcie dla ciebie, nieoczekiwanie zmiкkіo mi serce. Mogк ciк uratowaж.
- Jak? - wychrypiaі Condway.
- Istnieje coњ takiego jak pokuta, prawda? Oczywiњcie, normalna pokuta juї siк ciebie nie ima. No, ale ja, z nadzwyczajnymi bіogosіawieсstwami papieїa... - Colloni leniwym ruchem wі№czyі oњwietlenie sali pokutnej. - Widzisz te urz№dzenia? Condway nie bacz№c na igіy nerwowo siк rozgl№dn№і. - Przy ich pomocy na pewno zdoіasz odpokutowaж caіe їycie przez kilka godzin.
Michel zadrїaі.
- Nie robiк tego z litoњci. Coњ za coњ. Kiedy juї odpokutujesz ile trzeba, wyњlк ciк na tamten њwiat. Dziкki tym maszynom nie њci№gnie ciк do Piekіa, a przynajmniej nie od razu. Sіuchaj uwaїnie. Zaraz po њmierci pomkniesz do gwiazdy Altair, caі№ drogк wszczepiк ci pod hipnoz№; i w tej okolicy odszukasz pewn№ rzecz, ktуr№ rуwnieї ci wszczepiк. Odszukasz raczej bez trudu, jakli dusza mуgіbyњ odnaleџж mniejsze rzeczy. Zbadasz j№ dokіadnie i dowiesz wszystkiego, co moїliwe. Musisz zd№їyж zrobiж to w ci№gu najwyїej trzech godzin. Jeњli po tym czasie nie wrуcisz i nie przekaїesz informacji moim duszom przyjaznym...
- To co?
- Sіyszaіeњ moїe o kl№twach warunkowych? Zmyњlne przekleсstwa.
- Jako duszy nic mi nie zrobisz.
- Oczywiњcie, jako duszy nie, ale zaіoїywszy teraz warunek ponadczasowy, mуgіbyњ go uaktywniж juї po њmierci. W ten sposуb kl№twa zadziaіa na ciebie - czіowieka, їyj№cego, materialnego i wstecznie wpіynie na ciebie - duszк.
- Gуwno mi zrobi.
- Tak myњlisz?
- Tak myњlк.
- No to wyobraџ sobie, їe tej pokuty nie bкdzie, a raczej nie byіo. Automatycznie њci№ga ciк na trzeci poziom. Anuluj№c pokutк kilka godzin wczeњniej, tobie - czіowiekowi, zmieniam przyszіoњж ciebie - duszy.
- Jak№ mam gwarancjк, їe nie przestroisz kl№twy po wykonaniu przeze mnie zadania?
- Nie masz їadnej gwarancji poza moim sіowem, a wiedz, iї jest to sіowo Bіogosіawionego Przez Њwiat. Wystarczy ci to?
- Wystarczy. Ale...
- Ale?
- Nie rozumiem jak moїe byж uznana pokuta, ktуrej nie pragnie pokutuj№cy.
Colloni uњmiechn№і siк.
- A ty jej nie pragniesz?
Condway otworzyі usta i zaraz zamkn№і je. Wiкcej siк nie odezwaі.
Colloni wyі№czyі tuby powietrzne i sprawdziі jak dalece Condway zszataniaі. Џle. Paskudnie. Michel byі na skraju zszatanienia caіkowitego. Przy najintensywniejszym programie tortur pokuta skoсczy siк o trzeciej nad ranem.
Colloni wі№czyі mуzg kieruj№cy torturami i poszedі spaж. Tui przed zaњniкciem posіaі dusze, by sprawdziіy czy Radiwill jutro zamierza go przeprosiж. Radiwill zamierzaі.
Dzieс ostatni
Dusze obudziіy go 0 2.30. Wzi№і czystkк, przek№siі coњ, pomodliі siк, odebraі kilka zarejestrowanych mgieі z obіudnymi wyrazami wspуіczucia i spіyn№і do sali pokutnej. Automaty i hipnotyzery wykonaіy juї zadanie. Condway bardziej przypominaі androida po жwiczebnej sekcji, niї їywego czіowieka. Wіaњciwie powinien byж nieprzytomny, lecz dziкki swej wierze w szatana, czy teї dumie, byі њwiadom wszystkiego co dziaіo siк wokуі.
Gdy њwiatіa przygasіy, odezwaі siк sіabym gіosem.
- Ty, bіogosіawiony, jesteњ tam?
- O co chodzi?
- Przemyњlaіem sobie, to co mi naopowiadaіeњ i doszedіem do wniosku, їe coњ krкcisz.
- O, ciekawe. - Colloniego wrкcz ogіuszyіa wytrzymaіoњж tego czіowieka.
- O ile wiem, to wszyscy bіogosіawieni posiadaj№ przyjazne dusze i Prcyjaciуі. Czemu ich nie wysіaіeњ do tego cholernego statku?
