Adaś złapał wujka za rękę i zaciągnął go do pokoju po przeciwnej stronie korytarza.
Stanęli tam za przymkniętymi drzwiami.
- Idą.
- Kto?
- Oni.
Adaś starał się nawet oddychać jak najciszej.
*
Przeszedł korytarzem wiatr. Trzasnęły drzwi i okna. Potem rozległ się tupot wielu par ciężkich butów. TUP-ŁUP, TUP-ŁUP, coraz bliżej. Oni wpadli do pokoju opuszczonego przed chwilą przez Adasia i wujka. Adaś przyciskał ucho do drzwi. Słyszał wyraźnie, jak tam po drugiej stronie korytarza wszystko łamią, rozbijają, rozdzierają, wywracają, tłuką, dziurawią, niszczą. Potem wybiegli z powrotem. TUP-ŁUP, TUP-ŁUP. I cisza.
*
- Szukają nas - powiedział wujek.
- Mam czapeczkę - powiedział Adaś. - Mam Amerykę. - Spojrzał raz jeszcze w dłoń. -
Mam Pióro.
Wujek uklęknął. Objął Adasia.
- Mnie i tak dopadną. Sam się dopadnę. Ale ty uciekaj! Nigdy go nie pokonasz. Nawet go tu nie znajdziesz. Ta Wieża ma nad nami dziesiątki pięter. A Wroniec jest zawsze na tym jednym piętrze wyżej. Nie przedostaniesz się przez wszystkich Bubeków, Milipantów, Tajniaków i Enesy. Proszę cię.
Adaś wyrwał się wujkowi. Podszedł do ściany. Przygryzł język i czarnym Piórem naskrobał na ścianie:
WRONIEC
KONIEC
*
Ściana się rozpękła na pół i ujrzeli za nią Wrońca.
***
Wroniec unosił się na zimnym wietrze pośrodku otwartej na mrok sali. Zasłaniał
chmury i Księżyc. Noc najciemniejsza rozpościerała się ze skrzydeł Wrońca, milion czarnych piór nad miastem.
Bubeki i panowie zakruczeni przynosili Wrońcowi Papiery i Dokumenty. Wroniec obracał łeb z morderczym dziobem i łypał ślepiem martwym. Bubeki i panowie zakruczeni klękali przed nim, a on dziobał ich w serce. Odchodzili jeszcze bardziej zwrońcowani.
Przez ogromne puste okna nieustannie wlatywały i wylatywały korowody kruków.
Wirowały tumany czarnych piór i białych płatków śniegu.
Wroniec obracał się na wietrze. Wyglądał to na wschód, to na zachód. Przy jednym z okien stała na trójnogu gruba Luneta.
RA! RA! RRRA! Ogłuszające krakanie nie ustawało tu ani na moment.
*
Adaś wyskoczył ze ściany i pobiegł na Wrońca. Spomiędzy palców świeciła mu Ameryka.
Wroniec znów obrócił się na wietrze. Zakrakał i przelatujące przez salę kruki w mig otoczyły go gęstą chmurą.
Bubeki nastroszyły pióra.
*
Ukryty przed blaskiem Ameryki Dolarowej Wroniec poszybował na wietrze dalej od Adasia. Jeszcze moment i wyfrunie z Wieży
- Nie! - krzyknął Adaś. - To jest Koniec! Nie ucieknie Wroniec!
I podniósł wyżej Amerykę.
*
Panom zakruczonym pojaśniały garnitury. W ustach wyrosły im cygara, na palcach -
złote pierścienie. Bubekom na głowach pióra zmieniały się w Dolary. Szeleściły już Bankowo.
Lecz kruki zasłaniające Wrońca przed złotym światłem Ameryki same się nie Amerykanizowały. One bez przerwy wlatywały i wylatywały z Wieży. Korowód czarny przez
to okno, korowód czarny przez tamto okno. Wymieniały się tak w pędzie w straży Wrońcowej. I żadnego kruka nie obłyszczała Ameryka dłużej niż chwilę.
*
Za to Bubeki Zdolarowały się do reszty.
Obstąpiły wkoło Wrońca.
- Cinkciu-cinkciu!
Uniosły ręce szponiaste, chciwe. Nastroszyły Dolary.
- Cinkciu! Cinkciu!
*
Wroniec wzbił się pod sufit, rozwarł dziób.
- TY! - zakrakał na Adasia z chmury kruczej. - TY! PRECZ!
- Nie pójdę! Oddaj mi tatę! Oddaj mamę! I siostrzyczkę! I -
- SYN!
Wroniec poznał Adasia.
*
- WYDZIOBIĘ CI OCZY!
Adaś tylko podszedł bliżej Wrońca.
- WYDZIOBIĘ CI SERCE!
Adaś podszedł jeszcze bliżej.
- WYDZIOBIĘ CI DUSZĘ!
Adaś zaświecił Ameryką prosto w czarne ślepia Wrońca.
*
Bubeki Zdolarowane tańczyły wkoło Wrońca.
- Cinkciu! Cinkciu! Cinkciu!
*
Wroniec zasłaniał się przed Ameryką Adasia krukami, zasłaniał się swoim skrzydłem wielkim.
