Adaś z wielkim przejęciem naciskał klawisze. TATA. Wkręcił drugą kartkę. MAMA. I trzecią. SJOSTRA. I czwartą. BABCJA. I piątą. WUJEK. Pomyślał i wkręcił kolejną. PAN
BETON.
Zmęczył się.
*
Zadzwonił środkowy telefon.
Adaś podniósł słuchawkę.
- Zgodnie z papragafem numer numer numer ustęp ustęp bukwa bukwa bum cyk-cyk potwarzysz Wroniec przysyła po zgłoszonego nieletniego - powiedział telefon. - Gdzie wyżej wymieniony się znajduje?
- Nie ma go - powiedział Adaś.
- Halo? Kto mówi? Numer numer!
- Adaś - powiedział Adaś i odłożył słuchawkę.
*
Zabrał kartki. Spróbował raz jeszcze otworzyć drzwi na korytarz. Zamknięte.
Pobiegł do Gabinetu Członka. Nie było w nim drugich drzwi. Okna wychodziły na plac z pomnikiem Ptasznika.
Adaś podszedł do dziury po Członku, naciągnął mocniej czapeczkę i skoczył w ciemność.
***
P
rzeleciał przez dwa całkiem ciemne piętra. Przeleciał przez salę pełną szaf z pożółkłymi Dokumentami. Przeleciał przez Biuro Pieczątkowe, gdzie stu Urzędników waliło do rytmu wielkimi Pięczątkami. Przeleciał przez magazyn brzydkich portretów i brzydkich posągów. Przeleciał przez las czerwonych flag. Przeleciał przez mroczne cmentarzysko biurek, krzeseł i maszyn. Przeleciał przez chmury dymu tytoniowego. Przeleciał przez chmury kurzu. Wprost z chmur spadł w podziemny tunel.
Ostatni metr Adaś opadał już spokojnie i łagodnie. Stanąwszy na nogach, podziękował
U-Lotce. Zapiął kurteczkę. W tunelu wionęło zimne powietrze.
Adaś mógł pójść w lewo, mógł pójść w prawo. Nie wiedział, w którą stronę wycofał się Członek. Po lewej było jaśniej, poszedł więc tam.
*
Światło pochodziło z kolejnej dziury w suficie. Adaś zadarł głowę. Tam nad nim ciągnęły się inne sale i Gabinety.
Szedł dalej. Buty grzęzły mu w miękkim materiale. Tunel z dołu, z boków i od góry
wyłożono grubą warstwą Gazet. Na nich, na czarno-białych ziarnistych fotografiach brzydcy panowie w szarych garniturach mówili do mikrofonów albo ściskali się niedźwiedzio. Tłustą czcionką wydrukowano tytuły z bardzo długich słów.
Cielsko Członka zgniotło, potargało, wymieszało Gazety, wprasowało je w ściany tunelu.
Tunel zakręcał w tę i we w tę. Dziury w górze pojawiały się to częściej, to rzadziej.
Potem przez długi czas nie było żadnych dziur. Potem znowu jedna. Potem tunel rozdwoił się.
Gazety po lewej zaszeleściły jak trawa poruszona wiatrem. Adaś poszedł w lewo.
*
- Co ty tu robisz, chłopcze?
- Oj! Zgubiłem się.
- Nie bój się.
Pan z białymi opornikami w siwych włosach i brwiach wyciągnął do Adasia rękę. Adaś zawahał się.
- Pan jest Oporny, prawda?
- Psst! Ja jestem Oporniejszy!
Adaś zajrzał w tunel za panem Oporniejszym.
- Co pan tu robi?
Pozycjonista przyłożył palec do warg.
- Psst, psst! Nic nie robię, mnie tu nie ma.
- Aha.
*
Pan Oporniejszy bez przerwy rozglądał się na wszystkie strony. Mrużył oczy, nasłuchiwał.
- Nie widziałeś czegoś podejrzanego?
- Czego, proszę pana?
Pozycjonista szarpnął się za oporniki.
- Wyczuwam Tajniaka - szepnął, nachyliwszy się do Adasia.
- Tajniaka?
- Tajniaka nie zobaczysz, Tajniaka nie usłyszysz. Jest, ale jakby go nie było. Istnieje, ale Tajnie. Rozumiesz, chłopcze? Nie możesz powiedzieć: „tu jest Tajniak”, i nie możesz powiedzieć: „tu nie ma Tajniaka”. Cień na ścianie, kamyk potrącony, odbite echo - to może być tylko cień, kamyk, echo. Ale może - Tajniak! Adaś zamyślił się głęboko.
- To jak on je, proszę pana? Jak on mówi?
