*
Znów spróbowała złapać Adasia. Chłopiec się jej wywinął.
- Dlaczego nie możemy uwolnić taty?! - wołał rozżalony. - Dlaczego? Pan Beton by pomógł!
- Wracaj tutaj!
Umknął we mgłę.
*
Po chwili Adaś przystanął. Popatrzył za siebie, w biel. Zaraz zrobiło mu się smutno i głupio. Pomyślał, że poszuka księdza. Bo może się ksiądz zgubił. Poprosił U-Lotkę i U-Lotka poniosła go w górę - byle ponad mgłę, nie wyżej.
Zimne, białe słońce świeciło z zimnego, szarego nieba. Wszystkie ulice zaczopowała poranna mgła. Adaś w ogóle nie potrafił rozpoznać kształtu miasta. Z mgły wystawały tylko szpice Szpiclów i betonowa Wieża Wrońca. Szpiclów było więcej tu w okolicy. Adaś spróbował policzyć ich anteny. Z tej strony, i z tej, i z tamtej, i jeszcze tu - jakby się umówili, żeby stanąć wkoło.
Na słabym wietrze U-Lotka poniosła Adasia trochę w bok. Obrócił się w powietrzu.
Czarna chmura na wschodzie wisiała bliżej, niżej. Mgła pulsowała tam biało i szaro.
Maszyna-Szarzyna pracuje dzień i noc. Adaś obrócił się z powrotem. RAAA! Kruki pędziły już na niego całym stadem. Krzyknął, przerażony, i U-Lotka spikowała we mgłę. Spadli pomiędzy dachy.
*
Adaś wylądował na zupełnie innej ulicy. Znowu się zgubi! Dlaczego to się przytrafia akurat jemu? To niesprawiedliwe! Z rozżalenia, strachu i gniewu chciało mu się płakać.
Przecież wszystko już było dobrze! Już by z Pozycjonistami i panem Betonem pokonali Wrońca i uwolnili tatę i wujka. I mama pewnie też by wyzdrowiała. Prawda? I skończyłoby się wszystko ładnie i szczęśliwie. Więc czemu uciekają w popsutej warszawie? Czemu siedzą w jakimś zaułku i czekają nie wiadomo na co? Znowu sami, sami, sami - aż tupał - no czemu?
A on teraz jeszcze zgubi się we mgle. Głupi, głupi Adaś! Chciało mu się płakać.
*
Pobiegł w lewo. Pobiegł w prawo. Gdy słyszał krakanie, zamierał, przywierał do ściany.
Na tle śniegu i mgły przesuwały się szare sylwety. Przechodnie? Milipanci? Wojacy-Wroniacy? Szpicle? Wyciszone, rozmazane na szaro-biało miasto to było miejsce ze snu, gdy
boli brzuch i zbiera się na wymioty.
Zadzwonił metal, zaskrzypiała oś. Mleczarz, pomyślał Adaś. Pobiegł za dźwiękiem.
Trafił na skrzyżowanie i rozpoznał róg budynku. Rozpoznał wystającą zza niego maskę stara. Tutaj!
Wybiegł zza rogu. Rozstąpiła się przed nim mgła.
*
Siostrzyczka musiała się wymknąć babci: stała przed warszawą, zadzierając główkę. Z
wrażenia wypadł jej z buzi nowy smoczek. Szeroko otwarte oczka wpatrywały się w monstrum. Wyciągała ku niemu rączkę.
Przed siostrzyczką stał Złomot. Adaś wiedział, że to Złomot, bo nazwę wypisano na jego Hełmie. Tylko brakowało w niej drugiej i szóstej litery. Złomot był wielki jak kombajn Bizon. Miał sześć rąk, a w każdej ogromną Pałę. Miał rękę siódmą, w niej trzymał
prostokątną Tarczę. Tarczą była betonowa płyta - taka, z jakiej robotnicy budują bloki na osiedlu Adasia. Ręce i nogi Złomota zrobiono z elementów maszyn mechanizacji rolnictwa.
(Adaś znał je z popołudniowych programów w telewizorze). Kończyny Złomota poruszały ścięgna sznurka do snopowiązałek. Kanciasty korpus pochodził chyba z ciągnika Ursus.
Okrywały go pancerze i ochraniacze na barki i nogi z karoserii trabantów, syrenek i polonezów. Kulisty Hełm Złomota wykonano z kotła pieca hutniczego. Wystawały spod niego szeregi zębów glebogryzarki.
Złomot nic nie mówił. Tylko skrzypiał i pobrzękiwał, dzwonił metalicznie. Buchały mu spod pancerzy trujące spaliny, parował mu spod butów śnieg. (Buty to były gumiaki z opon traktorów, na podeszwach z rozżarzonego żelaza).
*
Adaś przełknął ślinę. Pan Beton, pomyślał. Nie ma pana Betona. Ratunku!