- Jesteњ dobrze poinformowany. Jeњli chodzi o Przyjaciela, to jest on istot№ materialn№, okresowo bezpostaciow№, zaklкt№ w dany przedmiot, zwykle klejnot. Praktycznie rzecz bior№c, ma takie same szanse dostania siк do Galery jak kaїdy normalny czіowiek. Co do dusz, to їyj№ one ze mn№ niejako w duchowej symbiozie. Wysіanie choжby jednej z nich dalej niї okoіo szeњжdziesi№t dwa kilometry, doprowadziіoby do mojej њmierci. Mуwiк ci to dlatego, bo i tak juї z nikim siк nie porozumiesz. W kaїdym razie zrozumiaіeњ, czemu zawdziкczasz swoje szczкњcie?
Condway wycharczaі coњ w odpowiedzi, ale Colloni pomimo licznych wzmacniaczy nie zrozumiaі z tego ani sіowa. Wzruszyі ramionami i wyі№czyі aparaturк.
Michel Condway umarі szybko, bez jкkуw i dramatycznych scen.
Uњmiech speіzі z twarzy bіogosіawionego; ktуry nagle poczuі siк dziwnie niepewnie. Zakl№і i wyszedі na Sardwaya 2986.
A Condway, nareszcie wolny i bezcielesny; nie czuj№c bуlu, wzniуsі siк pod gwiaџdziste, goњcinne niebo.
Chіodne powietrze przenikaіo go jak dym niewidoczny dla nikogo. Przestrzeс, ktуra go otaczaіa znana mu byіa, jakby od lat nic innego nie robiі tylko obserwowaі kaїde џdџbіo trawy, kaїdy kamieс, kaїdy pagуrek, kaїde drzewo. Gdy zamkn№і oczy, ktуrych juї nie miaі, tak samo dobrze mуgі polatywaж nad ziemi№, znaj№c dіugo wczeњniej drogк, ktуr№ dopiero przebкdzie. Tak samo dobrze mуgі wsіuchiwaж siк w szum nocnej ciszy, gdy nie miaі juї uszu. I zapachy wszelkie kr№ї№ce po przeludnionej planecie czuі powierzchni№ swego ciaіa. Ciaіa, ktуrego nie miaі. Ktуrego nie chciaі mieж.
Zapragn№і odepchn№ж od siebie ten ciкїki, przygniataj№cy umysі њmietnik. Wyprкїyі siк, wysmuklaі, jak orzec gdy pikuje ujrzawszy ofiarк, chкж lotu - szybkiego, piorunuj№cego zmysіy wezbraіa w nim niczym lawa pod wulkanem, a gdy wybuchіa... nagle... gor№cem, chіodem, fontannami barw, jakich nigdy nie widziaіy jego martwe oczy, kaskadami dџwiкkуw, jakich nigdy nie sіyszaіy jego martwe uszy... Wszystkim tym, czego satanista nie zaznaі za swojego przeklкtego їycia... Gdyby mуgі, zaњmiaіby siк, zapіakaі nad wszechњwiatem, co jest tak bezsensowny.
I kiedy tak kr№їyі dookoіa sіoсca, zaledwie w sekundк po њmierci, w jego pamiкж wtargn№і sztuczny, wszczepiony obraz majestatycznej Zіotej Galery. I zamarі Condway w swym taсcu їaіobno - pochwalnym, zamarіo jego serce, ktуre byіo umysіem, ciaіem, myњl№ i wol№, zamarіa caіa dusza neosatanisty Michela Condwaya.
Pokornie, jak p№tnik, stіumiі Condway swe uczucia, co rozszalaіy siк na kilometry wokуі. Jak p№tnik, choж nienawiњж, ktуrej siк uczyі niczym katechizmu przez lata caіe, choж ta nienawiњж paliіa, piekіa go... bch, shaaah, jakїe nienawidziі Colloniego. Nienawidziі, bo odebraі mu szansк zostania szatanem. Nienawidziі, bo upokorzyі go po raz pierwszy od zіoїenia Przysiкgi... upokorzyі i przeїyі. Nienawidziі, bo zmusiі go do zrobienia czegoњ, czego teraz jako dusza... czego baі siк, czego nie chciaі zrobiж! Nienawidziі, bo sprawiі on, iї jest czysty jak poboїny chrzeњcijanin, a nie wieloletni satanista. I wreszcie nienawidziі go za to, їe nienawidziі i nie byі w stanie nic mu zrobiж.
T№ nienawiњci№ przepojony rzuciі siк w њlisk№ drogк do dalekiej gwiazdy. Wiedziaі kiedy, gdzie mrugn№ж chкci№, gdzie pchn№ж niechкci№. Wiedziaі i ta znajomoњж trasy byіa mu tak samo wroga jak Colloni.
Читать дальше