*
Ale nie minęła chwila i Wroniacy wyskoczyli na ulicę za nimi.
Adaś wyprzedzał pana Betona. Podbiegał i odbiegał. Pan Jan nie nadążał. Ledwo łapał
dech.
- Ufff. Zmykaj, mały. Ukryj się.
- Ale -
- Już!
- Ale -
- Znajdę cię! - I popchnął chłopca.
Adaś posłuchał pana Betona.
*
Przebiegł przez skrzyżowanie. Wpadł w bramę starej kamienicy. Gdzie tu się ukryć?
Zobaczył oko w ciemnej szczelinie. Ktoś wyglądał z mieszkania przez uchylone drzwi. Lecz przed Adasiem prędko je zatrzasnął. Adaś wspiął się po schodach piętro wyżej. Zapukał. (Nie sięgał do dzwonka). We wnętrzu mieszkania chodzili i mówili, tupali i szeptali. Lecz nie otworzyli. Jeszcze piętro wyżej. Zakręcił, przecisnął się przez niedomknięte drzwi strychu.
Wdrapał się po krzywej drabinie, wypełzł na dach i tu schował się za kominem.
Zza tego komina wyjrzał ostrożnie na ulicę przed Domem Ptasznika.
*
Pan Beton nie uciekał. Łapał oddech, zgięty wpół. Ręce oparł na kolanach. Czapka całkiem spadła mu z łysiny. Falowały sumiaste wąsy Dopadło go dwóch panów zakruczonych. Złapał ich za kołnierze i cisnął precz.
Pojechali po śniegu aż pod pomnik Ptasznika.
Na to cofnęli się panowie w szarych garniturach. Wystąpili Milipanci. Wyjęli Pały Było ich dziesięciu, piętnastu, dwudziestu. Wciąż przybywało. Pojawiali się kolejni po obu stronach ulicy. Otaczali pana Jana.
*
Pan Beton zrzucił kurtkę. Podwinął rękawy swetra. Zacisnął wielkie dłonie w pięści.
Pierwszy szereg Milipantów popędził ze wzniesionymi Pałami.
Pan Beton złapał betonowy chodnik i potrząsnął, jakby strzepywał koc. Wzdłuż ulicy poszła betonowa fala. TRKRKRKRKRKRK! Płyty strzelały z chodnika jak korki. Fala rozrzuciła Milipantów na wszystkie strony.
Drugi szereg Milipantów popędził ze wzniesionymi Pałami.
Pan Beton rozdarł asfalt jezdni i Milipanci zapadli się w szczelinę.
Trzeci szereg Milipantów popędził ze wzniesionymi Palami.
Pan Beton wyrwał latarnię i zmiótł nią Milipantów jak kijem hokejowym.
*
Skoczyły na pana Betona Bubeki szponiaste, o ślepiach zimnych, niewolących.
Skoczyła Suka stalowa i Szpicel szpicorożny. Pan Beton tylko pufnął spod wąsa. Przebił Sukę szpicem Szpicla i cisnął ich w Bubeków. Gruchnęli wszyscy razem w ścianę Domu Ptasznika.
Posypały się na nich sople i zaspy śniegu.
- Temi ręcami!!! - zahurgotał gromko pan Beton. Nawet Adaś u góry na dachu go usłyszał.
*
Wyłomotał się na ulicę Złomot okrutny. Pan Beton złapał jego Tarczę betonową i Tarcza rozmiękła mu w dłoniach jak guma do żucia. Wcisnął ją Złomotowi na łeb, na ramiona, na Pały sześciokrotne - i Złomot uwiązł w niej niczym w dybach.
Ale zaraz rozpędził się od nowa. Żeby staranować pana Be tona. Pan Beton tupnął i żelazna stopa Złomota zapadła się w głęboką dziurę w asfalcie.
Złomot stanął. Przechylił się. I tak już zamarł w przechyle. Tylko dyszał pod niebo czarnymi spalinami.
*
Na ulicy po lewej zgromadziło się tymczasem MOMO zaciężne: w Pancerzach, w Hełmach, z Tarczami z plastiku. Adaś próbował policzyć zasadzone w równych rzędach Hełmy. Było ich zbyt wiele.
Naraz Milipanci uderzyli w Tarcze, aż zahuczało.
- Pała! Pała! Pała! Pała!
I ruszyli.
Pan Beton cofnął się pod pomnik Ptasznika. Czarna opaska zsunęła mu się z czoła.
Poczerwieniały po całym tym wysiłku, sapał już chrapliwie. Pot zalewał mu oko.
Adaś zacisnął mocno dłonie na krawędzi komina.
*
RRRUBUDUM! Grzmot przetoczył się ulicą. MOMO nieprzeliczone starło się z panem Betonem. Pan Beton całkiem zniknął Adasiowi za falą pancernych Milipantów.
