- Pan chciaі o czymњ porozmawiaж - zauwaїyі.
- Owszem. Pуіtora roku temu zіoїyі pan zamуwienie na sprz№tniкcie jednego neosatanisty.
- A tak. I, niech was piekіo, przez ten czas nikt siк nie zjawiі! - waln№і wielgachn№ piкњci№ w porкcz, ktуra niebezpiecznie zaskrzypiaіa. Leњniczy byі maіym, zaaferowanym czіowieczkiem o wielkich dіoniach i ziemistej cerze. Przypominaі oburzonego na wszystkich gnoma. - Jak wy traktujecie klientуw?!
Kolejki do Bіogosіawionych Zastкpуw nigdy siк nie zmniejszaіy i, pcmimo ci№gіych naborуw, Zastкpy byіy w tyle za terminami. Nie nad№їali i juї.
- Panie Rosen... ! - rzekі z wyrzutem Colloni. - Przecieї widzi pan, їe jednak pofatygowaіem siк.
- Za to wam pіacк. Pofatygowaі siк. W њrodku nocy!
- Panie Rosen! - Colloni zd№їyі siк zdenerwowaж. - Nie przyszedіem tu wysіuchiwaж skarg. Albo mi pan pomoїe, albo lecк zaj№ж siк czym innym.
Rosen spojrzaі podejrzliwie.
- Pomoїe? Co pan przez to rozumie?
- No... muszк przecieї wiedzieж, gdzie on siк ukrywa, czy ma jakichњ kolesiуw...
- a... to, to mogк panu powiedzieж - leњniczy uspokoiі siк. Ale... chyba nie bкdzie pan na niego polowaі w nocy...!
- A dlaczego?
- Tego... Wiкc jak pan wyleci st№d na poіudnie, to bкdzie tam taka rzeczka, dalej dolinka, druga rzeczka i strumieс. Poleci pan z biegiem strumienia aї do wzgуrz, przeleci pan na ich drug№ . stronк, tam jest taka duїa polana, zauwaїy pan, to na pуіnocnym kraсcu... tam go najczкњciej widujк.
- Najczкњciej? To znaczy, їe bywa i gdzie indziej?
- No... nie.
- Na pewno jest sam?
- Nikogo innego nie widziaіem: Colloni wstaі.
- Dziкkujк. Postaram siк zawiadomiж pana jak juї wykonam zadanie.
- Mуgіbym wiedzieж ile wyniesie honorarium?
- Honorarium?
- No wіaњnie - Rosen oblizaі wargi.
- Przyњlemy panu ziarno rozliczeniowe.
Leњniczy podrapaі siк w gіowк, wzruszyі ramionami i pod№їyі za bіogosіawionym, ktуry dotarі juї do przedsionka.
- Przepraszam, їe pytam... ale... wy wszyscy chodzicie tak ubrani?
- A tak, wszyscy.
Colloni іagodnie spіyn№і w dуі pozostawiaj№c w jasnym kwadracie zdegustowanego Rosena. Zeskoczyі z platforemki nim jeszcze dotknкіa ziemi i podbiegі do stratu.
Lec№c wedіug wskazуwek leњniczego kilka razy pomyliі drogк, lecz w koсcu dotarі do owej wielkiej polany. Byіa za szeњж trzecia.
Colloni posadziі strat na wschodnim kraсcu polany i bіyskawicznie z niego wyskoczyі. Skryі siк za rozіoїystym dкbem i zza jego pnia obserwowaі maszynк, cich№ i ciemn№. Przeczekaі kilka minut i kazaі duszom spenetrowaж okolicк. Wrуciіy po chwili nie spotykaj№c niczego niepokoj№cego poza zwіokami starego wilkoіaka, nietkniкtymi przez їadne zwierzкta. Colloni wci№gn№і powietrze. Dawaі siк wyczuж nikіy zapach palonego kіasszu. Tak jak mуwiі Rosen pochodziі on z pуіnocnego kraсca polany.
Bіogosіawiony przeїegnaі siк, spryskaі њwiкcon№ wod№ ze srebrnego flakonika, ryzykuj№c wystraszenie neosatanisty, jeїeli ten juї caіkiem zszataniaі. Po czym rozmieњciі wokуі siebie dusze i ruszyі brzegiem lasu na pуіnoc. Wiatr miaі przeciw sobie i wiatr ten niуsі intensywniejsz№ woс kіasszu. Colloni wyci№gn№і rкkojeњж sprawdzaj№c opuszkami palcуw, niejako z przyzwyczajenia, ustawienie poszczegуlnych przeі№cznikуw.
Na miejsce dotarі 0 3.35. Ognisko byіo zgaszone, szaіas na wpуі rozwalony przez ostatni№ burzк, a neosataniњcie najwyraџniej nie chciaіo siк go naprawiaж. Byі to raczej prymitywny i niedoњwiadczony czciciel zіa. Colloni nie natrafiі na їadne kl№twy warunkowe ani bariery. Jedynie grudki starej zakrzepіej krwi noworodka strzegіy szaіasu. Colloni przez lata жwiczonym ruchem њci№gn№і miкњnie lewej dіoni i gdy z kaїdego paznokcia wystrzeliі w ciszy promieс lasera, przeci№і siк on z innymi dokіadnie na grudce krwi. W ten sposуb bіogosіawiony wypaliі sobie drogк i przyskoczyі jak duch do szaіasu.
