Miał ptasie szpony.
- To Bubek - szepnął pan Jan. - Uciekajcie!
*
Miłypan wyprężył się przed Bubekiem.
- Posterunkowy melduje zatrzymanych okazanie rozporządzenia papragaf ustawa polecenia ale Dokumenty! Dokumenty! Dokumenty!
- No, pokażcie te Dokumenty - zaskrzeczał Bubek. A do Adasia uśmiechnął się ptasio. -
Nie bójcie się, tylko zerrrknę.
- To Bubek - szepnął pan Jan. - Kłamie.
Adaś wysunął głowę zza pana Betona.
- Bardzo przepraszam, czy pan jest Bubekiem?
- Oczywiście, że nie - odparł Bubek i nastroszył pióra.
- Uciekajcie! - zahurgotał pan Jan.
*
Złapał Milipanta wpół i wbił go w mur.
Bubek rozłożył ramiona jak skrzydła. Komisariat Zajęczał głośno. Przygasły żarówki. Z
cieni wylazły ciemne stwory bez twarzy.
Babcia chwyciła Adasia za rękę i pobiegli do schodów. Pan Beton, sapiąc, truchtał za nimi.
Ściany zaciskały się wokół nich. Potęga Pałowania była tak wielka, że w momentach ciemności korytarz zmieniał zupełnie kierunek. Supłał się w nowe zakręty. Plątał
uciekinierom drogę.
*
Pan Beton dobiegi do zakrętu i z rozpędu rozgarnął rękoma ścianę na boki.
- Tędy!
Przebiegli przez puste Biuro. Pan Beton ponownie rozdarł ścianę. Wypadli na inny korytarz. Babcia wskazała schody. Wspięli się do wyjścia. Tam stało dwóch Milipantów.
- Pała! Pała! Pała! Pała!
Komisariat Zajęczał przeciągle. Milipanci rzucili się Pałować babcię i Adasia.
*
Po dwóch krokach zaplątały się im nogi albo potknęli się o coś. Łubudu, zwalili się w dół schodów, Milipant na Milipancie, Pała na Pale.
Pan Jan dał susa ponad nimi.
- Szybko!
Komisariat Jęczał, żarówki rozjarzały się i gasły. A z każdym oddechem ciemności przywołane przez Bubeka stwory bez twarzy były coraz bliżej.
Obudziła się siostrzyczka. Zapłakała głośno. Babcia wsunęła jej do buzi smoczek.
*
Na ulicy przed Komisariatem zaalarmowane Suki strzygły uszami, kręciły łbami. Ich ślepia - okrągłe reflektory zaciągnięte brudnym bielmem - strzelały wokoło wiązkami światła.
Pan Jan wyjrzał na zewnątrz. Cofnął się na widok Suk.
- Tędy nie damy rady.
Milipanci wybiegali z sal i korytarzy.
Pan Beton zerwał z siebie kurtkę.
- Tylko mi się nie zgub, mały.
*
Stanął na środku holu Komisariatu MOMO.
- Temi ręcami! - ryknął. - Temi ręcami!
Schylił się jak biegacz na starcie i wbił wielkie dłonie w podłogę. Poczerwieniał. Wydął
policzki. Napiął mięśnie. Adaś wstrzymał oddech. Milion procent normy!, pomyślał.
Pan Beton pufnął, sapnął, zahurgotał - i zawinął całą podłogę, razem z kratami, szafami, telefonami, Dokumentami i rozpędzonymi Milipantami.
Budynek Komisariatu Jęknął po raz ostatni, po czym zamilkł. Zgasły wszystkie żarówki.
*
Ściana, spod której pan Jan wyszarpnął podłogę, zawaliła się. Pan Jan porwał Adasia pod pachę i przeskoczył przez rumowisko do sąsiedniego budynku. Było to jakieś archiwum albo biblioteka. Adaś widział w półmroku tylko półki pełne papierowych teczek.
Pan Beton przebił się przez następne dwie ściany. Wypadli na ciemne podwórze.
- Pan poczeka na babcię!
- Uff, uff, uff.
W mroku nad zaśnieżonym drzewem zalśniły dwa kółka. Puchacz-Słuchacz otworzył
oczy.
*
- Szanowna pani, uff, wybaczy, uff, to już nie te lata.
- Nic się panu nie stało, panie Stanisławie?
- Kiedyś to, uff, cegła do cegły, ściana do ściany -
- Babciu, babciu, bo nas dogonią!
- Mały ma rację, trza zasuwać.
- Pan mnie postawi, proszę pana!
- Uff.
*
Wybiegli na ulicę rozkopaną przez Roboty Drogowe. Roboty stały nieruchomo pod grubymi kożuchami śniegu.
Obeszli rozkopy naokoło.
