- Proszę pana! Niech mnie pan nie zostawia!
*
Zgubili się.
Znowu ktoś przebiegł i trącił Adasia. Adaś padł w błoto i uderzył się boleśnie o krawężnik. Nic nie widział, tylko łzy. Chciał ponownie zawołać pana Jana, ale łzy chyba spłynęły mu do gardła, bo zakrztusił się całkiem.
Został sam w kłębach GAZ-u, sam w mieście i sam na świecie.
W głębinie chmur-brzuchów GAZ-u zaryczały Czołgi.
*
Adaś znał ich ryk z telewizora. Poderwał się i pobiegł przed siebie, byle dalej od Czołgów. Przewracał się i podpierał rękoma.
Słyszał jęki ludzi trawionych przez GAZ. Wyobrażał sobie w przerażeniu, jak to wygląda. Lepkie jęzory GAZ-u ogarniają ofiarę - ofiara je wdycha, ofiara je połyka - GAZ
rozpuszcza nieszczęsnego przechodnia razem z ubraniem. Ta szarość w powietrzu to właśnie szarzy przechodnie: połknięci i przetrawieni przez GAZ do GAZ-owej postaci. Cały GAZ
składa się z trupich smug.
Adaś z krzykiem strącał i odklejał od siebie wilgotne macki.
*
Biegł bardzo długo. A przynajmniej tak mu się wydawało: że biegnie i biegnie i biegnie.
Nie spostrzegł nawet, że wybiegł z GAZ-u, bo dalej łzawiły mu oczy. Po raz kolejny przewrócił się i potłukł, i pozostał tak na dłużej skulony pod murem, bo zabrakło mu tchu.
Nie słyszał już Czołgów. Wtedy dopiero przejrzał na oczy.
Siedział wcale nie pod murem, lecz pod tylną ścianą kiosku Ruchu. Po drugiej stronie ulicy stary cieć zdzierał ze ściany kamienicy wyblakłe plakaty. Dziewczynka prowadziła na smyczy jamnika. Przejechał koński zaprzęg węglarza. Nikt nie zwracał uwagi na Adasia. Nie padał już śnieg. Nie było GAZ-u.
*
Adaś pomyślał: Muszę znaleźć pana Betona.
Jak ma znaleźć pana Betona? Nie wróci po niego w GAZ. Nie wróci do domu. Tam czekają Szpicle i sąsiad podwójny. Mógłby wrócić do pana Rumcajsa. Ale musiałby przejść znowu na piechotę do osiedla. Bał się bardzo, że nie trafi. Zgubi się po drodze między płacami budowy i po Godzinie Kruka ptaki Wrońca wydziobią mu oczy (Nie będę płakał, powiedział sobie. Nie będę, nie będę już płakał).
Ale przypomniał sobie, że pan Jan ma wrócić do Cinkciarzy po Cynk. Trzeba więc tylko odszukać wysoki budynek PRZEZORNY. I tak odnajdzie pana Jana!
*
Adaś był teraz przemoczony i ubrudzony błotem. Zobaczył swoje odbicie w szybie nieczynnego sklepu: szare.
Dreptał przy ścianie. Rączką we włóczkowej rękawiczce ciągnął po szorstkim tynku.
Rozglądał się za wysokimi budynkami.
Zdawało mu się, że wszystkie kruki na dachach obracają za nim łepkami.
Ta stalowa igła między kominami - to antena radiowa czy szpic Szpicla?
*
Zza zakrętu wyszedł wprost na Adasia Miłypan. Adaś czmychnął w pierwszą bramę i wpadł na Kolejkę do Sklepu.
- Pantuniestał!
Adasia odrzuciło, jakby bruk wierzgnął mu pod nogami.
- Pantuniestał!
I znowu odskoczył dalej wzdłuż Kolejki.
- Pantuniestał!
- Pantuniestał!
- Pantuniestał! Pantuniestał!
- Pantuniestał!
Zatrzymał się dopiero za ostatnią panią z torbami.
- Pamiętaj, za kim Stoisz.
Adaś kiwnął głową. Chciał się tylko skryć przed Milipantem. Pani z torbami stanowiła dobrą osłonę. Mogłoby się za nią schować pięcioro dzieci.
*
Miłypan musiał już dawno ich minąć. Adaś chciał wyjść z Kolejki - lecz jego nogi się nie poruszyły. Stopy nie odrywały się od ziemi.
- Oj.
Wszyscy Stacze tkwili tak w Kolejce, przytwierdzeni do swojego w niej miejsca.
Poruszali głowami, poruszali rękami, ale jeśli nie poruszała się Kolejka - nie poruszali nogami.
*
- Proszę pani, proszę pani! - Adaś pociągnął za rękaw panią z torbami. - Niech mnie to puści!
- Trzymaj swoje miejsce, dziecko. Przyjdzie mama, to cię zastąpi.