- Tajnie! - szepnął pan Oporniejszy. - Zapominasz kanapkę, gubisz jabłko - może kot je porwał, a może nie. To właśnie zjadł Tajniak! Wroniec patrzy na mapę - może tak akurat zostawił ją rozwiniętą, a może to Tajniak daje mu wskazówkę. Właśnie tak Tajniak mówi!
Tak donosi!
Adaś zadrżał.
- To jak się ochronić przed Tajniakami?
- Nie można! Nie można!
*
Pan Oporniejszy cofnął się o trzy dziury. Tam podniósł Adasia i podrzucił do pomieszczenia nad tunelem. Adaś chciał pomóc wspiąć się także Pozycjoniście. Ale ten tylko pokręcił przecząco głową i podążył tunelem w swoją stronę.
Adaś znajdował się w sali przygotowanej do Uroczystości. Teraz nie było tu nikogo.
Lecz zawieszono już portrety, transparenty, flagi, ustawiono popiersia. Dziura dla Członka wycięta została w parkiecie za mównicą.
Adaś podbiegł do drzwi. Podskoczył do klamki. Otwarte. Wysunął głowę. Puste korytarze. Był w szkole.
*
Wyszedł ze szkoły przez niedomknięte okienko w szatni. Brudna para buchająca z Baru Mlecznego płynęła nad szarą uliczką. Adasiowi zaburczało w brzuchu.
Ktoś właśnie wychodził z Baru. Adaś wsunął się do jego wnętrza. Było tu okropnie gorąco. Oblał go pot. Biała mgła zamazywała sylwetki klientów i pań za ladą. Poruszali się powoli, brodzili w ciepłym mleku. Niczym Buka z krainy Muminków. Nikt nic nie mówił. Ci, co jedli - mlaskali. Panie za ladą - dzwoniły blaszanymi naczyniami.
Dopiero teraz Adaś pomyślał, że przecież nie ma Pieniędzy. Nie kupi jedzenia.
*
- Szukasz szukasz kogoś kogoś, synku synku? - spytał, spytał pan w kożuchu, który jadł, jadł kluski z cukrem.
Adaś stanął jak wmurowany. Mleko zalało mu buty.
- No co, no co się się tak tak gapisz gapisz?
- Pan jest podwójny!
- Co co?!
Adaś uciekł na ulicę.
*
Przeszedł pół przecznicy, obejrzał się za siebie i zobaczył, że pan w kożuchu idzie, idzie za nim. Adaś zaczął biec. Pan w kożuchu biegł, biegł także. Prędko doścignął, doścignął
Adasia.
Złapał, złapał go za kołnierz i pociągnął, pociągnął za budkę z piwem. Adaś był tak przerażony, że nie mógł wydać z siebie głosu.
- Kto kto ci ci nagadał nagadał?! - warczał, warczał pan w kożuchu i tarmosił, tarmosił
Adasia, aż chłopcu czapeczka spadła w śnieg. - Mów mów!
Adaś chciał sięgnąć po U-Lotkę - może by go uniosła w niebo, uratowała. Ale pan w kożuchu wykręcił, wykręcił ręce Adasia. Adaś krzyknął z bólu.
- Gadaj gadaj, bo bo -
Naraz pan sam się uniósł, uniósł w powietrze. Pisnął, pisnął cienko i gruchnął, gruchnął
w metalowe kubły.
- Uff - sapnął pan Beton.
*
Adaś rzucił się w objęcia pana Betona. Pan Jan uniósł go ze śmiechem.
- No dobrze, mały, dobrze.
- Bo ja się zgubiłem i, i pana nie było i Czołgi i, i panie w Kolejce powiedziały, a pan z U-Lotkami i, i, i Maszyna i pan Członek -
- Cśśś. Chodźmy stąd, zanim nas MOMO zwinie.
- A moja czapka!
*
Pan Jan miał rację: MOMO pojawiło się w głębi ulicy w wielkiej sile. Przechodnie zawracali. Maszyna-Szarzyna tu jeszcze nie dotarła, nie wszyscy ludzie byli tak szarzy.
MOMO wyłapywało dla Maszyny co bardziej Kolorowych.
Adaś szybko przebierał nogami.
- A jak pan mnie znalazł?
- To długa historia - odburknął pan Jan.
- A Cinkciarze - powiedzieli panu, co z tatą? Co z mamą?
- A niech to, odcięli nam drogę!
Z przeciwnej strony nadciągało MOMO goniące grupę Pangłowców. Pangłowcy mieli na głowach wielkie czuby, gwiazdy, płomienie, korony, drzewa i fontanny. A wszystkie tak Kolorowe jak z obrazka w bajce.
Milipanci pędzili za nimi z wyciągniętymi Pałami. Nie mogli patrzeć wprost na Kolor: mrużyli powieki, odwracali wzrok, osłaniali oczy.
Читать дальше