A za nimi już:
- Pała! Pała! Pała! Pała!
Milipanci wypadli na ulicę i popędzili prosto na Adasia, pana Jana i babcię.
Powywracali się na przykrytych śniegiem wykopach i potoczyli do rowu, Miłypan na Milipancie, Pała na Pale.
Adaś wskazał bramę w ogrodzeniu po lewej. Za bramą zaczynał się park. W parku nigdy nie było żadnych świateł. W lecie sypiali tam pijacy W zimie na głównej alejce parku dzieci urządzały sobie ślizgawkę. Teraz wszystko zaprószył śnieg.
Adaś pobiegł między drzewa, zamachał na babcię i pana Jana.
A za nimi już:
- Pała! Pała! Pała! Pała!
Milipanci wpadli do parku i popędzili prosto na Adasia, pana Jana i babcię.
Powywracali się na ślizgawce i pojechali po lodzie, Miłypan na Milipancie, Pała na Pale.
*
Pan Jan zatrzymał się po drugiej stronie parku. Dyszał głośno. Babcia go uciszała.
- Zgubiliśmy ich! - szepnęła, wyglądając zza pnia.
Nasłuchiwali. Szumiały drzewa. Siostrzyczka ssała smoczek. Babcia przykryła dłonią jej buzię. Gdzieś zaskrzypiał śnieg. Pękła zmarzlina.
Było tak ciemno, że nie mogli widzieć ruchu cieni między cieniami. Dopiero gdy długie ramię sięgnęło z ciemności i zaczęło dusić babcię, poderwali się z krzykiem.
*
Pan Beton wyrwał babcię z uścisku potwora, pociągnął Adasia.
- Enesy! - syknął. - Chodu!
Były to kreatury wezwane przez Bubeka. Wyłaniały się z cienia i rozpływały w cieniu.
Nie miały twarzy, tylko plamy zmieniającej kształty szarości. Coś zamiast nosa, coś zamiast oczu, coś zamiast ust. Podobne i niepodobne. Wszystkie wyglądały tak samo, to znaczy nijako. Nie pozostawiały na śniegu śladów. Nie wydawały dźwięków.
- Do światła! - sapał pan Jan.
Ale w świetle nas zobaczą, pomyślał zrozpaczony Adaś. Puchacze, Szpicle, Podwójni Agenci, Tajniaki.
Dokąd uciec? W mieście Wrony, nocą.
*
Przebiegli przez postój taksówek, na którym nie było żadnych taksówek. Przebiegli przez plac z łysymi oponami, gdzie umierają samochody. Przebiegli przez ulicę z pompą wodną, pompa obmarzła lśniącym pagórkiem lodu. Na końcu ulicy Wojacy-Wroniacy stali wkoło czarciego kotła, wdychali dym.
Zawrócili.
Enes sięgnął z cienia. Złapał pana Jana za kostkę. Pan Jan wdeptał Enesa w asfalt.
- Zagonią nas, uff, na amen.
Babcia się przeżegnała.
- Posłuchajcie!
Adaś uniósł głowę.
Ummmmmmm, ummmmmmmnmmm. Ciche echo płynęło ponad miastem.
*
Musieli przejść na drugą stronę dwupasmówki. Po dwupasmówce jechały pancerne wozy i ciężarówki pełne Wojaków-Wroniaków.
Enesy cofnęły się na moment poza światło latarni.
- Damy radę.
Pan Beton potarł ramiona, pufnął spod wąsów. Na Komisariacie MOMO stracił kurtkę, musiało mu być zimno. Spoglądał w lewo, w prawo, w lewo. Czapka uszanka zjechała na bok łysej głowy.
Ciężarówki z żołnierzami sunęły bez przerwy, zionąc trującym dymem.
- To za drugim skrzyżowaniem. Byle -
RAAA!
Czarne ptaszyska opadły babcię i siostrzyczkę.
Wybiła Godzina Kruka.
*
Pan Beton złapał siostrzyczkę Adasia pod pachę, kruki znad babci przegonił czapką i rzucił się przed ciężarówkę, na drugą stronę drogi. Ciężarówka niespodziewanie zawyła, zarzęziła i stanęła. Babcia pociągnęła Adasia za panem Janem. Klaksony buczały za nimi przeciągle.
Wbiegli w kolejną pustą ulicę. Enesy wyskakiwały z ciemnych bram, spod
zaparkowanych samochodów, z okien piwnicznych, zza rogów. Pan Beton wgniatał je w beton. Kruki spadały z nocnego nieba. Pan Beton odpędzał je znad głów Adasia i babci.
I brakło już mu ręki, żeby osłaniać własną głowę. Wielki kruk wbił pazury w skronie pana Jana i wydziobał mu oko.
Читать дальше