Złomot poruszył ramieniem - uniosła się nad siostrzyczką Adasia wielgachna Pała.
Siostrzyczka wsunęła kciuk do buzi.
Adaś rzucił się na Złomota. Kopnął go w stopę, uderzył w nogę. Zapiszczał z bólu, bo stłukł sobie palce.
Złomot zwrócił się ku Adasiowi.
Adaś poślizgnął się na roztopionym wokół Zlomota śniegu. Siedział w kałuży i patrzył, jak wznoszą się nad nim cztery Pały, a betonowa Tarcza przesłania pół nieba.
Rzygnęły czarne spaliny. Nawinęły się sznurki do snopowiązałek. Zazgrzytały blachy.
Asfalt topił się pod butami Złomota. Już po Adasiu.
*
ŁUP! ŁUP, ŁUP, ŁUP! Pały waliły naokoło. Chłopiec odskakiwał w tę i we w tę.
Obsypały go odłamki, ochlapało błoto. Nic nie widział. Rzucił się przed siebie. Kaszlał i pluł.
Za nim łomotał Złomot.
Mgła rzedła prędko. Nie ucieknie Adaś przed Złomotem. Pobiegł schować się za stara.
Złomot Spałował stara na złom. Pobiegł schować się za róg budynku. Złomot skruszył ćwierć budynku w gruz. Pobiegł do bramy naprzeciwko. Złomot cisnął Tarczą i zmiażdżył bramę razem z frontem domu, zanim Adaś zdążył się w nim skryć. Nie ucieknie przed Złomotem.
*
Zawołał błagalnie do U-Lotki. U-Lotka poszybowała wzwyż. Złomot młócił Palami powietrze. Pały mijały Adasia o włos. Adaś fruwał wokół Złomota jak przerażony motylek, w zygzakach i zawijasach. Bo jeśli U-Lotka uniesie go precz od Złomota, to Złomot zaraz wróci do siostrzyczki Adasia i babci. I co wtedy? Więc nie może ich zostawić.
FFUP! FFUP, FFUP, FFUP! Pały świszczały naokoło Adasia. Adaś zahaczył nogawką piżamki o ząb Złomota. Zamachał w panice i capnął za stalowy Hełm-łeb.
Złomot zakręcił się wkoło. Piżamka wysunęła się ze spodni Adasia jeszcze dalej, przedziurawił ją ząb glebogryzarki. Adaś został przyszpilony do Złomota - jak motyl.
*
Złomot usiłował strącić z siebie Adasia. Wywijał łbem na wszystkie strony.
Podskakiwał. Obracał się, schylał i prostował. Ale Adaś trzymał się mocno, a U-Lotka czyniła go lekkim jak piórko.
Złomot sapał spalinami, zgrzytał blachami. Z bezsilnej furii rozgrzał się tak, że kipiały z niego obłoki pary.
Napatoczył mu się pod buciory maluch z jednym reflektorem. To zdeptał jednookiego malucha. Wpadł na latarnię. I już po latarni. Wpadł na kiosk. Nie ma kiosku. Huknął w wielki portret Wrony. Wrona padła. Dalej biegła linia telefoniczna. I Złomot łup w słup. Zaplątał się w druty Puchacze-Słuchacze krążyły wokół, wystraszone. Złomot wywijał Pałami na oślep.
Druty zsupłały mu się ze sznurkami do snopowiązałek. TRACH! - poleciało jedno ramię z Pałą. TRRRACH! - poleciało drugie ramię z Pałą.
A Adaś trzymał się mocno.
*
Złomotowi zostały cztery ręce z Pałami, i ta z Tarczą. Zaczął walić się nimi po łbie, to znaczy w Adasia. Adaś uskakiwał i polatywał naokoło na uwięzi piżamki.
Złomot Pałował się coraz wścieklej. Wgniótł sobie lewy bark. Oberwał sobie pół
szczęki. Pojawiło się MOMO i Suki i gruba Sikawka. Złomot nic już nie widział. Stratował
MOMO. Nadepnął na ogon Suki. Wywrócił Sikawkę. Sikawka psiknęła cienką strugą na czarci kocioł Wojaków-Wroniaków. Wojacy się rozeźlili. Kracząc i wywijając karabinami,
rzucili się na Sikawkę i Złomota. Ten tratował także Wojaków.
Adasiowi pękła nogawka piżamki. Ale nie puścił Złomota. Nie wiedział zupełnie, co się dzieje. Tylko z całych sił trzymał się stalowego Hełmu.
*
Złomot rozpędził się i huknął w mur fabryczny. Adaś nie puścił. Mur ustał. Złomot ustał. Coś mu w sercu maszynowym zagwizdało, ale ustał.
Łomotnął się w łeb Tarczą. Adaś zjechał na kark Złomota. Złomot łomotnął się po raz drugi. I trzeci. Tarcza pękła, pękł łeb. Buchnęły z niego czarne dymy i czerwone płomienie.
Читать дальше