Przez moment nic się nie działo. Tylko Milipanci Pałowali, Pałowali, Pałowali, Pałowali.
A potem kamienny Ptasznik zadygotał, zachwiał się - i runął na MOMO.
Pan Beton wyłonił się z tumanu pyłu na kupie gruzu. Wiązał zdobyczne Pały w supły i łamał na kolanie Tarcze.
Nikt nie pokona pana Betona! Adaś mało nie wyskoczył zza komina. Bambilion procent normy!
*
Druga armia MOMO gotowała się do szturmu. Wzniosła już Pały - i wtem zatrzymała się.
Pan Beton otarł twarz rękawem, spojrzał w górę. Nad Domem Ptasznika zebrała się przez ten czas chmura kruków większa od Domu. Nie wybiła jeszcze Godzina, ale ptaszyska miały swoje rozkazy.
Skłębiły się w czarny wir i spikowały na pana Jana.
Pan Beton zdążył tylko osłonić dłonią jedyne oko.
*
RA! RA! RA! Przeraźliwe krakanie niosło się ponad miastem. Adaś skulił się za kominem. Zatkał uszy, zamknął oczy.
Nikt nie pokona pana Betona, powtarzał sobie. Nikt nie pokona pana Betona. Nikt nie pokona.
*
Kiedy ponownie wyjrzał zza komina, na śniegu przed zgruchotanym Ptasznikiem
pozostała tylko kupa betonowego gruzu i pyłu i kilka strzępów ubrania pana Jana. Kruki odlatywały, unosząc do czarcich kotłów świeże ochłapy mięsa.
*
Noc opadła na kraj Wrony.
W oddali wyły Suki.
***
A
daś siedział pod kominem. Podciągnął nogi pod brodę. Zacisnął powieki. Kołysał się z boku na bok i mamrotał słowa bez sensu. Kto wie, jak długo by tam tak tkwił. Ale zazgrzytała klapa i na dach wydźwignął się szaroniebieski Miłypan. Zobaczył Adasia i od razu wyrwał
zza pasa Pałę.
- A, tu się schował Element!
*
Adaś ocknął się, poderwał na nogi. Miłypan biegł na niego z Pałą. Chłopiec sięgnął po Przepustkę. Miłypan nawet na nią nie zerknął, biegł dalej. Był tuż, tuż.
Adaś wyjął z kieszeni Amerykę.
Miłypan poślizgnął się, zachybotał. Ameryka świeciła mu w oczy złotem i zielenią.
Stanął i uśmiechnął się do niej głupawo.
Spojrzał na Pałę. Wypuścił ją z palców. Zdjął Hełm. Odpiął Pas. Mundur w świetle Ameryki mienił się innymi barwami. Zmieniał krój. Wydłużył nogawki spodni, skrócił
rękawy kurtki. Zaślepionemu Ameryką Milipantowi urosły bardzo długie włosy. Wyrosły baki. Wykwitły na policzkach rumieńce.
Wcisnął dłonie głęboko w kieszenie spodni. Zaczął też poruszać energicznie szczęką, jak gdyby żuł gumę.
- Zawsze marzyłem, żeby zostać badylarzem.
Zamerykanizowany Miłypan odszedł, pogwizdując i podskakując do rytmu.
*
Adaś schował Amerykę. Nie mógł patrzeć na miejsce śmierci pana Betona, przeszedł na drugą stronę dachu. Stąd widział ciemny zarys wielkiej Wieży Wrońca, szare światła w jej wysokich oknach. Księżyc wychylał okrąglutką głowę spomiędzy chmur. Śnieg srebrzył się na dachach miasta.
Nie żyje, powtarzał sobie Adaś. Pan Jan nie żyje. I babcia nie żyje. I wujek - wujka nie ma, zaczarował go Wroniec. Wroniec zabrał siostrzyczkę. I tatę. I, i, i -
Nie będę płakał.
Zimny wiatr musnął policzek Adasia. Jakby niewidzialna dłoń chciała wytrzeć mu
buzię.
Coś zagrzechotało za nadbudówką. Adaś schylił się, wyjrzał zza blaszanego wywietrznika. Nad dachem przefrunął Puchacz. Nie zobaczył Adasia. Kryła go akurat ciemna blacha.
Adaś kucnął na krawędzi dachu. Wiatr wył i dzwonił w rynnie. Między chmurami błysnęła gwiazdka. Druga, trzecia. Światła w oknach odległych domów zapalały się i gasły.
*
Adaś aż zmarszczył czoło. Przypomniał sobie słowa pana Jana. Starą fotografię na jego regale. Przypomniał sobie słowa pana Oporniejszego.
I jak spadła w mieszkaniu pana Betona Książka Telefoniczna.
I jak ciężarówka Wojaków, zamiast przejechać pana Betona, stanęła wtem na środku jezdni.
Читать дальше