Ale neosatanista nie daі siк wzi№ж przez zaskoczenie. Wyczoіgaі siк z drugiej strony kupy gaікzi i chrustu i ze starodawnym, lecz niew№tpliwie skutecznym miotaczem skryі siк za powalonym pniem. Colloni zd№їyі jeszcze skierowaж palcowy laser, ale spaliі tylko korк z tego pnia. Satanista natomiast od razu puњciі dіug№ seriк. Las zahuczaі.
W tej samej nanosekundzie wegetatywny ukіad nerwowy Colloniego przej№і funkcje ukіadуw obwodowego i oњrodkowego, i mуzg, ktуry w poіowie byі maszyn№ sprawiі, iї bіogosіawiony zmieniі siк w automat. Przeci№їaj№c miкњnie i krwiobieg Colloni wykonaі kilkanaњcie niewyobraїalnie szybkich ruchуw. Dziesiкж pociskуw zdolnych zmieњж z powierzchni ziemi dwudziestowieczny bunkier pomknкіo wprost na bіogosіawionego i kaїdy z nich trafiі w neutralizuj№ce ostrze Miecza, ktуry za przyciњniкciem odpowiedniego opalu momentalnie rozіoїyі siк na dіugoњж dziewiкжdziesiкciu dwu centymetrуw. Њwietliste rykoszety ze њwistem zniknкіy w ciemnoњciach puszczy.
Colloni, wykorzystuj№c chwilowy spokуj, zіoїyі Miecz i skoczyі za pieс. Kopniкciem odrzuciі nakierowywany na siebie miotacz i chwyciі za gardіo neosatanistк. Ten, wydaj№c potкpieсcze wycie, obnaїyі zкby i prуbowaі ugryџж bіogosіawionego, rуwnoczeњnie kopi№c, drapi№c dіugimi, ostrymi paznokciami i miotaj№c siк szaleсczo w uњcisku Colloniego, ktуry spi№і miкњnie woru skуrno - miкњniowego poіoїonego przed nadgarstkiem, pod koњci№ i na moment rozwieraj№c praw№ dіoс chwyciі wyskakuj№cy sztylet. Њcisn№і go mocno i w efekcie ostrze bardzo malowniczo rozgrzaіo siк do czerwonoњci tuї przed oczyma neosatanisty. Jeniec uspokoiі siк nieco. .
Colloni wyci№gn№і z kieszeni srebrny flakonik i jednym ruchem spryskaі satanistк. Wiкzieс rykn№і straszliwie, wyprкїyі siк jak struna, a zaraz potem dziwnie zwiotczaі i zzieleniaі. Bezwіadnie osun№і siк na ziemiк. Bіogosіawiony wisz№c w tym jakiњ podstкp poczekaі aї dusze przyjazne z caі№ pewnoњci№ stwierdz№, iї jeniec jest nieprzytomny. Potem wsun№і sztylet do wora i spojrzaі na paznokieж. Byіa 3.50. Pochyliі siк i zbadawszy neosatanistк orzekі, їe ten jeszcze nie zszataniaі.
Colloni nie widziaі wiкc potrzeby dalszego tracenia siі. Wyprostowaі siк i uporz№dkowaі swуj umysі. Piekielny bуl miкњni, ktуry dopiero teraz do niego dotarі, zwaliі go z nуg.
Byі juї dzieс, kiedy Colloni podniуsі siк z mokrej trawy. Po dіuїszych akcjach zdarzaіo siк, їe okres rekonwalescencji trwaі i kilka dni. Bіogosіawiony przeci№gn№і siк i nakazaі Przyjacielowi przyprowadziж strat. Dziesiкж sekund pуџniej maszyna osiadіa metr od Colloniego. Zwi№zaі on satanistк i wrzuciі do tylnego przedziaіu. Ignoruj№c pal№ce siк od kilku godzin њwiatіo natychmiastowej і№cznoњci wystartowaі wgniataj№c№ w fotel њwiec№. Nie zadaі sobie trudu wі№czenia klimatyzacji pomimo odoru, jakim zatruwaі atmosferк niedoszіy diabeі.
O 11.16 kontroler ruchu sіuїbowych stratуw z jego dziaіu, ujrzawszy go wywlekaj№cego z maszyny satanistк, zdкbiaі, zakrztusiі siк katan№ a potem odwrуciі siк i pognaі gdzieњ jak szalony. Colloni wzruszyі ramionami, przywoіaі towarow№ platformк, rzuciі na ni№ wiкџnia, wpisaі w pilota docelowe pomieszczenie i nie przejmuj№c siк juї wind№ poszedі coњ przek№siж. Od dwudziestu godzin nie miaі nic w ustach.
Radiwill dopadі go, gdy koсczyі posiіek.
- Colloni...! - zawoіaі z groџb№ w gіosie. - Ja duїo wytrzymujк. Wytrzymaіem twoje konszachty z Obcymi, wytrzymaіem zabуjstwo Gwiazdy Przewodniej, wytrzymaіem niesubordynacjк podczas akcji w Piekle, wytrzymaіem twoje tajne kl№twy, ale tego ci nie darujк. Odbieram ci tк sprawк i przywileje. Tym razem przesadziіeњ.
Читать дальше