- Ale ja nie chcę tu stać!
Pani z torbami zaśmiała się smutno.
- Nikt nie chce Stać w Kolejce. Ale Stoimy całe życie.
*
Mieli parasole na wypadek deszczu i śniegu. Mieli torby z jedzeniem i piciem. Sypiali na stojąco. Pod ścianą po prawej, przed bramą, widział szereg pokurczonych, przysypanych śniegiem figur. Byli to Stacze, którzy zakończyli życie w Kolejce. Wyrwano ich po śmierci z Kolejki razem z płytami chodnikowymi i korzeniami, które zapuścili poprzez płyty w głąb ziemi. Korzenie rozchodziły się oddzielnie od każdej stopy. Adaś rozwiązał lewy bucik i spróbował wyjąć z bucika nogę. Też mu się nie udało.
Stacze mieli stopy dwakroć większe od zwykłych stóp. I dłuższe ręce obciążone torbami. Stali w milczeniu. Czasami tylko przekazywali sobie półszeptem tajemne hasło lub zaklęcie. Okręcali wtedy w miejscu tułów, nie obracając głowy, i mówili za siebie. Kolejka szumiała jak drzewa w lesie.
- Proszę pani, proszę pani, a co tu sprzedają?
- Przecież widzisz, że Sklep jest zamknięty.
To prawda, Sklep przyznawał już na szyldzie: SPAŁEM.
*
Adaś stracił nadzieję. Chciał usiąść. To też mu się nie powiodło, skoro nie mógł
oderwać stóp od ziemi. Tylko poleciał w przód, na panią z torbami.
Okręciła się oburzona. Ale zobaczyła minę chłopca i serce jej zmiękło.
- Nie bój się. Stój prosto. - Wydobyła z głębin torby chustkę i wytarła buzię Adasia. -
Gdzieś ty się tak ubrudził?
Więc Adaś opowiedział o GAZ-ie, a potem o panu Betonie, a potem o mamie i tacie i Wrońcu. I tak, pociągając nosem, opowiedział wszystko.
Kolejka przekazała sobie opowieść Adasia, szemrząc i pomrukując. Stacze poruszyli się jak choiny pod wichrem.
*
Następnie w drugą stronę od Stacza do Stacza powędrowały do Adasia rozmaite rady.
Ostatnia pani z torbami powtarzała je Adasiowi.
- Musisz wrócić do rodziny, do wujka, do cioci.
I:
- Pan Bóg opiekuje się dziećmi. Gdzie twoja parafia, twój proboszcz?
I:
- Dziecko drogie, nie ma innej rady, tylko trzeba z tą sprawą iść do Członka. Członek zna, kogo trzeba! Członek Napisze! Członek wykona Telefon!
I:
- Uciekaj na wieś, na wieś, na wieś. Na wsi zawsze bezpieczniej.
Tak opowiadali mu, szeleszcząc torbami, klekocząc parasolkami i łopocząc płaszczami.
Znowu zaczął padać śnieg. Ulicą za bramą przejechały wyjące samochody Adaś zastanawiał się, która to już jest godzina.
Stoi i Stoi. I Stoi. I Stoi. Będzie Stał do końca świata. Nigdy nie zobaczy mamy, taty, babci. Nie odnajdzie go tu pan Beton. Urosną Adasiowi wielkie stopy, zapuści korzenie.
Zwiesił głowę.
*
Nie zobaczył więc nowego pana z siatkami. Pan szedł wzdłuż Kolejki.
- Kto Stoi ostatni?
Pani z torbami trąciła łokciem Adasia.
- Ja jestem ostatni! - pisnął Adaś.
- To ja będę Stał za tobą.
Adaś złapał pana za rękaw.
- Ale to pana miejsce! Proszę!
Pan z siatkami spojrzał na Adasia podejrzliwie.
- Odstępujesz mi swoje miejsce?
- Tak! - Adaś poruszył lewą nogą. Bucik z głośnym chrupnięciem oderwał się od betonu. - Tak. Pantustał!
Kolejka zaszumiała.
- Ontustał.
- Ontustał.
- Ontustał.
Adaś oderwał drugą stopę. Wyskoczył z Kolejki. Pan z siatkami zajął jego miejsce.
Adaś czym prędzej wybiegł na ulicę.
Kolejka zakołysała się na pożegnanie.
***
P
rzeszedł dwie przecznice. Był za mały, zawsze coś zasłaniało mu widok. Zakręcił raz i drugi. Nie potrafił wypatrzeć budynku PRZEZORNEGO.
Postanowił zapytać o drogę przechodnia. Ale wszyscy byli tak szarzy, że Adaś nie rozumiał, co w odpowiedzi mamroczą pod nosem. Coś o ziemniakach, Kartkach, Talonach i papierze toaletowym. Nie patrzyli na Adasia, tylko głębiej wtapiali się w szare mury.
Читать дальше