- GŁUPCZE! I CO UCZYNISZ? SPÓJRZ!
Wskazał pazurem na Lunetę.
Adaś ostrożnie przytknął oko do okularu Lunety. Luneta została nacelowana na miasto po drugiej stronie rzeki. MOMO ścierało się tam z Pozycjonistami wokół Maszyny-Szarzyny.
W nocne niebo eksplodowały Kolory uwalniane z Elektroniki.
*
- NIE TAM! DO GÓRY!
Adaś nakierował Lunetę wzwyż.
I zobaczył wyraźnie w świetle Księżyca tę chmurę ciemną, która zakrywała całe
wschodnie niebo. W chmurze kotłowały się miliony kruków.
A między nimi - dziesiątki, setki Wrońców.
- BĘDZIE NASTĘPNY. I NASTĘPNY. I NASTĘPNY. ZAWSZE NASTĘPNY!
*
Bubeki Zdolarowane tańczyły wkoło Wrońca.
- Cinkciu! Cinkciu! Cinkciu!
*
Adaś popatrzył na Wrońca zapędzonego przez Bubeki i Amerykę w kąt.
- Ale ty - zawołał piskliwie - ty się boisz! Puść ich! Bo jak nie...
- WRÓCĄ! I TY TEŻ WRÓCISZ!
Adaś nie rozumiał.
- Wcale nie chcemy wracać. Zostaw nas w spokoju. Po coś porywał tatę?
Wroniec kłapnął dziobem.
- ICH ZABIERAM SAM.
*
Dlaczego po tatę przyleciał Wroniec? Tata był zbyt niebezpieczny dla Wrońca. Ale co tata robił? Co takiego o tacie zdradził wujek Kazek?
Tata pisał na maszynie. Przychodzili do niego panowie brodaci i kłócili się o to, co tata napisał. Prosili go i pisał. Dziękowali mu i pisał. Zabierali napisane, wynosili, ukrywali. Przed Wrońcem. Tego Wroniec bał się najbardziej. To czary najwyższe, największa potęga.
Adaś wyjął spod piżamki kartki, na których napisał swoje zaklęcia. Przeczytał. Przecież nie były mu już potrzebne na papierze. Zrozumiał.
*
- Bajki zawsze kończą się dobrze - powiedział cicho.
- BAJKI KOŃCZĄ SIĘ SMUTNO.
Adaś zobaczył, że Ameryka już ledwo mruga. Panowie zakruczeni się niecierpliwili. A kruków przybywało.
*
Bubeki Zdolarowane tańczyły wkoło Wrońca.
- Cinkciu! Cinkciu! Cinkciu!
*
- A jeśli przyrzeknę, że nigdy-nigdy-przenigdy niczego więcej już nie napiszę?
- TO JEST SILNIEJSZE.
- A jeśli -
- NAPRAWDĘ TAK CHCESZ?
- Nie rób tego! - zawołał zza rozłamanej ściany wujek Kazek.
RA! RA! RRRA!
*
- Ale puścisz tatę i mamę i siostrzyczkę! I wszystko będzie jak przedtem! Zostawisz nas w spokoju.
Wroniec patrzył na Adasia z wysokości, z wnętrza chmury kruków złych. Patrzył
lodowato, paraliżująco, wrońcowato.
- OPUŚCISZ TE KRAINY. NIKT CI JUŻ NIE DA WIARY. CHOĆBYŚ MÓWIŁ I MÓWIŁ, PISAŁ I PISAŁ. TY TEŻ NIE UWIERZYSZ. BĘDĄ CIĘ NUDZIĆ.
WYŚMIEJESZ POTWORY I CUDA I TAJEMNICE. SŁOWA BĘDĄ, BRZMIAŁY JAK
SŁOWA. PRZEJRZYSZ JE NA WYLOT. NIC INNEGO SIĘ ZA NIMI NIE KRYJE, TYLKO RZECZY. BĘDĄ CIĘ NUDZIĆ. OPUŚCISZ TE KRAINY I NIGDY NIE
POWRÓCISZ.
*
- Dobrze.
Adaś podarł kartki zapisane. Wyrzucił Pióro.
- Nie rób tego!
*
- Cinkciu! Cinkciu! Cinkciu! Cinkciu! Cinkciu!
*
- CHODŹ TUTAJ!
Wroniec zawisł nad Adasiem na zimnym wietrze. Rozłożył skrzydła. Czerń krucza zawinęła się wokół chłopca. Tysiące ptaszysk krążyły szaleńczo dokoła. Pióra. Dzioby.
Szpony.
Ale dla Adasia nie było już świata poza Wrońcem. Mroźne, cuchnące zgnilizną podmuchy strąciły czapeczkę z głowy chłopca. Zacisnął dłoń na gasnącej Ameryce i zrobił
ostatni krok.
Wroniec uniósł łeb ciężki, wzniósł dziób jak kilof - i wbił go sobie w pierś. Z serca Wrońca popłynęła na sztywne pióra krew gęsta, czarna, gruzłowata. Kapała z wysokości wielkimi kroplami.
Читать дальше